Archiwum bloga

sobota, 28 maja 2022

Twarze mieleckiego Sztetla -Ita Irena - Ostatnia Mielecka Żydówka

 

„ Od urodzenia jestem obywatelką miasta Mielca, pochodzenia izraelickiego” 1.

Irena Buś (Ita Weissman)

 

Pamięci Pini i Mojżesza Weissmanów, ich dzieci Ity Weissman - Ireny Buś i Sendera Weissmana, Tomasza Busia, męża Ity, obywateli miasta Mielca.



                                                    Ita Weissman (Irena Buś)

 


                                                Tomasz Buś



Można byłoby określić tę historię mianem nadzwyczajnie pięknej  historii miłosnej.

Można byłoby, gdyby  nie wojenne okoliczności. Do wojennych okoliczności przymiotnik „piękna” nie pasuje. Ale może to tylko nam się tak wydaje? W zbiorach fotografii po mojej Babci, znalazłam zdjęcie z dedykacją, która wprawiła mnie w zdumienie: Kochanej Tereni na pamiątkę mile spędzonych dni  podczas wojny Hanka T., Mielec, 11. II. 1946.

Moje zdumienie wynika z głębokiego przekonania, że podczas wojny zdarzać się mogły tylko niemiłe chwile.

A przecież to nie tak. Przecież były chwile, kiedy ludzie próbowali żyć normalnie.  Nawet wtedy kiedy byli już w gettach. Kiedy kochali, kiedy się pobierali, kiedy rodziły się dzieci, kiedy tańczyli i śpiewali, kiedy próbowali obchodzić szabas i inne żydowskie święta.

 Może to właśnie oddech śmierci towarzyszący zakochanym, świadomość tego, że na miłość mogą mieć bardzo mało czasu, sprawiał, że ta miłość była jeszcze piękniejsza, jeszcze silniejsza, jeszcze bardziej świadoma?

Bez wątpienia dźwigali ciężar, którego my znający wojnę  wyłącznie z książek, filmów i telewizji, nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić.  Nie było im łatwo, ani w czasie wojny, ani po wojnie.  Czy powojenne życie w Polsce dla żydowskiej dziewczyny, jej polskiego męża i ich dzieci mogło być łatwe? Nie było takim.

 

Można  zaryzykować stwierdzenie, że gdyby nie wojna, ta miłość nie znalazłaby nigdy spełnienia.

Rodzice dziewczyny, ortodoksyjni Żydzi, nie wyraziliby zgody na jej ślub z gojem, a gdyby zrobiła to wbrew ich woli, przestałaby nie tylko być ich córką. Dla nich – byłaby zmarłą. Czy tak mogło się zdarzyć? Tego nie wiemy, ale jest to bardzo prawdopodobne.

„ Żydzi i Polacy, choć byli sąsiadami, byli daleko, daleko od siebie. Między nimi była przepaść nie do pokonania. Obie grupy różniły się niemal wszystkim: ubiorem, zwyczajami, wiarą, językiem i kuchnią. Jeśli,  jak się to zdarzało, żydowska dziewczyna zakochiwała się w Polaku, jej rodzina uważała ją za martwą i siadała w Shivie (żałobie)” 2 .

  Taki  fragment można znaleźć w Mieleckiej Księdze Pamięci, zbiorze wspomnień dotyczącym miasta, który powstał po II wojnie światowej.

Można byłoby nazwać  tę historię nadzwyczajnie piękną, gdyby żydowskiej dziewczynie przez resztę jej życia nie towarzyszyła  wojenna trauma, a jej dzieci:  Aleksander, Kazimierz i Grażyna mogły wychowywać się, mając u boku żydowską część swojej rodziny. Mogłyby bez przeszkód budować również swoją żydowską tożsamość.

 Ale wojenne historie  zazwyczaj nie miały szczęśliwych zakończeń.

            Jest  rok 1928. Mielec, małe galicyjskie miasteczko, w dużej części zamieszkane jest przez Żydów.

„ W przyszłości nazwa naszego rodzinnego miasta, Mielec, może zostać zapomniana. Dla tych z nas, którzy tam dorastali, Mielec był jednak miastem, w którym się urodziliśmy i gdzie wychowywali nas nasi rodzice – i był miastem, które musieliśmy opuścić z przyczyn niezależnych od nas, z powodu trudności gospodarczych, wojny i uprzedzeń. Mielec był miastem o licznej populacji Żydów i o aktywnej, postępowej młodzieży. W mieście znajdowało się wiele szkół, domów kultu religijnego, jak i instytucji obywatelskich, obsługujących Mielec, a także okoliczne wioski i miasteczka ” 3.

 Sztetl. Jest tu synagoga, jest mykwa, jest rytualna rzeźnia, domy modlitwy, żydowski cmentarz, jest  oczywiście gmina żydowska.

„ To prawda, miasto było biedne i prowincjonalne, ale to było nasze miasto. Tam kochaliśmy i byliśmy kochani – z tego powodu byliśmy gotowi bronić naszego miasta przed niechęcią” 4.

  Spróbujmy przenieść się do Mielca sprzed kilkudziesięciu lat.

Jak w każdym galicyjskim sztetlu dniem odpoczynku był szabas. Wtedy to mielecki Żyd zapominał o swoich kłopotach. Nadchodziła sobota – królowa tygodnia.  Słowo szabat oznacza – odpoczywać, ustać, obserwować. Tak też było w żydowskich domach. Płonęły szabasowe świece zapalane przez kobiety. Można było odpocząć. Tańczyć i śpiewać. W świetle świec szabasowych długobrodzi mężczyźni poruszali się wolno po okręgu. Mieli zamknięte oczy, a głowy podnosili do nieba. Pójście do synagogi było wielkim świętem. Kobiety wyjmowały z szaf najlepsze jedwabne suknie, ubierały całą posiadaną biżuterię, na ich czołach można było zobaczyć paski haftowane perłami. Zewsząd było słychać Shabbat Shalom (dobrego szabasu).

Codzienny dzień wyglądał inaczej. Żydzi mieleccy musieli ciężko zarabiać na chleb. Większość zaczynała swój dzień bardzo wcześnie, wtedy kiedy jeszcze było ciemno.

Rynek mielecki i przylegające ulice zamieszkują głównie Żydzi. Ci bogatsi mieszkają w samym Rynku, ci biedniejsi  jak wspomina to M. Keit w Mieleckiej Księdze Pamięci, rzemieślnicy, robotnicy fizyczni i ludzie bez  żadnego źródła utrzymania, tłoczyli się  w mniejszych domach  na błotnistych uliczkach miasta.

Goje – jak przez Żydów określani są Polacy, mieszkają  przeważnie na peryferiach miasta.

„ Ludność polska żyła na obrzeżach miasta, w małych domkach z ogrodami warzywnymi, wśród drzew. Niektórzy hodowali krowę lub świnię. Zwierzętami powszechnie trzymanymi przez tę ludność były psy, podczas gdy kota domowego miały rodziny żydowskie, które jeśli w ogóle trzymały jakieś zwierzę, to właśnie kota – pomagał on walczyć z myszami. Żydzi nigdy nie trzymali psów. Czy ktoś w najśmielszych snach wyobraziłby sobie chasydzkiego Żyda w Mielcu, idącego z psem? Psy mieleckie, podobnie jak ich panowie, nie lubiły Żydów i szczekały nawet , kiedy byliśmy daleko” 5 .

 Ale jest taka ulica, gdzie Żydzi i Polacy mieszkają obok siebie. Ulica Sobieskiego.

Na tej ulicy w bezpośrednim sąsiedztwie żydowskiej rodziny Weissmanów  mieszka polska rodzina Podolskich.

Tak to wspomina Bogumiła Gajowiec z domu Podolska:

Z rodziną Weissmanów moi rodzice byli zaprzyjaźnieni. Mojżesz Weissman i mój ojciec (chociaż znacznie od niego młodszy) mówili do siebie „Mosiek” i „Maniek”. Mama moja z panią Borgerową i Pinią Weissmanową wymieniały się przepisami kuchennymi.  Zawsze też z okazji żydowskich świąt otrzymywała macę i różne specjały np.  rodzaj biszkoptu z gotowanych ziemniaków, tzw. bubele. Często też mama przyrządzała żydowskie potrawy, np. owe bubele oraz rybne pulpety i karpia po żydowsku. Nie zastanawiałam się wówczas dlaczego mama nie częstuje Żydówek naszymi potrawami (były one dla Żydów „trefne”). Nasi znajomi Żydzi bardzo przestrzegali prawa mojżeszowego” 6.

                Jest rok 1928, w izbie pod numerem 21 na ulicy Sobieskiego w Mielcu, wynajętej od właścicielki domu Wiktorii Sieroń, siedzi zmartwiona rodzina Busiów:  Mama Józefa i pięcioro dzieci. Zmarł jedyny żywiciel rodziny, mąż i ojciec,  Stanisław. Miał zaledwie 54 lata. Pracował we młynie usytuowanym przy pobliskiej ulicy Legionów. Nagle w progu zjawia się    Zuckerbrodt, właściciel  młyna,  który proponuje  rodzinie pomoc. Może przyjąć do pracy najstarszego syna Tomasza, wówczas 14 letniego.

Próbuję ustalić jak miał na imię  dobroczyńca Busiów. Pomimo moich usilnych starań nie mogę mieć jednak stuprocentowej pewności. Mój rozmówca, Kazimierz Buś, syn bohaterów tej opowieści wspomina, że był to Seinwell. Z dokumentów, które udało się odnaleźć, można przypuszczać, że był to albo Izaak albo Mojżesz (tak mieli na imię właściciele młyna  z ulicy Legionów). 7 Tyle tylko, że bez wątpienia takie imiona nosili właściciele młyna, ale w czasie kiedy trwała II wojna światowa. Czy to któryś z nich był właścicielem młyna 11 lat przed wojną?

 Czy do izby Busiów przyszedł Seinwell, Izaak czy Mojżesz? Nie wiadomo. Wiadomo jednak, że wykazał serce i empatię wobec polskiej rodziny, która znalazła się w niedoli.

Wydarzenie to można  uznać za  początek tej miłosnej historii, chociaż przecież rodziny musiały znać się wcześniej, mieszkały w  dość bliskim sąsiedztwie.

Przy ulicy Sobieskiego pod numerem 27 mieszka bowiem Pinia, jej mąż Mojżesz Weissman  i ich dzieci, córka Ita, urodzona  27 listopada 1920 roku i syn  Sender (Aleksander), urodzony 26 listopada 1919 roku, który otrzymuje imię po dziadku ze strony ojca.  Mojżesz hoduje drób, ma konie, krowy, pracuje jako woźnica i sprzedaje koszerne mleko. Pracuje też w tartaku. W jego podaniu o dowód osobisty figuruje zawód: pisarz leśny.

Podanie pochodzi ze zbiorów Muzeum Regionalnego Pałacyk Oborskich

Mojżesz nie należy do bogatych Żydów. Według Scotta Genzera, potomka mieleckich Żydów specjalizującego się w genealogii mieleckich rodzin żydowskich, ojciec Ity i Sendera  pochodził z Majdanu, w powiecie kolbuszowskim. Pinia jest znacznie zamożniejsza. Prawdopodobnie pochodziła właśnie z rodziny Zuckerbrodtów, właścicieli młyna (Matylda Zuckerbrodt, która przeżyła wojnę bez wąpienia była spokrewiona z Piną). Podczas poszukiwania informacji na temat rodziny Ity, dokonaliśmy wraz  ze Scottem ciekawego odkrycia. Ita w powojennych zeznaniach podając panieńskie nazwisko, posługiwała się nazwiskiem Weissman. W jednym z  protokołów przesłuchania jako panieńskie nazwisko matki podała nazwisko Stroch. Zapytałam jej syna czy tak brzmiało rzeczywiście. Odpowiedział, że nie, że babcia nazywała się z domu Becht. Takie nazwisko rzeczywiście figuruje w akcie ślubu Ity i Tomasza.  Nie znalazłam takiej rodziny w Spisie Judenratu sporządzonym w Mielcu w 1940 roku. Poprosiłam o pomoc Scotta, a on przeglądnął spis strona po stronie. Co się okazało? Pinia znana jako Weissman figurowała w spisie jako Pinia Recht, podobnie jej dzieci Ita (imię Ity pisane jest przez dwa t) i syn Sender. Należy przypuszczać, że jak wiele żydowskich żon wzięła z Mojżeszem ślub rytualny i nie zarejestrowali się jako małżonkowie w polskim urzędzie. Tak bywało bardzo często. Dlatego w dokumentach archwialnych dzieci żydowskich małżonków często określane są nieślubnymi. Ita, która przedstawiała się jako Weissman i którą pod takim nazwiskiem zapamiętano w Mielcu, prawdopodobnie nigdy oficjalnie takiego nazwiska nie nosiła (chociaż takie figuruje w jej akcie ślubu).

Podobna historia najpewniej spotkała mamę Pini. Była ona wedle prawa żydowskiego żoną Zuckerbrodta (tak chyba nazywał się jej mąż, o czym wspomina w swojej książce  Sprawiedliwi i nie tylko  ziemi mieleckiej i okolic Włodek Gąsiewski), ale wedle prawa polskiego nazywała się nadal Recht.

            Zamożni rodzice Pini nie chcieli wyrazić zgody na  na ślub, ale kobieta upiera się i zostaje żoną Mojżesza. To  dość rzadka sytuacja jeśli chodzi o rodziny żydowskie. Powszechny był bowiem sziduch (swatanie)  i  to swat lub swatka dobierali w pary przyszłych małżonków. Status materialny miał w tym wypadku ogromne znaczenie.

O rodzinie Mojżesza wiadomo jeszcze tyle, że miał siostrę Tavuę Katz, która wyjechała do Izraela. Jako osoba o lewicowych poglądach, wyjechała by budować kibuce.

Wnuk Mojżesza, Kazimierz wspomina, że Mojżesz miał niemieckie korzenie. Ita, jego córka odziedziczyła urodę po tacie, była szczupłą blondynką, co podczas wojny miało niebagatelne znaczenie.

Tomasz zaprzyjaźnia się z synem Weissmanów, który również pracuje we młynie.  Niewykluczone (tak mówi mi Kazimierz Buś), że łączyły ich również jakieś interesy handlowe.

Kiedy Tomasz zaczyna pracować we młynie, młodsza o 6 lat Ita jest jeszcze dzieckiem.

 Płyną lata, Ita dorasta, a Tomasz dzięki Senderowi poznaje bliżej swoją sąsiadkę,  która często odwiedza swojego brata pracującego we młynie Zuckerbrodta.

Tomasz, Sender i Ita są młodzi. Nic jeszcze  nie zapowiada, że za kilka lat ich życie odmieni się tak diametralnie. Na razie  Tomasz  w wolnych chwilach gra na harmonii, a Ita zarabia   koronkowymi wyrobami i szyciem na kino, którego jest miłośniczką. Kino dla młodych mielczan musiało być nie lada rozrywką. Filmowe seanse wspomina w swoim dzienniku, ocalały z Holokaustu Moshe Borger, rówieśnik Ity, a także sąsiad z ulicy Legionów.

W 1937 roku Tomasz idzie do wojska, trafia do krakowskiego pułku artylerii lekkiej armii gen. Schyllinga.

Nadchodzi wrzesień 1939 roku, który zmienia  wszystko. Tak te dni opisuje w swoim dzienniku wspominany Moshe Borger:

 „Wojna z Niemcami. Niemcy zaatakowali Polskę. Trudno to sobie wyobrazić. Zabezpieczam nasze mieszkanie. Transporty uchodźców z zachodnich granic zaczynają przybywać do Mielca. Rozpoczęły się ataki powietrzne. Nikt nie ma pojęcia jak się chronić. Ataki stają się regularne. Dzień ciągnie się i ciągnie...  Wojna, masy uchodźców. Moje serce cierpi. Ludzie, którzy zostawiają wszystko i uciekają, wszyscy płaczą. Pierwsze dni wojny"  4.

13 września 1939 roku  płonie podpalona przez Niemców mielecka synagoga wraz z modlącymi się w niej Żydami. Mieszkańcy miasta są przerażeni.

 Po zakończeniu działań wojennych Tomasz Buś wraca z Ukrainy i znowu podejmuje prace we młynie. Pomaga Weissmanom, których położenie w czasie wojny staje się coraz trudniejsze. Wtedy Tomasz już kocha Itę, a dziewietnastoletnia Ita zapewne kocha Tomasza. W chwili wysiedlenia Żydów z Mielca, Tomasz obiecuje Icie, że ją uratuje, ponieważ ją kocha,  ale chce żeby  mu obiecała, że zostanie jego żoną.  Co na to jej rodzice, ortodoksyjni Żydzi?

Bogumiła Gajowiec opowiada o tym tak:

„Zwierzała się, że jej rozterki wynikają między innymi z dramatycznego pożegnania z matką. Matka odwróciła się od niej, widziała, że chłopak uratuje jej życie, ale Ita zmieni wyznanie. Tylko ojciec Ity Mojżesz próbował do ostatniej chwili jeszcze ją widzieć i pożegnać, działo się to prawdopodobnie w Bełżcu, na rampie” 8.

(mało prawdopodobne jest jednak to, że pożegnanie miało miejsce w Bełżcu, nazwę „ Bełżec” wspomina Ita w zeznaniach składanych tuż po wojnie, ale już w dokumentach składanych przez nią wiele lat później w Żydowskim Instytucie Historycznym, odnajduję nazwę „Bełz”, podobnie jak w jej wspomnieniach przekazanych mi przez Stanisława Wanatowicza, mieleckiego regionaliste z których wynika, że do pożegnania musiało dojść w  obozie przejściowym w Hrubieszowie, do którego Weissmanowie trafili z Bełza).

      W pierwszych dniach marca w Mielcu zaczyna narastać niepokój. Krążą pogłoski o planowanej deportacji.  Ita wspomina gestapowca Zimmermanna, który jeżdzi po mieście i wygraża Żydom. Żydowska starszyzna zbiera 100 tys. zł okupu i kilogram kawy. Na nic się to zdaje.  Poprzedzającą  wysiedlenie noc, Weissmanowie spędzają w ubraniach,  a o godzinie 7 rano budzi ich walenie do drzwi.

9 marca 1942 roku Niemcy deportują Żydów z Mielca. Na Rynku w rejonie restauracji Staromiejskiej odbywa się selekcja. Tutaj po raz ostatni dziewczyna widzi swojego brata Sendera. Mielec pustoszeje. Staje się pierwszym Judenfrei (miastem wolnym od Żydów w Generalnym Gubernatorstwie).

Na Sobieskiego nie mieszkają już Weissmanowie. Ich gospodarstwo, jak wspomina Bogumiła Gajowiec, otrzymuje chłopska rodzina z dziećmi i inwentarzem z dość odległej od Mielca wioski.

Ita, Mojżesz i Pinia jak wielu innych Żydów zostają ulokowani w hangarze na lotnisku. Sender jest młodym, silnym mężczyzną.  Po selekcji, która miała miejsce na mieleckim Rynku, zostaje wywieziony do obozu w Pustkowie i tutaj ślad się urywa. Po wojnie Ita nie zdoła dowiedzieć się niczego o bracie. Jest przekonana, że zginął w Pustkowie. Czy tak było? Na liście ocalałych sporządzonej jako załącznik do  książki "Sztetl Mielec" Andrzeja Krempy, mieleckiego historyka, którą miałam przyjemność czytać w rękopisie, znajduję nazwisko Sendera Weissmana. Zastanawiam się czy to mógł być ten sam Sender? Czy to możliwe? W tak małym mieście to mało prawdopodobne aby nie odnalazł siostry. Tyle, że ona od listopada 1944 roku nazywała się już inaczej. Ani jej imię, ani nazwisko nie zdradzały żydowskiego pochodzenia. Poruszony jedną z niedawno prezentowanych przeze mnie historii (o braciach Alleweiss, którzy po wojnie nie odnaleźli się i byli przekonani nawzajem o swojej śmierci)  Kazimierz  zadaje sobie pytanie czy to możliwe, że Sender też mógł przeżyć, a Ita nic o tym nie wiedziała.

            Tak wspominała mama Kazimierza dzień 9 marca 1942 roku :

„ W godzinach rannych na skutek pisemnego wezwania do poszczególnych rodzin żydowskich z Judenratu w Mielcu  stawili się na Rynku w Mielcu z dozwolonym bagażem do 25 kg. Tutaj SS-mani, słabych i chorych na miejscu w bocznej uliczce strzelali, zaś reszta w długim pochodzie prowadzona była pod dozorem SS-manów i policji granatowej i żandarmerii niemieckiej w stronę Berdechowa przez Chorzelów.

Po drodze już bili gestapowcy kolbami idących w pochodzie Żydów. Po drodze widziałam jak niejaka Steinhardówna Beila, lat 21 licząca, z Mielca została zastrzelona przy rowie w chwili poprawienia sobie niesionego na plecach bagażu. Zastrzelona została przez gestapowca.

 Po przybyciu na miejsce do Chorzelowa do hangaru na lotnisko, tutaj nastąpił podział na mężczyzn i kobiety zdrowych i tych odbierał sam podejrzany Stein, dzieląc ich na kolumny wybierając sobie najzdrowszych do pracy w fabryce, zaś dzieci młode do lat 14 i starych odstawiono do Pustkowa. Byłam świadkiem zastrzelenia przez samego podejrzanego Steina w dniu 9 marca 1942 roku pod murem hangaru całej rodziny Pohorylesa sędziego w Mielcu tj. jego żony oraz córki lat 16…W czasie przemarszu do Chorzelowa stojący przy rampie na drodze SS-mani  wołali starszych Żydów nie mogących iść i po zabraniu ich do baraków więcej ci ludzie stamtąd nie wyszli i wieczorem słyszałam strzały karabinów maszynowych. Następnego dnia rano opowiadali nam Żydzi którzy byli wyznaczani spośród nas do jakiejś roboty, że zabrano ich do kopania dołów i zakopywania trupów i że tejże nocy z 9 na 10  - tego marca 1942 roku zostało zastrzelonych ok. 400 Żydów, w czem byli mężczyźni kobiety i że byli świadkami strzelania tych ludzi na polach obok baraków, który to grób znajduje się dotychczas”  9 .

Z powojennych zeznań Ity wynika, że po 9 dniach pobytu w hangarach wyjechała transportem do Bełżca, w powiecie hrubieszowskim.  Wydaje się jednak, że mogła omyłkowo podać liczbę dni. Pierwsze transporty wyjechały bowiem z Mielca już 11 marca.

Ita wspomina, że na dworcu kolejowym w Mielcu Żydów żegnały tłumy mielczan. Polak Jasiński, który chciał podać jednemu ze znajomych jakąś paczkę został zauważony przez Niemca i dotkliwie pobity.

 W ten sposób Weissmanowie  znaleźli się w obozie przejściowym i tu jak napisałam powyżej, pojawia się pytanie czy był to Bełżec czy Bełz. Po rozmowie z Andrzejem Krempą i analizie dostępnych dokumentów, dochodzimy jednak do wniosku, że musiał to być Bełz.  Bełżec bowiem nie był obozem przejściowym. Potwierdzają to wspomnienia Ity spisane przez Stanisława Wanatowicza.

Potwierdza to także lista osób wysłanych do Bełza, na której są Ita i jej rodzice.

Ita opisuje, że w Bełzie spędzili trzy miesiące, mieszkając w stajni. Stąd na piechotę 50 km wędrują do Hrubieszowa. Zanim wyruszą w drogę, dziewczynę spotyka przerażająca sytuacja. Jako, że zawsze bardzo dbała o wygląd i była schludnie ubrana, zauważa ją jeden z gestapowców,  który podejrzewa, że Ita może ukrywać kosztowności. W związku z tym każe się jej rozebrać do naga. Dziewczyna jest pewna, że ją zastrzeli. On jednak przeszukuje dokładnie jej sukienkę i odchodzi. Weissmanowie trafiają do obozu przejściowego w Hrubieszowie. 

W obozie dokonywano selekcji: młodszych i silniejszych  kierowano do pracy  przy warzywach hodowanych na potrzeby wojska. Jako, że Mojżesz podaje, że cała rodzina to robotnicy rolni, Ita "pozytywnie" przechodzi selekcję. Tu po raz ostatni widzi się z rodzicami.

„Babcia nie za bardzo chciała rozstawać się z córką, dziadek, który był czułym i kochającym ojcem chciał ratować mamę, powiedział: idź dziecko, ratuj się, życie przed tobą, może będziesz mieć dobrze.

Pamiętam jak byłem małym chłopcem… takie rozmowy dorosłych podsłuchiwane spod stołu.

Dziadek żeby zobaczyć mamę ostatni raz nazbierał kamieni z okolicy, usypał je, by móc na nich stanąć i  przez wysoki płot popatrzeć na odchodzącą córkę. To pamiętam. To tkwi mi w głowie do dzisiaj” – wspomina Kazimierz.

Mojżesz Weissman i jego żona Pinia giną w obozie w Bełżcu tego samego dnia, 15 czerwca 1942 roku, kilka miesięcy po tym jak Niemcy wygnali ich z ich domu przy ulicy Sobieskiego.  Taka data widnieje w  aktach zgonów, które znajdują się w rzeszowskim archiwum. Mojżesz w chwili śmierci ma   niespełna  50 lat (data urodzenia figurująca w Spisie Judenratu to 15 sierpnia 1892, w akcie zgonu jest zapis, że miał 53 lata zeznania  składali czasem przypadkowi świadkowie nieznający dokładnej daty urodzenia zmarłego). Data urodzenia: 15 sierpnia 1892 rok figuruje również na liście osób wysłanych do Bełza. Pinia urodzona również w 1892 roku umiera mając  50 lat.

Czy rzeczywiście zginęli w Bełżcu? Ze wspomnień Ity wynika, że mógł być to Pińsk. Jest to wiadomość, którą przekazuje jej jeden z Niemców, po jej rozłączeniu z rodzicami.

W  lutym 2020 roku rozmawiam z Bogumiłą Gajowiec.

„ Któregoś dnia do jej rodziców  przychodzą Żydzi – sąsiedzi. Zostawiają na przechowanie cały wór swoich rzeczy.  Zabierają go potem, po zapłaceniu jakichś pieniędzy Niemcom – mają nadzieję, że to ich uratuje.

Zostawiają tylko jesionkę męską i zegarek – budzik.

Ta jesionka wisiała potem całe lata u nas w szafie – wspomina Pani Bogumiła – czekała.

Pamiętam ją jak wisiała.

Wisiała, aż do momentu kiedy zjadły ją mole” 10.

Zastanawiam się czy jesionka mogła należeć do Mojżesza albo Pini.

            Ita trafia do majątku w Korczminie (koło Ulhówka). Majątek jest czymś w rodzaju obozu pracy. Ita uprawia warzywa.

„ Wiesz – mówi mi jej syn – mama nigdy nie lubiła pracy w przydomowym ogródku. Może właśnie dlatego”.

A jak wspomina mielczanin Waldemar Skowron, kolega ze szkoły starszego syna Busiów Aleksandra, ogród Busiowie mieli ogromny.

 Ita ze względu na swój mało semicki wygląd, zostaje zauważona przez żonę rządcy majątku Polaka Wilińskiego, która spodziewa się dziecka.  Potrafi szyć i haftować, co staje się ogromnym atutem. Żona rządcy wstawia się za nią u męża i przez jakiś czas Ita pracuje jako ich pomoc. Praca jest ciężka, a wyżwienie złe, co sprawia, że młoda kobieta, wygląda na zaledwie 14- letnią dziewczynę.

W międzyczasie Tomasz tak jak obiecał, przybywa na ratunek (miejsce pobytu ukochanej jest mu znane bo ona sama uprzednio go o tym zawiadamia posyłając kartkę do Mielca).  Zostaje jednak złapany przez funkcjonariusza obozu, Ukraińca. Dostaje ostrzeżenie: jeśli przyjedzie jeszcze raz zostanie zabity. Żona rządcy, która prawdopodobnie była  w posiadaniu jakieś wiadomości, że coś złego stanie się w obozie, pyta Itę czy ma kogoś kto mógłby jej pomóc. Tomasz po raz drugi przyjeżdża do obozu, całą noc śpi w zaroślach.  Kazimierz opowiada mi, że później Ita wspomina Tomaszowi, że w tych zaroślach funkcjonariusze obozu dokonywali rozstrzeliwań „niepokornych” więźniów. Na szczęście tamtej nocy, Tomasz o tym nie wie.

Rano w porozumieniu z rządcą, jak przypuszcza Kazimierz (to potwierdzają wspomnienia Ity, rządca Wiliński odegrał niebagatelną rolę w jej uratowaniu, po wojnie Ita próbuje go odnależć, ale jej się to nie udaje)  ukochany wywozi ją do swojej rodziny, do Rzemienia. Ma dla niej aryjskie papiery. Pociagiem jadą do Rzeszowa, a następnie do Dębicy. Tutaj ze względu na brak połączenia kolejowego, śpią całą noc na łące.

Pobyt w Rzemieniu Ita wspomina jako spokojny.

„ To było urocze, romantyczne miejsce na rzeczką.  Mama na strychu patrzyła przez szpary, a tata grał na harmonii” – wspomina Kazimierz.

Wkrótce jednak (w Rzemieniu Ita spędza sześć tygodni), pojawia się wiadomość, że doszło do akcji sabożatowej, ktoś przecina kabel telefoniczny i spodziewana jest rewizja.  Tomasz musi znaleźć swojej ukochanej nowe miejsce.  Rowerami udają się do Borku koło Mielca, gdzie  dziewczyna ukrywa się u rodziny Kowalskich. 11 

 Kiedy spragniona powietrza Ita, wychodzi na chwilę z kryjówki, zauważa ją grantowy policjant. Robi się dla niej niebezpiecznie i wtedy zostaje umieszczona za protekcją w obozie na Biesiadce (umieszczona za protekcją, co dzisiaj wydaje nam się nieprawdopodobne, ale wbrew pozorom szanse na przeżycie dla Żydów zwiększały się właśnie w obozach pracy, znacznie trudniej było przeżyć ukrywając w kryjówkach w polskich domach  z uwagi na podejrzliwych sąsiadów). 

W obozie Ita pracuje przy budowie drogi i wąskotorówki do Nowej Dęby. Jej pobyt tutaj trwa miesiąc.

Z  obozu na Biesiadce, kiedy pojawiają się wieści o jego likwidacji, uwalnia Itę Tomasz.

 „ Szczęście w nieszczęściu  bo to przecież było blisko Mielca. Mój wspaniały tata znowu zadziałał, upił strażnika i wykradł w nocy mamę wioząc ją na ramie od roweru podczas godziny policyjnej do Mielca”.

Tak zapamiętał  to Kazimierz, ale we wspomnieniach Ity z obozu uciekają samochodem, który użycza im przekupiony przez Tomasza stu dolarami Niemiec. Przybywają do Mielca  i tu Ita ukrywa się na strychu domu.

Potem następują bardzo długie dwadzieścia dwa miesiące, które Ita spędza w ziemiance (na posesji Wiktorii Sieroń, przy ulicy Sobieskiego 21).  

To wersja Kazimierza. Według wspomnień samej Ity, które znajdują się w posiadaniu Stanisława Wanatowicza, była to kryjówka pod schodami, w której Ita przebywała w pozycji leżącej. Dzisiaj po latach trudno powiedzieć, która wersja jest tą właściwą. Bez wątpienia jednak ukrywanie się jest dla dziewczyny ciężkim przeżyciem.

„ Mama widziała tylko niebo, wtedy kiedy tato przychodził z młyna w nocy i wychodzili na zewnątrz na chwilę. Te dwadzieścia dwa miesiące w ziemiance pod balami drewna na opał, w której siedziała mama, na pewno odbiło się na jej psychice. Była zamknięta w sobie i nieufna w stosunku do ludzi. W późniejszym wieku miała objawy depresji, tylko kto wtedy wiedział co to depresja”

Stanisław Wanatowicz, który po wojnie rozmawiał z ocaloną, tak mówi o tych spotkaniach :

„ Opowiadała spokojnie, prawie beznamiętnie. Ale to było pozorne. Po kilku spotkaniach Tomasz Buś, oznajmił mi, że żona po każdym spotkaniu jest mocno poddenerwowana, nie śpi.  I poprosił żebym więcej jej nie męczył”.

 W  literaturze dot. Holokaustu, wspomnieniach, wywiadach można przeczytać, że dla wielu ocalonych wspominanie wojny było wręcz niemożliwe. Wyparcie, niemówienie, było często mechanizmem obronnym. Nie wszyscy byli w stanie sobie poradzić z wojenną traumą. Wielu popełniało samobójstwa.

 W kryjówce Ita przebywa do  6 sierpnia 1944 roku. Jeszcze po przejściu frontu  nie czuje się bezpieczna. Pod niemieckim ostrzałem zza Wisłoki na ręcznym wózku przewozi ją na Borek piętnastoletni Tadeusz Indyk. Pozostawała w ukryciu przez kilka tygodni.

Wojna się kończy.

Ita zostaje ocalona przez swojego dzielnego przyszłego męża, który wiele lat później  1 stycznia 2002 roku zostaje nagrodzony medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Medal odbiera jego synowa  z rąk Szewacha Weissa, innego ocalonego, izraelskiego polityka, dyplomaty, ambasadora Izraela w Polsce i Przewodniczącego Knesetu.

Jest jedną z nielicznych ocalonych, której udaje się przetrwać ukrywając się w mieście. Ze względu na obecność niemieckich żołnierzy, bliskość posterunków, było to znacznie trudniejsze niż ukrywanie się poza nim.

Kiedy przez miasto idą niemieccy jeńcy, Ita na ich widok płacze. Oficer bezpieki zwraca jej uwagę: gdybym nie wiedział kim pani jest…. Ale pani płacze?  Ita odpowiada: przecież to też ludzie…

Ita ocala życie, ale jej świat  przestaje  istnieć. Nie ma rodziców i brata, nie ma rodziny. Nie ma przyjaciół, sąsiadów, znajomych. Nie ma  sztetla.  Nie ma synagogi. Nie ma modlących się Żydów. Nie ma żydowskich sklepów, a żydowskie domy zamieszkują nie - Żydzi.  Nie ma nawet żydowskiego cmentarza przy ówczesnej ulicy Kolejowej. Znikają macewy. Zostały użyte przez Niemców do wzmacniania brzegów Wisłoki i utwardzania dróg. Do Mielca po wojnie powraca około trzystu z pięciu tysięcy żydowskich mieszkańców.

Jak dotkliwe było to dla dwudziestoczteroletniej dziewczyny,  zwłaszcza w połączeniu z wojenną traumą? Trudno sobie wyobrazić co czuje człowiek, którego cały dotychczasowy świat obraca się w ruinę i pozostają zgliszcza. Na tych zgliszczach trzeba budować wszystko od nowa. Jak?

  Powracający do Mielca Żydzi nie są przyjmowani przez mielczan z otwartymi ramionami.

„ Ale na ulicy nikt ze znajomych nie odpowiadał na nasze pozdrowienia. Kiedy moja dawna nauczycielka, której byłam ulubienicą, odwróciła głowę na mój widok, miałam łzy w oczach. Listonosz, który znał moje imię od dziecka, patrzył w innym kierunku. Piekarz, u którego chciałam kupić chleb, powiedział bym przyszła nocą, aby sąsiedzi nie zobaczyli, że sprzedaje chleb Żydom” 12 - wspominała Helen Honig .

Ocalały Mark Verstanding, mielecki prawnik, wspominał jak jego szkolny kolega zwrócił mu uwagę, że zbyt pochopnie ścignął z ramienia opaskę identyfikującą Żydów, bo nakaz ustanowiony przez Niemców nie został uchylony.

  Zdarzały się nawet morderstwa. W 1945 roku na drodze Mielec – Kolbuszowa zostaje zastrzelony przez  Polaków ocalony przez Eugeniusza i Katarzynę Szyfnerów, Jankiel Heller.

Odmiennie, z empatią wobec dawnych sąsiadów, co nie powinno dziwić biorąc pod uwagę jego wojenne bohaterstwo, zachowuje się Tomasz Buś. Kiedy przestaje istnieć żydowski cmentarz przy dzisiejszej ulicy Jadernych, staje się opiekunem żydowskiego cmentarza na Borku.

Kazimierz: Wiem też, że jak zlikwidowali cmentarz żydowski na ulicy Jadernych i na jego części zbudowali pocztę, to tata jeździł na nowy cmentarz żydowski na Borku, coś tam robił i doglądał ” 13 .

 Kiedy odnajduję  tę informację w książce Włodka Gąsiewskiego, jestem jako jedna z opiekunek tego miejsca, bardzo poruszona.

Jeden z mielczan opowiada mi, że pamięta wizytę Państwa Busiow w swoim domu rodzinnym. 

" Moja mama wtedy przy Pani Irenie powiedziała wiele  złych rzeczy o Żydach, o których miała bardzo złe zdanie. Pani Irena milczała. Była zresztą cichą i małomówną osobą".

Jak bardzo zagubiona w tym nowym świecie musiała czuć się Ita?

Ita, która po wojnie staje się Ireną, wkrótce zaś po przyjęciu chrztu i zawarciu ślubu z Tomaszem (a miało to miejsce 27 listopada 1944 roku w dniu jej dwudziestych czwartych urodzin) – Ireną Buś.

Zastanawiam się jak to jest kiedy trzeba na nowo budować swoją tożsamość. Przyzwyczajać się do nowej wiary i nowego imienia. Jak to jest kiedy ukochana z Ity staje się Ireną i nagle trzeba zacząć zwracać się do niej inaczej…

Pytam Kazimierza czy Tomasz nie nazywał jednak Ireny poprzednim imieniem.

Nie.

„ Mówili do siebie bardzo czule – Ireczko, Tomeczku, nawet jeśli się kłócili”.

Irena  dość szybko zostaje matką. Kolejno rodzą się dzieci:

Aleksander (1945), który otrzymuje imię po bracie Ireny, Kazimierz (1946) i Grażyna (1952).

Mieszka z rodziną w swoim rodzinnym domu przy ulicy Sobieskiego 27.

Jedna z mielczanek opowiada mi, że dzieci Busiów nie miały łatwo. Podobno spotykały ich nieprzyjemności z powodu żydowskiego pochodzenia.

Kazimierz wspomina mi, że od dziecka grantowego policjanta, który wydał mamę, często słyszał  przezwisko „ rudy Mosiek”.

„ Mama była nadopiekuńcza. Próbowała nam pomagać we wszystkim, że myślę chciała nam jakoś wynagrodzić to co nas nieraz spotykało. Czuliśmy miłość chociaż oboje rodzice pracowali do późna wieczorem. Kiedy żegnałem się z tatą przed wyjazdem do Izraela, widziałem jego oczy pełne łez. Nie wiem czy czuł że widzimy się po raz ostatni. Poczułem się wtedy bardzo kochany. U nas atmosfera była ciepła i pełna szacunku i miłości”.

Wielu mielczan pamięta Itę Irenę ze sklepu tekstylnego w Rynku,  w którym pracowała po wojnie. Podobno była bardzo rzetelna, fachowa jako sprzedawczyni i niezwykle uprzejma dla klientów. Z nadzwyczajną starannością doradzała w zakupach swoim klientom.

" Doskonale ją pamietam, sklep z materiałami na Starówce, w okularkach bezoprawkowych, zsuniętych lekko w dół nosa" - wspomina jedna z mielczanek.


 

„ Ita i jej wybawca bardzo się kochali, mieli mądre i dobre dzieci. Ita wytrwała w przyjętej wierze, bardzo dbała o chrześcijańskie wychowanie dzieci. Sąsiedzi, także moja rodzina z zadowoleniem przyjęli ją w chrześcijańskiej społeczności. Jednak nasze wyobrażenie o jej decyzji było nieco naiwne. Ze zdumieniem i oburzeniem dowiadywaliśmy się, że spotykały ją także nieprzyjemności z racji jej pochodzenia, że bardzo te nieprzyjemności przeżywała” 14 .


Nie potrafię myśleć o mojej bohaterce inaczej jak  o dziewczynie ze sztetla dwojga imion. Dla mnie zawsze będzie Itą – Ireną. Ostatnią mielecką Żydówką, jak wciąż mówi się o niej w Mielcu. Jej żydowskie imię Ita, pochodzi wprost od imienia Judyta, hebrajskiego Jehudit, co oznacza mieszkankę Judei, Żydówkę.

Została brutalnie pozbawiona rodziny, a jej życie zostało podzielone, na to żydowskie, które trwało krótko i to późniejsze, chrześcijańskie.


Przepis Ireny przepisany przez jej męża. Ze zbiorów prywatnych B. Gajowca.



 O swoim żydowskim życiu nie opowiadała dzieciom. Czy było to zbyt bolesne, czy chciała w ten sposób uchronić je przed niechęcią wobec Żydów? A może jedno i drugie.

Tomasz przed wojną i po wojnie pracownik młyna, po wojnie kończy Technikum Ekonomiczne. Pracuje w dyrekcji młynów, potem w mleczarni i w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego w Mielcu.

 

 Nieżyjący już Aleksander, starszy syn Busiów  był absolwentem Szkoły Głównej Planowania i Statystyki, pracował w Siedlcach.  Kazimierz w 1990 roku wyjedża z Mielca, od 1991 roku mieszka w Izraelu, w 2008 roku powraca do Polski i tu mieszka do dziś. Córka Grażyna,  pracuje w mieleckim szpitalu, w latach siedemdziesiątych wyjeżdża do Francji, gdzie obecnie  nadal przebywa.

 Jako małżeństwo Ita – Irena i Tomasz przeżywają ze sobą prawie całe piękne pięćdziesiąt lat. Najpierw w 1994 roku  odchodzi  Tomasz, w 2005 – Ita Irena.

Historia ich miłości, chociaż naznaczona takim ogromnym cierpieniem, strachem i traumą, ale też i przecież odwagą, jest jedną z najbardziej wzruszających, które dane mi było poznać.

Tomasz, który w 1944 roku w trakcie przysięgi małżeńskiej wypowiadał słowa „ I nie opuszczę cię aż do śmierci” swoją postawą dał największy dowód miłości jaki można dać drugiemu człowiekowi.

 

 Odwiedzam ich czasem na mieleckim cmentarzu przy ulicy Królowej Jadwigi. Palę znicz ale i  kładę na grobie kamyk jak nakazuje żydowska tradycja.

Kamyk dla ostatniej mieleckiej Żydówki i jej dzielnego męża. Niech odpoczywają w pokoju. Niech ich dusze będą związane w węzeł życia wiecznego.

 Tekst: Izabela Sekulska

iskabelamalecka@gmail.com


www.mayn.shtetele.mielec.pl


Tekst ten powstał z ogromnej potrzeby ocalenia w pamięci mielczan przedwojennego sztetla i jego mieszkańców, ale przede wszystkim ku pamięci rodziny Weissmanów i Busiów.

Odkąd zaczęłam się zajmować tą tematyką, wciąż we wspomnieniach mielczan przewijała się Ostatnia Mielecka Żydówka jak nazywano Itę. Moją potrzebę stworzenia tego rodzinnego portretu wzmocnił fakt, że kilka miesięcy temu miałam okazję poznać jej syna, Kazimierza. Myślę, że Weissamanowie i Busiowie  na ten portret i naszą pamięć bardzo sobie zasłużyli.

Bardzo serdecznie dziękuję Kazimierzowi za podzielenie się wspomnieniami, chociaż wiem, że nie było to dla niego łatwe.

Dziękuję również za pomoc w trakcie pisania tekstu: Stanisławowi Wanatowiczowi, Andrzejowi Krempie, Jolancie Kruszniewskiej, Scottowi Genzerowi i Waldemarowi Skowronowi.

 




                                                                     Mojżesz Weissman 


                                                                    Spis Judenratu


                                                                    Spis Judenratu

                                                Siostra Mojżesza Weissmana


                                                    Młyn Zuckerbrodtów


                                                

                                            Dom, w którym ukrywała się Ita





                                                        Rodzina Busiów


                                                    Busiowie ze starszym synem Aleksandrem

                            

                                                        Kazimierz z siostrą Grażyną



                                                            Kazimierz i Grażyna

                            

Przypisy:

Przesłuchanie Ireny Buś Sąd Apelacyjny w Rzeszowie IK S/50, sygn..akt Kps 328/49

Mielecka Księga Pamięci, Melitser Yizykor Book https://www.yiddishbookcenter.org/collections/yizkor-books/yzk-nybc313891/klagsbrun-schlomo-melitser-yidin

tamże

Borger Moshe, AYV, Zespół Świadectwa, pamiętniki i wspomnienia, syg. 1275, Pamiętnik Moshe Borgera

Mielecka Księga Pamięci, Melitser Yizykor Book https://www.yiddishbookcenter.org/collections/yizkor-books/yzk-nybc313891/klagsbrun-schlomo-melitser-yidin

6 Gąsiewski Włodek, Sprawiedliwi i nie tylko ziemi mieleckiej i okolic, wydawca: Agencja Wydawnicza „Promocja” Mielec, Mielec 2021

7 Zezanania Izaaka Zuckerbrodta z Oświęcimia, kuzyna właściciela młyna Izaaka  i Mojżesza, wspomina, że zatrzymał się u kuzynów właścicieli młyna  Yad Vashem - Record Group: O.3 - Testimonies Department of the Yad Vashem ArchivesFile Number: 2168

8  Gąsiewski Włodek, Sprawiedliwi i nie tylko ziemi mieleckiej i okolic, wydawca: Agencja Wydawnicza „Promocja” Mielec, Mielec 2021

Przesłuchanie Ireny Buś Sąd Apelacyjny w Rzeszowie IK S/50, sygn..akt Kps 328/49

10  Izabela Sekulska https://maynshtetelemielec.blogspot.com/2021/09/pamiec-mayn-shtetele-mielec.html

11 Krempa Andrzej, Zagłada Żydów Mieleckich, Wydawca : Muzeum Regionalne w Mielcu, Mielec 2013

12  tamże

13  Gąsiewski Włodek, Sprawiedliwi i nie tylko ziemi mieleckiej i okolic, wydawca: Agencja Wydawnicza „Promocja” Mielec, Mielec 2021

14  Gąsiewski Włodek, Sprawiedliwi i nie tylko ziemi mieleckiej i okolic, wydawca: Agencja Wydawnicza „Promocja” Mielec, Mielec 2021

 

Podczas pisania tekstu korzystałam z:

Spisu Judenratu. APRz Zespół 752, syg 17, Spis Żydów z Mielca

Dziennika Moshe Borgera ze zbiorów YV

Mieleckiej Księgi Pamięci


Książek Andrzeja Krempy i Włodka Gąsiewskiego wymienionych w przypisach,

Zeznań Izaaka Zuckerbrodta z Oświęcimia, kuzyna właściciela młyna Izaaka  i Mojżesza, wspomina, że zatrzymał się u kuzynów właścicieli młyna z Yad Vashem - Record Group: O.3 - Testimonies Department of the Yad Vashem ArchivesFile Number: 2168

Wspomnień Kazimierza Busia, syna Tomasza i Ireny, i dokumentów przesłanych mi przez niego

Powojennych zeznań i wspomnień Ity Weissman – Ireny Buś.

Aktów zgonów mieleckich Żydów APRz, Zespół 882, syg. 1

Wspomnień Ity Weissman spisanych i przekazanych mi przez Stanisława Wanatowicza

Zdjęcia pochodzą z archiwum prywatnego Kazimierza Busia oraz z książki Włodka Gąsiewskiego.


iskabelamalecka@gmail.com

 

www.mayn.shtetele.mielec.pl



Twarze mieleckiego sztetla: Listy do Pelusi. Rodzina Lichtigów

  Zdjęcie pocztówki pochodzi ze strony United States Holocaust Memorial Museum  - Mel Lichtig Papers Czytanie cudzych listów jest   jak podg...