Jesteście po raz pierwszy w Polsce? – zapytałam i usłyszałam odpowiedź twierdzącą.
Dlaczego chcieliście tutaj
przyjechać? – drążę.
Podczas tej kilkugodzinnej
podróży, zadajemy sobie mnóstwo pytań. Pytania, które słyszę od członków
rodziny Jacobs są ciekawe, czasem zaskakujące.
Chciałam wiedzieć skąd
pochodzą moi przodkowie. Poznać te miejsca. Poczuć więź. Potrzebuję tego. To
moje korzenie – odpowiada Arlene, która mieszka w okolicach Nowego Jorku.
Rozumiem to. Też mam podobne potrzeby. Całkiem niedawno zaczęłam budować drzewo
genealogiczne mojej rodziny. Nie znam wielu miejscowości skąd pochodzili moi
przodkowie, ale chciałabym je poznać.
Witamy
się u mnie pod blokiem, w Tarnowie. Arlene i Ben to małżeństwo w średnim
wieku, mieszkają w Stanach Zjednoczonych, ich syn Evan mieszka i pracuje
w Londynie. Przyjeżdżają z Krakowa wraz z Jolą. Dalej wszyscy jedziemy już razem. W czasie tej
godzinnej podroży do Mielca dużo sobie opowiadamy nawzajem. Jestem pytana o to
dlaczego zajęłam się tematem żydowskim. Uśmiecham się, to niby takie proste
pytanie na które odpowiadałam wielokrotnie, jednak zawsze sprawia trochę
kłopotu, tak trudno słowami wyrazić te wszystkie emocje, uczucia, potrzeby.
Zbliżamy się do Radomyśla
Wielkiego. Proszę Jolę, aby nie jechała obwodnicą, a przejechała przez miasteczko.
Podejrzewam, że widok galicyjskiego Rynku w małym mieście, będzie dla gości ciekawy. Opowiadam nieco. Że dużo Żydów tu mieszkało, że miasto Tory, że
zachował się cmentarz i to co przy okazji radomyskich Żydów pada zawsze: Artur
Miller, pisarz, mąż Marilyn Monroe, jego przodkowie są stąd.
Nareszcie
mam klientów, którzy chcą jechać do Mielca – przeczytałam w mailu sprzed dwóch miesięcy. Pisała do mnie
Jola, moja znajoma, która prowadzi biuro turystyczne, specjalizujące się w
obsłudze klientów, którzy chcą podążać śladami polskich Żydów.
Bardzo to miłe –
pomyślałam.
Jola poprosiła mnie o pomoc, chciała
abym towarzyszyła jej i jej klientom w
tej jednodniowej podróży. Zgodziłam się. Sprawa okazała się nieco trudniejsza
niż się spodziewałam – odwiedzająca Polskę żydowska rodzina miała przodków
pochodzących nie tylko z Mielca, ale przede wszystkim z
Czermina, miejscowości położonej 16 kilometrów od Mielca, a o Czerminie
wiedziałam niewiele. Miałam zatem lekcję do odrobienia.
Najpierw jedziemy do Czermina. Nigdy tutaj nie byłam, nie wiem czego się
spodziewać.
To bardzo stara miejscowość, pierwsze
informacje o niej sięgają XII wieku. W okolicach Czermina znaleziono najstarsze
ślady pobytu człowieka na ziemi mieleckiej (8000 lat p.n.e). Odkryte zostały
też ślady z czasu średniowiecza (jamy mieszkalne, ceramika).
W 1190 roku zanotowano wzmiankę o osadzie
Wisłok. W 1211 roku w dokumentach miejscowość występowała pod nazwą Cirmino. W
1257 roku książę sandomierski Bolesław V Wstydliwy podarował wieś siostrom
klaryskom z Zawichostu. W 1238 roku krakowski kanonik Michał z Pacanowskich
ufundował kościół parafialny pod wezwaniem św. Klemensa, przy którym od 1595
roku funkcjonowała szkoła, zaś od 1721 roku szpital.
W 1783 roku do Czermina przybyli
osadnicy z Niemiec. Wybudowali ewangelicką świątynię, cmentarz i szkołę.
Kolonia niemiecka nosiła nazwę Hohenbach. Około 50 lat później zawitali do
Czermina Żydzi.
Evan
właściwie nie wypuszcza telefonu z rąk. Wszystko dokumentuje. Robi zdjęcia
tablicy z nazwą miejscowości, uwiecznia stare
domy. Fotografuje nawet nowoczesny budynek Urzędu Gminy w Czerminie, co mnie
nieco rozbawia, bo budynek niczym szczególnym się nie wyróżnia, ale po chwili
dociera do mnie, że na fasadzie jest duży napis Czermin i to dla Evana z
pewnością ma wielkie znaczenie. Ciekawość amerykańskich gości budzi wszystko co
może pochodzić sprzed wojny, a więc głównie budynki. W Czerminie zachowało się
trochę starych domów, w tym drewnianych. One cieszą się największym zainteresowaniem.
Wysiadamy z samochodu. Stajemy na niewielkim skwerze z pomnikiem (widnieje na nim napis: W hołdzie poległym w I wojnie światowej i około 400 ofiarom drugiej wojny światowej, podobno w 1939 roku pomnik zniszczyli niemieccy koloniści, zatem ma ciekawą i złożoną historię) i opowiadam to co wiem o Czerminie. W pobliżu rośnie czereśniowe drzewo. Jola zrywa owoce, Ben, jego żona i ich syn również. Pada pytanie jak brzmi nazwa owoców po polsku.
To centrum wsi, sporo mieszkańców
nas mija. Przyglądają się z ciekawością.
Żydzi zamieszkali w Czerminie
około 1830 roku. Pół wieku później było już ich we wsi 139. Mieli bejt ha-midrasz i
mykwę. O tej mykwie zapomnę powiedzieć
moim gościom, a przecież to bardzo ciekawe, że we wsi gdzie mieszkało kilka
rodzin żydowskich była mykwa.
Rzeczywiście ocalali Żydzi z okolicznych wsi na przykład Trzciany czy Rzędzianowic, wspominali po wojnie, że chodzili do synagogi w Czerminie. Kiedy rozmawiam na temat Czermina z Włodzimierzem Gąsiewskim, mieleckim historykiem, mówi mi: nie było synagogi w Czerminie. No tak, zapewne nie było wielkiego budynku, ot chociażby takiego jak w Mielcu, ale pojęcie „synagoga” jest dość szerokie. Żydzi zapewne mieli swoje miejsce do modlitwy, sztibl. Może w jakimś prywatnym domu? Z całą pewnością informacja o miejscu do którego przychodzili modlić się Żydzi z okolic, zachowała się w powojennych przekazach. Ita Hollander z domu Rosenbaum przed wojną mieszkała w Rzędzianowicach. Wspominała, że w jej wsi nie było synagogi, ale w święta chodzili modlić się do synagogi w Czerminie, który był dość oddalony.
Jak to na wsi przed wojną, w Czerminie była
duża bieda. Żydowscy i nieżydowscy Polacy mieszkali głównie w drewnianych
domach, niemieccy koloniści w murowanych.
(…) Grochy były, kapusta też,
no i najprędzej to te twoje placki, proziaki, nieraz matka poszła, po
Wielkanoc, kawał drogi był do Mielca, taki kawał, że było to szesnaście
kilometrów, no jak poszła to kupiła jakie bułki razowe, to obrobiła, mleka
podgrzała i już…no bo co było zrobić?(…)
(…) to się patrzyło, kiedy ta
kura puści jajko, i złapało się te trzy jajka… to te Żydy sklepy mieli, to żeby
kupić dwadzieścia czy trzydzieści deko ryżu, bo taka bieda był…(…) taka bieda
była, i to nie tak, że u nas, tylko w każdym jednym domu (…) nie było chleba,
to my piekli jakiś podpłomyk, to my byli tacy głodni, to niczym tego, te, te
placek z tego ciasta, no niczym się nagrzał dobrze piec, to myśmy sobie z rąk
wyrywali, jedlimy, bo my byli tacy głodni1.
W opowieściach o przedwojennym
Czerminie dominuje motyw biedy, tej zaś symbolem był... brak obuwia. Obuwie
dzielono z innymi domownikami.
Polacy z Czermina zatrudniali się
u kolonistów. Przychodzili też na niemieckie pogrzeby.
Czy Żydzi również zatrudniali się
u kolonistów?
Nie znalazłam opowieści, relacji
o Żydach z Czermina. Mogę jednak wyobrazić sobie ich życie, ot chociażby na
podstawie opowieści wspomnianej już Ity Rosenbaum.
Żydzi w Rzędzianowicach byli w
mniejszości. Wioska była biedna. Żydowskie rodziny utrzymywały się również z
roli (ale nie posiadali wiele ziemi), niektórzy prowadzili sklepy, niektórzy
karczmy. Nie było prądu, nie było bieżącej wody, czerpało się ją ze studni, które były bardzo głębokie więc woda nie zamarzała w zimie), używało się lamp
naftowych. Wszyscy ciężko pracowali.
Bogaci mieli murowane domy,
biedni drewniane, my mieliśmy drewniany dom – wspominała Ita.
W 1921 roku mieszkało w Czerminie
44 osób narodowości żydowskiej, ale w 1939 roku już około 100. Według Włodzimierza Gąsiewskiego -
dokładnie 123 osoby.
W czasie II wojny światowej,
większość Żydów zginęła (a może wszyscy?). Próbuję dowiedzieć się czegoś więcej o
wojennych losach czermińskich Żydów. Szukam.
W 1941 roku spotyka ich ten sam los co ich sąsiadów z innych podmieleckich
wsi, zostają wysiedleni ze swoich gospodarstw. Podobno musieli to zrobić
natychmiast. Dostali godzinę czasu na spakowanie się. Ich domy zajmują głównie
koloniści niemieccy ale chyba też i Polacy.
O to pyta mnie Arlene kiedy
jesteśmy w Czermnie: Kto zamieszkał w tych domach?
7 lipca 1941 roku spisano
protokół z doktorem Józefem Finkiem, przewodniczącym mieleckiego Judenratu:
Wymieniony podaje, że odbywa
się obecnie akcja wysiedlenia Żydów rolników z gospodarstw w powiecie dębickim,
obejmującym dawne powiaty: Mielec, Dębica i Tarnobrzeg. Akcją tą kieruje
Reicheumsiedlunggessllscheft w Mielcu na podstawie orzeczenia starostwa w
Dębicy o konfiskacie majątku na rzecz G.G. Konfiskata obejmuje majątek
nieruchomy wraz z przynależnościami a.m. inwentarzem żywym i martwym z
wyłączaniem ruchomości i sprzętów domowych, które wysiedlony ma prawo ze sobą
zabrać. W praktyce komisja zezwala wysiedlonym na zabranie sobie jednej krowy.
Zasadniczo wysiedleni nie mają prawa zostać w tej samej wsi, tylko ostatnio
zezwala komisja w jednym osiedlu gdzie jest większe skupienie żydowskie a.m. w
Borowej koło Mielca mieszkać wysiedlonym. W innych wypadkach wysiedleni mają
opuścić daną wieś i wolno im mieszkać w oddaleniu 10 km od dawniejszego miejsca
zamieszkania, Ostatnia akcja objęła 2 gminy zbiorowe w powiecie mieleckim a.m.
Borowa i Czermin. Poprzednio została przeprowadzono w powiecie dębickim a.m. Pustków, Brzeźnica itd. w okolicy Ropczyc.
Akcja ma iść w dalszym kierunku i osobista prośba z mej strony u szefa Reichsumsiedlugeselischaft o odroczenie akcji po żniwach, by rolnicy mogli zebrać sobie plony, nie odniosła skutku.
Z Czermina wysiedlone zostały rodziny: Apfelbaumów,
Chrząszczów, Messingerów, Furstenzeltów,
Storchów, Rosenbluthów, Wiesenfeldów, Ladnerów, Samborów, Kochane.
Zbiory ŻIH
Na liście jest imię i nazwisko
głowy rodziny, a nawiasach podana liczba osób z danej rodziny, ilość mórg pola
jakie posiadali i gdzie zamieszkali po wysiedleniu.
Mając te dane, udaje mi się odnaleźć niektóre rodziny na listach osób wywiezionych z mieleckiego lotniska do dystryktu lubelskiego (Żydzi z okolic Mielca "dołączyli" do deportowanych Żydów mieleckich w marcu 1942 roku), dzięki temu poznaje ich imiona2. To ważne. Może to jedyny ślad po nich?
Nie wiem czy ktokolwiek z czermińskich Żydów przeżył. Pyta mnie o to Arlene, ale na w spisie osób ocalałych zarejestrowanych po wojnie w Mielcu, gdzie podane są nazwy miejscowości, nie znalazłam osoby z Czermina. Inne spisy nie zawierają nazw miejscowości.
Nie tylko Żydzi zostali
wysiedleni z Czermina. Dotyczyło to też ich polskich sąsiadów. Według różnych
relacji wozy, którymi wywożono ludzi ze wsi, były „podstawione” przez Niemców.
Można było wziąć tylko minimalne wyposażenie bez inwentarza żywego, może jedną
krowę…to co można było zabrać, zależało od wprowadzających się Niemców.
Utrata domu jest głębokim
emocjonalnym przeżyciem. Wysiedlona ludność „obsadza się” na pustych
pożydowskich gospodarstwach, określanych najczęściej jako bardzo biedne – tak
pisze Jacek Skrzypek w artykule dotyczącym pamięci o niemieckich kolonistach.
Wiosną 1942 roku miejscowi
koloniści niemieccy mordują w lesie 12 Żydów. W kolejnych egzekucjach 5 i 6
osób. Większość miejscowych Żydów została zgładzona najprawdopodobniej 17 lipca
1942 roku w Borowej, w Lasku Pławskim, tak twierdzi Andrzej Potocki autor
książki Żydzi w Podkarpackiem, ale jak już wspomniałam, jak udało mi się ustalić, znaczna część
Żydów z Czermina została wywieziona wraz z mieleckimi Żydami na teren dystryktu
lubelskiego. Podejrzewam, że większość nie przeżyła wojny.
Wiosną 1943 roku Niemcy zamordowali w
Czerminie 6 osobową rodzinę Kalhamnów. W Czerminie wiosną 1943 roku zamordowano też Chawę
Feuer z Trzciany.
Wiosną 1943 roku zamordowano
również dwóch Żydów: Mendela Messingera (był krawcem) i drugą osobę o
tym samym nazwisku.
Wiosną 1944 roku Niemcy
zastrzelili Jakuba Jochnowicza, który uciekł z aresztu.
Zastrzelono go na okolicznym polu. Zwłoki zakopano w miejscu zbrodni.
Myślę: czy w jakikolwiek sposób
miejsce to oznaczono? Czy kogoś to
obchodziło po wojnie?
W Czerminie pod czereśnią, w upalny czerwcowy dzień opowiadałam Jacobsom, że czermińscy Żydzi mieli pecha. Mieszkali we wsi, gdzie była niemiecka kolonia. Było im trudniej. Niemieccy koloniści utworzyli V kolumnę. Zwalczali miejscowych, Żydów i Polaków. Chociaż zapewne nie wszyscy.
Podobno byli i tacy, którym to wszystko bardzo się nie podobało.
Ale to z Hohenbachu
pochodzili niemieccy zbrodniarze: Rudolf Zimmermann i Oskar Jeck.
Zimmermann, podczas nauki w mieleckim gimnazjum był spokojnym, nieśmiałym chłopcem,
podczas wojny wykazał się wyjątkowym okrucieństwem. Własnymi rękami zamordował
wielu ludzi, w tym swoich szkolnych kolegów.
Przodkowie Jacobsów urodzeni w
Czerminie nosili nazwiska Storch i Schreck. Bardzo trudno znaleźć
cokolwiek na ich temat. Czermin należał do gminy żydowskiej w Radomyślu
Wielkim. Kilka dni przed wyjazdem z rodziną Jacobsów na prośbę kolegi z
Będzina, poszukuję informacji o osobie urodzonej w Radomyślu, i już wiem, że
nie zachowały się żadne dokumenty z radomyskiej gminy. Evan przysyła mi zdjęcie
swoich przodków wykonane w Tarnowie (mieszkali w Czerminie, Mielcu, a potem zamieszkali w Wiedniu). Mówi mi, że
nie przypuszcza aby mieszkali w Tarnowie, wydaje mu się, że może pojechali tam żeby zrobić zdjęcie. Nie sądzę, to byłoby trochę dziwne, aby chęć wykonania fotografii była pretekstem do wyjazdu do Tarnowa, jeśli już, to została tam
zrobiona przy okazji, przecież w Mielcu był dobry fotograf – August Jaderny.
Regina i Hersch, zdjęcie wykonano przed 1914 rokiem
W zbiorach Żydowskiego Instytutu
Historycznego znajduję dokument – sprawozdanie SS dotyczące wykorzystania broni
w Czerminie. Między innymi ile i jaką amunicję wykorzystano do akcji przeciwko…
Żydom. Przerażający dokument.
Na stronie Centralnej Biblioteki
Judaistycznej odnajduję Gitel
Hirschfeld urodzoną 29 maja 1912 roku w Czerminie (nie badałam jednak czy
to jej nazwisko panieńskie, czy po mężu). Mieszkała w czasie wojny w Krakowie.
Przypuszczam jednak, że było to nazwisko po
mężu. Znajduję informację, że 18 grudnia 1941 roku w Krakowie urodziła się Alma
Hirschfeld, córka Izraela i Gitli z domu Fortgang (być może córka Gitli z
Czermina).
W kolekcji podań o wydanie
dowodów osobistych znajdującej się w mieleckim Muzeum Historii Regionalnej, jest podanie
urodzonej w Czerminie 1 lipca 1907 roku Ity Perli Jochnowicz.
To wszystko co udaje mi się
odnaleźć na temat czermińskich Żydów. Czy to wszystko co po nich zostało? Mam
nadzieję, że nie.
Niemieccy koloniści opuszczają Czermin wraz z końcem wojny. W pamięci mieszkańców wsi pojawia się wspomnienie o zniszczeniu własności Niemców (szkoły, cmentarza, kościoła) przez Rosjan. Ale są też inne narracje, nieśmiało wspominające o zniszczeniu cmentarza przez Polaków.
Podobno potem, w latach 90. Polacy pracowali nad tym stan tego miejsca uległ poprawie. Jest też opowieść o Niemce ukrywającej się
na cmentarzu, której pomagali Polacy, ale ostatecznie nakazali jej wyjechać ze wsi.
Opuszczamy
Czermin i kierujemy się do Mielca. Mijamy most na Wisłoce i już widać samolot z
napisem Witamy w Mielcu. Evan oczywiście robi fotografię, ja opowiadam o
fabryce samolotów i o obozie pracy, który powstał przy niej w marcu 1942 roku. Mijamy
dom, w którym mieszkał Mosze Borger, pokazuję gościom ten budynek, bo o Mosze
opowiadałam kiedy byliśmy w Czerminie, tam pada nazwisko Rochelle Saidel. Te
historie się łączą.
Na prawo park i muzeum, Jola mówi: Ładny
park.
Wjeżdżamy do Rynku, Joli się bardzo podoba. Gościom chyba też. Jakiś czas potem Jola mówi, że jest zaskoczona jakim dużym miastem jest Mielec, jakim rozległym.
Prawie jak Tarnów.
Śmieje się i mówię, że jak pół Tarnowa.
Parkujemy auto na parkingu, tym który znajduje się w miejscu mykwy. Pokazuję stary dom kryty papą, pamiętający czasy przedwojenne. Dla mnie jest absolutnie niezwykły. Kiedy na niego patrzę, czuję się jakbym przeniosła się w czasie.
Idziemy pod skwer im. Abby Fenichela,
opowiadam o całej utalentowanej rodzinie, pokazuję domek na Wąskiej. Opowiadam
też o pewnym zdarzeniu: kiedy kończę pisać swoją książkę o mieleckim cmentarzu,
piszę fragment o synagodze. Wspominam Jisroela Fenichela, jednego z braci,
który malował polichromie w synagogach. Na drugi dzień otwieram maila… a tam wiadomość od nieznanej osoby o imieniu Paul. Paul jest prawnukiem Jisroela. Nie
mogę uwierzyć! Od Paula dostaje niezwykły dokument – ślubne zaproszenie z 1938
roku. Żenił się syn Jisroela – Pinkas.
Opowieść o tym nieprawdopodobnym mailu
jest też odpowiedzią na pytanie Arlene w jaki sposób nawiązuję kontakt z potomkami mieleckich Żydów. Bywa różnie, na
ogół ich szukam, ale czasem to oni znajdują mnie.
Podchodzimy do
pomnika upamiętniającego ofiary spalenia synagogi i do tablicy. Widzę, że
zdjęcie synagogi i sama tablica budzą entuzjazm. Wtedy dociera do mnie ze
zdwojoną siłą, jak ważną rzecz zrobiliśmy dwa lata temu, kiedy ta tablica stanęła. Zresztą nigdy nie miałam
wątpliwości, że zdjęcie synagogi powinno się znajdować właśnie w tym miejscu, powinno przypominać…
Potem spacerujemy ulicą Sandomierską, to właśnie tutaj przodek Jacobsów: Abraham Leib Storch prowadził swój biznes. Był chyba krawcem. Pokazuję dom rabinów, pokazuję moje ulubione przejście do Rynku, a potem wchodzimy na podwórko domu Haliny. Znowu muszę użyć słowa ulubione. Ulubione moje. I nie tylko moje. Takie klimatyczne, takie nienowoczesne, takie pachnące przedwojennym czasem. Jakby ten czas zatrzymał się ...
Opowiadam o rodzinie Salpeterów, która
tutaj mieszkała, o Leibie uratowanym dzięki Schindlerowi (tego dnia dużo jest
opowieści o mielczanach uratowanych dzięki Schindlerowi)3.
Pod tablicą poświęconą Akcji
Reinhard opowiadam o wojennych losach żydowskich mielczan. Jeszcze w Czerminie
Arlene pokazuje mi okładkę książki Rochelle Saidel i mówi, że autorka pisała
o czymś nadzwyczajnym co wydarzyło się w Mielcu: Co to jest? O co jej
chodziło? – pyta Arlene. Mówię, że o wszystkim opowiem kiedy będziemy w
Mielcu. Opowiadam zatem o pierwszym wysiedleniu Żydów w ramach Akcji Reinhard na
terenie Generalnego Gubernatorstwa. Opowiadam o pierwszym mieście Judenfrei. Opowiadam o moim mieście. Mielcu. Mówię, że
jeszcze kilka lat temu w ogóle nie miałam o tym wszystkim pojęcia, że nikt o
tym nie opowiadał, że szkoła milczała. Kręcą z niedowierzaniem głowami.
Przechodzimy pod kamienicę przed którą 9 marca 1942 roku odbywała się selekcja. Mała, wąska, ładna, niebieska kamieniczka.
Proszę ich by usiedli na ławce. Opowiadam o tym jak wyglądał tamten straszny marcowy dzień. Jak było zimno, jak stali z tymi swoimi tobołkami…Jak część musieli zostawić. Jak potem poszli…Jak było im zimno i ciężko. Ilu po drodze zostało zamordowanych.
Im było zimno.
Nam jest gorąco, słońce mocno
ogrzewa mielecki Rynek. Kilkadziesiąt lat po.
Idziemy dalej. Pokazuję dom, w którym
mieszkała rodzina Stroh, opowiadam o Racheli, której Mielec tak dużo zawdzięcza.
Pokazuję zdjęcie Racheli z lat 90. Jak stoi na balkonie swojego rodzinnego domu4. Jacobsom podoba się balkon. Balustrada. Przyglądają się domom. Myślę, że czują tamten
czas. Przedwojenny. Myślę, że próbują sobie wyobrazić swoich przodków.
Evan na wystawie pasmanterii
zauważa emblemat Stali Mielec, pyta co to, czy to jakiś klub. Uśmiecham się.
Opowiadam o Stali Mielec. Zapominam jak jest „mistrz” po angielsku. Mówię: master,
Ben mnie poprawia: champion.
No jasne, champion.
Jest niedziela, sklep jest
zamknięty, ale obiecuję Evanowi, że „załatwię” mu tę pamiątkę. Myślę, że nie
tylko tę.
Jola zauważa kebabownię, którą
tak skutecznie reklamował kilka dni temu na Facebooku Scott Genzer, potomek
mieleckich Żydów (Scott poszedł tam a córką i przyjacielem zjeść kebaba, a że
lokal prowadzą Jemeńczycy, jego córka znająca język arabski, rozmawia z nimi
po arabsku, dość niezwykła historia jak na Mielec).
Wchodzimy do lokalu, goście też
chcą spróbować tak chwalonego przez Scotta kebaba. Czekamy na zamówienie, a
Evan biega po Rynku i robi zdjęcia. Patrzę na niego przez szybę i uśmiecham się
do siebie. Jakoś tak ciepło robi się na sercu, że ktoś jest tak zainteresowany
Mielcem.
Wreszcie można jeść…
Smakowało.
Zdjęcie: Scott Genzer
Idziemy jeszcze pod dom Verstandigów. Opowiadam krótko o historii rodziny. Mówię też, że to był pierwszy w Mielcu dom z kanalizacją. Lubię ten Rynek z tymi żydowskimi domami. Mój kolega Stah mówi: Starówka – Żydówka.
Mam nadzieję,
że i oni ją polubili.
Czas jechać
dalej. Kolejny przystanek to mogiła zbiorowa na Wspólnej. Widzę jakie wrażenie
na gościach robi cała historia, oglądają
wszystkie pomniki. Słuchają uważnie, zadają pytania.
Czas na zasłużoną przerwę na kawę
u Marii i Stanisława Wanatowiczów. Największe zainteresowanie budzi „miejscowy”
żółw. Evan mówi, że nigdy nie widział żółwia na smyczy.
Maria podaje ciasto z rabarbarem
i kawę. Swojsko. Domowo. Myślę, że to jest bardzo ważne. Takie zaproszenie do
domu.
Stanisław pyta jakie zdjęcia chcą
zobaczyć. Old town – pada odpowiedź. Wcale się nie dziwię, bo jak
inaczej poczuć klimat tamtych lat… jak inaczej wyobrazić sobie swoich przodków
w okolicznościach, w których przyszło im żyć.
Oglądana przez godzinę kolekcja
zdjęć to też mnóstwo pytań i ciekawość.
Żegnamy się. Czas nagli. Jacobsowie nazajutrz jadą do
Auschwitz i muszą wstać bardzo wcześnie.
Zostały nam jeszcze dwa cmentarze: Traugutta i Jadernych. Z dumą mogę pokazać drogowskaz wskazujący drogę na cmentarz. Bardzo marzyłam o tym, aby powstał. Nie wszystkim mielczanom to się podoba. Przeszkadza drogowskaz prowadzący na żydowski cmentarz.
Kiedy podjeżdżamy pod ogrodzenie
i widzę jakie piękne kwiaty wyrosły tuż za nim, zdobywam się na głośny okrzyk
zachwytu. Znowu z dumą opowiadam o
naszej drodze do doprowadzenia cmentarza do obecnego stanu. Opowiadam też o
osobach spoczywających na nim. Dużo pytań, dużo odpowiedzi. Wszyscy dostają w
prezencie moją książkę o cmentarzu, myślę, że będzie to dobra pamiątka po tym
dniu i uzupełnienie wiadomości.
Jeszcze
Jadernych. Na chwilę wchodzimy też do Muzeum Historii Fotografii, do Jadernówki. To jest miejsce
warte pokazania.
Niestety służby miejskie nie dotarły jeszcze
na cmentarz z tegorocznym koszeniem. Trochę mi wstyd i zastanawiam się czy
prowadzić gości na cmentarz, czy odpuścić. Nie odpuszczam, bo to ważne miejsce
w historii Mielca, a nie wiem czy oni kiedykolwiek tutaj wrócą. Może już nie. Mieszkają przecież daleko.
Opowiadam o malowaniu ogrodzenia
przez członków naszej Grupy Mayn Shtetele Mielec. Opowiadam o tym jak w latach 60. urządzono
tu park, jak wybudowano pocztę na cmentarzu. Pokazuję pozostałości po ławkach.
Widzę zdumienie.
Przedzieramy się przez wysoką
trawę. Nie jest łatwo.
Trochę jak przedzieranie się
przez niepamięć… To trudne, ale jednak trzeba i warto.
Warto było
spędzić ten dzień z ludźmi, dla których ważne jest to, skąd pochodzili ich
przodkowie.
Wyjeżdżamy z
Mielca. Żegna nas napis na samolocie: do
zobaczenia. Evan robi zdjęcie.
Kto wie…. Kilka do po wizycie w Mielcu, Evan pisze mi, że będzie chciał wrócić do Polski.
Izabela Sekulska
iskabelamalecka@gmail.com
Będę uzupełniać tekst.
Alma urodziła się w szpitalu żydowskim w Krakowie, jej rodzicami byli Izrael syn Mendla Hirschfelda i Idesy Himel urodzony 9 września 1913 roku (mieszkali w Podgórzu, matką była Gitel Fortgang urodzona 29 maja w Czerminie, córka Gabryela Fortfanga i Chai z domu Spira.
Grażyna, która urodziła się w Czerminie wspomina:
Być może przedszkole do którego chodziłam, to był żydowski dom. On był podzielony wzdłuż, z przodu było przedszkole, a z drugej strony tego budynku był dom, w którym mieszkała pani Getinger, nie wiem czy dobrze zapamiętałam nazwisko. Z jednej strony tego domu bardzo dziwny dom i tam chyba była bożnica, z drugiej też taki charakterstyczny dom. To było zaraz obok pomnika obok, którego byliście.
To jest naprzeciwko domu pogrzebowego.
Próbowałam się czegoś dowiedzieć o Żydach w Czerminie, ale nikt nic nie mówił. O Niemcach tak, ale o Żydach nie.
Ale ja już wiem, wiem znacznie więcej o czermińskich Żydach niż spodziewałam się dowiedzieć...
Oto zapisy z Krakowskiej Izby Przemysłowej - Handlowej (zachowałam oryginalną pisownię imion i nazwisk):
Raska Sambor - zajmowała się krawiectwem damskim, Schyja Sambor (być może jej mąż) posiadał kram towarów mieszkanych i bławatnych, Markus Apfelbaum urodzony w 1887 roku w Woli Zdakowskiej prowadził kram towarów mieszanych i bławatnych, mieszkał w Czerminie pod numerem 129, zapis pochodzi z 12 września 1932 roku, Jakób Wiensenfeld uordzony w Piątkowcu w 1893 roku, mieszkał w Czerminie pod numerem 168 w 1927 roku, handlował bydłem i cielętami, miał również kram towarów mieszanych, wg zapisu z 21 kwietnia 1936 roku mieszkał w Czerminie pod numerem 175, Berl Kohane urodzony w 1862 roku w Izbiskach, zapis pochodzi z 4 sierpnia 1931 roku, zajęcie: wymiana zboża na mąkę, Bernard Messinger był krawcem, Kiwa Messinger również był krawcem, Mojżesz Mendel Spiza urodzony w 1868 roku w Tarnobrzegu, handlował towarami bławatnymi, zapis pochodzi z 18 marca 1928 roku, Mojżesz Spierer prowadził handel towarów bławatnych, Hirsch Storch urodzony w 1892 roku w Czerminie, rzeźnik, zapis pochodzi z 15 maja 1924 roku, Markus Storch kramarstwo drobne i sprzedaż towarów spożywczych w tym soli, Ryfka Stroch kramarstwo towarów mieszanych i bławatnych, Rudolf Weinbrenner mieszkał w Czerminie pod numerem 12, urodozny w 1898 roku w powiecie Nowy Targ, był masarzem, zapis pochodzi z 31 lipca 1926 roku, Jakób (nazwisko nieczytelne, prawdpodobnie Guc, Gerc lub Gross) mieszkał w Czerminie pod numerem 160, urodzony w 1886 roku w Stryju, był kowalem, Izak Wiesenfeld zamieszkały w Czerminie Kolonii numer domu 159, urodzony w 1856 roku w Piątkowcu, zajęcie: urąb mięsa w jatce, zapis pochodzi z 1930 roku.
Ale to nie wszystko, niespodziankę dostaję również od Evana. To wspomnienia jego kuzynki Pauli Schreck, urodzonej w 1905 roku w Czerminie.
Moi rodzice osiedlili się w Czerminie po ślubie w Tarnowie, w którym mieszkaliśmy do początku I wojny światowej, w sierpniu 1914 r. Następnie przeprowadziliśmy się do Wiednia. Kiedy Hitler wkroczył do Austrii w marcu 1938 r., nasze życie się zmieniło, mieliśmy mnóstwo zmartwień. Byliśmy tymi błogosławionymi, ponieważ wszyscy mogliśmy wyjechać. Moim rodzicom udało się wyjechać do Argentyny w maju 1940 r., mój brat już tam był i udało mu się zdobyć dla nich wizy. Byli tymi błogosławionymi, ponieważ mogli opuścić Europę. Mieli wielkie szczęście, że tam dotarli, ponieważ statek zatonął w drodze powrotnej do Triestu we Włoszech.
Czermin to wieś położona 12 km od Mielca (przed II wojną światową nazywanego Mielitz, tak brzmi nazwa Mielca po żydowsku -I.S.). Aby tam dotrzeć, trzeba było jechać wozem konnym. Zajmowało to godzinę lub więcej i nie było zbyt wygodne. Około 12 rodzin osiedliło się tam, w samym centrum rozległej wsi. Jeden z Żydów był szewcem, był mleczarz, krawiec, rzeźnik, był sklep z narzędziami, karczma i dwóch sklepikarzy.
Był tam dom modlitwy. Był oczywiście również kościół, plebania, szkoła. W niedzielę przychodzili się modlić Polacy i robili zakupy; to samo robili Niemcy.
Moi dziadkowie byli jednymi ze sklepikarzy, moja babcia sprzedawała materiały na męską i damską odzież, tekstylia itp., a także niektóre artykuły spożywcze. Zatrudniała również krawcową, mój dziadek był rolnikiem. Posiadał dużo ziemi, którą sam uprawiał. Do zbiorów zatrudniał ludzi. Mieli służącą.
Niektórzy Żydzi mieszkali w dobrze zbudowanych, parterowych domach, w zabudowie bliźniaczej, wliczając dziadków. Ich dom został zbudowany w 1906 roku, data wyryta była na jednej ze ścian. Mieszkali na dole, mieli 2 pokoje, dużą kuchnię-piwnicę i tak zwany sklep, który był dużym pokojem frontowym, z wejściem od ulicy. Na górze znajdowało się pomieszczenie na Pesach, które było ładnie umeblowane, sypialnia, jadalnia, z balkonem, salon i kuchnia. To były pokoje, które zajmowaliśmy podczas naszych letnich wakacji. Kuchnia była zamknięta. Była też kuczka 5, z której wchodziło się na strych.
Jako dzieci byliśmy tam dość często i świetnie się bawiliśmy, szczególnie w czasie zbiorów. Nie było bieżącej wody, prądu, tylko lampy naftowe i świece, nie było toalety w środku; ale była pompa wodna w kuchni i studnia wodna na zewnątrz domu oraz kuchnia opalana drewnem. Nawet ze wszystkimi tymi niedogodnościami zawsze czekaliśmy na spędzenie tam lipca, sierpnia. Z Wiednia jechaliśmy tam szlakiem, była to dość długa podróż z noclegiem i w tamtych czasach nie było to zbyt wygodne. Nasz dziadek czekał na nas swoim koniem i wozem (przypuszczam, że czekał na dworcu kolejowym w Mielcu -I.S.).
Wiadomości dodatkowe:
W książce Andrzeja Krempy Sztetl
Mielec znajduje się wzmianka o Markusie Storch, który w 1876 roku
zasiadał w Radzie Gminnej w Mielcu.
W Spisie Żydów z Mielca
sporządzonym przez Judenrat w Mielcu w sierpniu 1940 roku są dwie osoby o
nazwisku Storch : Hena Storch z domu Brenner (urodzona 20 marca 1901 roku) i
jej mąż Leib (urodzony 15 maja 1899
roku). Obydwoje zginęli w czasie wojny, Leib w obozie w Pustkowie. Leib był
furmanem i rolnikiem, mieszkali na ulicy Kościuszki w Mielcu.
Ponadto na listach osób
wywiezionych znajdują się następujące osoby o nazwisku Storch (nie wiem skąd
pochodziły)
Na liście wywiezionych do Sosnowicy są:
Laja Storch urodzona 22 grudzień 1922 rok
Chaja Storch w 1898
Feiga Storch w urodzona w 1925 roku
Na liście osób wywiezionych
do Dubienki są:
Mendel Storch urodzony w 1886
roku
Sofia Storch urodzona w 1887 roku
Bronia Storch urodzona w 1897
roku
Gerda Storch urodzona w 1922 roku
Wiktor Storch urodzony w 1931
roku
Anna Storch urodzona w 1900 roku
Matylda Storch urodzona w 1929 roku
Berta Storch urodzona w 1923 roku
Cesia Storch urodzona w 1925 roku
Józef Storch urodzony w 1934 roku
Nie znalazłam żadnych wzmianek o osobach o nazwisku Schreck.
Przypisy:
1 cytat pochodzi z
artykułu Jacka Skrzypka „Pamięć” relacji
polsko-niemieckich. Przykład wsi Czermin
2
Spis rodzin żydowskich wysiedlonych z
Czermina przez Niemców w 1941 roku, w nawiasach podaję liczbę osób z danej
rodziny, które zostały wysiedlone
Markus
Apfelbaum (5 osób) – zamieszkał w Otałęży (cała jego rodzina znajduje się
na liście osób wywiezionych z mieleckiego lotniska do Cieszanowa, Niemcy
zgromadzili w marcu 1942 roku całą ludność żydowską z Mielca i okolic na
lotnisku i wysyłali na teren dystryktu lubelskiego, a stamtąd do obozów zagłady
w Bełżcu, Sobiborze, Majdanku i Treblince)
Rodzina
Apfelbaum
Markus
– urodzony w 1887 roku
Chaja
– urodzona w 1899 roku
Pesia
– urodzona w 1921 roku
Fajga
urodzona w 1933 roku
Moses
urodzony w 1937 roku
Josef
Chrząszcz (2 osoby) – jego nazwisko znajduje się na liście wywiezionych do
Cieszanowa – rok urodzenia 1878, jest też nazwisko Cypy Chrząszcz
urodzonej w 1939 roku.
Chaskiel
Furstenzelt (6 osób) – zamieszkał w Radomyślu Wielkim
Chana
Kochane (1 osoba)
Berl
Messinger (4 osoby)
Kiwa
Messinger (6 osób) – ich nazwiska znajdują się na liście osób wywiezionych
do Cieszanowa
Rodzina
Messinger:
Kiwa
urodzony w 1880 roku
Regina
urodzona w 1885 roku
Rozalia
urodzona w 1910 roku
Mendel
urodzony w 1908 roku
Rachela
urodzona w 1914 roku
Mala
urodzona w 1920 roku
Leib
Rosenbluth (4 osoby)
Hersch Storch (6 osób) – zamieszkał w Otałęży, jego
nazwisko znajduje się na liście osób wywiezionych do Cieszanowa
Rodzina
Storch
Hersch
urodzony w 1892 roku
Schendla
urodzona w 1898 roku
Hania
urodzona w 1923 roku
Feiga urodzona w 1931 roku
Gizela – bez daty urodzenia
Reschka
Sambor (1 osoba)
Wiesenfeld
Jakob (5 osób) – wysiedlony ze swojego domu, ale dalej mieszkał w
Czerminie, może u jakiejś polskiej rodziny, osoba o tym nazwisku znajduje się
na liście osób wywiezionych do Międzyrzeca
Izrael
Ladner (5 osób)
Ryfka
Storch – zamieszkała w Mielcu, przy Rynku
Takie
nazwisko znajduje się na liście osób wywiezionych do Dubienki.
Ryfka
Storch urodzona w 1870 roku.
3
Leib (Leon) Salpeter urodzony w Mielcu, farmaceuta, uratowany
przez Oskara Schindlera, więcej w tekście:
https://maynshtetelemielec.blogspot.com/2024/04/twarze-mieleckiego-sztetla-leib-leon.html
4
o Racheli Sussman z domu Stroh i jej rodzinie można przeczytać w tym tekście:
https://maynshtetelemielec.blogspot.com/2023/03/twarze-mieleckiego-sztetla-rodzina-stroh.html
5 kuczka - szałas budowany w święto Sukkot, także altanka lub drewniany ganek z otwieranym dachem, Żydzi ortodoksyjni mieszkają w szałasie przez cały czas trwania święta Sukkot
Korzystałam z:
Andrzej Krempa Sztetl Mielec Z Historii Mieleckich Żydów
Andrzej Potocki Żydzi w
Podkarpackiem
Jacek Skrzypek „Pamięć”
relacji polsko-niemieckich. Przykład wsi Czermin, Zeszyty naukowe Uniwersytetu
Jagiellońskiego, Prace etnograficzne 2016, tom 44
Lista rolników wysiedlonych w powiecie
mieleckim w 1941 roku (zbiory ŻIH)
Listy osób wysiedlonych z Mielca
(zbiory ŻIH)
Rejestr Okręgowej Komisji Badania
Zbrodni Hitlerowskich w Rzeszowie
Opracowanie Dalej jest noc ( powiat Dębica)
Wspomnień Ity Hollander z domu
Rosenbaum
Kolekcji podań o wydanie dowodów
osobistych, zbiory MHR w Mielcu
Zbiorów Centralnej Biblioteki
Judaistycznej
zdjęcie: Centralna biblioteka judaistyczna