Archiwum bloga

niedziela, 29 września 2024

Twarze mieleckiego sztetla: Trompeterowie

 

Zdjęcie pochodzi ze zbiorów Imperial War Museum w Londynie

 





Rodzina Trompeterów przed wojną. Po prawej stronie (biały kołnierz) Tauba, obok niej brat Naftali, w kapeluszu brat Jonasz. Zdjęcie pochodzi z archiwum prywatnego J. Trompetera.




W braku pamięci są korzenie wygnania, a w pamięci nasiona zbawienia

Israel ben Eliezer




 

 

Tauba jest piękna. Ciemnowłosa, z doskonale ułożoną fryzurą. Jest też starannie ubrana. Przed nią, córką mieleckiego kupca i właścicielki niewielkiego sklepu, na pewno rysuje się dobra przyszłość.

Ale zdjęcie wisi w Imperial War Museum w Londynie. Nie bez powodu. Muzeum wojny. Taubie przyjdzie przeżyć jedno z najgorszych doświadczeń ludzkości – Holokaust. Straci znaczną część rodziny i będzie musiała żyć dalej.

            Zanim to wszystko nastąpi Tauba cieszy się życiem w sztetlu.


Spis Żydów, AP Rzeszów

Przychodzi na świat w Mielcu, w ortodoksyjnej rodzinie. Według danych znajdujących się w Archiwum Arolsen 20 sierpnia 1925 roku, ale według spisu Żydów sporządzonego przez Judenrat w 1940 roku, dziewczyna przychodzi na świat w roku 1922.  W spisie ocalałych, będącym załącznikiem do książki Sztetl Mielec. Z historii mieleckich Żydów Andrzeja Krempy, autor podaje, że w 1923 roku,  a według listy  Żydów wywiezionych z Mielca do Dubienki w 1929 roku. W archiwum Arolsen znajduję również datę najbardziej zdumiewającą i z całą pewnością nieprawidłową - 20 sierpnia 1930 roku.

zdjęcie pochodzi ze strony archiwum Arolsen


 

Jaka była  prawdziwa data urodzenia Tauby? 

Myślę, że tę tajemnica Tauba zabrała ze sobą. Po wojnie z różnych powodów ocalali Żydzi podawali inne od rzeczywistych daty urodzenia. Nie wiem czy tak było w przypadku mojej bohaterki, ale nie jest to wykluczone.

Tauba, Tova, Tosia, Toby. 

Jak wyjaśnia córka jej brata Naftalego, Taube to w języku jidysz gołąb, hebrajskie Tove to dobroć.


 Tauba w szkole (pierwsza z lewej w górnym rzędzie. 
Zdjęcie pochodzi z archiwum prywatnego J. Trompetera



 Ojciec Jacob Isaak (według danych pochodzących ze Spisu Żydów urodzony w 1890 roku, według danych znajdujących się w bazie strat Instytutu Pamięci Narodowej, 10 listopada 1898 roku, według jego córki Tauby, Jakob urodził się w 1895 roku),  jest synem Rafaela i Chai, kupcem (na liście osób płacących podatek obrotowy w 1941 roku  figuruje jako osoba zajmująca się handlem galanterią), mama Gitla Blima z domu Grinberg urodzona w Borowej jako córka Nachuma i Simy Romer, według  danych ze Spisu Judenratu 15 kwietnia 1894 roku, według danych z Instytutu Pamięci Narodowej w 1899 roku. Gitla. Bratanica Tauby nosi imię po babci Gitla Blima. Git to w jidysz dobry.

Żona Jakoba nie tylko prowadzi dom, ale też mały sklep w budynku, w którym mieszkają, przy ulicy Sandomierskiej. Blisko mieleckiej synagogi. Po wojnie Tauba będzie szczegółowo wspominać spalenie bożnicy przez Niemców.


Ulica Sandomierska, Mielec - dzisiaj, wyższy dom to budynek, w którym mieszkali mieleccy rabini



Ulica Sandomierska dzisiaj w połączeniu z prezentacją zdjęcia z czasów II wojny światowej

Tauba ma cztery siostry i dwóch braci. Według danych pochodzących z listy osób wywiezionych z Mielca  do Dubienki, imiona sióstr Tauby to z pewnością: Sara (data urodzenia Sary według listy wywozowej do Dubienki to 1919 rok,  według  Spisu Żydów 1918, ale na podaniu o dowód osobisty figuruje data 15 września 1919 rok, Tauba zaś w dokumentach wypełnianych po wojnie w Yad Vashem podaje rok 1921), Rysia (data urodzenia według listy wywozowej to 1926 rok), takie też imię figuruje na liście,  ale właściwe imię to raczej Róża (Reizel), a Rysią  dziewczyna była nazywana  zapewne w domu, w dokumentach w Yad Vashem bratanica Tauby Gitla Blima Trompeter podaje imię Roza Bluma i datę urodzenia 1917, Tauba zaś podaje rok 1929, Miriam (jej data urodzenia według listy wywozowej do Dubienki to 1925 rok, Tauba w dokumentach wypełnianych w Yad Vashem podaje datę 1927 rok), Estera według danych ze pochodzących z listy wywozowej, urodzona w 1928 roku, Tauba w Yad Vashem podaje rok 1930. Prawdopodobnie z rodziną mieszkało jeszcze jedno dziecko niebędące dzieckiem Gitli i Jakoba, ale spokrewnione z rodziną. Wspomina o nim wymieniana  już bratanica Tauby, Gitla Blima Trompeter w jednym z internetowych komentarzy.  Dziecko nie przeżyło wojny. 


Jeden z braci Tauby to Naftali Hersz, urodzony w 1920 roku. W spisie Judenratu znajduje się zapis, że w czerwcu 1940 roku wyjechał do Borowej. Inna data urodzenia  Naftalego figuruje w bazie Arolsen, jest to 2 września 1921 roku. Drugi brat  Tauby ma na imię Jonasz i według danych z archiwum Arolsen urodził się w Mielcu 16 grudnia 1918 roku,  ale dane z podania o wydanie dowodu osobistego mówią, że był to 1916 rok.


Jonasz Trompeter 




Sara Trompeter - podanie o wydanie dowodu osobistego

Zdjęcia  podań pochodzą ze zbiorów Muzeum Regionalnego w Mielcu


            Tauba  mówi w jidysz, po niemiecku i po polsku, bo przecież musi uczęszczać również do polskiej szkoły. Takim obowiązkiem objęte były  dzieci przed wojną.

Zapewne chodzi nad Wisłokę, jak wszyscy mielczanie,  spaceruje po mieleckim korso,  może  też wdycha zapach chleba z piekarni na Kilińskiego, należącej do rodziny Trompeterów. Może krewnych? Raczej tak.

Piekarzami o nazwisku Trompeter są w Mielcu Leib, właśnie z ulicy Kilińskiego i Jakob, który na pewno jest właścicielem piekarni w Mielcu pod koniec XIX wieku, a w 1927 roku  przenosi swój biznes do pobliskiego Radomyśla Wielkiego, na Rynek. Prawdopodobnie ojciec Tauby jest spokrewniony z Jakobem, do tego wniosku dochodzę śledząc dokumenty w Arolsen (ocalały syn piekarza, Aron jest kuzynem Naftalego, Jonasza i Tauby).  Piekarzem jest też Izak urodzony w 1897  roku.  Mieszka na Legionów z żoną Chaną urodzoną w Tarnobrzegu. Zginą w Holokauście. Wraz z nimi ich córka Sara. Trompeterowie to znane nazwisko w Mielcu. Syn Arona, Jakob wspomni, że piekarzami byli jego krewni przez dziesięć pokoleń.

Przed wybuchem wojny, wielu krewnych Tauby już nie ma w Mielcu. Po pierwszej wojnie światowej wyjechali do Ameryki i Niemiec.

Po kilkudziesięciu latach Tauba dostąpi zaszczytu rozmowy z królową Elżbietą II, będzie miała nawet pamiątkowe zdjęcie. Pewnie zrezygnowałaby z tych zaszczytów, gdyby tylko mogła odwrócić los, gdyby to wszystko co przeżyła, mogło się nie wydarzyć. Zdjęcie pochodzi z otwarcia wystawy dotyczącej Holokaustu w Imperial War Museum w Londynie.

Tauba z siostrą, zdjęcie pochodzi z archiwum prywatnego J. Trompetera.

Tauba z siostrą, zdjęcie pochodzi z archiwum prywatnego J. Trompetera.

Tauba, zdjęcie pochodzi z archiwum prywatnego J. Trompetera.

Mielec w czasie wojny, stoi Sara, w środku Tauba i jej kuzyni, zdjęcie pochodzi z archiwum prywatnego J. Trompeter.


Tauba z siostrami, zdjęcie pochodzi z archiwum prywatnego J. Trompeter.

 



9 marca 1942 roku Tauba, jej rodzice i siostry, jak więkość Żydów z Mielca idą w potwornym marszu z Rynku na mieleckie lotnisko.  Właśnie trwa pierwsze wysiedlenie w ramach Akcji Reinhard na terenie Generalnego Gubernatorstwa. Jest zimno, a Żydom towarzyszy wielka niepewność co do ich dalszego losu. Na lotnisku przebywają w hangarach, cierpiąc głód i chłód. Tauba wspomina goły beton na którym muszą spać. Są zapewne jak wszyscy inni Żydzi, potwornie wystraszeni. Po kilku dniach zostają deportowani do Dubienki. W miasteczku ojciec zdobywa aryjskie papiery dla Tauby i Sary. Nie bez powodu właśnie dla nich, dziewczęta nie są już dziećmi, jest szansa, że jakoś sobie poradzą. Tauba i Sara  uciekają z Dubienki. Ze wspomnień Tauby wynika, że udają się do siostry jej mamy, która prawdopodobnie przebywa w Radomyślu lub Borowej. Potem jadą do Mielca, ale polska rodzina, u której mają zostawione swoje rzeczy, odmawia im pomocy. Kolejnym przystankiem na ich tułaczej drodze jest Kraków. Jadą do przyjaciela ojca, właściciela fabryki obuwia, który je zatrudnia i załatwia legalny pobyt w getcie.

Lista osób wywiezionych do Dubienki, zbiory ŻIH



 Tauba nigdy więcej nie zobaczy rodziców i sióstr, za wyjątkiem Sary, z którą przebywa w getcie w Krakowie, a potem w płaszowskim obozie, gdzie są od jesieni 1942 roku.

 W powojennych wspomnieniach dużo miejsca poświęci komendantowi Amonowi Goethowi. Podobno sygnałem do polowania na ludzi, był założony tyrolski kapelusz.

 

Płaszów był żydowskim cmentarzem. Kiedy tam dotarliśmy, przeszliśmy przez bramę, która nie była jeszcze gotowa, nie zbudowano dla nas też żadnego miejsca do spania, od razu zobaczyliśmy trzech wiszących mężczyzn. Byliśmy wystraszeni, odrętwiali i robiliśmy co nam kazano.


zdjęcie pochodzi z strony internetowej archiwum Arolsen

 

Latem 1943 roku Tauba i Sara zostają przeniesione do Auschwitz. Tam Tauba pracuje przy sprzątaniu baraków. W swoim baraku mieszka z tysiącem innych kobiet.  Tak to wspomina. Jest brudno. Jest bardzo źle.



17 października 1944 roku siostry zostają przeniesione do obozu Bergen – Belsen, gdzie doczekają wyzwolenia przez Brytyjczyków (15 kwietnia 1945 roku). Niestety śmiertelność w obozie z powodu głodu i brudu jest bardzo wysoka. 23 kwietnia 1945 roku Sara umiera na tyfus. 

Sara umiera w ramionach mojej cioci Tauby, 8 dni po wyzwoleniu obozu. To musiał być dla Tauby ogromny ból - wspomina bratanica Tauby.

Sara będzie miała grób i macewę w Bergen - Belsen. A nawet dwie, bo jej grób zostanie po jakimś czasie przeniesiony w inne miejsce. Ta pierwsza macewa jest skromna, ta druga bardziej okazała.

Tauba z braćmi (z lewej strony Jonasz, z prawej Naftali) przy macewie Sary.

źródła zdjęć: Jewish Museum w Londynie

Treść inskrypcji na macewie:

Tu jest pochowana Sara córka pana Jakowa Icchaka Trompetera z Mielca

Odeszła 10 ijar

Niech jej dusza będzie związana  w węźle życia

(tłumaczenie Jolanta Kruszniewska).


Choruje również Tauba, ale trafia do szpitala i dochodzi do zdrowia. Kolejne dwa lata spędzi w obozie dla dipisów (przesiedleńców oczekujących na wyjazd), gdzie poznaje swojego męża Maxa Bibermana ( poźniej Bibera), który jest żołnierzem armii brytyjskiej. Max pochodzi ze Zwierzyńca,  w którym przyszedł na świat 14 grudnia 1918 roku jako syn Szoela i Lai. Biorą ślub w 1946 roku.

zdjęcie pochodzi z strony internetowej archiwum Arolsen

We wrześniu 1947 Tauba roku przybywa do Wielkiej Brytanii.  Odtąd będzie się nazywała Toby Biber.

Toby i Max w dniu ślubu, źródło zdjęcia: Jewish Museum w Londynie

Z całej jej rodziny ocaleją jedynie bracia: Naftali i Jonasz. Naftali przeżyje obóz w Mauthausen.  Trafi tutaj z Flossenburga (data osadzenia: 4 kwietnia 1944 rok, numer obozowy 16445, pracuje jako niciarz). Do Mauthausen trafi 13 października 1944 roku (numer obozowy 108120).  Jeszcze wcześniej będzie więźniem obozu pracy przymusowej w Mielcu. Według danych znajdujących się w bazie Arolsen, po wojnie zamieszka w Belgii,  a potem wyjedzie w 1948 roku do Izraela  i zamieszka w Tel Avivie.  Będzie miał żonę Ziporę, córkę Gitlę Blimę (Toby) i syna Jerrego. Umiera w 2003 roku. Przed śmiercią spisze swoje wspomnienia. Jego córka będzie wspominać, że wcześniej nie miała pojęcia co przeżył ojciec i że dźwigał taki ciężar.

 Jonasz przed wojną talmudysta i drukarz, po wojnie na krótko wyjedzie do Tel Avivu, skąd wróci do Niemiec, by według Scotta Genzera w 1950 roku przyjechać na krótko do Mielca.  Potem z Niemiec w 1951 roku wyjeżdża do Kanady, a ostatecznie osiądzie w Stanach Zjednoczonych. Zakłada rodzinę. Umiera 14 listopada 1997 roku.

zdjęcie pochodzi z strony internetowej archiwum Arolsen

 Jakob Izaak, ojciec Tauby zginie w Treblince 31 grudnia 1942 roku. Takie dane znajduję w bazie strat Instytutu Pamięci Narodowej. Informacja pochodzi z akt sądowych sprawy o uznanie za zmarłego. Taka sama data figuruje przy nazwisku jego żony. Przypuszczalnie ten sam los spotkał  siostry Tauby, chociaż jak twierdził brat Gitly Blimy, Rysia (Róża) zginęła w Mielcu. Nie wydaje mi się to jednak prawdopodobne, jej imię figuruje na liście osób wywiezionych z Mielca do Dubienki. Data śmierci Jakoba i Gitli prawpodobnie może nie być datą faktyczną, a jedynie przyjętą przez sąd (tak się dzieje, kiedy data zgonu nie jest znana).

W Holokauście straci życie również dziadek Tauby - Rafael (Kopel) i jego żona  Rela Debora. Małżeństwo przed wojną również mieszka na Sandomierskiej. Być może razem z Trompeterami.

Nie przeżyje również cała rodzina jej ciotki, siostry ojca Sary Geminder, Sara, jej mąż Szymon Dawid i dzieci: Chaim i Chaja (nastolatkowie w chwili śmierci).

zdjęcie pochodzi ze zbiorów Muzeum Regionalnego w Mielcu

 

Z powojennych dokumentów dowiaduje się, że na Taubę mówiono Tosia, a na Naftalego – Tulek.

Tosia i Tulek…

Bratanica Tauby wspomina, że była ona nazywana Dodą Tosią ("Doda" to po hebrajsku "ciocia").

 Tulek, Tosia i Jonasz przeżyli, ale jak wyglądało ich życie po tym co stało się ich udziałem?

Czy mogli normalnie oddychać? Ile kosztowało Taubę wspominanie? Wiem, że była bardzo aktywna jeśli chodzi o edukację dotyczącą Holokaustu. Zaangażowana.

Ale za jaką cenę?

Myślę o tej trójce rodzeństwa wychowanej w sztetlu. W Polsce.

Mówili do siebie zapewne w jidysz, a może po polsku. Przeżyli, ale  po wojnie rozjechali się w różne strony świata.

Zaczęli używać innych języków, Jonasz i Tauba angielskiego, Nafatli hebrajskiego. Funkcjonowali w innych światach.  To musiało być dla nich bardzo trudne.


Tauba  kilkadziesiąt lat po wojnie, źródło zdjęcia: https://ntupowerofwords.wordpress.com

Tauba wśród brytyjskich uczniów, opowiada o Holokauście, źródło zdjęcia: https://www.mylondon.news/news/holocaust-survivor-story-important-generation-6675371




            Tauba początkowo mieszka w Londynie, a potem w Stanmore. W 2000 roku dostąpi zaszczytu spotkania z królową Elżbietą II.  To wielkie wyróżnienie, ilu mielczan miało taką sposobność? Być może oprócz niej, żaden.

Jestem jednak pewna, że w tamtym momencie, w czasie otwarcia wystawy poświęconej Holokaustowi, ten zaszczyt ma dla Tauby drugorzędne znaczenie. Jej myśli biegną tylko w jednym kierunku – rodziny, którą straciła. Przyjaciół, znajomych, których straciła. Żydowskiego świata w małym galicyjskim mieście, który straciła. Bezpowrotnie.


zdjęcie przedstawia królową Elżbietę II rozmawiającą z więżniami Auschwitz. Archiwum rodzinne J. Trompetera.

 Tauba umiera 3 grudnia 2023 roku.  Jej bratanica  w 2021 roku wspomina, że Doda Tosia z powodu covidu przebywa w żydowskim domu opieki. Jest pewna, że w szafie cioci wisi ślubna sukienka, którą miała okazję obejrzeć w 1984 roku, kiedy odwiedziła Taubę.  Ciotka pokazuje jej podszewkę sukienki uszytą ze  różnych skrawków materiału. 

Myślę: Tauba umiera niecały rok temu, a my nie zdążyliśmy nawiązać z nią kontaktu… Wielka szkoda.

Czy miała 100 lat umierając? Wobec wątpliwości co do daty jej urodzenia, nie jestem w stanie tego potwierdzić.

Myślę jednak, że rok 1925 figurujący jako jej data urodzenia w dokumentach w archiwum Arolsen, to może nie być data prawidłowa.

Jedno jest pewne, bez względu na to czy urodziła się w 1923 roku, czy w 1925, dożyła sędziwego wieku. Żyła znacznie dłużej niż jej mąż, który zmarł w wieku 65 lat.

    Dzisiaj już wiem, że pięć lat temu, jesienią 2019 roku patrząc na zdjęcia pięknych żydowskich dziewcząt na wystawie w Muzeum Historii Fotografii Jadernowka w Mielcu, patrzyłam na zdjęcia sióstr Trompeter. Zastanawiałam się wówczas, jak się nazywały, czy przeżyły. Dzisiaj już wiem.

 

Tekst: Izabela Sekulska

Cytowanie tekstu może nastąpić tylko za podaniem źródła.


Dziękuję: Aurelii Kotkiewicz za przesłanie mi zdjęć Tauby, Bogdanowi Urbańczykowi za udzieloną pomoc, Jolancie Kruszniewskiej za tłumaczenie treści inskrypcji z macewy Sary i Stanisławowi Wanatowiczowi za udostępnienie zdjęć z kolekcji rodziny Trompeter.

Zdjęcie Tauby wiszące w londyńskim  Muzeum przesłała mi Aurelia. Popatrzyłam na piękną dziewczynę, przeczytałam nazwisko i pomyślałam: przecież gdzieś już o niej słyszałam… Okazało się, że dwukrotnie już w grupie Mayn Shtetele Mielec rozmawialiśmy o Taubie – Toby.

Okazało się, że Stanisław Wanatowicz miał kontakt z jej krewnymi.

 

 

Po tym linkiem można posłuchać wspomnień Tauby w j. angielskim

https://www.iwm.org.uk/history/concentration-camp-survivors-share-their-stories?fbclid=IwY2xjawFl-1tleHRuA2FlbQIxMAABHZ1R6mhI8MUfPJrW4DFZPmt59-SUhlBUBGoiz6g3ApJW1lbB7opsXDVWWQ_aem_MxQUEpLJ7ilBx1dj1aHROw

 

 O Toby można posłuchać również tutaj:

https://youtu.be/6qkBSCk4BG0?si=xJbVrmDpSM1gvSET



 

Źródła:

https://arolsen-archives.org/pl/wyszukiwanie-nawigacja/

https://straty.pl/szukaj-osoby.php

https://ntupowerofwords.wordpress.com/2018/03/26/toby-biber/?fbclid=IwY2xjawFl--tleHRuA2FlbQIxMAABHZR1wDPiTq-FD1xmZSdugJ3unhwh5dxQt8ADR4WDGNsTKDZNoAuAI5YrqA_aem_rKc87YolCBxjPs3-1pYzeA

https://www.iwm.org.uk/history/concentration-camp-survivors-share-their-stories?fbclid=IwY2xjawFl-1tleHRuA2FlbQIxMAABHZ1R6mhI8MUfPJrW4DFZPmt59-SUhlBUBGoiz6g3ApJW1lbB7opsXDVWWQ_aem_MxQUEpLJ7ilBx1dj1aHROw

AP Rzeszów Spis Żydów w Mielcu sporządzony przez Radę Żydowską (Judenrat) 15 sierpnia 1940 (i 2 raporty o stanie zatrudnienia) zespół 752 sygn. 117

Lista wywozowa do Dubienki - zbiory Żydowskiego Instytutu Historycznego 

Krempa Andrzej, Sztetl Mielec. Z Historii Mieleckich Żydów, Samorządowe Centrum Kultury, Muzeum Getta Warszawskiego, Biblioteka Muzeum Regionalnego w Mielcu, 2022

MyHeritage – drzewo genealogiczne rodziny Trompeter zbudowane przez Scotta Genzera.

 

 

 

 

środa, 18 września 2024

85 rocznica spalenia mieleckiej synagogi


 

W tym roku obchodziliśmy 85 rocznicę spalenia mieleckiej synagogi, która przypadała na dzień 13 września. 15 września o godzinie 11, spotkaliśmy się na skwerze gdzie stała synagoga, aby upamiętnić ofiary. Naszymi gośćmi specjalnymi tego dnia byli aktywiści i aktywistki sieci Forum Dialogu - Grupa Podkarpacka. Po uroczytości przeszliśmy ulicami Starego Miasta wysłuchując opowieści Stanisława Wanatowicza o żydowskich mieszkańcach Mielca.















Słowa, które padły podczas uroczytości:

Szanowni Państwo

dzień dobry, szalom,

 

Pomimo tego, że spotykamy się z powodu smutnej rocznicy, jestem ogromnie szczęśliwa, że jesteśmy tutaj dzisiaj razem już po raz czwarty, spotykając się niezmiennie corocznie od 2020 roku, a to upamiętnienie wpisało się już w mielecki krajobraz.

 

Witam wszystkie mieszkanki i mieszkańców Mielca, witam również moich Gości z różnych stron Podkarpacia, aktywistki i aktywistów sieci Forum Dialogu, do której to grupy mam również honor należeć. Witam: Martę Wójcik z Rzeszowa koordynatorkę grupy, przedstawicielkę Stowarzyszenia Rajsze, Justynę Uchańską z pobliskiego Tarnobrzega, Martę Sochę i jej męża Ireneusza Sochę z jeszcze bardziej bliskiej Dębicy, Bardzo się cieszę, że jesteście z nami.

 

Stoimy w miejscu gdzie biło religijne serce mieleckiej społeczności żydowskiej. Tu stała synagoga, rytualna rzeźnia, mykwa, religijne szkoły.

Dzisiaj przypomina o tym pomnik i tablica, nie zachował się żaden z tych budynków.

Ale jest  nasza pamięć.

 

 

 

Tak, tak, na pewno. Żyje pamięć.

Choć w kalendarzu brak mi dat.

W sercu jak światło wciąż się łamie,

Skończone trwanie dawnych lat.

 

Pali się świeca. Jej migotem

Ktoś upomina się o myśl

A myśl się gmatwa, gdy z powrotem

W ten sam widnokrąg trzeba iść

 

 

 

Nasze spotkanie rozpoczął fragment wiersza Leona Kusmana pod tytułem Rocznica.

 

Spotykamy się dzisiaj aby zaznaczyć naszą pamięć o ofiarach spalenia mieleckiej synagogi w 85 rocznicę tego okrutnego wydarzenia.

Jesteśmy tutaj, my mieszkańcy dla dawnych mieszkańców, dla pamięci o nich.

Usłyszałam ostatnio takie zdanie dotyczące sąsiadów innej narodowości, kultury, wyznania… bo sąsiad to sąsiad.

No właśnie. Stosunki pomiędzy żydowskimi Polakami a Polakami nie  - Żydami, nie należały do idealnych. Często dochodziło do napięć, a nawet pogromów i nie możemy udawać, że w przedwojennej Polsce nie było antysmityzmu. Te dwie społeczności żyły odrębnie. 

Ale były też znajomości, przyjaźnie, wspólne interesy, a nawet miłość.  Nie zapominając o tym co nie było dobre, powinniśmy  pielęgnować w pamięci te dobre wspomnienia Polaków Nie Żydów, o ich sąsiadach. Bo i takie się zachowały.

 

Tak wspominała swoich sąsiadów mielecka nauczycielka  Bogumiła Gajowiec

 

Z rodziną Weissmanów moi rodzice byli zaprzyjaźnieni. Mojżesz Weissman i mój ojciec (chociaż znacznie od niego młodszy) mówili do siebie „Mosiek” i „Maniek”. Mama moja z panią Borgerową i Pinią Weissmanową wymieniały się przepisami kuchennymi.  Zawsze też z okazji żydowskich świąt otrzymywała macę i różne specjały np.  rodzaj biszkoptu z gotowanych ziemniaków, tzw. bubele. Często też mama przyrządzała żydowskie potrawy, np. owe bubele oraz rybne pulpety i karpia po żydowsku. Nie zastanawiałam się wówczas dlaczego mama nie częstuje Żydówek naszymi potrawami (były one dla Żydów „trefne”). Nasi znajomi Żydzi bardzo przestrzegali prawa mojżeszowego.

 

Rochelle Saidel, amerykańska Żydówka, która na skutek niezwykłego spotkania w jerozolimskiej synagodze z mielczaninem Mosze Borgerem napisała książkę Mielec the shtetl who became a nazi concentraicon camp tak opisywała Mielec:

 Mielec leżący w Polsce, to dzisiaj miasto o 65 tysiącach mieszkańców i o żadnym z nich nie mówi się, że jest Żydem. Centralnym punktem gospodarki Mielca jest EuroPark zbudowany dokładnie na miejscu nazistowskiej działalności w tym również lotniczego zakładu pracy przymusowej Heinkla oraz obozu koncentracyjnego. Jak potwierdzają liczni świadkowie cytowani na stronach niniejszej książki teren Europarku i obszary przylegające kryją masowe groby setek jeśli nie tysięcy polskich Żydów zamordowanych przez nazistów w kompleksie fabrycznym Heinkla. Tętniąca życiem wspólnota Żydów mieleckich powstała w XVI wieku, stała się już tylko wspomnieniem. Nawet należące do niej budynki komunalne i cmentarze zostały zburzone i zbezczeszczone. Mieleccy Żydzi mają wspólny los z losem milionów innych europejskich Żydów, którzy zostali wykorzenieni, deportowani i wymordowani podczas Holokaustu. Jednakże historia Mielca jest wyjątkowa ponieważ mielecka ustabilizowana wspólnota żydowska stała się ofiarą nazistowskich eksperymentów deportacyjnych. Dnia 9 marca 1942 roku cała żydowska ludność miasteczka, licząca 5000 osób, powiększona o co najmniej 1000 Żydów przybyłych z innych miejscowości została spędzona w jedno miejsce. Bardzo niewielu Żydów, którzy tego dnia byli w Mielcu zdołało przeżyć.

Zanim mielecka wspólnota żydowska została starta z powierzchni ziemi przez nazistów w jeden dzień, 9 marca 1942 roku, miała za sobą długą historię pełną sukcesów i porażek. Tuż przed początkiem XX wieku stanęła nowa synagoga , w miejscu starej, drewnianej, która spaliła się podczas wielkiego pożaru miasta w 1856 roku. Nowa synagoga miała dwie wieże i wnętrze dekorowane biblijnymi scenami stworzenia świata i potopu. Na ścianach były również cytaty z Tory i Talmudu oraz motywy geometryczne i roślinne. W sąsiednim budynku mieściła się rzeźnia rytualna, mykwa. Ten kwadratowy kompleks otaczały ulice o obecnych nazwach Wąska, Sandomierska, Berka Joselewicza i Nowy Rynek.

 Tak synagogę wspominał nieznany z imienia i nazwiska Żyd:

 Synagoga był wysoka i szeroka, z dwiema wieżami, po obu stronach na froncie, z drzwiami, które prowadziły wieloma schodami na górę, na babiniec, na pierwszym i drugim piętrze z większymi i mniejszymi oknami, z lufcikami wysoko oraz gipsowymi gzymsami naokoło. Wszystko to sprawiało wrażenie pałacu, prawdziwie świętego miejsca. Wewnątrz synagoga była pomalowana. Dokonali tego Icchak Fenichel i jego brat Jisroel. Malowidła były podziwiane przez każdego, kto wszedł do środka. Na malunki w synagodze składały się przede wszystkim sceny z Chumaszu. W pierwszym rogu na prawo od wejścia, wysoko, namalowani byli Żydzi urabiający w Egipcie glinę na cegły. Nad tym:  rusztowania na których Żydzi budowali mury Pithom i Raamses. Malarze nie zapomnieli nawet o dzieciach, które zostały wmurowane w ściany.  Tak ciągnęły się sceny z Chumaszu aż do Mojżesza stojącego przed gorejącym krzewem – który wyglądał, jakby naprawdę płonął. Mojżesz przedstawiony  był z siwymi pejsami i brodą, w szabasowym chałacie, z futrzaną czapką albo sztrajmlem, albo kołpakiem – a wszystko na wzór rebego z Tarnobrzega, którego chasydem był Icchak Fenichel.

Na wysokim suficie  namalowanych było dwanaście znaków zodiaku i różnorakie owoce z ziemi Izraela: etrogi, lulawy i jeszcze, jeszcze bez końca.

W piątek wieczorem kiedy synagoga była rozświetlona, w dawnych czasach lampami naftowymi, a później światłem elektrycznym – kolory nabierały jeszcze piękniejszego blasku, a malunki wyglądały jak żywe. Wchodzący na modlitwy za każdym razem rzucali okiem i podziwiali malowidła jakby widzieli je po raz pierwszy.

 

1 września 1939 roku wybuchła wojna z Niemcami. Mielczanin, Mosze Borger zapisał w swoim dzienniku:

 Wojna z Niemcami. Niemcy zaatakowali Polskę. Nie mogę sobie tego wyobrazić. Zabieram się do ubezpieczania mieszkania. Do miasta nadchodzą  transporty uciekinierów znad granicy zaczynają przybywać do Mielca. Już są naloty samolotów nieprzyjacielskich. Człowiek nie wie jak schronić się. Ciągła obawa o nalot, który powtarza się, ciągle wyczerpuje człowieka. Dzień dłuży się strasznie. Wojna. Masy uciekinierów. Serce ściska się na widok ludzi, którzy musieli uciekać ze swoich domów. Wszyscy zapłakani, wymęczeni. Pierwsze dni wojny, a zdaje się jakby rok już upłynął. Wieczorem nie pamiętam co rano było. Nerwy wyczerpane ciągłymi nalotami. Noc jest też niespokojna. Źle.

Poetka, pisarka i dziennikarka, która wraz z rodzicami uciekła z warszawskiego getta, Jadwiga Stańczakowa, tak wspominała pierwsze dni po wybuchu wojny:

Kiedy wspominam tamte dni, uderza mnie jakby ich dwuwarstwowość. Na warstwę zwyczajną – powroty ludzi z urlopów, opalonych, nasyconych lasami, górami, morzem – nałożyła się straszliwa warstwa wojny. Alarmy, bombardowania. Terkotanie dział przeciwlotniczych. Walące się domy, pożary. Groźne komunikaty w radio, coraz straszniejsze.

 

Apolinary Frank, burmistrz miasta w swojej powojennej relacji wspominał:

 

8 września 1939 roku Niemcy weszli do miasta. Ludzie bali się, słysząc wybuchy ze wszystkich stron i widzieli uciekające polskie wojsko. Starali się ukrywać, zamykali domy i chowali się w piwnicach i strychach. Niemcy weszli dumni i aroganccy. Pewni zwycięstwa jechali przez miasto, wypełniali ulice, sprawdzili wszystkie ważne miejsca i wezwali miejskich urzędników. Kiedy ludzie już nie słyszeli strzałów (których bali się najbardziej) powoli, jeden po drugim zaczęli wychodzić z domów. Zaczęli robić sprawunki. Zaczęli przygotowania do święta Rosz ha – Szana. Szli do rzeźni rytualnej. Mężczyźni i kobiety tam szli, niosąc kurczęta, kaczki i inny drób, czekając na rzezaków. Gdy rzezaccy odmówili przyjścia, do ich domów powędrowała delegacja Żydów. Rzezakami byli Józef Beck i Chaim Kurz. Inni Żydzi poszli spokojnie do mykwy. W tym czasie grupa Niemców wróciła ze swojej przechadzki. Byli to Niemcy z trupimi czaszkami, którzy biegali wszędzie jak szaleni po mieście, zaglądając wszędzie. Przyszli również do rzeźni rytualnej i do mykwy, które stały obok siebie. Zobaczyli tam kapiących się Żydów i zabijających kurczęta i stali wściekli: my walczymy, a wy chcecie żreć i kąpać się? Krzyczeli. Wyrzucili kobiety z rzeźni. Wypędzili nagich Żydów z mykwy i zamknęli wraz z innymi Żydami. Przynieśli benzynę i podpalili rzeźnię. Kiedy zięć rzezaka Becka usłyszał co się dzieje, pobiegł do ognia aby ratować teścia. Ale Niemcy złapali go i wrzucili żywcem do ognia. Rozkazali aby przynieść naftę i benzynę i oblali nimi synagogę. Mieli również kilku polskich pomocników, którzy pokazywali im żydowskie domy. Jak złapali Żyda, to wrzucali żywcem do ognia. Jeden Żyd prawie uciekł z synagogi przez okno, ale Niemcy to zauważyli i go zastrzelili. On wypadł przez okno, a jego długi rytualny płaszcz się zaczepił i Żyd zawisł huśtając się nad płonącymi Żydami. Tego dnia zamordowano 27 Żydów. Synagoga paliła się przez dwa dni”.

 




 

Tak wspomniał wydarzenie 13 września Mosze Friedman:

13 września w przeddzień Rosz ha – Szana, w żydowskiej łaźni było 35 Żydów. Niemcy wypędzili tych Żydów z łaźni i nagich popędzili do pobliskiej rzeźni. Oblali budynek naftą i spalili. Z rzeźni dochodziły początkowo krzyki uwiezionych Żydów a później żałobna modlitwa umierających, gdy ofiary zrozumiały, że ich koniec jest bliski. Niemcy nie przerwali znęcania się i dali ofiarom zginąć. Tej samej nocy Rosz ha -Szana Niemcy podpalili synagogę i szkoły religijne i nie pozwolili Żydom zgasić ognia. W tym samym czasie złapali na ulicy 200 Żydów, postawili pod ścianą z podniesionymi rękoma i po kilku godzinach oznajmili, że ich rozstrzelają. Przerażeni Żydzi dalej stali pod ścianą spodziewając się, że każda chwila będzie ostatnią. Następnego ranka, 14 września, Niemcy podpalili synagogę oraz piętnaście żydowskich domów. Niemcy fotografowali te bohaterskie czyny, wyraźnie uznali, że trzeba uwiecznić barbarzyństwo. Fotografowali Żydów w różnych ośmieszających pozach. 15 września, w czasie gdy ich bestialstwo szalało po mieście, złapali czternastu Żydów na ulicy, wyprowadzili za miasto i rozstrzelali. W okresie pierwszych kilku dni niemieckiej okupacji miasta liczba żydowskich ofiar, wliczając spalonych w rzeźni, doszła do 47.

 

 

Chana Reiss Lind tak wspominała życie w okupowanym Mielcu:

Żydowskie życie rodzinne, rytualne obrzezania i śluby wszystko to wyglądało nierealnie. Rzeczywistością była niemiecka okupacja i wszystkie skierowane przeciwko nam prawa, tak, że każdy dzień przynosił nowości i wrogość polskiej ludności. Taka była rzeczywistość, życie było sztuką przetrwania, trudno nazywać to życiem. Jeśli chodzi o przyszłość – nie było o czym mówić. Nikt nie wiedział co się ma stać, ale wszyscy wiedzieli, że nie będzie to nic dobrego – nic dobrego dla nas ani nikogo innego.

To tak, jakby czarna chmura zawisła nad naszymi głowami, od samego rana, nawet jeśli wśród braci i w rodzinie spotykały nas drobne przyjemności, to było to w głębokim mroku, w niepewności jutra. Żyliśmy teraźniejszością, bez myśli o tym co będzie jutro, albo za dwa dni co dzieje się z naszymi rodzinami mieszkającymi gdzie indziej, z którymi nie mieliśmy kontaktu – w rzeczywistości straciliśmy kontakty z Krakowem, gdzie wraz z innymi, był brat mojego ojca z dziećmi. Praktycznie nic o nich nie wiedzieliśmy. Oni (naziści) pod względem łączności już nasze życie utrudnili w sprawach poczty – w każdy sposób ograbiali nas z normalnego życia. My tylko istnieliśmy.

 

 

 

Umarłych wieczność dotąd trwa, póki pamięcią im się płaci –  napisała Wisława Szymborska.

Nie pozwólmy na to, aby miasto nie pamiętało o swoich żydowskich mieszkankach i mieszkańcach. Oni również je budowali, rozwijali, zapełniali mieleckie ulice. Pamiętajmy o tym spacerując ulicami naszego Starego Miasta.

Nie musimy pamiętać codziennie, ale jak napisał cytowany już przez ze mnie w ubiegłym roku Patryk Pufelski: od czasu do czasu możemy.

Dzisiaj jest ten Czas.

 

Po uroczytości z Grupą Podkarpacką odwiedziliśmy cmentarz przy ulicy Jadernych, cmentarz przy ulicy Traugutta i mogiłę zbiorową przy ulicy Świerkowej.




Tekst: Izabela Sekulska
Zdjęcia : uczestnicy uroczystości.

Twarze mieleckiego sztetla: Trompeterowie

  Zdjęcie pochodzi ze zbiorów Imperial War Museum w Londynie   Rodzina Trompeterów przed wojną. Po prawej stronie (biały kołnierz) Tauba, ...