Rysunek: Stah Baumer
- czyjś oddech? Imię?
błąka się osierocone
[…]
chodzi, błąka się,
szuka,
szuka w dole, szuka w
górze, w oddali, szuka
przemierza litery,
śmiertelną, nie
-śmiertelną duszę liter
idzie do alef i jod,
idzie dalej
wykuwa Tarczę Dawida,
zanurza ją w ogniu 1
Na nagrobku jest imię,
nazwisko, imiona rodziców, data śmierci, sprawcy śmierci, ilość przeżytych lat. Jest
też gwiazda Dawida.
Nagrobek jest powojenny, skromny. Była bieda, nie wystawiano
zmarłym pięknych nagrobków. Niezgrabne litery błąkają się po kamieniu jakby zrozpaczone
tą nagłą, przedwczesną śmiercią młodej
kobiety.
Do 2018 roku nie wiedziałam, że jest w Mielcu żydowski cmentarz przy ulicy Traugutta. Dokonywano tutaj egzekucji i grzebano ofiary.
Od 2020 roku regularnie odwiedzam to miejsce.
Znajduje się tu grób dziewczyny, która miała zaledwie 27 lat kiedy została zamordowana. Tak
wynika z napisu na nagrobku.
Miała na imię Matylda.
To imię pochodzenia
starogermańskiego. Połączenie dwóch słów „ macht”
czyli siła, władza i „hiltia” czyli
walka.
Ta, która jest silna,
odważna w walce.
Na pewno była silna.
Nie miała wyboru.
Mam to imię w myślach i
sercu. Nie tylko ja. Jej śmierć, w tak młodym wieku powoduje dużo smutku.
Chociaż nic o niej nie wiem, jej tragedia jest taka namacalna. Jak nagrobek,
który wiosną 2020 roku po raz pierwszy oczyszczam z mchu.
Poznaje jej imię i ono
już ze mną zostaje.
Kiedy
wybuchła II wojna światowa miała 24 lata i była Żydówką.
Matylda Braun córka
Samuela i Blimy, zamordowana przez hitlerowców 1 VIII 1942 roku żyła lat 27
Nic o niej nie wiem, a
chciałabym. Rozpoczynam zatem poszukiwania. Mija sporo czasu i ciągle nic.
Przychodzę na cmentarz,
przyglądam się koślawym literom na nagrobku. Matylda milczy. Milczy jak grób,
chociaż jej grób akurat „mówi” tak wiele.
Może Matylda nie chce
zostać odnaleziona?
Szukam. Nadzieja umiera we mnie po kawałku. Z
każdą odmowną odpowiedzią z archiwum czy
instytucji, z każdą przeglądniętą stroną w sieci, która do niczego mnie nie
przybliża. Szukam jej obsesyjnie. Robię
wszystko co zrobić można.
Nadzieja nie umiera
całkowicie. Jest wewnątrz mnie coś, jakaś macht, siła, która ciągle mnie pcha ku
temu szukaniu. Nie pozwala odpuszczać.
Tylko, że ciągle nic…
A może to jest tak, że
niektóre historie nie mogą zostać opowiedziane zbyt wcześnie? Może czekają na swój czas? Błąkają się długo
po bezdrożach, a potem nagle i nieoczekiwanie spotykają się na skrzyżowaniu
dróg?
Moja historia, ta z
czerwca 2022 roku, kiedy nareszcie trafiam na ślad, połączy się z historią, którą
kilka lat temu spisał czternastoletni chłopiec. Widocznie tak miało być,
musiało minąć sporo czasu abyśmy mogli dopowiedzieć tę opowieść.
Nasze "fragmenty" stworzą całość, chociaż wiemy,
obydwoje wiemy, że ta całość jest pozorna.
To jest tylko to, co my możemy opowiedzieć. Nie jest to głos Matyldy.
Matyldę „odnajduję” na
kilka tygodni przed 80 rocznicą jej śmierci.
Może tak właśnie
chciała? Czasem tak właśnie myślę.
Zbieranie jej historii było pełne wydarzeń graniczących z cudami, przenikania się opowieści, niesamowitych spotkań.
Ostrowy Baranowskie
W czerwcu 2022
roku dowiaduje się, że właśnie tutaj
mieszkała. Za kilka miesięcy dowiem się znacznie, znacznie więcej.
Ostrowy Baranowskie, wieś w pobliżu Mielca i
Kolbuszowej. Zatem nie była dziewczyną ze sztetla. Tak podejrzewałam.
Mieszkała na wsi. Czy
chodziła do synagogi? A jeśli tak, to gdzie? Kolbuszowa, czy Mielec, a może
Baranów Sandomierski?
Bartek Babiarz, kiedyś
czternastolatek, autor pracy o Żydach z kilku podkarpackich wsi, dzisiaj już
dorosły mężczyzna, mówi mi, że wydaje mu się, że jednak był to Mielec. Nie
znalazł w dokumentach nic, co wskazywałoby na przynależność Żydów z tej wsi do
kahałów w Kolbuszowej, czy Majdanie.
Czy jeździła na
jarmarki do pobliskiego Baranowa albo Majdanu Królewskiego? Jej rodzice byli
rolnikami, więc zapewne jeździła sprzedawać to co udało się wyhodować.
Żydom na wsiach musiało się żyć ciężej niż tym, którzy zamieszkiwali sztetle. Byli jeszcze bardziej osamotnieni wśród polskiej społeczności – inna wiara, inna kultura...
Rysunek Stah BaumerOstrowy Baranowskie –
osada, której powstanie przyjmuje się na XVIII wiek.
Pierwsza wzmianka o
miejscowości pochodzi z ksiąg kościelnych Cmolasu, pod datą 1779 można wyczytać
zapis o ochrzczonym w tym roku dziecku,
miejsce urodzenia to: ex Sylvis Baranoviensibus, tzn. z lasów baranowskich.
Widocznie osada nie
miała wówczas stałej nazwy, była słabo zaludnioną i bezimienną osadą w Puszczy Sandomierskiej,
przynależną do dóbr szlacheckich w Baranowie Sandomierskim, które ciągnęły się
aż do Jagodnika w powiecie kolbuszowskim.
W opracowaniu profesora
Ignacego Jaromka dotyczącym miejscowości Ostrowy Baranowskie, odnajduję
informację, że przyjmuje się, że osada została stworzona przez Potockich.
Skąd nazwa? To podobno
do dzisiaj piękna okolica (dawna Puszcza Sandomierska), mocno zalesiona, z
rezerwatem przyrody (Jaźwiana Góra, „jaźwiec” to inaczej borsuk). Nazwa Ostrowy
pochodzi od ostrowa (słowo „ostrów” oznacza niewielką wyspę porośniętą
krzewami, krzakami, drzewami).
To w lesie w czasie
wojny ukrywały się żydowskie kobiety z rodziny Braunów…
Rozwój
osady dokonywał się przez rozrastanie się poszczególnych przysiółków.
Rodzina Braunów i inna rodzina żydowska (obydwie połączą się poprzez ślub swoich dzieci) mieszka w przysiółku Chlistawy.
Zabudowania skansenu w Kolbuszowej (pocztówka)
Profesor Jaromek używa
nazwy Chlystawy. Wyjaśnia, że nazwa
pochodzi od podmokłego terenu. Zastanawiam się skąd ta nazwa. Druga jej część to „stawy”, to wiele mówi wiele, ale „chly”?
Może „chlusnąć”? Albo
„chlipać”, „chlupać”?
Profesor wspomina, że
we wsi prowadził karczmę Żyd o nazwisku Izaak Katz. Karczma znajdowała się przy
baranowskim gościńcu u Komorowa, właśnie w przysiółku Chlistawy.
Ale to musiało być
znacznie wcześniej niż Samuel i Blima (z
domu Krulig) założyli rodzinę…
Dwór, który istniał w Ostrowach zmienia właściciela. Profesor
wymienia nazwisko Naftalego Siegla z
Wojkowa. To drugie i ostatnie żydowskie nazwisko, które pojawia się w
opracowaniu.
O Żydach autor wspomina
już tylko w kontekście karczm, których musiało być sporo we wsi. Podobno każdy
przysiółek miał swoją i były prowadzone właśnie przez Żydów.
Ale Braunowie nie mieli
karczmy. Byli rolnikami. To musiało być trudne. Grunty w Ostrowach były
piaszczyste i mało urodzajne. Z roli trudno było się utrzymać.
Pisząc swoją pracę w
1966 roku, tak Profesor Jaromek opisał
Ostrowy: obecnie powierzchnia wsi wynosi 2333 ha, z czego 2/3 stanowią lasy. Ma
przeszło 1000 mieszkańców i około 200 zabudowań (numerów). Rozciąga się długim
pasem ok. 10 km, szerokim ok. 3 km i graniczy: od północy z powiatem
tarnobrzeskim przez gromadę Durdy, tzw. Wolaczym Gościńcem, od północnego
wschodu z Hutą Komorowską, od południowego wschodu z Komorowem i Hadykówką, od
południa z Jagodnikiem i Ostrowami Tuszowskimi, a od północnego z powiatem
mieleckim przez jego gromadę Czajkową2.
Dzisiaj wieś
zamieszkuje niewiele ponad 600 osób.
Walorem miejscowości
jest przyroda. Leśne kompleksy to naturalny las mieszany z takimi gatunkami jak
: jodła, dąb, świerk i klon.
W tych lasach ukrywała
się Matylda. Wiem to na pewno.
I w lesie
najprawdopodobniej została zastrzelona.
Przed wojną według
skorowidzu miejscowości Rzeczypospolitej
Polskiej sporządzonego na podstawie wyników pierwszego powszechnego spisu
ludności z dnia 30 września 1921 roku, mieszkało tu 927 osób, w tym 21 osób wyznania mojżeszowego.
Niewiele.
Przed wojną w Ostrowach
żyło kilka rodzin żydowskich. Po wojnie
nie ma ani jednej.
Wieś była silnie podzielona na przysiółki, w których tworzyły
się odrębne społeczności (tak jest do dzisiaj). Był to wynik rzadkiej zabudowy.
Główna ulica prowadząca przez wieś jest (i była) ślepa. Jej przedłużeniem jest
leśny trakt w kierunku Baranowa Sandomierskiego.
Ostrowy były mocno
powiązane z okolicznymi miejscowościami; Kolbuszową, Majdanem Królewskim i
Baranowem Sandomierskim, tam mieszkańcy sprzedawali i kupowali różne produkty.
Peryferyjne położenie wsi, sprawiało, że mocno kultywowana była tradycja i sposób w jaki żyli przodkowie. Niewiele docierało do mieszkańców z zewnątrz. Byli prostymi, zwykłymi ludźmi, a ich głównym źródłem informacji był kościół.
Panowało zacofanie i analfabetyzm. Przed wojną w Polsce w porównaniu do innych krajów europejskich odsetek analfabetów był bardzo duży. Według wspominanego już spisu powszechnego 33,1% Polaków powyżej 10 roku życia było analfabetami. Jeśli ktoś chodził do szkoły gminnej, to kończył zwykle zaledwie trzy albo cztery klasy. Wiązało się to zapewne z tym, że w małych miejscowościach szkoły nie posiadały klas wyższych.
W lutym 1919 opracowano dekret o obowiązku szkolnym. Proces kształcenia miał trwać 7 lat. Do szkoły musiały uczęszczać dzieci między siódmym a czternastym rokiem życia. Nie były one jednak zobowiązane do ukończenia wszystkich siedmiu klas. Z uczęszczania do szkoły zwolnione były dzieci chore oraz te, które miały do szkoły dalej niż 3 kilometry.
W 1936 roku historyk literatury Jan Durr- Durski w sanacyjnym piśmie Pion oburza się na społeczną niesprawiedliwość (wspomina to w książce Chłopki Joanna Kuciel- Frydryszak). Warunkiem dostania się do szkoły średniej jest ukończenie sześciu oddziałów szkoły powszechnej. Szkoły wiejskie są pozbawione wyższych oddziałów.
Dziecko na wsi jest opuszczone przez wszystkich.
W Ostrowach mówiono w silnej gwarze lasowiackiej. Wierzono w przesądy i rzucanie
uroków.
Mimo tego starsi
mieszkańcy wspominali, że żyło się wesoło i dobrze, a poczucie więzi społecznej
było mocne.
Wieś miała charakter
leśno – rolniczy. Mieszkańcy zajmowali się głównie rolą.
Powiat
kolbuszowski na terenie, którego znajdowały się Ostrowy Baranowskie przed wojną, był biedny.
Leżał na terenie dawnej Puszczy Sandomierskiej. Ziemia była uboga i
piaszczysta, bardzo gęsto zalesiona.
Przemysł stanowiły - jedna gorzelnia w Kolbuszowej, oraz kilka cegielni
i tartaków. Okolica nie posiadała ani
skrawka linii kolejowej. Najbliższa stacja dla kolbuszowian znajdowała się w
Sędziszowie, oddalonym o dwadzieścia kilometrów. Następne były w Mielcu,
oddalonym o dwadzieścia siedem kilometrów. Wówczas podróże odbywały się
furmankami konnymi. Żydzi mieszkali
głównie w miastach. We wsiach żyli tylko
w pojedynczych rodzinach. Co ciekawe miejscowość posiada dość unikatowy herb.
Przedstawia on dwie uściśnięte dłonie. Na dłońmi umieszczony jest krzyż, pod
dłońmi gwiazda Dawida. Symbolika herbu ma wskazywać na dobre współżycie
katolików i żydów.
Źródło zdjęcia: Wikipedia
Z rodzinnej wsi Matyldy bardzo dużo osób przed
wojną wyemigrowało. W latach 1900-1930 wieś opuściło około 250 mieszkańców.
Wyjeżdżali głównie do Ameryki i Francji, a
powodem była bieda.
Wśród nich były córki i
zięciowie Samuela i Blimy: Lea i Jetta oraz
Majer Schnall i Leon Amsterdam.
Siatka powiązań i
koligacji na wsi była ogromna.
Często dochodziło do
małżeństw między najbliższymi sąsiadami.
Braunowie
mieszkali około 2 kilometrów od innej
żydowskiej rodziny o nazwisku Schnall.
To właśnie Majera Schnalla
poślubiła ich córka Lea.
Kiedy
próbuję się czegoś dowiedzieć o miejscowości
przeszukując Internet, w
Wikipedii znajduje zapis, że jest tu łąka zwana Smulówką.
Jestem pewna, że to od
imienia ojca Matyldy Samuela (Szmuela, zwanego przez mieszkańców Smulem).
Samuel
i Blima
Bartkowi
Babiarzowi, ktoś opowiedział, że Samuel i Blima Braunowie urodzili się około
połowy XIX wieku. Musieli jednak urodzić się później, a przynajmniej musiało to dotyczyć Blimy. Jej najmłodsza
córka Helena, urodziła się bowiem w 1918 roku, najstarsza Adela w 1897 roku.
W portalu MyHeritage ktoś podał prawdopodobne daty urodzin, Samuel ok. 1870 roku, Blima około 1874.
Blima nazywała się z
domu Krulig (pojawia się też pisownia Krulik). Czy pochodzili z Ostrów Baranowskich? Nie wiem. Nie udało mi się
dotrzeć do żadnych dokumentów związanych bezpośrednio z małżeństwem Braunów.
Dowiedziałam się jedynie, że Blima miała siostrę Rebekę, która już na początku XX wieku znalazła się w Ameryce i tam wyszła za mąż za Davida Entlicha. Zmarła w 1977 roku. Druga siostra Blimy miała na imię Ita i zmarła w 1935 roku.
Blimę mieszkańcy
zapamiętali jako Blinę. Na pewno jednak nosiła imię Blima (tak wynika z
dokumentów, które znajdują się w Żydowskim Instytucie Historycznym, a które
dotyczą jej córki Heleny). Blima - imię
etymologicznie pochodzi od niemieckiego Bluma czyli Kwiatek.
Rodzina była biedna. Nie mieli karczmy, ani sklepu,
utrzymywali się z pracy na roli. Mieszkańcy wspominali ich jako uczciwych i
pomocnych.
B. Babiarz pisze, że
byli jednak tacy, którzy im dokuczali. Jak? Na przykład zasłaniali komin
kawałkiem szkła, by dym nie mógł uciec.
Sąsiedzi – świadkowie
tamtych zdarzeń, mówili, że było to spowodowane zazdrością. Zastanawiam się
jednak jaką zazdrością skoro Braunowie niewiele posiadali?
Z wyjątkiem dzieci.
Tymi zostali obdarzeni hojnie.
Nie wiemy czy byli bardzo religijni, ale możemy przypuszczać, że tak. Ortodoksyjne religijne rodziny były i do dzisiaj są wielodzietne. Każde kolejne przychodzące na świat dziecko to błogosławieństwo. Niepłodność uważana jest za karę za grzechy. Popularne w Polsce porzekadło: da Pan Bóg dzieci, da i na dzieci, to porzekadło żydowskie .
Głową rodziny był Szmul,
Smul. W powojennych dokumentach figuruje imię Samuel (tak pisze o swoim ojcu
Helena), takie imię widnieje na nagrobku Matyldy.
Ale Szmul jest właśnie
pochodną imienia Samuel.
Rodzina posiadała dom u
zbiegu dróg prowadzących do Majdanu Królewskiego i Mielca.
Jeden z sąsiadów
zapamiętał, że Szmul nazywał go „wnuckiem” ponieważ chodził do szkoły z jego
wnuczką Anną (Chają, Hanią). „Wnucek”... zatem i Żydzi posługiwali się wiejską
gwarą.
Mieszkańcom utkwiła w
głowie pewna opowieść. Kto wie, czy Samuel nie uratował życia jednemu z
sąsiadów o nazwisku Magda.
Magda był małym
chłopcem, kiedy ukąsiła go żmija. Rana nie chciała się goić, nie było
skutecznych opatrunków. Szmul poradził by przykładać do rany żaby.
Wiele miesięcy później, czytam w książce Hanny Krall, że mieszkańcy syberyjskiej Wierszyny, Polacy, mieli swój sposób na ukąszenie przez węża. Do ukąszenia przystawiano żabę.
Żaba ciągnęła jad, czasem od jadu aż puchła i pękała.
One będą wyciągać truciznę –
powiedział Szmul. No i udało się, chłopiec wyzdrowiał.
Wiele lat po wojnie
mieszkanka wsi Stefania Czajkowska
będzie wspominać Blimę jako bardzo dobrą
kobietę. O tym opowie mi jej córka, która skontaktuje się ze mną po moich internetowych publikacjach.
Rodzina Stefanii często
przechodziła obok domu Braunów w drodze do kościoła. Blima pozwalała im napić
się wody, a także umyć nogi przed włożeniem butów, które zapewne zakładali tuż
przed wejściem do kościoła.
Blima i Samuel podobno
zostali zabrani przez Niemców około 1940 – 41 roku. Jaki spotkał ich los? Można
się tylko domyślić.
To były takie dobre ludzie - mówiła o nich Stefania Czajkowska.
Blima
i Samuel.
Te dwa imiona są bardzo
ważne w tej historii.
Gdyby nie zostały
umieszczone na nagrobku Matyldy, nigdy prawdopodobnie nie
znalazłabym informacji o niej.
Były kluczowe, bo kiedy
Monika Taras z Żydowskiego Instytutu Historycznego, wpisała do bazy internetowej słowa Braun
i Mielec, pokazało się nazwisko Heleny Körber z domu Braun córki Samuela i Blimy. Wtedy już
wiedziałam, że jest to ślad prowadzący mnie do Matyldy. Była to dla mnie chwila
niezwykła.
Wiedziałam już kto najprawdopodobniej stał za jej pochówkiem na cmentarzu w Mielcu.
Jedyna ocalała z sióstr
Braun mieszkających w Polsce – Helena.
Córki
Kiedy
odnalazłam informację o Helenie, wiedziałam już na pewno, że sióstr Braun
musiało być co najmniej trzy.
Helena w powojennej ankiecie podała, że ma
nastoletnią siostrzenicę Annę Amsterdam.
Matylda była raczej za młoda by mieć dziecko w takim wieku.
W trakcie późniejszych
poszukiwań dowiedziałam się, że mama Anny miała na imię Adela. Na wsi zapamiętano ją jako Aidlę. Rzeczywiście „Ajdla” to skrót od imienia Adela (Adela –
imię pochodzenia starogermańskiego, Adalheidis, które powstało z połączenia
słów „adal” szlachetny, wspaniały oraz „heid” osoba).
W jej przypadku pojawi się też imię Ida.
Była najstarszą z
sióstr. Urodziła się w 1897 roku.
W 1926 roku, w czerwcu
Adela została żoną Leona (Lejba) Amsterdama z podkolbuszowskich Leszczy.
Leon urodził 16 maja
1897 roku. W 1928 roku, a więc wkrótce
po ślubie wyemigrował via Francja do Ameryki. Tuż po narodzinach swojej córki
Anny.
W 1930 roku dostał
amerykańskie obywatelstwo.
Łączymy siły z autorem
pracy o Żydach ze wsi z okolic Mielca i
Kolbuszowej. Okazuje się, że intuicja mnie nie myliła.
Helena podając w
ankiecie nazwisko szwagra Majera Schalla, miała na myśli Majera Schnalla (a
może ktoś popełnił błąd w nazwisku spisując jej zeznania?).
Był synem Judy Schnalla,
sąsiada Braunów.
To potwierdza się kiedy
B. Babiarz znajduje informacje o nim.
Wszystko zgadza się z
tym co wcześniej usłyszałam ja od jednego z mieszkańców wsi, którego odnalazłam
za pośrednictwem Internetu.
Jego rodzice wspominali sąsiadów Schnallów.
Juda Schnall był rolnikiem, jego żona Sema (Syma?) zajmowała się domem. Judka miał rolnicze zainteresowania, był to
częsty temat rozmów z polskimi sąsiadami.
Jedna z córek Schnallów
wyjechała przed wojną do Palestyny.
Jakiś czas potem znajduję rodzinę na liście osób wywiezionych z Mielca w transporcie do Dubienki.
Po wysiedleniu mieleckich Żydów 9 marca 1942 roku do hangarów gdzie ich przetrzymywano, dowieziono Żydów z okolicznych wsi.
Na liście są:
Sznall Juda urodzony w 1880 roku, Sznall Sema urodzona w 1880 i prawdopodobnie ich córki: Beila urodzona w 1912 roku i Etna urodzona w 1920 roku.
Według informacji, które odszukał B. Babiarz Naftali
Majer Schnall urodził się w 1904 roku w Ostrowach Baranowskich jako syn Judy
Schnalla (Jehudy) i Simy z domu Katz ( myślę czy Sima nie była czasem spokrewniona z właścicielem karczmy, o którym
wspominał profesor Jaremko).
W 1930 roku Majer w Ostrowach ożenił się z Leą (Leną) Braun,
urodzoną 8 września 1900 roku, córką Samuela i Blimy (Lea – imię biblijne,
pochodzące od hebrajskiego słowa „krowa” lub łacińskiego „lwica”).
Musiała wyjechać do
Ameryki przed wojną, w czasie wojny było to już praktycznie niemożliwe.
Naftali do Ameryki
przyjechał po raz pierwszy w 1921 roku. Mieli dwie córki, obie
urodziły się w latach trzydziestych XX wieku. Lea
zmarła z powodu choroby nowotworowej w
1942 roku.
Majer ożenił się
ponownie z ... Jettą Braun, jak się okazuje siostrą Lei. Może to dziwić, ale w
tradycji żydowskiej to częste przypadki, że poślubia się któreś z rodzeństwa
zmarłego małżonka/małżonki.
Jetta urodziła się w 1904 roku, zmarła w 1989
roku.
Zastanawiam się czy
wiedziała, że w Mielcu znajduje się grób
jej siostry?
Jest pochowana na
cmentarzu w West Baylon w części nazwanej… Mieletz.
Rysunek Stah Baumer
Matylda
Sądząc po danych z
nagrobka urodziła się w 1915 roku.
Jak wyglądała? Nie mam
zdjęcia, ale wyobrażam ją sobie jako ładną,
wysoką i ciemnowłosą dziewczynę.
W chustce na głowie. Jak to wiejską dziewczynę. Katoliczki nie mogły bez chustki wchodzić do kościoła. Nakrycie głowy musiały mieć też religijne kobiety żydowskie.
Czy miała możliwość uczęszczać do szkoły?
Myślę, że jeśli nawet, to tylko do kilku klas. Była Żydówką ze wsi, dziewczynką. Jej rodzice nie byli zamożni. Zapewne pomagała im w
gospodarstwie. Nie wyszła za mąż przed wojną. Czy powodem była bieda rodziny i
zamieszkiwanie na wsi gdzie trudniej było o kandydata na męża, bo żydowskie rodziny należały do nielicznych? Być może.
Najmłodszą z sióstr
była Helena. Urodziła się 14
kwietnia 1918 roku.
Czy tak miała na imię?
Czy takiego po prostu używała po wojnie?
W portalu MyHeritage Helena figuruje jak Hela i Chacha.
Helena – imię
pochodzenia greckiego, od słowa „hele” blask lub „selene”. W wolnym tłumaczeniu
„blask księżyca”.
Mieszkańcy Ostrów zapamiętali ją jako Hesię. Może tak właśnie miała na imię. To żydowskie
imię.
W tradycji żydowskiej najmłodszą z rodzeństwa
nazywa się bat hazkunim – po
hebrajsku „córka starości”, pociecha dla rodziców gdy pozostałe dzieci już
dorastają.
Tylko ona z sióstr,
które zamieszkiwały w Polsce przed wojną, ocalała. Ale nie była pociechą dla
rodziców, bo oni zostali
zamordowani w czasie wojny. Jak miliony innych
Żydów.
Helena swojej
narodzonej po wojnie córce nada imię po swojej mamie – Blima.
Poszukując
informacji o Matyldzie, myślę, że na kilkadziesiąt lat jej imię zostało
zapomniane. Okazuje się, że jestem w błędzie.
Znam dokładnie historię
Maci i jej rodziny w Ostrowach Baranowskich, jestem w szoku bo Pani informacje
są dalszym ciągiem historii, której w pewnym momencie nie byłem w stanie
pociągnąć dalej.
W 2016 roku podjąłem
się tematu, ponieważ moja rodzina mieszkała obok rodziny Matyldy, zebrałem wtedy
informacje od żyjących jeszcze wtedy osób i spisałem z nadzieją, że kiedyś
dowiem się co stało się z Anią. Poświęciłem temu dwa lata, ale kompletnie
zapomniałem o niej, a grób Maci wszystko przypomniał – taką
wiadomość otrzymałam od B. Babiarza w grudniu 2022 roku.
To było jak cud.
Macia – czuły skrót,
myślę.
Niewiele brakowało, że
w podarowanych mi przez historyka Tomasza Frydla notatkach, które przeglądam w
czerwcu 2022 roku, przegapiłabym wpis dotyczący śmierci Maci Szmulównej. Bo
przecież Macia to nie Matylda, a Szmulówna to nie Braunówna.
A jednak prawie
natychmiast łączę fakty: „Macia” czyli jednak skrót od imienia Matylda, a
Szmulówna, bo córka Szmula.
Wojna
Nie
wiem co mogła czuć żydowska rodzina w pierwszych dniach wojny. Myślę, że to samo
co polska. Niedowierzanie, strach i niepewność, ale też pewnie nadzieję, że to
szybko się skończy. Wtedy jeszcze nie wiedzieli, że na wszystkich Żydów
zostanie wydany wyrok śmierci, że będą jak zaszczute zwierzęta.
Zapewne widzieli i
słyszeli nadlatujące samoloty, które w pierwszych dniach września pojawiły się
w okolicy. W Mielcu przecież były zakłady lotnicze. Już na początku wojny,
bombardowano je.
Wiktor Szwanenfeld,
który mieszkał w pobliskich Ostrowach Tuszowskich,
miał 5 lat kiedy wybuchła wojna. W wywiadzie zamieszczonym na kanale You Tube wspomina, że 1 września 1939 roku na Mielec zaczęły spadać bomby.
Dygotałem ze strachu,
ojciec żeby mnie uspokoić powiedział mi, że to polskie samoloty. Wiedziałem, że
to samoloty niemieckie.
Szwanefeld wspomina, że
Niemcy pojawili się w rejonie Kolbuszowej już na początku września. Żołnierze
niemieccy nie przejawiali agresji, tak to pamięta. Bardziej należało się bać
nieuczciwego sąsiada, który mógł zadenuncjować, a to groziło egzekucją.
Wspomina wywożenie
Żydów:
Przyjeżdżały samochody, obstawiali wioskę i
zabierali żydowskie rodziny.
Tak właśnie wywieziono
ze wsi rodziców Matyldy.
Gdzie były córki
Braunów wówczas, że udało się im uniknąć wywózki?
Zapewne zdążyły się
ukryć.
W artykule o żydowskiej społeczności Kolbuszowej, autorka Martyna Grądzka – Rejak
pisze: jeden z ocalałych, Naftali Saleschutz wspominał
o przesiedlanych do Rzeszowa w maju 1941 r. Żydach z pobliskiego
Majdanu Królewskiego:
Setki Żydów wyrwanych pospiesznie z domów, były
zgromadzone jak śmiecie na drabiniastych wozach, trzymając, czy uważając na
węzełki z najniezbędniejszymi rzeczami. Dzieci i kobiety płakały,
młodzi mężczyźni mieli rozpacz w oczach, starsi modlili się3.
W
dniach 8 – 9 września w Kolbuszowej dochodzi do bitwy pomiędzy Niemcami a
Polakami.
Tak tamten czas
wspomina Halina Dudzińska. Jeśli chodzi
o wspomnienie o najeźdźcy, to nieco inne wspomnienie niż Wiktora Szwanenfelda,
ale też inne doświadczenie:
Po wejściu do
mieszkania, patrzyłam przez okno na jej pojazdy. Były to: najwięcej samochodów-
ciężarowych, czołgi, poza tym samochody osobowe -piętrowe, wiozące żołnierzy na
dwóch poziomach. Widać ich było przez dosyć duże okna. Siedzieli na ławkach, w
bezruchu, w zielonych płaszczach i hełmach, trzymając karabiny w prawych
dłoniach, przy kolanach. Patrzyłam na najeźdźców, niestety, nie myśląc, że
niedaleko, na ulicach, leżą zabici i ranni, że palą się domy. Po pewnym czasie
zmorzył mię sen. Położyłam się na łóżku i - zasnęłam. Gdy na drugi dzień
zbudziłam się, uderzyła mnie głucha cisza. Wybiegłam przed dom i zobaczyłam
przeciwległe łąki poryte dwoma wygniecionymi prawie na pół metra pasami kolein
po kołach pojazdów. Płot, który otaczał najbliższą nam łąkę, łąkę rodziny
Gumińskich (dzisiaj Koczarów), stał oparty z boku, podzielony na kawałki.
Niemców nie było. Natomiast to tu, to tam szedł od miasta jakiś człowiek
wiejski, niosąc coś pod pachą. Później dowiedzieliśmy się, że na rynku i
ulicach go otaczających, zwłaszcza na ulicy A. Mickiewicza, było pobojowisko,
leżeli zabici ludzie, walał się sprzęt wojskowy, czasem był martwy koń z
rozdętym brzuchem. Podobno Niemcy pootwierali niektóre żydowskie sklepy w
rynku, a biedni mieszkańcy, może i z Kolbuszowej, ale głównie z okolicznych
wsi, przyszedłszy do miasta, do kościoła, bo to była niedziela, zabierali ze
sklepów, co się dało. I nie tylko ze sklepów. Obdzierali leżących zabitych
polskich żołnierzy z mundurów, butów, plecaków i nieśli wszystką zdobycz do
domów.We wrześniu 1939 r. także wiejscy mężczyźni chętnie zabierali polską,
porzuconą broń. Służyła im ona do kłusownictwa. Z czasem przydała się i w
działalności konspiracyjnej. Kolbuszowska bitwa przeszła do historii
regionalnej. Niektórzy historycy mówią, że dzięki wymienionej bitwie, Niemcy
uważali Kolbuszowę za — karne miasto. Ale w dwa lub trzy dni po bitwie, Niemcy otworzyli
młyn Zalela Orgia, Żyda i rozdawali każdemu, kto przyszedł z woreczkami, po
trzy – cztery kilogramy mąki pszennej i kaszy - manny, nazywanej u nas
grysikiem4.
Zaraz na początku wojny w Mielcu, 13 września
Niemcy spalili w mieleckiej synagodze modlących się Żydów. Taka wieść musiała szybko rozejść się po okolicy. Strach zapewne wówczas się wzmógł.
Co działo się w
okolicznych wsiach?
Jak wspomina W. Szwanefeld
Niemcy często urządzali łapanki, po
których wysyłali ludzi na roboty do Niemiec.
Byli tacy spośród
mieszkańców, którzy ukrywali Żydów, ale było wielu donosicieli.
Tak, wiedzieliśmy co
robili Niemcy z Żydami. Majątki po Żydach przejęli Polacy. Żaden z Żydów nie
wrócił w te okolice po wojnie. Widziałem ile w tę ziemię wsiąkło krwi.
Wsie były też
wysiedlane. Całe wsie. Podobno dlatego, że miał tutaj powstać poligon.
Rzeczywiście wielu
mieszkańców okolicy wysiedlono z powodu budowania poligonu.
Wieś Ostrowy Baranowskie została wysiedlona w 1941 roku zgodnie z rozkazem władz okupacyjnych z siedzibą w Dębie pod pretekstem przeznaczenia tych ziem pod teren poligonu wojskowego, wspomina w roczniku kolbuszowskim regionalista Marian Piórek.
Mieszkańcy jednak się nie wystraszyli, powoli zaczęli powracać do swoich domów. Często odbywało się to nocami. Najwięcej osób wróciło w czerwcu 1942 roku po wybuchu wojny niemiecko - bolszewickiej.
W połowie 1942 roku zaczęto na tym terenie organizować partyzancki ruch oporu Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich.
W artykule dotyczącym
między innymi wojskowych poligonów, Paweł Ziobroń napisał:
We wrześniu 1939 r., tuż po wkroczeniu na teren Puszczy
Sandomierskiej oddziałów niemieckich, rozpoczęto budowę olbrzymiego poligonu
wojskowego, teren został podzielony na trzy części.
Pierwsza część,
leżąca miedzy Rozwadowem, Niskiem, Rudnikiem, Sokołowem, Raniżowem i Grębowem,
nosiła nazwę Gemeinde Górno, a w jej obrębie znajdowały się różnego rodzaju
obozy ćwiczeń Luftwaffe.
Druga część, o
nazwie SS – Gutsbezirk Truppeübungplatz “Heidelager”, obejmowała tereny między
Dębicą, Sędziszowem, Kolbuszową i Rzochowem. Był to poligon Waffen SS. Tu w
rejonie Bliznej i Pustkowa, testowano nowe rodzaje broni, m.in. rakiety V-1 i
V-2.
Trzecia część, leżąca między Kolbuszową, Mielcem, Baranowem Sandomierskim i Grębowem, nosiła nazwę Heeresgutsbezirk Truppenubüngsplatz Süd – Dęba lub Dęba – Mielec. Na terenach poligonów utworzono sieć obozów pracy przymusowej. Stąd też zapotrzebowanie na siłę roboczą były bardzo duże. Na mocy rozporządzenia Generalnego Gubernatora Hansa Franka, z dnia 26 października 1939 r., przepisami wykonawczymi z 11 i 12 grudnia 1939 r., wprowadzono dla Żydów i Polaków obowiązek i przymus pracy. W tym celu dla Żydów utworzono zamknięte obozy pracy, nazywane Jedenarbeitlager, których na ternie Rzeszowszczyzny było było 225.
W swojej pracy B. Babiarz wspomina, że
pierwsze lata wojny nie były dla Żydów aż takie złe, ale stopniowo wzrastało
antysemickie nastawienie polskiej ludności.
Kiedy Niemcy zabrali
rodziców, Macia, Helena i Adela wraz z córką Anną starały się być bardziej
ostrożne.
Macia ukrywała się w pobliżu gospodarstwa swoich
rodziców, w lasach. Prawdopodobnie miała w lesie kryjówkę, ale też ukrywał ją i
Helenę mężczyzna o nazwisku Witas.
Posiadam jedno zeznanie
w sprawie jej śmierci złożone po wojnie, mam wspomnienia spisane przez B.
Babiarza i mam wspomnienie mieszkanki wsi Stefanii Czajkowskiej.
Młody chłopiec, Edward
M., w 1942 roku zaledwie piętnastolatek zeznał 3 czerwca 1977 roku w Mielcu przed
wiceprokuratorem Okręgowej Komisji ds. Badania Zbrodni Hitlerowskich w
Rzeszowie :
W okresie okupacji
mieszkałem z rodzicami i rodzeństwem w Ostrowach Baranowskich. Miałem wówczas
15 lat. Wiem o tym ze słyszenia, że na terenie naszej wsi została zastrzelona Żydówka
Macia Smulówna. Niemcy przejeżdżali wówczas w liczbie około 10 przez wieś na
rowerach. Wszyscy wówczas uciekali i uciekała również i Smulówna. Wówczas została przez któregoś z
Niemców postrzelona. Została zabrana do jednego z domów i tam zmarła. Niemcy
często przejeżdżali przez naszą wieś na rowerach6.
B. Babiarz napisał, że mieszkańcy pamiętali jej krzyk i płacz kiedy Niemcy prowadzili ją w stronę Cmolasu. Do jednego z sąsiadów powiedziała podobno: Chmielowiec, ja już tutaj nie wrócę.
I nie wróciła.
Nieznany jest jej los – to
słowa B. Babiarza z jego opracowania.
Ale poznał go, kiedy
udało nam się skonfrontować zebrane informacje.
Danuta
Czajkowska – Wójcik, mielczanka, która spisała wspomnienia swojej mamy
Stefanii, napisała mi, że Macia i Helena (o której Stefania mówiła „Hesia”)
ukrywały się w domu Witasów.
Była to biedna
rodzina i jeśli dziewczęta rzeczywiście się u nich ukrywały, ktoś jeszcze
musiał w tym pomagać. Miały wykopaną
ziemiankę, z której nie wychodziły często.
Nie było jednak tak, że
były cały czas w ukryciu.
Często przebywały też w
lesie obok domu Witasów. Tam podobno również miały kryjówkę.
Kiedy szukałam
informacji o Matyldzie, przeglądnęłam Rejestr Okręgowej Komisji do
Spraw Badań nad Zbrodniami Hitlerowskimi w Rzeszowie. Spisywałam zdarzenia,
które mogły oznaczać śmierć Matyldy. W
2021 roku swoim notatniku zapisałam: Ostrowy Baranowskie wiosna 1942 roku,
żandarmi z Nowej Dęby zastrzelili ukrywającą się Żydówkę. Ukrywała się u chłopa
o nazwisku Witas.
Stefania Czajkowska
wspomina, że Hesia i Matylda poszły do lasu, chyba zbierać jagody (bardzo prawdopodobne
biorąc pod uwagę datę śmierci Matyldy – 1 sierpnia). Miały pecha, akurat
przejeżdżali na rowerach Niemcy. Macia zaczęła uciekać. Podobno strzelono jej w
plecy.
Po jakimś czasie Pani
Danuta przekazała mi też informację, że
Matylda była pochowana przez długi czas w lesie. Na jednym z drzew w pobliżu,
umieszczona była nawet tabliczka z
informacją.
Helenie udało się
uchronić od śmierci. Jestem pewna, że to ona ekshumowała po wojnie szczątki
Matyldy na mielecki cmentarz.
Śmierć
Adeli wyglądała podobnie jak śmierć jej młodszej siostry. Anna widziała śmierć mamy ze swojej kryjówki w
słomie. Sama zdołała zbiec. Adela uciekała przed Niemcami kiedy została
postrzelona. Mieszkanka wsi Ostrowy Baranowskie opowiadała, że okoliczna
ludność zabrała jej ciało i pochowała przy drodze obok domu Pana Palucha.
B. Babiarz pisze, że
prawdopodobnie zwłoki zostały zabrane przez krewnych po wojnie. Myślę, że może
podobnie jak i Matylda spoczywa na cmentarzu przy ulicy Traugutta, tylko nie ma jej nagrobka.
Moses Horn ocalały z Zagłady mieszkaniec Borowej, wraz ze
szczątkami swojej mamy i rodzeństwa ekshumował też na mielecki cmentarz
szczątki brata jego mamy, Arona Leszkowicza. Nie ma jednak jego nazwiska na
nagrobku.
Z
rodziny Braunów ocalały Helena i Anna.
Jak to się im udało?
Losy Heleny poznajemy
nie tylko dzięki wspomnieniom mieszkańców, ale dzięki ankiecie, którą
pozostawiła po sobie w Żydowskim Instytucie Historycznym.
Sama opisała to tak: do
dnia 28 lutego 1942 roku przebywała w Borowej, skąd została wysiedlona (wtedy
zapewne powróciła do rodzinnej wsi – I.S.). 18 czerwca 1943 roku znalazła się w
Tarnowie. Podała, że w czasie wojny utrzymywała się z pracy, pracowała jako
służąca u aryjskiej rodziny. Podaje również miejscowość Siedliska Tarnowskie
(myślę, że chodzi o Siedliska koło Tuchowa). W rubryce sposób przetrwania
podaje – aryjskie papiery (tak w istocie było). Źródłem jej utrzymania była
praca.
B.
Babiarz pisze, że po powrocie do Ostrowów szukała schronienia u Polaków. Przebywała podobno u Magdów, Duraków,
Chmielaków, Baranowskich, Franciszka Rz. Z Jagodnika i Pana Magdy z Cmolasu.
Ostatecznie przygarnął ją Józef Cz.
Dwa tygodnie przebywała
też u księdza w Zalasowej. Tam jednak zrobiło się niebezpiecznie i trafiła z powrotem
w okolice Mielca, do Kiełkowa.
Aryjskie papiery wrobił
Helenie prawnik Michał Rzeszutek.
Od Pani Danuty
Czajkowskiej dowiaduję się o tym, że Helenę ukrywali również jej rodzice:
Stefania i Antoni Czajkowscy. Brat
Stefanii, Michał Stec przyprowadził ją do Zarównia, gdzie mieszkali wysiedleni
ze swojej wsi Czajkowscy. Helena wówczas bardzo zachorowała. Nie było pieniędzy, nie było lekarstw, Helena
leczyła się wygrzewając na piecu, leczono ją również olejem lnianym z chlebem, który
Antoni przywoził z Baranowa Sandomierskiego.
Helena poznała Chaima Körbera z Mielca. Nie wiem czy jeszcze w czasie wojny, czy tuż po niej. Chaim ocalał dzięki Oskarowi Schindlerowi. Wyszła za Chaima za mąż. Po wojnie sprzedała to co pozostało po jej rodzicach. Nie wiem czy był to jeszcze dom (zdarzało się, że w czasie wojny dobytki Żydów zajmowali Polacy, albo zostały one niszczone przez okupanta lub miejscowych), czy może tylko ziemia. Mieszkała wraz z mężem przez jakiś czas w Mielcu, tutaj w 1946 roku urodziła się ich córka Blima, potem w Krakowie. Rodzina wyjechała do Izraela. W 1963 roku mieszkali w miejsowości Aszkelon. Helena prawdopodobnie zmarła na chorobę nowotworową.
W portalu MyHeritage znalazłam informację, że zmarła w Izraelu około 1990 roku i że miała jeszcze jedno dziecko.
A jak wyglądały losy
Anny, córki Adeli?
Co czuła
kilkunastoletnia dziewczyna, która widziała śmierć matki, i od tej pory musiała
sobie radzić sama?
Anna urodziła się 17
maja 1928 roku. Kiedy zmarła Adela, miała zaledwie 14 lat.
Szukała schronienia u polskich sąsiadów. Była
u Państwa Magdów, gdzie przez pewien czas ukrywała się w stajni. Najdłużej
przebywała u Józefa Cz.
Była tam dobrze ukryta.
Bronia, córka Józefa uczyła ją polskich modlitw, w razie gdyby ktoś zapytał ją
o pochodzenie. Ludzie we wsi wiedzieli, że Cz. ukrywają Żydówkę. Nikt jednak
jej nie wydał.
Pewnego dnia w domu
Józefa pojawili się Niemcy. Prawdopodobnie domyślili się, że Anna jest Żydówką.
Józef przestraszył się,
postanowił, że wyśle dziewczynkę w las. Bronia odprowadziła Anię na Gościniec
Baranowski i kazała iść jej prosto, aż dojdzie do zabudowań. To była daleka
droga, Ania prawdopodobnie musiała iść
wzdłuż rzeki Jamnicy. Zatrzymała się we wsi Durdy. Było to zimą lub jesienią.
Doszła do domu małżeństwa o ukraińskich korzeniach: Albiny i Józefa Hudelów.
Przyjęli ją. Byli w dobrych stosunkach z Żydami mieszkającymi w Baranowie i
okolicach.
Ania przebywała w podpiwniczeniu domu. Gdyby pojawili się Niemcy, miała ukrywać się pod specjalnie wykonaną beczką. U góry znajdowało się trochę zboża, niżej pusta przestrzeń dla ukrywającej się osoby. Syn Hudelów wspominał, że Ania była ładna i wysoka. Ukrywała się tam około roku.
Niestety, ludzie
zaczęli węszyć. Znajomy zapytał ich: nie ukrywacie czasem Żydówki?
Hudelowie zawieźli ją do Baranowa Sandomierskiego. Jechała schowana
pod ściętymi drzewami.
Bronia, córka Józefa,
bardzo długo nie wiedziała czy Ania przeżyła. Miała wyrzuty sumienia. Podobno
po wojnie odnalazł ją w Ameryce mieszkaniec Ostrów Baranowskich.
Dziewczynka przez jakiś czas znajdowała się pod
opieką cioci Heleny i jej męża. Mieszkała w Mielcu, a potem w Krakowie, również
w żydowskim sierocińcu.
Wyjechała do Ameryki,
do ojca, którego przecież w ogóle nie znała (wyjechał z Polski zaraz po jej
urodzeniu).
Później wyszła za mąż i
nazywała się Warsaw. Miała dwóch synów. Jeden z nich dostał imię po dziadku
Ani, Samuelu.
Ocalała z Holokaustu
Anna zginęła tragicznie w napadzie rabunkowym. Została zaatakowana we własnym
domu i zamordowana. Miała 76 lat.
Odnalazłam synów Anny.
Nie chcieli jednak kontaktować się ze mną. Tak bywa, dzieci ocalałych nie chcą wracać do trudnej przeszłości rodziców. Trzeba to uszanować. Udało mi się porozmawiać z żoną Samuela. Powiedziała
mi, że Anna nigdy nie opowiedziała synom o swoich wojennych losach.
Jedna z jej amerykańskich sąsiadek
powiedziała o niej: była bardzo urocza, ciągle przepraszała, chociaż nie miała za co.
Zastanawiam się czy nie
był to efekt wojennych przeżyć, jej tułaczki i tego, że zdana była na łaskę lub niełaskę swoich sąsiadów.
Świadek ostatnich chwil Matyldy zapamiętał jej słowa: ja już tutaj nie wrócę.
Ale wróciła.
W naszej pamięci.
Ona i jej rodzina.
To nie jest pełna
opowieść. Nigdy nie uda się jej zbudować.
To są okruchy pamięci, z
których budujemy wspomnienie o rodzinie Braun.
Tyle możemy.
Żadna opowieść o Zagładzie, nie jest opowieścią z wyboru – jest złożona z cudzych skrawków i własnej potrzeby. Pisząca, piszący układa okruchy usłyszanej pamięci w wymyśloną formę. Jej kształt przemyślnie rysuje wedle własnych umiejętności, mniej lub bardziej efektownie. I tworzy całość z kawałków, które nigdy w całość się nie układają. Taki mamy sposób na opowiadanie o cudzym, niewyobrażalnym losie – przedstawiamy, nazywamy słowami i mamy poczucie dokonania ważnego. A czasem udajemy tylko, że opowieść się nam domyka7 .
Izabela Sekulska, sierpień/wrzesień 2023
iskabelamalecka@gmail.com
www.mayn.shetele.mielec.pl
Dziękuję przede wszystkim Monice Taras z Żydowskiego Instytutu Historycznego i Bartkowi Babiarzowi.
Bez nich w ogóle nie byłoby opowieści w takim kształcie.
Dziękuję również Tomaszowi Frydlowi, Andrzejowi Krempie, Piotrowi Jassemowi i innym, którzy pomogli w dopowiedzeniu tej historii.
Historia poszukiwań informacji o Matyldzie znajduje się w tym linku:
https://maynshtetelemielec.blogspot.com/2022/06/matylda-braun-dziewczyna-ktora-dugo.html
Przypisy:
1 P.
Celan, Okno chaty, Utwory wybrane, tłum. Ryszard Krynicki, Kraków 1998,
s.159-161
2 Profesor
Ignacy Jaromek Początki wsi Ostrowy Baranowskie, Muzeum Regionalne Lasowiaków
Towarzystwo Opieki nad Zabytkami w Kolbuszowej, biuletyn 1/66
3 Martyna
Grądzka – Rejak Żydowska społeczność Kolbuszowej już nie istnieje, 8.11. 2018
https://przystanekhistoria.pl
4 Halina Dudzińska Wspomnienia o wrześniu 1939 roku w 60-tą rocznicę Rocznik Kolbuszowski 5, 9-49
5 Paweł Ziobroń, Pozostałości Lager Mielec Pozostałości Lager Mielec, https://mielec.krosno.lasy.gov.pl/
6 Okręgowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w
Rzeszowie, S 91/09 Zn. Vol. 1 (zbrodnie gestapo w Mielcu), zeznanie Edwarda M.
7 Hanka Grupińska Tak o nich wiem, tak słyszałam, str. 213, 214 Kwestia charakteru Bojowniczki z getta Warszawskiego, pod redakcją Sylwii Chutnik i Moniki Sznajderman, wydawnictwo Czarne, Muzeum Historii Żydów Polskich Polin, 2023
Żródła:
AŻIH 351/252
(zespół HIAS)
AŻIH 348 zza wykaz wysiedlonych Żydów rolników w powiecie mieleckim
Celan P., Okno chaty,
Utwory wybrane, tłum. Ryszard Krynicki, Kraków 1998
Dudzińska H. Wspomnienia o
wrześniu 1939 roku w 60-tą rocznicę Rocznik Kolbuszowski
Grądzka – Rejak M. Żydowska społeczność
Kolbuszowej już nie istnieje, 8.11. 2018,
dostęp 28.08.2023r https://przystanekhistoria.pl..
Grupińska H. Tak o nich
wiem, tak słyszałam, str. 213, 214
Kwestia charakteru Bojowniczki z getta Warszawskiego, pod redakcją
Sylwii Chutnik i Moniki Sznajderman, wydawnictwo Czarne, Muzeum Historii Żydów
Polskich Polin, 2023
Jaromek I. Początki wsi Ostrowy Baranowskie,
Muzeum Regionalne Lasowiakow Towarzystwo Opieki nad Zabytkami w Kolbuszowej,
biuletyn 1/66
Krall H. Szczegóły znaczące, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2022
Kuciel-Frydryszak J. Chłopki, wyd. Marginesy, Warszawa 2023
Okręgowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Rzeszowie, S 91/09 Zn. Vol. 1 (zbrodnie gestapo w Mielcu), zeznanie Edwarda M.
Wspomnienia Stefanii
Czajkowskiej przekazane mi przez jej córkę Danutę Czajkowską - Wójcik
Ziobroń P. Pozostałości Lager Mielec Pozostałości Lager Mielec, dostęp 28.08.2023r.https://mielec.krosno.lasy.gov.pl/
Żydowski Instytut Historyczny Centralna Kartoteka Żydów w Polsce 1945 – 1951, Wydział Ewidencji i Statystyki sygn. 303/V/138740 i 303/V/452/K 661/138739