Archiwum bloga

niedziela, 19 września 2021

13 września 1939 roku - spalenie mieleckiej synagogi

 


 

Gore!

O, bracie gore!

Patrz! Miasteczko nasze biedne gore!

Złe wietrzysko w dymu chmurze.

 

Rwą, targają, łamią, burzą.

 

Pędzą płomień rozszalały - wszystko płonie w krąg.

 

Gore! Miasteczko ginie!

Opuścił cały świat nas w złej godzinie.

Nasze miasto razem z nami legnie w popiół pod zgliszczami.

 

Pozostanie jak po bitwie czarna pusta błoń

 

 

M. Gebirtig, Frgament wiersza Płonie nasze miasteczko



13 września 2021 roku obchodziliśmy 82 rocznicę spalenia mieleckiej synagogi.



Na początku września 1939 r. do Mielca wkroczyły wojska niemieckie.

 

Yeruchum Apfel naoczny świadek tych wydarzeń,  tak to wspominał: „Stałem na zewnątrz. Mogłem widzieć mijających mnie Niemców. Szli w kolumnach, jedna od strony Radomyśla, druga od strony Dębicy. Niemieccy oficerowie na koniach, szeregowi żołnierze na piechotę”.

W pierwszych dniach żaden z Żydów nie wyszedł ze swojego  mieszkania.

„ Żadnych pogromów ani niczego w tym rodzaju. Potem Żydzi zaczęli powoli wychodzić z domów a nawet otwierać sklepy. We wtorek dalej było cicho, ale chociaż Żydzi się bali, wielu z nich wyszło na ulice i poczuli, że nie dzieje się tak źle jak się tego spodziewali. Ale w środę, w Wigilię Rosh Hashana zechcieli udać się do rytualnej mykwy i rzeźni, żeby celebrować Święto. Poszli modlić się do synagogi. Nie było strachu”.

Apfel był świadkiem wydarzeń 13 września. Niedużo zabrakło był stał się także ofiarą. Jak cała żydowska społeczność przygotowywał się do  wieczoru Rosh Hashana, żydowskiego Nowego Roku.

Tego dnia główna synagoga, i mniejsze synagogi, mykwa i rytualna rzeźnia były zajęte. Mężczyźni dokonywali rytualnej kąpieli, a kobiety przygotowywały jedzenie na  wieczorny świąteczny posiłek.

Apfel opisał co się stało: wyszedłem, mykwa nie była pełna. Byłem szczęściarzem.

Opuściłem mykwę na jakieś 3 minuty przed tym jak Niemcy otoczyli budynki. Rzeźnia była wypełniona kobietami z kurczakami, kaczkami. Dwóch rzezaków rytualnych stało tam i pracowało wewnątrz.

Kiedy  wyszedłem z mykwy, zbliżyłem się do  beit midrash (małej synagogi), to było jak trójkąt – duża synagoga, i dwie inne. Kiedy byłem na drodze do mojego domu, Niemcy pojawili się obok beit midrash, na motocyklach i w jeepach i otoczyli dwa budynki. Znajdowały się tam następujące budynki (dodając do tych trzech synagog), mykwa, dom gościnny, przytułek, nadające kształt hebrajskiej litery het. Była tam też rzeźnia dla ptactwa. Rzeźnia dla większych zwierząt była ulokowana gdzie indziej.

Najpierw zajęli się rzeźnią,  widziałem jak bili kobiety, kurczaki uciekły. Następnie to był festiwal ptactwa – gęsi, kury, kaczki i wszystko inne. To było bardzo duże pole i hałas był przytłaczający. To połączenie hałasu, który wywołały ptaki  z krzykiem bitych kobiet…

Ja ciągle stałem i patrzyłem. Nie rozumiałem co się dzieje i nie wierzyłem, że to co się dzieje mogło się stać. Potem zobaczyłem jak oni pchają nagich Żydów z mykwy do rzeźni. Zrozumiałem, że stanie się coś złego i uciekłem do domu.

Jego dom nie był daleko, i słyszał, ale nie widział co się dzieje.

„ Słyszałem bardzo dobrze, strzały i krzyki. Nie widziałem ognia bezpośrednio, ale słyszałem krzyki od momentu podpalenia. Znam też świadectwo mojego przyjaciela, w moim wieku, jedynego który stamtąd uciekł, w momencie kiedy ich wszystkich zmusili do wejścia do rzeźni.

Kazali im się położyć i strzelali do nich, ale ich nie zabili. Było tam około 39 mężczyzn i rytualni rzezacy. Niemcy poszli po jakąś łatwopalną ciecz, mój przyjaciel to wykorzystał, wyskoczył przez okno, ukrył się w magazynie drewna, a stamtąd uciekł.

Te wszystkie szczegóły znam od niego. Potem słyszeliśmy krzyki i zapach palonych ciał.

 


Uciekliśmy ze swojego domu, był blisko synagogi. Wielu Żydów stało w pobliżu synagogi. Nie było dla mnie oczywiste, czy będą do nich strzelać czy nie. Stali tam jakiś czas, a potem przyszedł oficer i wydał rozkaz by ich zwolnic. Ale spalili mykwę, rzeźnię, przytułek, wszystkie synagogi, dom rabina, wszystko wkoło i dużo żydowskich domów, nie tylko budynki publiczne.

 

Tamtej nocy Apfel został ze swoją żydowską rodziną z daleka od kompleksu żydowskich budynków. „Następnego ranka wróciliśmy do domu”. Atmosfera była bardzo przygnębiająca, pełna strachu. To był bardzo trudny czas. To był pierwszy dzień Nowego Roku, ale nikt nie myślał o modlitwie, o synagodze, o niczym z tych rzeczy. Nie wiedzieliśmy czy Niemcy już skończyli i czy nie wrócą.

Szacowana liczba osób, które zostały zamordowane wahała się od 27 do 80. Wydaje się, że było to  od około trzydziestu do czterdziestu osób.

Wkrótce po wojnie świadectwa naocznych świadków spisała  Berta Lichting  . 10 czerwca 1946 r. dr Apolinary Frank, lekarz stomatolog, który był burmistrzem Mielca podczas okupacji niemieckiej powiedział jej:

" 8 września 1939 r. Niemcy zajęli miasto. Ludzie byli wystraszeni kiedy słyszeli eksplozje z różnych stron i widzieli uciekającą polską armię.

Ludzie próbowali chronić się nawzajem, zamykali domy, chronili się w piwnicach. Niemcy wkraczali dumni i aroganccy.

W atmosferze zwycięstwa  kroczyli przez miasto, wypełniali ulice i spotykali się z miejskimi urzędnikami.

Kiedy ucichły wybuchy, ludzie powoli jeden po drugim zaczęli opuszczać domy. Żydzi zaczęli przygotowywać się do Rosh Haszana. Poszli do rytualnej rzeźni. Byli tam mężczyźni i dzieci, dźwigali drób, czekając na rzezaków. Rzezakami byli Josef Beck and Chaim Kurz. Inni poszli pełni pokoju do mykwy. W międzyczasie grupa Niemców wróciła z obchodu, oni jak szaleni sprawdzali wszystko w mieście. Również poszli do rzeźni i mykwy. Zobaczyli kąpiących się Żydów, i zabijających kurczaki i to ich rozwścieczyło. „ My walczymy, a wy się kąpiecie i chcecie jeść. Wyprowadzili kobiety z rzeźni, wyprowadzili nagich Żydów z mykwy. Podłożyli ogień i podpalili rzeźnię. Kiedy zięć rzezaka Becka ( (nazywał się Weinreb, był z Borowej koło Mielca, również był rzezakiem) chciał uratować teścia, Niemcy złapali go i żywcem wrzucili do ognia. Niemcy wydali rozkaz podpalenia synagogi. Znaleźli również polskich pomocników, którzy pomagali im identyfikować żydowskie domy. Kiedy znajdowali Żydów, zabierali ich i wrzucali do ognia. Jeden z Żydów uciekł przez okno, ale Niemiec do niego strzelał. Wypadł z okna,  jego długi chasydzki płaszcz zaczepił się i on wisiał nad Żydami w płomieniach".

Tego dnia 27 Żydów zostało zamordowanych. Ogień w synagodze palił się przez dwa dni. Dwa dni po tym Dr.Frank interweniował u nazistów i otrzymał obietnicę pochowania prochów.

Razem z człowiekiem o nazwisku Gastweirt, który był zajmował się pogrzebami (być może był członkiem Mielec chevra kadisha, towarzystwa pogrzebowego), asystentem rabina oraz dozorcą synagogi zebrali wszystkie szczątki, zrobili mały kopiec i pochowali wszystkie prochy (popioły).


Korzystałam z ksiązki R. Saidel Mielec, Poland The shtetl that became a nazi concentration camp

Green Publishing House, Jerusalem 2012

Izabela Sekulska



iskabelamalecka@gmail.com






Twarze mieleckiego sztetla: Leib (Leon) Salpeter. Syjonista, farmaceuta uratowany przez Oskara Schindlera

    Zdjęcie pochodzi z książki K. Zimmerer Kronika Zamordowanego Świata           Po wpisaniu w internetową wyszukiwarkę imienia i nazwiska ...