Gore!
O, bracie gore!
Patrz! Miasteczko nasze biedne gore!
Złe wietrzysko w dymu chmurze.
Rwą, targają, łamią, burzą.
Pędzą płomień rozszalały - wszystko płonie w krąg.
Gore! Miasteczko ginie!
Opuścił cały świat nas w złej godzinie.
Nasze miasto razem z nami legnie w popiół pod zgliszczami.
Pozostanie jak po bitwie czarna pusta błoń
M. Gebirtig, Frgament wiersza Płonie nasze miasteczko
13 września 2021 roku obchodziliśmy 82 rocznicę spalenia mieleckiej synagogi.
Na początku września 1939 r. do Mielca wkroczyły wojska niemieckie.
Yeruchum Apfel naoczny świadek tych wydarzeń, tak to wspominał: „Stałem na zewnątrz. Mogłem widzieć mijających mnie Niemców.
Szli w kolumnach, jedna od strony Radomyśla, druga od strony Dębicy. Niemieccy
oficerowie na koniach, szeregowi żołnierze na piechotę”.
W pierwszych dniach żaden z Żydów
nie wyszedł ze swojego mieszkania.
„ Żadnych pogromów ani niczego w
tym rodzaju. Potem Żydzi zaczęli powoli wychodzić z domów a nawet otwierać
sklepy. We wtorek dalej było cicho, ale chociaż Żydzi się bali, wielu z nich
wyszło na ulice i poczuli, że nie dzieje się tak źle jak się tego spodziewali.
Ale w środę, w Wigilię Rosh Hashana zechcieli udać się do rytualnej mykwy i
rzeźni, żeby celebrować Święto. Poszli modlić się do synagogi. Nie było
strachu”.
Apfel był świadkiem wydarzeń 13 września.
Niedużo zabrakło był stał się także ofiarą. Jak cała żydowska społeczność
przygotowywał się do wieczoru Rosh
Hashana, żydowskiego Nowego Roku.
Tego dnia główna synagoga, i
mniejsze synagogi, mykwa i rytualna rzeźnia były zajęte. Mężczyźni dokonywali
rytualnej kąpieli, a kobiety przygotowywały jedzenie na wieczorny świąteczny posiłek.
Apfel opisał co się stało:
wyszedłem, mykwa nie była pełna. Byłem szczęściarzem.
Opuściłem mykwę na jakieś 3
minuty przed tym jak Niemcy otoczyli budynki. Rzeźnia była wypełniona kobietami
z kurczakami, kaczkami. Dwóch rzezaków rytualnych stało tam i pracowało wewnątrz.
Kiedy wyszedłem z mykwy, zbliżyłem się do beit midrash (małej synagogi), to było jak
trójkąt – duża synagoga, i dwie inne. Kiedy byłem na drodze do mojego domu,
Niemcy pojawili się obok beit midrash, na motocyklach i w jeepach i otoczyli
dwa budynki. Znajdowały się tam następujące budynki (dodając do tych trzech
synagog), mykwa, dom gościnny, przytułek, nadające kształt hebrajskiej litery
het. Była tam też rzeźnia dla ptactwa. Rzeźnia dla większych zwierząt była
ulokowana gdzie indziej.
Najpierw zajęli się rzeźnią,
widziałem jak bili kobiety, kurczaki uciekły. Następnie to był festiwal
ptactwa – gęsi, kury, kaczki i wszystko inne. To było bardzo duże pole i hałas
był przytłaczający. To połączenie hałasu, który wywołały ptaki z krzykiem bitych kobiet…
Ja ciągle stałem i patrzyłem. Nie rozumiałem co się dzieje i
nie wierzyłem, że to co się dzieje mogło się stać. Potem zobaczyłem jak oni
pchają nagich Żydów z mykwy do rzeźni. Zrozumiałem, że stanie się coś złego i
uciekłem do domu.
Jego dom nie był daleko, i słyszał, ale nie widział co się
dzieje.
„ Słyszałem bardzo dobrze, strzały i krzyki. Nie widziałem ognia bezpośrednio, ale słyszałem krzyki od momentu podpalenia. Znam też świadectwo mojego przyjaciela, w moim wieku, jedynego który stamtąd uciekł, w momencie kiedy ich wszystkich zmusili do wejścia do rzeźni.
Kazali im się położyć i strzelali do nich, ale ich nie
zabili. Było tam około 39 mężczyzn i rytualni rzezacy. Niemcy poszli po jakąś
łatwopalną ciecz, mój przyjaciel to wykorzystał, wyskoczył przez okno, ukrył
się w magazynie drewna, a stamtąd uciekł.
Te wszystkie szczegóły znam od niego. Potem słyszeliśmy
krzyki i zapach palonych ciał.
Uciekliśmy ze swojego domu, był blisko synagogi. Wielu Żydów
stało w pobliżu synagogi. Nie było dla mnie oczywiste, czy będą do nich
strzelać czy nie. Stali tam jakiś czas, a potem przyszedł oficer i wydał rozkaz
by ich zwolnic. Ale spalili mykwę, rzeźnię, przytułek, wszystkie synagogi, dom
rabina, wszystko wkoło i dużo żydowskich domów, nie tylko budynki publiczne.
Tamtej nocy Apfel został ze swoją
żydowską rodziną z daleka od kompleksu żydowskich budynków. „Następnego ranka
wróciliśmy do domu”. Atmosfera była bardzo przygnębiająca, pełna strachu. To
był bardzo trudny czas. To był pierwszy dzień Nowego Roku, ale nikt nie myślał
o modlitwie, o synagodze, o niczym z tych rzeczy. Nie wiedzieliśmy czy Niemcy
już skończyli i czy nie wrócą.
Szacowana liczba osób, które
zostały zamordowane wahała się od 27 do 80. Wydaje się, że było to od około trzydziestu do czterdziestu osób.
Wkrótce po wojnie świadectwa
naocznych świadków spisała Berta
Lichting . 10 czerwca 1946 r. dr
Apolinary Frank, lekarz stomatolog, który był burmistrzem Mielca podczas
okupacji niemieckiej powiedział jej:
" 8 września 1939 r. Niemcy zajęli
miasto. Ludzie byli wystraszeni kiedy słyszeli eksplozje z różnych stron i
widzieli uciekającą polską armię.
Ludzie próbowali chronić się
nawzajem, zamykali domy, chronili się w piwnicach. Niemcy wkraczali dumni i
aroganccy.
W atmosferze zwycięstwa kroczyli przez miasto, wypełniali ulice i
spotykali się z miejskimi urzędnikami.
Kiedy ucichły wybuchy, ludzie
powoli jeden po drugim zaczęli opuszczać domy. Żydzi zaczęli przygotowywać się
do Rosh Haszana. Poszli do rytualnej rzeźni. Byli tam mężczyźni i dzieci,
dźwigali drób, czekając na rzezaków. Rzezakami byli Josef Beck and Chaim Kurz.
Inni poszli pełni pokoju do mykwy. W międzyczasie grupa Niemców wróciła z
obchodu, oni jak szaleni sprawdzali wszystko w mieście. Również poszli do
rzeźni i mykwy. Zobaczyli kąpiących się Żydów, i zabijających kurczaki i to ich
rozwścieczyło. „ My walczymy, a wy się kąpiecie i chcecie jeść. Wyprowadzili
kobiety z rzeźni, wyprowadzili nagich Żydów z mykwy. Podłożyli ogień i
podpalili rzeźnię. Kiedy zięć rzezaka Becka ( (nazywał się Weinreb, był z
Borowej koło Mielca, również był rzezakiem) chciał uratować teścia, Niemcy
złapali go i żywcem wrzucili do ognia. Niemcy wydali rozkaz podpalenia synagogi.
Znaleźli również polskich pomocników, którzy pomagali im identyfikować
żydowskie domy. Kiedy znajdowali Żydów, zabierali ich i wrzucali do ognia.
Jeden z Żydów uciekł przez okno, ale Niemiec do niego strzelał. Wypadł z
okna, jego długi chasydzki płaszcz
zaczepił się i on wisiał nad Żydami w płomieniach".
Tego dnia 27 Żydów zostało
zamordowanych. Ogień w synagodze palił się przez dwa dni. Dwa dni po tym
Dr.Frank interweniował u nazistów i otrzymał obietnicę pochowania prochów.
Razem z człowiekiem o nazwisku
Gastweirt, który był zajmował się pogrzebami (być może był członkiem Mielec
chevra kadisha, towarzystwa pogrzebowego), asystentem rabina oraz dozorcą
synagogi zebrali wszystkie szczątki, zrobili mały kopiec i pochowali wszystkie
prochy (popioły).
Korzystałam z ksiązki R. Saidel Mielec, Poland The shtetl that became a nazi concentration camp
Green Publishing House, Jerusalem 2012
Izabela Sekulska
iskabelamalecka@gmail.com