Archiwum bloga

sobota, 5 lutego 2022

Steve Israeler - więzień mieleckiego obozu - wspomnienia


                                         Steve (Sacher) Israeler tuż po zakończeniu wojny



                                                  Steve - zdjęcie współczesne

Na końcu tekstu dostępne jest tłumaczenie na język angielski (google).

At the end of the text, there is a translation into English.

Mielecki obóz był filią KL Płaszów.




Kiedy kilka lat temu  zaangażowałam się w przywracanie pamięci o  Żydach, Darek Popiela, mający w tym temacie o wiele większe doświadczenie, powiedział: zobaczysz, wydarzy się wiele niesamowitych rzeczy, cudów można powiedzieć. To samo mówił Kamil Kmak. Mieli rację.  Te cuda wciąż się zdarzają.

 Dzisiaj opowiem Wam o jednym z nich.

Steve Israeler któregoś dnia dołączył do grona moich znajomych na Facebooku.   Zaakceptowałam jego zaproszenie, chociaż nie znałam go wcześniej. Przeglądnęłam jednak profil Steve’a, zobaczyłam, że mamy wielu wspólnych znajomych zainteresowanych historią Żydów.   Wielokrotnie potem zwracałam uwagę na jego komentarze pod moimi postami, pełne emocji, wyraźnej nostalgii za Polską, wrażliwości i niepozbawione zachwytu nad światem i pięknem. Po prostu.

 Kilka miesięcy temu zamieściłam na Facebooku link do wpisu z bloga ze wspomnieniami więźnia mieleckiego obozu pracy, Samuela Zylbersztajna. Steve pod postem  dopisał komentarz: „ to prawda, byłem tam”.  Tu nastąpiło moje ogromnie zaskoczenie i gonitwa myśli:  jak to? gdzie? W Mielcu? Czy Steve czegoś nie pomylił? Zdumiona zapytałam: „Gdzie? W Mielcu?”. „ Tak”. – odpowiedział Steve. To był jeden z tych cudów, o których wspominali Darek i Kamil. W takich kategoriach to traktuję, no  bo jak wielu więźniów  mieleckiego obozu może jeszcze żyć na świecie? Los zapewne nie da mi już drugiej okazji porozmawiania z którymś z nich. O ile w ogóle los jeszcze może dawać szanse na  rozmowy ze świadkami tamtych czasów. Odchodzą już.  Każde takie spotkanie, każda taka rozmowa, dla mnie jest cudem, szczególnie jeśli rozmówca ma tak ścisły związek z moim rodzinnym Mielcem i Tarnowem, w którym mieszkam obecnie.

Pomyślałam też, że to nieprawdopodobne, bo dłuższego czasu znamy się wirtualnie ze Stevem, a on nigdy nie wspomniał, że był w Mielcu. Co pomyślałam? Pomyślałam, że te wspomnienia muszą być na tyle  bolesne, że on nie chce o tym mówić, wracać do tego, że dopiero mój wpis ze wspomnieniami Zylbersztajna okazał się na tyle silnym doznaniem, że Steve napisał: to prawda, byłem tam.  Tym bardziej jestem mu wdzięczna, że zdecydował się odpowiedzieć na kilka moich pytań.

Historia mieleckiego obozu jest w mieście, z niezrozumiałych dla mnie względów bardzo mało znana. Nie pamiętam by którykolwiek z moich nauczycieli historii wspominał o tym na lekcjach. Wiem, że  obecnie to się zmienia, że są w Mielcu nauczyciele, którzy  opowiadają swoim uczniom o tej części historii miasta. Mam nadzieję, że wspomnienia Steve’ a również będą cegiełką do tej naszej zbiorowej mieleckiej pamięci.

 

Tak o mieleckim obozie pisze Andrzej Krempa:

W południowo-wschodniej części zakładów lotniczych w Mielcu na obszarze około jednego hektara utworzono obóz dla pracujących Żydów. Obóz był ogrodzony drutem kolczastym pod napięciem elektrycznym. Po wysiedleniu mieleckich Żydów w dniu 9 marca 1942 r. obóz przyjął pierwsze 100 osób wyselekcjonowanych przy mieleckich hangarach. W dalszym okresie do obozu przywożono ludność żydowską pochodząca z różnych stron Polski i krajów okupowanych. W szczytowym okresie zatrudnienia, w drugim kwartale 1944 r., na ogólną liczbę 5500 osób zatrudnionych w zakładach lotniczych pracowało 2300 Żydów w tym 400 kobiet.

Za najmniejsze uchybienie przy pracy byli bici i karani pozbawieniem pożywienia, które było i tak bardzo skąpe. Skutkiem tego byli stale głodni, wręcz chodzili opuchnięci z głodu.

W trakcie pracy robotników żydowskich na oddziałach produkcyjnych, pomocniczych i gospodarczych  wykonywano tzw. „listy śmierci”, czyli wykazy osób nieprzydatnych przy produkcji lotniczej. Listy były przekazywane do gestapo, które w Lasku Berdechowskim wykonywało egzekucje. Duże natężenie rozstrzeliwań było w okresie wybuchu epidemii tyfusu w obozie. Słabych i chorych rozstrzeliwano. Szacuje się, że w Lasku Berdechowskim pochowanych jest około 800 obywateli polskich narodowości żydowskiej, rozstrzelanych w tym miejscu lub przywiezionych martwych z obozu.

W 1943 r. w północno-zachodniej części obozu wydzielono niewielki teren obejmujący część baraku mieszkalnego. Był to obóz karny dla Polaków. Ta część ogrodzona była drutem kolczastym pod napięciem elektrycznym, z oddzielnym wejściem od strony zakładu. Przebywali w nim Polacy nieprzestrzegający przepisów o pracy lub podejrzani o sabotaż. Trzymano ich przez krótki czas, od dwóch do czterech tygodni, gdyż odpowiadali za mało znaczące przestępstwa”. 1

 A tak pierwszy dzień w obozie wspomina Samuel Zylbersztajn, więzień kilku obozów, w tym mieleckiego.

„ Wszyscy wychodzą z wagonów i stają na rampie zakładów „Heinkla” w Mielcu. Tu czeka już na nas nowy władca, SS-Hauptsturmfuhrer Hering. Jest tu także żydowski komendant Bitkower wraz z funkcyjnymi. Idziemy przez teren fabryki i dochodzimy do naszych baraków. Przygotowano już tu dla nas pomieszczenia. Po drodze spotykamy powracających z pracy polskich robotników. Na pierwszy rzut oka jesteśmy zadowoleni. Będziemy mieszkali na terenie fabryki, nie będziemy musieli chodzić 4 km do roboty pod eskortą Ukraińców, śpiewać i dostawać baty przez całą drogę. I tu ich nie brak, ale pilnują tylko obozu.  

Przede wszystkim zaprowadzono nas do kuchni, gdzie nas uraczono zupą, po której przez trzy dni nie mogliśmy nic jeść. Teraz następuje, jak zawsze zgonie z rytuałem obozowym, ścinanie włosów, golenie brody, kąpiel i rewidowanie kieszeni przez Ukraińców; i oni chcieliby coś zarobić na nowo przybyłych. Oni się tylko nieco spóźnili. Po północy byliśmy gotowi. A teraz prowadzą nas do nowych apartamentów, będziemy mieszkali po 20-30 osób w jednej izbie. Są w niej trzypiętrowe prycze sklecone z paru desek. Nie ma słomy ani kocy. Oto nasze posłania, na których mamy złożyć po ciężkiej podróży i po jeszcze cięższej pracy nasze zbolałe kości i wychudłe ciała. Na ścianach paradowały pospołu pluskwy i wszy. Położyłem się na twardych deskach i przykryłem się swoją wytartą już marynarką, którą miałem jeszcze z Warszawy.

Z rana ustawiono nas razem ze starymi żydowskimi więźniami - robotnikami na mieleckim placu apelowym. Nasza grupa stoi osobno”.2

 

 A nasz bohater Steve?

 Steve przybył do Mielca w kwietniu 1944 roku, tak musiało być, bo wtedy przyjechał do Mielca transport więźniów z Płaszowa. On sam jednak nie pamięta ani miesiąca ani roku. Pamięta, że przyjechał  wprost z obozu w  Płaszowie (mielecki obóz był filią obozu płaszowskiego). Jedno jest pewne,  w 1944 roku miał zaledwie 13 lat.

Trafiając do płaszowskiego obozu był dwunastolatkiem. Kiedy tam przyjechał,  w obozie  przebywało ostatnich 150 Żydów z tarnowskiego getta.

 Obóz  płaszowski Steve wspomina bardzo źle, było tam dużo pluskiew i pcheł.  Zgłosił się więc do transportu do innego obozu, ale nie wiedział jakie będzie miejsce przeznaczenia. Nikt nie mówił im, że jadą do Mielca.

 

Zylbersztajn:

„ Pod koniec kwietnia 1944 r. przybył do nas transport Żydów z obozu w Płaszowie. Znajdowała się tam nasza centrala SS. Ten sam Lagerfuhrer Goeth inkasował pieniądze i za naszą pracę w fabryce.

Krakowianom trudno było się przystosować do warunków w naszym obozie, do ciężkiej pracy i do jeszcze cięższych warunków życia. ” 3

 

Steve urodził się w Polsce, w Krakowie, 19 stycznia 1931 roku jako Sacher Israeler. Na moje pytanie jak wspomina przedwojenną Polskę  odpowiada:  kochałem Polskę, i kochałem Kraków szczególnie, ale Polska nie lubiła mnie i Żydów.

Takie jest wspomnienie Steve’a. Obserwując jego komentarze  w sieci, czuję, że jest w jego sercu spora nostalgia za Polską, za dzieciństwem spędzonym w Polsce. Dzieciństwem, które było nim tylko do momentu wybuchu wojny. Potem zostało brutalnie przerwane.

 W mieleckim obozie przydzielono go do  pracy w hali nr 3. Na tej hali produkowano części do samolotu bombowego Heinkel He 111.

Zylbersztajn:

„ Fabryka pracowała bez przerwy, nigdy nie stawała. Młot przechodził z rąk do rąk, od dziennej do nocnej zmiany. Każda placówka pracy miała swego żydowskiego Gruppenfuhrera, dwóch polskich robotników przypadało na jednego żydowskiego; był tu jeden niemiecki vorarbeiter i jeden majster. Każdy z nich miał prawo bić więźniów. Za najmniejsze uchybienie przy pracy każdy z nich wymierzał oddzielnie karę delikwentowi. Wszyscy chcieli bić, nie wiedziało się komu najpierw wystawić tylną część ciała do bicia”. 4


 Mój rozmówca nie dostawał paczek żywnościowych z zewnątrz. Nie tylko dlatego, że nie miał już mu kto ich przysyłać. Nikt takich paczek nie dostawał. Nie było takiej możliwości. Tak to pamięta Steve.

A nawet gdyby była, jemu  naprawdę nie miał już kto przysyłać paczek...

Więźniowe nie mogli opuszczać terenu obozu, więc Steve nie wie jak wyglądał Mielec.

Pytam o to czy pamięta jakichś funkcjonariuszy z obozu? Odpowiada, że tylko głównego komendanta i że to był Austriak, wysoki, przystojny zabójca.

Nie pamięta delegacji z Czerwonego Krzyża, nie pamięta też nalotu amerykańskich samolotów.

Mówi też, że nie doświadczył żadnej pomocy z zewnątrz. Na przykład od mieszkańców miasta, czy innych osób pracujących w fabryce.

Wspomina też, że Polacy nie zachowywali się zbyt dobrze w stosunku do Żydów, z paroma wyjątkami.

Do dzisiaj  zapamiętał dwa nazwiska współwięźniów: Mozesa Steinkelera i Romka Weinstocka . Romek miał brata, ale jego nazwiska już nie pamięta.

Zapytany o to, czy pamięta rozstrzeliwania chorych w dniu likwidacji obozu, twierdzi, że wszyscy byli bardzo młodzi i nie pamięta rozstrzeliwań. Jego zdaniem wśród więźniów byli  jeńcy przechwyceni z polskiej Armii. Obóz żydowski  był likwidowany w bardzo krótkim czasie. Jego ewakuacja  przebiegała bardzo szybko, w pośpiechu. Steve nie pamięta aby w trakcie ewakuacji umierali więźniowie.

Transport odbywał się pociągiem. Do wagonów  pakowano od 80 do 100 osób. Pisząc to zdanie, zastanawiam się nad tym, czy nie powinnam użyć sformułowania: w wagonach lokowano? Przecież piszę o ludziach. Potem myślę: ale przecież tak to było… bydlęce wagony i zaganianie ludzi do nich.  Słowo „lokowano” właśnie w tym przypadku byłoby po prostu eufemizmem.

Więźniów wywieziono  do Wieliczki, do kopalni soli gdzie mieli budować fabrykę samolotów, ale nie doszło do tego, bo nadeszła Armia Czerwona.

„ Wszyscy już wiemy, że niemiecka machina wojenna zaczyna trzeszczeć i pękać. Hitlerowski personel fabryczny w tajemnicy pakuje już walizy. Pewnego dnia przyszedł do naszej fabryki Lagerfuhrer i kazał nam odmaszerować do baraków. Tam zaś polecił nam przygotować się do wyjazdu. Cały obóz w Mielcu zostanie zlikwidowany. 

Przechodzimy do pociągu. W wagonach jest już pełno Niemek z dziećmi, mają dużo bagażu zrabowanego w Polsce. Nie chcą zrobić dla nas miejsca. Krzyczą do esesmanów: „Żydów to wywozicie, a nas zostawiacie, żebyśmy się doczekały Rosjan”. Esesmani nie liczą się teraz z czysto germańskimi, jasnowłosymi niewiastami, które teraz zadowalają się nawet wagonami przeznaczonymi tylko dla bydła i Żydów, ale siłą je usuwają. Nie mogą zapanować nad swoją złością. Żydzi wyjeżdżają, a one niestety muszą pozostać”. 5

 

Obecnie Steve mieszka w Nowym Jorku (od 1949 roku). Co robił w swoim powojennym życiu? Zajmował się biznesem. Nigdy nie założył rodziny. Powiedział mi kiedyś, że nie ma dnia aby nie myślał o swoich rodzicach i rodzeństwie, którzy nie przetrwali Zagłady. Było ich ośmioro, rodzice : Dawid i Ryfka, rodzeństwo Miriam, Reizel, Jenta, Chaja i brat Wolfi (Zev Dov) i on, Sacher. Kiedy skończyła się wojna, Steve miał 14 lat i był sierotą. Podzielił los wielu ocalonych z Zagłady. Z tak dużej rodziny  ocalał tylko On.

Rodzice i dwie najstarsze siostry Steve’a zostali zastrzeleni w Tarnowie, na ulicy Warzywnej, tuż przed ich mieszkaniem. To była jedna z pierwszych akcji w czerwcu 1942 roku kiedy Niemcy zaczęli likwidować tarnowskie getto.

            Do Polski Steve przyjechał dopiero  w 2005 roku i ponownie w  2019 roku. Dlaczego dopiero wtedy? Mogę się tylko domyślić, że powrót do Polski z tak bardzo złamanym sercem, do kraju gdzie zginęła cała jego rodzina, gdzie zaczęło się jego życie, ale skończyło się dzieciństwo, a przeszłość i w pewnym sensie przyszłość zostały mu zabrane,  nie był łatwy.

Kiedy myślę „ Steve Israeler” mam przed oczami twarz  tego ślicznego 14 letniego chłopca ze zdjęcia.    Trudno jest mi wyobrazić sobie ten ból. Ból chłopca, który ocalał, ale tak brutalnie został pozbawiony WSZYSTKIEGO. W swoim dzienniku ocalały z Zagłady Moses Horn z podmieleckiej Borowej, który podobnie jak Steve stracił w czasie wojny całą rodzinę, wspomina:

 „ Wszyscy chcieliśmy przeżyć wojnę, ale

wielu z nas nie chciało dalej żyć. Niemniej jednak przymus dalszego życia
najprawdopodobniej był bardzo silny”. 6

 Kiedy myślę o dzieciach takich jak Steve, o młodych ludziach takich jak Moses Horn, potworność Zagłady, jej rozmiar dociera do mnie ze zdwojoną mocą. 

Jesteś moim bohaterem Steve. Dziękuję Ci bardzo za poświęcony czas i powrót do tych bolesnych wspomnień.


Text in english:


https://tiny.pl/9prsq




Tekst: Izabela Sekulska

iskabelamalecka@gmail.com



www.mayn.shtetele.mielec.pl



Dziękuję Julii Ziębie za przygotowanie pytań dla Steve' a w języku angielskim.

 

 

 

Więcej na temat obozu pracy w Mielcu:

https://maynshtetelemielec.blogspot.com/2021/09/wspomnienia-wieznia-obozu-pracy-w-mielcu.html

 

https://maynshtetelemielec.blogspot.com/2021/09/oboz-pracy-w-mielcu-projekt.html

 

Przypisy:

1  https://maynshtetelemielec.blogspot.com/2021/09/oboz-pracy-w-mielcu-projekt.html

2 wspomnienia Samuela Zylbersztajna, więźnia mieleckiego obozu, biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego nr 68/68.

tamże

4  tamże

5 tamże

dziennik Mosesa Horna, oryginał znajduje się w Muzeum Yad Vashem, więcej na temat historii Mosesa i jego rodziny https://maynshtetelemielec.blogspot.com/2021/06/sara-rachela-i-dawid-horn-historia.html

 

 


Mielec. Pomnik upamiętniający więżniów mieleckiego obozu pracy. 29 stycznia 2022 rok




 

 


 


                       Pozostałości  po ogrodzeniu mieleckiego obozu. 29 stycznia 2022 rok

 

 


Twarze mieleckiego sztetla: Leib (Leon) Salpeter. Syjonista, farmaceuta uratowany przez Oskara Schindlera

    Zdjęcie pochodzi z książki K. Zimmerer Kronika Zamordowanego Świata           Po wpisaniu w internetową wyszukiwarkę imienia i nazwiska ...