Archiwum bloga

sobota, 9 lipca 2022

Chaja Rosenblatt - dziewczyna ze sztetla nazwanego Wielkim

 

Pamięci Chai Rosenblatt (Heli Lewi), jej Męża Abrahama Rosenblatta, jej Rodziców Hindy i Chaima Garn, jej sióstr z mężami i dziećmi i wszystkich Żydów z Radomyśla Wielkiego, którzy stracili życie w wyniku zbrodniczych działań wojennych.




   Pierwsza strona wspomnień Chai Rosenblatt, przetłumaczona przez nią samą z języka jidysz na język polski w 1986 roku. Zbiory ŻIH.

 

„ W Szwecji dowiedziałam się, że moje dziecko, które urodziło się 5 stycznia 1944 roku w stajni Kokoszki w Dulczy Małej i podłożone pod oknem Balczyniuka, zostało przy życiu. Czy ja je kiedyś zobaczę? Czy ja dożyję tego szczęścia przytulić je do mego serca…” 1.

 

  Tak  zakończyła swoje wojenne wspomnienia,  radomyślanka  Chaja Rosenblatt z domu Garn. Do ich spisania, namówił ją tuż po wojnie, jej krewny z Nowego Jorku.

 Musiała powrócić pamięcią do tragicznych wydarzeń, które nam,  żyjącym w czasach pokoju, trudno dzisiaj sobie wyobrazić:

„ Postaram się obecnie zakomunikować, chociażby częściowo moje własne warunki przeżycia, od dnia ogólnej deportacji Radomyśla. Trudno sobie przypomnieć o wszystkim. Często nie mogę uwierzyć, że jestem tą, która przeszła przez te wszystkie perypetie. Dotychczas jeszcze nie znalazłam, dzięki komu zostałam przy życiu”  2.

Los  każdego ocalonego to gotowy scenariusz na film. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, jakby za ich przeżyciem  stała jakaś nadprzyrodzona siła. Tak często ocierali się o śmierć, takim cudem uchodzili cało…

Komu Chaja zawdzięcza życie? Mężowi, napotkanym na swojej drodze dobrym ludziom, możliwościom finansowym, a może jednak przede wszystkim sobie? Ona sama mówiła o tym tak:

„ Wyjątkowe szczęście mi dopisało, że wydostałam się z hitlerowskiego piekła” 3.

Tak, ciąg sprzyjających okoliczności na pewno dopomógł, ale nic nie stałoby się bez odwagi, determinacji, hartu ducha. Bez tego – Chaja bez wątpienia nie przeżyłaby. Może komuś kto pochodził z miasta zwanego Wielkim było to zapisane w genach?

 

Zanim jej losem zaczęła rządzić wojna, wiodła spokojne życie w małym galicyjskim sztetlu.

Przejeżdżając dzisiaj przez Radomyśl Wielki, niewielkie, senne miasteczko  położone między Tarnowem, a Mielcem, trudno sobie wyobrazić, że był to kiedyś znamienity żydowski ośrodek zwany stolicą Tory, mający swoją jesziwę, zaludniony Żydami, z żydowskim wiceburmistrzem i żydowskimi radnymi.

Dzisiaj o Izraelitach w Radomyślu  przypomina jedynie żydowski cmentarz, położony w lesie na obrzeżach.  Rzadko kto chyba dzisiaj go odwiedza. Zabrakło jego wieloletniego opiekuna, propagatora pamięci o radomyskich Żydach – Jana Ziobronia.

Kiedyś to senne  miasteczko wyglądało inaczej. Grojse Radomischle tak brzmiała nazwa miejscowości w języku jidysz. To właśnie tutaj odbywały się słynne galicyjskie targi, a pięć razy do roku,  jarmarki. To właśnie tutaj ojciec Chai, Chaim Leib był kupcem bławatnym, jak wcześniej jego ojciec. To w tym mieście mieszkali wielcy rabini. To tutaj urodził się ojciec słynnego amerykańskiego pisarza, męża Marlin Monroe, Artura Millera, Izydor.

 Radomyski Rynek był podzielony na dwie części: chrześcijańską (południowo-zachodnią) oraz żydowską (północno-wschodnią). W tej okolicy zlokalizowane były zarówno żydowskie domy i sklepy oraz instytucje religijne (synagoga, cheder, mykwa, dom rabina). Pod koniec XIX w. kilka nieruchomości zakupiła rodzina Gutwirthów. Do najzamożniejszych Żydów należeli wówczas także: Lejb Goriber, Chaim Gilberman i Aron Spatz

W 1933 roku radomyscy radni podpisali petycję do Ministra Spraw Wewnętrznych aby podniósł miasto do rangi gmin miejskich, pomimo braku wymaganej liczby 3 tys. mieszkańców. Motywowano swoją prośbę faktem, iż w archiwach znajdują się dokumenty poświadczające, że Radomyśl miał charakter i przywileje miasta, już w 1568 roku. Petycje podpisali  między innymi radni: Saul Bathell, Rubin Gross, Jakób Grin, Hersch Dorf, Hersch Goldinker, Mendel Honig (ojciec szwagra Chai – I.S.), Dawid Brand, Szymon Eisland, Gold Schulim, Moses Padawer 4 .

 Chaja urodziła się w 1921 roku, w Radomyślu Wielkim. Miasteczku, którego znaczną część mieszkańców stanowili Żydzi.

Jak wyglądało życie młodej dziewczyny w przededniu wojny? Co lubiła robić? Z kim się przyjaźniła?

„ Nie było antysemityzmu, Polaków było mało, ale relacje nie były złe. W szkole miałam kolegów, którzy nie byli Żydami, i często byłam do nich zapraszana. Być może lubili mnie zapraszać, ponieważ byłam najlepsza w klasie” 5 – opowiadała Chaja po wojnie, w wywiadzie dla Fundacji Shoah.

„ Ze mną do klasy chodziła chodziła Cerla, razem my siedziały. Jej matka miała cukiernię i ona mi cukierki przynosiła. To były przedobre ludzie. Nie robili Polakom krzywdy, Polacy im też nie6.

– wspomina Wanda Myszka, która w historii rodziny Rosenblattów odegra ważną rolę.

Obydwie panie nie mogły pamiętać, że po I wojnie światowej zdarzały się jednak w Radomyślu antyżydowskie rozruchy.

 

 Rodzice Chai posiadali sklep bławatny i kamienicę, mama Hinda, pomagała w prowadzeniu interesu, należeli zatem do zamożniejszych mieszkańców miasta. Chaja mogła się uczyć. Podobno rzeczywiście w szkole była najlepsza.  Jan Grabowski wspomina, że uderzyła go jej piękna, nieco archaizująca polszczyzna. Chaja powiedziała: Ależ proszę pana, przed wojną ukończyłam świetne liceum hebrajskie w Tarnowie. Uczęszczała zarówno do szkoły polskiej, jak i hebrajskiej. W latach trzydziestych jak wiele innych osób spośród radomyskiej młodzieży, wstąpiła do Ha - Szomer ha - Cair, czyli do syjonistycznego harcerstwa.




 

Wojna

 

 Kiedy wybuchła wojna miała zaledwie 18 lat. Najmłodsza z rodziny, bardzo dużej rodziny. W Paryżu przed wojną zamieszkały jej dwie siostry: Ella i Fanny. Tylko one przeżyły z ponad 20 – osobowej rodziny. Najstarsza siostra Chai, Rywka wraz z mężem i pięciorgiem dzieci zginęła w Bełżcu. Gitla wraz z mężem i dwójką dzieci wyjechała do Belgii, z której została deportowana. Zginęli.  Zginęła również Meszka, jej mąż, i synek, którzy ukrywali się w tarnowskim getcie. Róża z mężem i synkiem przebywała w getcie w Bochni. Również zginęli.

 Z przedwojennego zdjęcia patrzy na nas elegancka piętnastolatka o nieco zuchwałym, stanowczym spojrzeniu, z bukietem kwiatów w ręku. Stoi w otoczeniu rodziców i prawdopodobnie sióstr.  Wyróżnia się, ma na sobie jasną suknię i gustowne nakrycie głowy.  Obok niej stoi ojciec.  Ma to samo stanowcze spojrzenie, można nawet zaryzykować stwierdzenie, że nieco groźne. Wygląda jak prawdziwy pobożny Żyd, na głowie ma kapelusz, nosi długą brodę. Tę brodę w czasie wojny, kiedy to Niemcy będą obcinać brody radomyskim Żydom, będzie ratować Chaja za wiele metrów bławatnego materiału.  Jej ojciec, dzięki córce jest tym, któremu wolno było ją nosić najdłużej. Na szkolnym zdjęciu z 1936 roku Chaja patrzy śmiało w obiektyw i wyróżnia się wzrostem i fryzurą. Nie mogła wtedy przypuszczać, że wkrótce jej szczęśliwe życie zamieni się w piekło.





„ Zaznaczam z góry, że opis niniejszego stanowi zaledwie 25 % mego przeżycia. Obawiam się, że czytelnicy nie uwierzą w prawdomówność tego opowiadania, uważając, że przesadzam. Prawdą jest, że człowiek, który osobiście nie przeżył podobnej tragedii, nie jest w stanie jej sobie wyobrazić. Niestety,  historia jest tragiczna, ale prawdziwa”  7 .


 

W książce Andrzeja Stasiuka „Przewóz” znajduję zdanie : Wojna nie kończy się nigdy dla kogoś, kto ją widział.

Co widziała? Co przeżyła Chaja? Jak potem udało się jej żyć mając w pamięci te wydarzenia?  Jaka była? Jak bardzo zmieniły ją wojenne doświadczenia?




Z pierwszych okupacyjnych dni Chaja zapamiętała głównie strach, który panował w mieście i pusty, radomyski Rynek. Kiedy pojawił się w miasteczku pierwszy patrolujący żołnierz niemiecki, nikt nie odważył się wyjść z domu. Radomyślanie słyszą pogłoskę, że najlepiej będzie podjąć Niemców przy nakrytym stole, może wtedy uda się ich obłaskawić. Jakże pobożne były to życzenia…

W domu Chai również czeka suto zastawiony stół. Następnego dnia rano usłyszano pierwsze strzały. Tego dnia spalono przedmieścia Radomyśla.

Niemcy dobijają się do domu Garnów. Plądrują go.  Szukają mężczyzn, ale Chaja z wielką przytomnością umysłu, kilka chwil wcześniej, nakazuje ojcu położyć się do łóżka i nakryć brodę.  Zaprasza Niemców do stołu i gości ich jedzeniem i wódką.

W miasteczku rozpoczynają się prześladowania Żydów, które Chaja dokładnie odtwarza w swoich wspomnieniach. Wspomina też o ogromnej roli radomyskich Żydówek. Kiedy Niemcy gromadzą  żydowskich mężczyzn w kościele, bijąc ich i głodząc, kiedy wielu z nich umiera, kobiety postanawiają ocalić pozostałych przy życiu.  W tym celu zbierają ogromną sumę i przekupują porucznika garnizonu. Ten pozwala dostarczyć uwięzionym żywność, a kobietom udaje się wydostać ciała zmarłych.  Niestety żywi nadal trzymani są w kościele. Po sześciu dniach część z nich zostaje uwolniona, reszta zostaje wywieziona do nieznanego obozu pracy. Po jakimś czasie wracają do Radomyśla.

            W miasteczku nadal dzieją się okrutne rzeczy. Niemcy kradną, rabują, biją. Staruszkom obcinają brody. Wtedy Chaja ocala brodę ojca za 100 metrów bławatnego materiału. Zostaje nazwana „bohaterką miasta”.

            Żydzi zaczynają budować w swoich domach kryjówki.

„ Jak przedstawiała się kryjówka? Była to pewnego rodzaju piwnica, szeroka, głęboka, wykopana pod podłogą. Piwnica ta nie była wycementowana. Podłoga w tym miejscu nie była podparta żadnym dodatkowym rusztowaniem. Z tego też powodu jak się chodziło po wydrążonej części, słychać było trzeszczenie.  Aby zamaskować ten ogromny defekt, nakryliśmy to miejsce dywanem” 8 – wspomina Chaja.

Kiedy prześladowania Żydów nasilają się, rodzice Chai postanawiają wydać ją za mąż. Wybrankiem jest przystojny, inżynier chemik z fabryki kosmetyków w Tarnowie (urodzony w Oświęcimiu), Abraham Rosenblatt. Rytualny ślub odbywa się w domu rodzinnym panny młodej.

W nakręconym wiele lat po wojnie, przez jej wnuczkę Leilę Ferault – Levy filmie dokumentalnym dotyczącym losów rodziny (The shadows a family tale) Chaja mówi, że Abraham był najprzystojniejszym mężczyzną jakiego kiedykolwiek widziała. Był wysoki i szczupły. „ Nigdy nie myślałam, że poślubię tak przystojnego mężczyznę”. Zapytana jak się do niego zwracała, odpowiada, że „Romek”, że taki był polski odpowiednik imienia „Abraham”.

Zanim rozpocznie się ich gehenna, zanim zostaną zmuszeni do opuszczenia miasta, mieszkają w nim dwa lata. Żydzi ubożeją,  sukcesywnie zostają okradani, jak nie przez okupantów, to przez przez mieszkańców podradomyskich wsi, ale jak pisze Chaja, wkrótce przekonują się, że istnieją gorsze okrucieństwa niż kradzież dobra.

 

Kiedy w mieście pojawiają się esesmani, Chaja znowu zachowuje przytomność umysłu, ojcu każe się ukryć, uspokaja rozpaczającą na ulicy kobietę o nazwisku Fisch, na kolanach błaga esesmanów o litość dla zgromadzonych na Rynku mężczyzn, którym Niemcy każą sprzątać i którym ścinają brody. Udaje jej się wyswobodzić ojca swojego szwagra, przedwojennego radnego Mendla Honiga. Mieszkańcy miasta powoli przyzwyczajają się do takich „akcji”.

25 stycznia 1940 roku do Radomyśla przyjeżdża szef mieleckiego gestapo (przypuszczalnie Chai chodziło o Rudolfa Zimmermanna, cieszącego się ponurą sławą) wraz z członkami mieleckiego Judenratu. Delegacja ta przybywa saniami ciągniętymi przez czworo koni. Cel przybycia jest jeden – utworzenie radomyskiego Judenratu.  Rolą przewodniczącego mieleckiego Judenratu dra Józefa Finka było tworzenie takich rad w sąsiednich miejscowościach.  Przewodniczącym Judenratu w Radomyślu zostaje Jeremiasz Lejbowicz.

Coraz trudniej jest w Radomyślu o pracę, młodzież i żonaci mężczyźni zmuszeni są opuścić miasto. Powiększają tym samym rzeszę więźniów obozów pracy.  Żydzi nadal są prześladowani, chociaż Chaja wspomina ten okres jako dużo spokojniejszy niż w innych miastach, z których dochodzą bardzo niepokojące wieści – do Żydów strzela się na ulicach jak do dzikich zwierząt. Wspomina też prześladowania ze strony polskiej policji i mieszkańców   niemieckich kolonii spod Mielca.

„ Nie ryzykuje się śmierci z tylko z powodu nielegalnego handlu, ale po prostu na ulicy, nie popełniając nawet żadnego błędu, i to jedynie ponieważ urodzono się Żydem”  9.

 

Chaja pisze o częstych wizytach mieleckich gestapowców, które kończą się w mieście ofiarami.  Ofiarą pada między innymi młody komunista Chaskiel Eisland. Chaja próbuje go ratować, idzie do gestapowców z okupem i przedstawia się jako jego narzeczona,  jej rodzina prosi o wstawiennictwo burmistrza Piotra Kalitę, ale i to nie pomaga.  Wizyty mieleckiego gestapo Chaja wspomina jakby gestapowcom chodziło o myśliwskie wyprawy. Wpadają, upatrują ofiary, mordują i wracają do Mielca. Tak giną między innymi Wigdro Pinczowski, zostawiając żonę i 11 – ro dzieci i Pinkas Gross.

Cały Radomyśl zmienia się w cmentarz. O samym cmentarzu  Chaja pisze tak:

 „ Niestety nawet cmentarz nie pozostał. Nasz cmentarz zmienił się na uprawione pole ” 10.

Nadchodzi lipiec 1942 roku. W sąsiednim Mielcu od pięciu miesięcy nie ma już Żydów. Zostali deportowani z miasta 9 marca.  18 lipca do Radomyśla przybywa około 500 Niemców (SS i gestapo), okrążają miasto, ulice są pilnowane. Ucieczka z miasta wydaje się niemożliwa. Starcy i dzieci mają rozkaz zgromadzić się na Rynku.

„ Starszych i chorych załadowali jak bydło do wozów ciągniętych przez konie, które zostały z góry przygotowane do tego celu. Zawieziono ich bezpośrednio na żydowski cmentarz, gdzie na nich czekali już SS, aby ich zastrzelić i wrzucić ciała do okopów, świeżo wykopanych. Nieszczęśliwi dostali rozkaz kompletnie się rozebrać i ustawić w szeregu przed okopami. Przed każdą osobą znalazł się SS, który na rozkaz dowódcy strzelał prosto w twarz każdego z osobna. Wszystko było doskonale zorganizowane i funkcjonowało jak automat. Jak tylko padła strzała i osoba wpadała do okopu, ona została natychmiast zasypana ziemią. Nie zwracano uwagi czy ten człowiek został właściwie zabity.

Nie wyobrażajcie sobie, że słychać było krzyki, jęki lub płacz, słychać było tylko huk strzałów. Skazani na śmierć byli pogrążeni w milczącym strachu. W całej okolicy obawa tak mocno ciążyła, że nawet psy przyzwyczajały się do trzasków strzałów i przestawały szczekać” 11.

 

Chaja nie widzi tych wydarzeń, zna je z opowieści świadka.

 Wspominana już wcześniej Wanda Myszka, też zna ten dzień z opowieści koleżanki, która mieszkała w pobliżu. Wpadający do grobu Żydzi byli natychmiast zasypywani wapnem, aż się ziemia podnosiła na drugi dzień. Pani Wanda przypuszcza, że być może jeszcze żyli.

 

Pozostała ludność żydowska zostaje wywieziona do Dębicy. Stamtąd trafiają do obozów zagłady. Chaja wspominała, że ci, którzy ukrywali się u Polaków zostali z ich domów wypędzeni w dniu deportacji i ograbieni ze wszystkiego co posiadali.

Jedynie garstka ukrywa się w okolicznych wsiach. Nieliczni jeszcze wcześniej trafiają do obozów pracy. Radomyska społeczność żydowska przestaje istnieć.

 

„ Taka jest tragiczna historia zniknięcia Żydów z Radomyśla, która zaczęła się jesienią 1939 roku, kiedy Niemcy wkroczyli do miasta i zakończyła się w lipcu 1942 roku (19 lipca 1942 – I.S.) rzezią wielu setek Żydów na żydowskim cmentarzu w Radomyślu Wielkim” 12 – pisze Chaja.

 

Jak udało się jej przeżyć? Co działo się między 1942 a 1945 rokiem? Jakie trudne decyzje musieli podejmować młoda kobieta i jej mąż?

 

Największym dylematem młodych małżonków, kiedy podjęli ciężką decyzję o ucieczce z miasta, było to co zrobić ze starymi rodzicami, którzy już wcześniej zostali umieszczeni u znajomych chłopów  o nazwisku Szczurek. Wraz z nimi na strychu domu Szczurków ukrywało się i małżeństwo Rosenblattów. Ostrzeżeni przez swoich gospodarzy, którzy z niedzielnego kazania dowiedzieli się, że będzie kontrola wszystkich domów, postanawiają uciec do Dąbrowy Tarnowskiej.  Wyruszają nocą 23 sierpnia. Ojciec ma przepuklinę, co znacznie utrudnia mu możliwości poruszania się.  Nie znają dobrze drogi. Abraham prowadzi ojca Chai, momentami Chaja i mąż formują ze swoich dłoni krzesełko i niosą ojca. Docierają do Dąbrowy, ale tam dowiadują się, że w mieście trwa obława. Na ulicach już leży sporo trupów.  Decydują udać się do Tarnowa, do getta, to wymaga pomocy „przewoźnika”, którego trzeba opłacić. Ta usługa kosztuje 1000 zł. Chaja wspomina, że rodzice nie mogli zrobić kroku, „ ciągniemy ich jak drzewa”. Droga trwa kilkanaście godzin.  Pod drodze widzą kolumny samochodów zmierzające do Dąbrowy.

            Docierają do tarnowskiego getta, gdzie zasady zmieniają się nieustannie. Na przykład osoby, które przekroczyły 60 rok życia, nie mają prawa żyć w getcie. Rozpoczyna się gehenna ukrywania rodziców. Chaja pracuje w skonfiskowanej przez Niemców żydowskiej fabryce konfekcji, jej mąż w fabryce w Mościcach. Codziennie pokonuje 20 km pieszo. Wraca wyczerpany. Tłoczą się po kilkanaście osób w jednym pokoju.  Ale i Tarnów wkrótce dotykają akcje wysiedleńcze. Chaja i mąż na rozkaz muszą się stawić na placu w Tarnowie. Zostawiają samotnych rodziców w kryjówce. Muszą się przeprowadzić. Nocą wracają po rodziców, siostrę Chai i jej syna,  których ukrywają w piwnicy. Któregoś dnia po powrocie z pracy Chaja zastaje pustą piwnicę…

 

„ Mego stanu nie można było opisać. Dwuletni wysiłek, aby utrzymać przy życiu moich rodziców i moją siostrę z rodziną, jak długo sama będę przy życiu, nie posłużyło na nic… Przestałam się odżywiać, nie mogłam spać, przy tym sama jedna, mój mąż oddzielony ode mnie, co dla mnie teraz przedstawia życie”  13 .

 

Tymczasem  nadchodzi kolejny problem, dowiaduje się, że na Abrahama wydano wyrok za przekupienie niemieckiego inżyniera w fabryce, w której pracował. Uprzedzają go siostry i udaje mu się ukryć w piwnicy domu, w którym ukrywa się jego żona. Małżonkowie podejmują kolejną trudną decyzję – uciekają z tarnowskiego getta. I znowu wędrują przez pola i lasy. Przez jakiś czas ukrywają się u Józefa Szozika w Dulczy Małej.  Chronią się tam jednak niedługo, bo Józef boi się denuncjacji. Znowu muszą szukać schronienia.  Chaja i Abraham pukają do nieznajomych domów prosząc o pomoc.

 

„ Przykro było ogromnie, ponieważ zdarzały się przypadki, że wieśniacy dawali momentalny przytułek  Żydom, aby ich potem zadenuncjować. Drżeliśmy z zimna i obawy. Nikt nas nie chciał wpuścić” 14.

 

W końcu znajdują schronienie u starej wieśniaczki,  mieszkającej w chacie na skraju wsi.  Zostają umieszczeni na strychu stajni, gdzie jest jednak ogromnie zimno. Chaja jest tak wyczerpana, że myśli o zgłoszeniu się na najbliższy posterunek, ale mąż, jak pisze o nim Chaja – urodzony optymista, nie pozwala się jej poddać. Tworzy wizję przyszłości, budowy domu, założenia rodziny.

 

„ Jego słowa mnie ogrzały i wróciły mi zaufanie”  15.

 

Wieśniaczka pozwala im pozostać dłużej (okazuje się, że była klientką sklepu rodziców Chai), ale ma niestety sąsiadkę, która zauważa ich przez okno. Muszą opuścić kolejne miejsce ukrycia.

I znowu pukają do wielu drzwi. W końcu ktoś się lituje. Znajdują schronienie na dłuższy czas. Ale i tutaj są szantażowani przez sąsiadkę swojego gospodarza, która ich zauważyła i żąda pieniędzy.

Znowu muszą uciekać.

            Zapada decyzja, że spróbują dostać się do obozu w przedsiębiorstwie „ Baumer et Losch” w Mielcu. I tak przebywają kolejną kilkudziesięciokilometrową wędrówkę.  Tym razem muszą iść w dzień  z uwagi na obowiązującą godzinę policyjną. Przebierają się za mieszkanców wsi.

Najgroźniejsze było przejście przez Mielec. Mąż Chai miał bardzo semicki wygląd, a przecież w Mielcu od 1,5 roku już nie było Żydów.

 

„ Ja szłam na lewym trotuarze, mój mąż na prawym. Przeszliśmy obok biura pracy, biura gestapo i innych niemieckich budynków. Nagle widzę, że Niemiec w wojskowym mundurze, odwrócił się, obserwując mojego męża, który wydał się mu podejrzany. Serce moje biło coraz szybciej. Mój mąż się ukłonił, zdejmując kapelusz i dalej szedł naprzód…” 16

 

Za pokaźną łapówkę zostają umieszczeni w obozie  17 .

 

Dzisiaj wydaje się to nieprawdopodobne, ale w czasie wojny wielu spośród Żydów starało się o to, aby za protekcją zostać umieszczonym w obozie. Wbrew pozorom było to miejsce stosunkowo bezpieczne – nie trzeba było się ukrywać. To była jedna ze strategii przetrwania, ale jak każda, nie do końca jednak skuteczna, ponieważ zdarzało się, że Niemcy wykonywali egzekucje na nielegalnych więźniach obozu.

Chaja wspomina, że zostali bardzo dobrze przyjęci przez innych więźniów. Przygotowano im królewski posiłek: masło, ser, jajka i nawet owoce. Takich wiktuałów nie widzieli od czasu ucieczki z Radomyśla. Mieli również czyste posłania.

 

„ Słońce dla nas zaświeciło, ja sobie pomyślałam” 18 .

 

Ale „sielanka” się kończy, kiedy któregoś dnia odwiedza obóz gestapo z Mielca, a Abraham zostaje wywołany przez głośnik. Uciekają przez ogrodzenie z  drutu kolczastego. Biegną przez gęsty las, który w tym momencie jest wielkim wybawieniem.  Ale pada deszcz, robi się ciemno. Rankiem postanawiają powrócić w okolice obozu i dowiedzieć się co stało się z wywołanymi do apelu Żydami. Okazuje się, że wszystkie 13 osób zostaje rozstrzelane za „nielegalne” przebywanie w obozie (o 13 osobach pisze Chaja, Andrzej Krempa w Zagładzie Żydów Mieleckich pisze, że było to 12 osób – I.S.)  W tej egzekucji zginęli między innymi członkowie rodziny Stroch z Mielca. Matka Sara i jej dzieci : Sosia i Lazar. W latach 90 XX wieku na miejscu gdzie jest mogiła zbiorowa ( u zbiegu ulic Świerkowej i Wspólnej w Mielcu) córka Sary Rachela postawi pamiątkową macewę 19.

 

Są zrozpaczeni, głodni. Podejmują decyzję o wykopaniu sobie kryjówki w lesie. W tym celu w nocy kradną narzędzia, które znajdują w zamkniętych skrzyniach na terenie obozu firmy w której pracowali. Nie wiedzą jak wybudować kryjówkę, robią to instynktownie.  Szczęście posiadać dom pod ziemią… tak pisze o tym Chaja. Teraz tylko trzeba zaopatrzyć się w żywność. W pierwszych dniach pomaga im przyjaciel Chai, Ascheim, dentysta z Radomyśla. Chaja z powodu głodu i wilgoci zaczyna chorować. W najbliższej wiosce poszukują pożywienia. Jeden chłopów zgadza się sprzedawać im żywność. W ten sposób ukrywają się przez dwa miesiące, ale kobieta jest coraz bardziej chora. Postanawiają więc powrócić do Dulczy Małej do chłopa Adama Kokoszki, który wcześniej pomógł im przejść  przez Mielec. Znowu ruszają w trudną i bardzo niebezpieczną drogę. Kiedy docierają na miejsce, rodzina Kokoszków jest zachwycona (Adam  całuje ich na powitanie) – byli pewni, że Rosenblattowie nie żyją (słyszeli o wydarzeniach w obozie).

            Jest 1943 rok. Okazuje się, że złe samopoczucie Chai wynika z tego, że jest w ciąży.  Ludwika Kokoszkowa ocenia ciążę na 6 miesiąc.

 

„ Jakby nasz worek cierpień, nie był jeszcze pełny” 20 – odpowiada Chaja.

 

Trudno dziwić się młodej kobiecie od wielu miesięcy przemieszczającej się z jednej do drugiej kryjówki, czującej na sobie oddech śmierci, że tak właśnie zareagowała na wieści, które w czasie pokoju u większości ludzi wyzwalają poczucie szczęścia.

Ukrywanie się z niemowlakiem w czasie wojny, nie było możliwe.

Musieli jednak pogodzić się z takim stanem rzeczy i po raz kolejny znaleźć jakieś rozwiązanie.

Abraham pocieszał nawet żonę, że do porodu ma jeszcze trzy miesiące i z pewnością zanim urodzi, wojna się skończy.

Chaja martwi się kto pomoże jej przy porodzie, nie mogą przecież sprowadzić lekarza czy akuszerki. Tysiące pytań krąży jej po głowie, nie może z tego powodu spać.

Zapada decyzja, że będzie rodziła na strychu stajni, a w porodzie pomoże jej gospodyni, która sama sześciokrotnie rodziła bez pomocy akuszerki.

A co będzie z dzieckiem? Abraham wpada na pomysł, żeby podrzucić go pod dom któregoś z chłopów. Nie wiedzą jeszcze którego.

 

Nadchodzi dzień porodu. Chaja kładzie się na słomie, obok niej znajdują się dwie krowy, na jej głową domowe ptactwo wypuszczając na nią od czasu do czasu kał. To było brudne i małe pomieszczenie, gospodarze byli bardzo biednymi ludźmi.

 Chaja odczuwa ogromny ból, ale nie może krzyczeć. Cierpi przez 8 godzin, około północy 5 stycznia 1944 roku w stajni w Dulczy Małej rodzi się syn Rosenblattów.  Pępowinę starymi nożycami, przecina gospodyni.

Chaja natychmiast zaczyna gorączkować i stan jej zdrowia zdecydowanie się pogarsza. Nawet tak optymistyczny zwykle Abraham, traci nadzieję, że jego żona wyzdrowieje.

 

Po dwóch godzinach po porodzie, Abraham zabiera dziecko i wraz z Adamem Kokoszką udają się pod dom Józefa Balczeniuka zwanego we wsi Francuzem (z powodu tego, że wyjeżdżał do Francji, do pracy). To on zostaje przez Rosenblattów „wybrany”.  Abraham pozostawia dziecko na drewnie złożonym wokół domu.

Wybór Józefa Balczeniuka nie jest przypadkowy. Mężczyzna kilka miesięcy wcześniej stracił syna, Edzia, który zachorował na dyfterię i zmarł w listopadzie 1943 roku. Chaja i Abraham zapewne liczą na to, że zrozpaczeni rodzicie zajmą się noworodkiem, że uznają jego pojawienie się za znak z nieba. To były częste przypadki w czasie wojny. Żydzi podrzucali swoje nowonarodzone dzieci nieprzypadkowym rodzinom. Wybierali te bezdzietne, albo takie jak ta Balczeniuków. Podobnie było z maleńką siostrą Adama Merca, którego rodzina ukrywała się w Jadownikach Mokrych. Ojciec Adama podrzucił dziecko pod dom bezdzietnego małżeństwa, bardzo pobożnego, które uznało to za znak od Boga i przygarnęło dziewczynkę.

Rodzina Balczeniuków słyszy dochodzące z zewnątrz piski. Są pewni, że to koty. Szczepan, szwagier Balczeniuka przynosi dziecko, którym natychmiast zajmuje się żona gospodarza, przebierając go w ciuszki zmarłego synka.

Balczeniuk jest przekonany, że Bóg posłał mu dziecko na miejsce tego, które stracił. Opowiada o tym Adamowi Kokoszce.

 

Po wojnie Chaja dowiaduje się, że przez 6 dni policja prowadziła śledztwo na temat pojawienia się we wsi noworodka, przekonana, że to żydowskie dziecko. Po tych 6 dniach dziecko zostaje ochrzczone . Dostaje imię Stanisław, po chrzestnym, wójcie Dulczy Małej, Stanisławie Jaroszu,  a na nazwisko; Dulecki. Chrzestną matką zostaje  żona komendanta policji Stanisława Pielach, która na radomyskim cmentarzu przyglądała się egzekucji Żydów i kazała na nią patrzeć swojemu synowi.

 

            Chaja nadal bardzo źle się czuje, a sytuacja w domu ich gospodarzy robi się bardzo groźna. Młody syn Kokoszków dostaje wezwanie na przymusowe roboty do Niemiec. Ma tylko 15 lat, ojciec postanawia, że syn nie pojedzie, ale obawia się, że do gospodarstwa może przybyć policja, aby zabrać chłopca przemocą. Rosenblattowie  po raz kolejny muszą szukać nowego miejsca, jeśli chcą uniknąć śmierci.

Chaja ma wysoką temperaturę, ledwie utrzymuje się na nogach. Ponieważ wiedzą, że w Lasach Duleckich mieszka grupa Żydów, postanawiają do niej dołączyć. Kokoszka zawozi ich wozem na skraj lasu, do chaty, gdzie zostaje zaniesiona chora Chaja. Jej gospodarz każe im oczekiwać na grupę Żydów, którzy mają pojawić się u niego po chleb. Oni zdecydują co dalej.

 

Przybyli Żydzi  zabierają małżeństwo do swoich kryjówek. Niosą chorą Chaję na rękach. O 3 w nocy docierają na miejsce. W ten sposób Rosenbalttowie trafiają do słynnej grupy Amsterdama. Jest tutaj kilka osób z Radomyśla, między innymi Rywka Schenker, która po wojnie bardzo szczegółowo opisze ukrywanie się w Lasach Duleckich 21.

 

Lasy te rozciągały się od wschodniej granicy powiatu dąbrowskiego, kilka kilometrów na wschód od miejscowości Radgoszcz, i dalej na południe aż po Tarnów (dzisiaj nie jest to tak duży obszar).

W tych lasach już w 1942 roku pojawiły się grupy uciekinierów z  Dąbrowy Tarnowskiej, Radomyśla, Tarnowa, Mielca. Żydom udało się zbudować serie schronów i kryjówek, w której  przetrwali zimę 1943/1943 roku. Takie obozy zwane były „obozami rodzinnymi” i często budowane były na terenie Białorusi czy Ukrainy, w Polsce praktycznie nie były znane.

Dowodzenie grupą ukrywających się w Lasach Duleckich wzięli na siebie bracia Johanan i Abraham Amsterdamowie. Mieli oni spore doświadczenie ponieważ służyli w Wojsku Polskim przed wojną. Johanan sporządził listę „dziesięciorga przykazań leśnych”, zawierających instrukcje postępowania dla grup  będących pod jego opieką.

Ukrywający się w bunkrach zdobywali broń zazwyczaj kupując ją od chłopów, a także zdobywając w walkach z policją niemiecką.  Większe grupy dzielono na mniejsze, ponieważ obecność większej ilości ludzi w jednym miejscu niosła za sobą niebezpieczeństwo 22.

 

Tak ukrywanie się w Lasach Duleckich opisywała Rywka Schenker :

 

Ja określę ten schron: był bardzo szeroki; tam gdzie się spało, to było pełno słomy na wierzchu, były półki – tam się trzymało wszystkie rzeczy, był zrobiony komin i tam się gotowało, i siedzenia były duże, i ławki, i tak jadło, trzymało się talerz w rękach. Mieliśmy dość miejsca i kartofle. Jedna z nas gotowała, jedna myła naczynia.

Wtedy było bardzo zimno, śnieg padał, trzeba było być bardzo ostrożnym – każdy krok znać było. Jak wyszli na wieś na zakupy, to sobie zrobili takie nóżki jak ptaki mają. To było zrobione z drzewa, identyczne takie ślady zrobili jak ptaki chodzili. Nikt nie mógł sobie wyobrazić, że są ludzie w środku lasu. Cały dzień siedzieliśmy bardzo spokojnie, jeden czytał dużo, inni pisali dzienniki, niektóre wyszywały obrazy, każdy sobie urządził, żeby ten dzień przeszedł. Zawsze my żyliśmy nadzieją, że niedługo będzie po wojnie, ale to było tylko marzenie.  Zrobiły się ciężkie mrozy, nikt nie miał odpowiedniego ubrania, tośmy mało wyszli na pole. Mężczyźni byli bardziej odporne. Mieliśmy dużo kłopotu z wodą, bo nam zamarzała. Ta dolina była zrobiona 1 kilometr przed schronem i tak co dzień jeden z nas wyszedł po wodę” 23.

 


                                                                 Dekalog Amsterdama


Chaja i Abraham spędzili w Lasach Duleckich czas od stycznia do listopada 1944 roku. Chaja wspomina go jako bardzo ciężki. Stałym elementem codzienności był strach i głód. Okoliczni chłopi bali się sprzedawać im jedzenie, częstokroć zmuszeni byli kraść. Zdarzały się 10 kilometrowe wyprawy w nocy by ukraść worek ziemniaków.  Była to wtedy wielka radość dla ukrywających, kiedy wracali z łupem. Bardzo częste były obławy, ponieważ Niemcy wiedzieli, że w lesie ukrywają się Żydzi.

Rywka Schenker wspomina, że musieli ukrywać się nie tylko przed Niemcami. W lesie grasowały polskie bandy, szczególnie na niebezpieczeństwo narażone były kobiety, dochodziło do gwałtów:

 

„ Raz Mendel i Minka przyszli do domu i powiedzieli, że ten znajomy pan, co kupuje produkty spożywcze, to mu powiedział, że w lesie się chowają bandyci, że one są bardzo niebezpieczne, jeden się nazywa Lasota, inni Izek, Julek, Franek – że oni są dzikie na punkcie kobiet” 24.

 

Ryfka wspomina, że Mendel zaproponował by każda kobieta ubrała się w stare łachy, pomalowała twarz czarną kredką, tak aby wyglądała na bardzo starą.

 

11 listopada 1944 roku kończy się ukrywanie Chai i Abrahama w Lasach Duleckich. W tej samej obławie zostaje schwytana Rywka.

 

„ Parszywi Żydzi, na zewnątrz i to natychmiast” – taki zwrot w języku niemieckich zapamiętała Chaja.

Chaja chce wyjść pierwsza z kryjówki, ale zatrzymuje ją mąż, i wychodzi pierwszy. Przed kryjówką znajduje się masa uzbrojonych żołnierzy  Chaja nagle spostrzega, że Abrahama nie ma pomiędzy nimi. Słyszy krzyki „ zatrzymać się” , jedna, druga, trzecia salwa. Już wie, że strzelają do jej męża. Żołnierze meldują dowódcy, że zastrzelili mężczyznę, który chciał uciekać.

 

Dlaczego uciekał? Czy zadziałał instynkt? Czy może chciał odwrócić uwagę od reszty Żydów licząc na to, że jakoś wyswobodzą się z rąk Niemców? A może po prostu było to jak najbardziej świadome „pójście na śmierć”? Może był zniechęcony, zmęczony, zrezygnowany z powodu ciągłego ukrywania się, strachu nie tylko o siebie, ale i o żonę, głodu…

 

Chaja lamentując biegnie do swojego zmarłego męża, całuje jego wargi, Niemcy odpychają ją od ciała ze złością.

Każą któremuś ze złapanych Żydów zdjąć ubranie z Abrahama, przenoszą ciało na drugą stronę drogi i nagie  wrzucają do wykopu, zagrzebując go ziemią. Chaja prosi by ją też zabito, ale na tę prośbę Niemcy odpowiadają  silnym uderzeniem kolbą karabinu.

 

To w tamtym momencie została zerwana ostatnia nić łącząca Chaję z dawnym przedwojennym światem. Nic już w jej życiu nie będzie takie samo, chociaż będzie próbowała dalej żyć.

 

„ Ciągnęli mnie, żeby dalej iść, mimo moich okropnych bólów. Stałam się nagle obojętna na wszystko, niech ze mną zrobią, co im się podoba. Życie przestało mnie interesować…” 25.

 

W rozmowie ze swoją wnuczką, ze wspomnianego filmu dokumentalnego mówi, że nic ją z Polską nie łączy, że nie ma już jej rodziców. Nie ma w Polsce nic do czego mogłabym wrócić…

Abraham był jej opoką, był jej wsparciem, był jej nadzieją na przyszłość.

Co teraz?

 

Niemcy prowadzą pojmanych pieszo z Dulczy do Dąbrowy. Zostają osadzeni w więzieniu. Chaja jest przekonana, że zostaną rozstrzelani. Trzeciego dnia ku jej zdumieniu zostają zaprowadzeni na dworzec i zawiezieni pociągiem do Tarnowa, na gestapo. Tutaj Chaja jest przesłuchiwana (uważani byli za partyzantów) i bita. Gorsze cierpienie dotyka ją jednak w krakowskim więzieniu na Montelupich. Przebywa tam w tym samym czasie co Zuzanna Ginczanka, zapytana jednak przez Jana Grabowskiego, czy ją pamięta, nie potrafi sobie przypomnieć. Przebywa w więzieniu przez 6 dni.

 

Tymczasem w Dulczy Małej żyje jej syn. Chaja nie może wiedzieć czy udało się dziecku przeżyć, nie ma takich wiadomości. Dowie się o tym dopiero po wojnie.

Traktowany jest przez Balczeniuków jak rodzony syn. Nazywają go nawet nie imieniem nadanym przy chrzcie, a „Edward”. Tak miał na imię ich zmarły syn.

Wkrótce Balczeniukowie zostają wysiedleni z Dulczy. Podczas tego wysiedlenia umiera żona Józefa, i rolę opiekunki, jak powie o sobie wiele lat później, „matki” przejmuje 15 letnia Wanda.

Wanda Myszka (z domu Balczeniuk) wspomina:

 

„ Jakiem umiała, takem robiła, my mieli dwie krowy, jedną ojciec sprzedał i kupił mamie trumnę. Tą drugą ja doiłam, a Edzio stał z kubeczkiem i prosto od krowy pił” 26 .

 

Po latach dorosły już Edward będzie nazywał Wandę „mleczną siostrą”.

Wanda wspomina Edzia jako miłego, grzecznego chłopczyka. Wszyscy go bardzo kochali.

 

 

A Chaja?

Chaja trafia do obozu w Płaszowie. Tam czeka już na więźniów kompania SS. 66 osób zostaje ustawionych w szeregu. Odbywa się selekcja. 12 osób zostaje wybrane z szeregu, wśród nich jest Chaja. Reszta osób zostaje załadowana do ciężarówek i zabrana na wzgórze.

 

„ Po upływie dwóch godzin doszło do naszych uszu trzaskanie salw, jedna po drugiej, po czym można było spostrzec ogromne ognisko, już palono jeszcze ciepłe ciała” 27.

 

 

Giną Radomyślanie: Herschel Grun i jego 8 letni syn, Idel Amsterdam, Shmuz i jego wnuczek z Mielca, jedna z kuzynek Chai z Krakowa z jej córką i wnukiem, para o nazwisku Spatz z Dulczy Wielkiej.

Chaja, żona rytualnego rzeźnika i Rywka Schenker – to trójka z Radomyśla. Uważani są za szczęściarzy… wszystkich innych zastrzelono na pagórku w grudniu 1944 roku.

 

W Płaszowie Chaja ciężko pracuje przez trzy tygodnie. Ma nadzieję, że wkrótce nadejdzie śmierć. Marzy jej się śmierć naturalna.

W styczniu 1945 roku z uwagi na zbliżający się front, Niemcy likwidują płaszowski obóz.

18 stycznia Chaja opuszcza więc Płaszów. Idzie w potwornym marszu przez Oświęcim, Bielsko aż do Bergen – Belsen.

Trwa to 14 dni…

Tylko 40 procent tych, którzy wyruszyli w tę wędrówkę dociera do Bergen – Belsen.

Chaja wspomina o na wpół martwych ludziach, poruszających się boso po śniegu, ze spuchniętymi nogami:

 

„ Aktualnie nie mogę zrozumieć, jak myśmy mogli wytrzymać…”  28.

 

W Bergen Belsen czekały na nich straszne warunki, o jedzenie trzeba było walczyć (dosłownie). Chaja pisze, że aby dostać trochę zupy z brukwi trzeba było stoczyć bój z Rosjankami, które były  w zdecydowanie lepszej formie. Posłania pełne są wszy.

Chaja nie nazywa tego życiem, nazywa pobyt w Bergen – Belsen agonią.

 

W maju 1945 roku Anglicy wyzwalają obóz. Chaja ma tyfus, jest blisko śmierci.

Ale i tym razem… ucieka jej.

Chaja znaczy „ życie”, „żyjąca”.  Imię  zapewne otrzymała po ojcu, bo to żeński odpowiednik Chaima.

  

Tak kończy się jej wojenna historia. Tylko czy naprawdę kończy?

Jedzie na rekonwalescencję do Szwecji, a wkrótce będzie musiała stoczyć bój o syna.

I czy jeśli ma w pamięci swoje przeżycia, może powiedzieć „ wojna się skończyła”? Czy kończy się kiedykolwiek w głowie tego, który ją widział? Zdaje się, że na to pytanie odpowiedział cytowany wcześniej Andrzej Stasiuk.

Nie. Nie ma takiej możliwości.

 

 

 

Po wojnie

 

„ W Szwecji dowiedziałam się, że moje dziecko, które urodziło się 5 stycznia 1944 roku w stajni Kokoszki w Dulczy Małej i podłożone pod oknem Balczyniuka, zostało przy życiu. Czy ja je kiedyś zobaczę? Czy ja dożyję tego szczęścia przytulić je do mego serca…”

 

Mały Edzio jest jednym z wielu żydowskich dzieci (półsierot czy sierot), których los nie oszczędzał w czasie wojny, ale i po wojnie. Wiele z nich trafia do żydowskich domów dziecka, gdzie warunki po wojnie są fatalne, wiele przebywa w polskich domach i doznaje wielu krzywd, ale są też takie, które są kochane przez polskich rodziców. O wiele  z tych dzieci toczą się sądowe batalie. Wiele z płaczem i w rozpaczy odrywanych jest od swoich polskich rodzin. Nie znają swoich żydowskich matek czy ojców, albo krewnych, nie czują się Żydami. Część z nich jest nawet wychowywana w antysemickiej atmosferze.

O takich dzieciach i o procederze ich odzyskiwania, wiele lat po wojnie napisze Anna Bikont.

W 2022 roku ukaże się jej książka pt Cena. W poszukiwaniu żydowskich dzieci po wojnie.

Edziu Rosenblatt stanie się jednym z jej bohaterów.

            Kiedy tylko w powojennej Polsce zaczęła funkcjonować poczta, Chaja kontaktuje się z Józefem Balczeniukiem. Chce odzyskać swoje dziecko. Balczeniuk, który nie chce rozstawać się z dzieckiem, proponuje Chai małżeństwo. Kobieta odmawia.

Chaja nie ma więc wyboru; wchodzi w kontakt z biurem naczelnego Rabina Polski Dawida Kahanego. Biuro Rabina zajmuje się między innymi odzyskiwaniem żydowskich dzieci.

Na jego polecenie kapitan Jeszajahu Drucker negocjuje warunki odzyskiwania dzieci. Jak trudna organizacyjnie i etycznie była to misja, można zrozumieć po przeczytaniu książki Anny Bikont. Po tej lekturze zostaje się z wieloma pytaniami w głowie…

Bo z jednej strony rodzic czy krewny ma prawo do wychowywania  dziecka, a z drugiej strony są przecież rodzice niebiologiczni. Nie we wszystkich przypadkach tak było, ale bardzo często pojawia się między nimi, a dzieckiem miłość, więź, wspólne doświadczenia.

Kto ma decydować? Jaka decyzja będzie najlepsza? W tym przypadku prawie zawsze ktoś zostawał z cierpieniem i wiązało się to z dramatami wielu osób.

Edzio kiedy w końcu poznaje swoją rodzoną mamę (a ma wtedy 4 lata ), mówi, że nie chce tej mamy, że chce mamę blondynkę (ma tu na myśli Wandę, córkę Balczeniuka).

Wanda wspomina, że jej tata nie chciał oddać Edzia. Płakał.

Rabin Kahan uważa, że rodziny, które wychowywały żydowskie dzieci powinny zostać wynagrodzone za ryzyko, które temu towarzyszyło, za trud wychowania, za poniesione koszty.

Józef Balczeniuk stawia więc warunek: odda Edzia za 2000 dolarów. Chaja jednak nie ma pieniędzy. Zwraca się o pomoc do społeczności żydowskiej w Mielcu. Jeden z ocalałych Żydów chce sprzedać trochę swojej ziemi. Ustalono, że Chaja zapłaci Balczeniukowi za syna kupując mu ziemię.  Wówczas publikuje swoje wspomnienia w nowojorskiej gazecie „Der Tog”. W artykule znajduje się jej apel o pomoc w zbiórce pieniędzy. Udaje się, amerykańscy Żydzi wpłacają potrzebną kwotę.

Można tutaj postawić kolejne pytanie: jak to było z tą miłością Balczeniuków do Edzia, skoro  chłopiec oddany jest za pieniądze.

Nie znając całego kontekstu sytuacji, można byłoby ocenić postawę Józefa jednoznacznie negatywnie.  Ta historia ma jednak wiele odcieni, i wiele zaskakujących zwrotów akcji.

W jednej ze scen przywoływanego filmu dokumentalnego, Wanda Myszka z ogromną radością i czułością wita się z Edwardem, dojrzałym już mężczyzną. Opowiada jak go wychowywała, jak nie mogli pogodzić się z jego wyjazdem i jak jej tata do końca życia miał jeszcze nadzieję, że zobaczy Edzia.

W powojennym liście skierowanym do Chai, Balczeniuk żali się nie tylko na fakt, że za pole, które otrzymał musiał wpłacić podatek do urzędu skarbowego, ale przede wszystkim na to, że minął rok jak oddał Edzia, a nie ma żadnych wiadomości, nie wie co u niego. Prosi też o przesłanie zdjęcia. Sam Edward opowiada, że Wanda zawsze podkreślała, że ojciec nie chciał pieniędzy, że nie chciał go oddać, był bardzo smutny z tego powodu i że zawsze oczekiwał, że powróci.

Zastanawiam się, czy być mogło być tak, że Balczeniukowi wydawało się, że żądając dużej kwoty, zniechęci matkę chłopca? Wiedział przecież, ze kobieta, która ocalała z Holokaustu i straciła całą rodzinę; nie ma pieniędzy.

 

            W lipcu 1946 roku Chaja wychodzi ponownie za mąż i staje się Helą Lewi. Jej mężem zostaje polski Żyd, który wiele lat przed wojną wyjechał do Francji; Ilja Lewi.

Edward wspomina go jako miłego człowieka, ale ponurego i zamkniętego w sobie. Przez długie lata będzie myślał, że to Lewi jest jego ojcem.

 

W grudniu 1946 roku wkracza na arenę kapitan Drucker. Balczeniuk nadal nie chce oddać chłopca. Drucker zjawia się na posterunku policji w Radomyślu ubrany w mundur przypominający mundur oficera UB. Ma ze sobą 2,5 tysiąca dolarów ze zbiórki.

Józef pomimo leżących na stole pieniędzy, nie chce oddać Edzia. Zastraszony przez Komendanta policji, oddaje jednak chłopca.

Drucker opisywał po latach to wydarzenie jako porwanie. Chłopiec nie chciał odejść z kapitanem. Pozwolił się wziąć na ręce, dopiero wtedy kiedy Ducker założył mu na rękę zegarek.

Do Krakowa jadą samochodem. Edzio, wówczas trzyletni, pyta kapitana czy ma strzelbę. „ Po co ci strzelba?” – pyta Drucker. Chłopiec chce strzelać do Żydów.

Pierwsze co się nasuwa, to to, że być może był wychowywany w antysemickiej atmosferze, ale może po prostu tak bał się oderwania od swojej polskiej rodziny, że Żyd był dla niego równoznaczny z wielkim zagrożeniem? Może słyszał jakieś rozmowy dorosłych kiedy toczyła się walka o niego?

Następne dwa miesiące Edziu spędza w żydowskim domu dziecka w Zabrzu. Zachowała się fotografia z tego okresu. Dość łatwo go zidentyfikować. Jest na niej najmłodszym dzieckiem i siedzi na kolanach Druckera. Mały, ciemnowłosy chłopczyk o okrągłej twarzy.




Z Zabrza Edzio jedzie w końcu do Paryża, gdzie przebywa jego matka. Nie zobaczy jej jednak jeszcze przez cały długi rok.

„ Matka nie miała odwagi – uważa Edouard – Cała sytuacja napawała ją strachem. Przez wiele lat miałem żal do niej, że nie przyjechała po mnie do Polski. Dopiero dużo później dowiedziałem się, że była sekretarką w żydowskiej gazecie w Paryżu. Tam powiedziano jej: tylko nie jedź do Polski, Żydzi są nadal w Polsce zabijani” 29.

 

Edzio trafia do żydowskiego domu dziecka pod Paryżem, skąd zabiera go siostra Chai, Ella. Potem przez jakiś czas zamieszkuje u drugiej ciotki, Fanny.  Córka Elli wspomina Edzia jako małego chłopca, który lubił  bawić się w wojnę.

Po roku dziecko nareszcie zamieszkuje ze swoją rodzoną matką, która w tym czasie rodzi kolejne dziecko.



                                        Chaja (Hela) z synem w Paryżu

Balczeniuk kilkakrotnie pisze do Chai, bo tęskni za chłopcem. Ona jednak nie odpisuje, chce o wszystkim zapomnieć.

„Tata tęsknił za Edziem, często o nim wspominał. Jak już był bardzo chory, mówił, że chciałby go zobaczyć przed śmiercią” – wspomina córka Józefa, Anastazja 30.

 

Chaja cały czas utrzymuje, że Lewi jest ojcem Edwarda. Nie zmienia mu jednak nazwiska, Edward nosi nazwisko swojego prawdziwego ojca – Rosenblatt.

 Pyta matkę co to znaczy? Ta odpowiada, że miała z mężem tylko ślub rytualny, nie zarejestrowali się w urzędzie, stąd Edward nosi jej panieńskie nazwisko.

Z jakiego powodu Chaja ukrywała przed swoim synem prawdę? Czy chciała oszczędzić mu bólu i cierpienia? Czy chciała go ochronić przed wstrząsającymi wspomnieniami o przeżyciach swoich i jego ojca?  Przypuszczalnie tak.

Edward Ilie nazywa tatą i tak go traktuje. Nie podejrzewa, że prawda może być inna.

Ma 12 lat kiedy znajduje dokument w którym jest napisane: „ Hela Garn, wdowa po Abrahamie Rosenblatt”. Nie mówi jednak nikomu o tym, że odkrył prawdę.

Przyznaje się do tego dopiero wtedy kiedy ma 17 lat.

Edward jest podobny do ojca, tylko niższy, tak mówi w dokumencie nakręconym przez swoją wnuczkę, Chaja.

Kiedy Edward ma 38 lat, poznaje znajomego matki, który znał jego ojca. „ Jakbym widział Abrahama” – mówi mężczyzna 31.

Chaja jest zaborcza, surowa. Jej dzieci nie mogą sobie przypomnieć by brała je w ramiona.

Stosuje szantaż emocjonalny kiedy w życiu jej syna pojawiają się dziewczyny. Jej córka mówi też o tym, ze robiła wszystko aby dzieci nie wyprowadziły się z domu.

Edward zostaje psychiatrą, później psychoterapeutą. Jak bardzo wiąże się to z wojennymi losami jego rodziców, i jego samego? Jak bardzo te losy zdeterminowały jego życie?

Kiedy oglądam film, z ekranu patrzy na mnie skupiony, spokojny człowiek. Obserwuje świat i rozmówców z ciekawością, jakby z każdego słowa i gestu chciał wyczytać jak najwięcej.  Jakby nie chciał tracić ani chwili.

Chaja nigdy nie przyjeżdża do Polski.

„ Reakcją psychologiczną na to, co przeżyła moja matka, był stan ogólnej paranoi. Świat jawił się jej jako miejsce wrogie – uważa . – Twierdziła, że Polacy byli dla Żydów straszni. Ale nigdy nie słyszałem, żeby ona, która zawsze mówiła źle o innych – rodzinie, sąsiadach, Polakach – mówiła źle o Niemcach. Przeciwnie słyszałem, że oficer dowodzący żołnierzami, którzy zastrzelili ojca, był kimś porządnym, sympatycznym. Ja nigdy nie podzielałem jej złych uczuć wobec Polaków”. 31

To bardzo częste. Ocalali Żydzi, nie mowią źle o Niemcach, ale mówią bardzo źle o Polakach. 

To nas, Polaków bardzo dziwi, niektórych nawet bardzo oburza.

Myślałam  o tym i podzielam jedną z wyczytanych opinii. Nie pamiętam gdzie, nie pamiętam czyją. Na pewno ocalałego Żyda, czy ocalałej Żydówki. Żydzi po Niemcach spodziewali się wszystkiego. Spodziewali się najgorszego. Niemcy byli wrogami, to oni wydali wyrok. Polacy byli sąsiadami, współrodakami, po nich Żydzi spodziewali się zapewne wsparcia, pomocy, współczucia. Często tego nie otrzymywali, wręcz przeciwnie, byli przez Polaków grabieni, denuncjowani, a nawet mordowani.

Mielczanka, Helena Honing, ocalała z Holokaustu, wspomina jak po wojnie, po powrocie do Mielca, jej nauczycielka, której była ulubioną uczennicą, na ulicy odwróciła na jej widok głowę.

Czy krzywda wyrządzona od bliskiego nie dotyka nas o wiele bardziej? 


 

Jak bardzo zmieniły Chaję wojenne przeżycia? Jak to możliwe, że dziewczyna, która ratowała brodę ojca, która błagała Niemców o litość dla swoich rodaków, którą nazywano "bohaterką miasta" stała się potem surowa, bardzo krytyczna?

W przywoływanych już wspomnieniach Rywki Schenker; kilkakrotnie pojawiają się rozważania na temat tego, jak bardzo  zmienia człowieka wojna, jak bardzo staje się egoistyczny. Po raz pierwszy czytając wspomnienia wojenne, spotkałam się z tym, aby autor tak wielokrotnie podkreślał ten fakt. To mi daje dużo do myślenia w kontekście Chai.

Holokaust pozbawił ją nie tylko rodziny, najprawdopodobniej zmienił ją bardzo osobowościowo. Wojenne przeżycia, trauma, którą przeszła, sprawiała, że nie potrafiła być czuła, łagodna. Zmienił absolutnie wszystko. Jej córka wspomina, że matka bardzo źle sypiała. Wierzę jednak, że bardzo kochała swoje dzieci, i za wszelką cenę, po swojemu próbowała je chronić.

 

Edward na statku płynącym do Izraela, poznaje Sonię Gross. Też jest dzieckiem polskiej Żydówki, która przeżyła obóz. Pobierają się. Rodzi się im syn Vincent, dzisiaj znany fotograf.

 

Dzięki opowieściom znajomego matki, Izraela Kleina, który znał Abrahama, Polska nagle z groźnego miejsca, staje się dla Edwarda miejscem pięknym i pociągającym.

            Przyjeżdża do Polski po raz pierwszy w 1983 roku. Chce zobaczyć Polskę, chce poznać ludzi, którzy go ukrywali, chce dowiedzieć się czegoś więcej o ojcu. Płacze kiedy przekracza polską granicę. W dowodzie ma napisane: urodzony w Dulczy.

Kiedy odnajduje rodzinę Józefa, wszyscy płaczą. Józef niestety już nie żyje.

Edward porównuje ten dzień do dnia narodzin swoich dzieci. Mówi, że poczuł się tak dobrze, jak nigdy wcześniej. Poczuł, że to jego miejsce na ziemi.

Spotyka się z ludźmi, którzy pomagali jego rodzicom.

W 1990 roku na radomyskim cmentarzu żydowskim stawia cenotaf – nagrobną płytę poświęconą ojcu. Inskrypcje są w czterech językach: polskim, jidysz, hebrajskim i francuskim.





                   " Niedaleko stąd, w lesie koło Dulczy, w mroczny dzień 11-go listopada 1944 roku,

                      zabity i do razu pochowany został Abraham Rosenblatt syn Mojżesza,

                                    urodzony w Oświęcimiu 25.7.1914 roku

                                    Niech imię jego nie będzie zapomniane

                                    Jego syn Edward Stanisław 1990".


Chaja nie chce przyjechać na tę uroczystość. Jej wnuczka wspomina jednak, że kiedy pokazuje jej fragmenty filmu z odsłonięcia macewy, Chaja płacze.

„ Według babci wszyscy Polacy to antysemici – opowiada Vincent, syn Edouarda. – Było w tym coś ambiwalentnego, bo ona przecież była Polką. Ostatecznie jej sposób myślenia nie był bardzo odmienny od rozumowania polskich chłopów. Miała niemal tę samą wizję świata, bardzo lokalną, prowincjonalną. Próbowała zahamować nasz „apetyt na Polskę”, ale jej się nie udało” 32.

 

Edward  od pierwszej wizyty, był w Polsce osiem lub dziewięć razy. Zostawia jeszcze jeden ślad na radomyskiej ziemi. Na grobie swojego przybranego ojca umieszcza tablicę z podziękowaniem:

„ Ku pamięci Józefa Balczeniuka i jego całej rodziny z wyrazami głębokiej wdzięczności pamiętający Edzio Stanisław Rosenblatt”.

 

 

Czy mamy prawo oceniać etyczność czy nietetyczność transakcji jaka odbyła się między Józefem, a Chają? Czy wolno nam to robić, mając do dyspozycji jedynie suche fakty, a w dodatku z perspektywy kilkudziesięciu lat i czasu pokoju? Moim zdaniem, nie.

Na te pytania powinny odpowiedzieć sobie rodziny Balczeniuków i Rosenblattów.

Chociaż wydaje mi się, że fundując tablicę z podziękowaniem dla Józefa i jego rodziny, Edward już odpowiedział na to pytanie.

„ Nie mogę się powstrzymać, gdy pojawia się temat ziemi ojczystej, tych ludzi, języka polskiego. W rzeczywistości to jest coś, co miało na mnie największy wpływ. Gdy wróciłem do Polski, poczułem wreszcie, że jestem w domu. Moje życie zatoczyło krąg” 33.

 

 

Chaja umiera w 2013 roku.

Edward do dzisiaj mieszka w Paryżu.

Jego syn Vincent mieszka w Brazylii, swoją pierwszą wystawę miał w Polsce. Mówi po polsku.

Na cmentarzu żydowskim w Radomyślu Wielkim wciąż stoi macewa poświęcona pamięci Abrahama Rosenblatta, a w Rynku dom, w którym mieszkała jego żona, Chaja.

 

Tekst: Izabela Sekulska

iskabelamalecka@gmail.com

" Postanowiłam właśnie przetłumaczyć z żydowskiego, w którym się  wowczas wyraziłam, dla przyszłego naszego pokolenia, aby pamięć nie znikła, w jaki sposób ich rodziny zginęły".

Chaja Rosenblatt (Hela Lewi), 1986 archiwum ŻIH, 302/318

 


Zdjęcia pochodzą z książki Jana Grabowskiego, książki Włodka Gąsiewskiego, opracowania Dalej jest noc i ze zbiorów własnych.

Przypisy:

1 Grabowski Jan redakcja naukowa i wstęp, Szczęście posiadać dom pod ziemią… Losy kobiet ocalałych z Zagłady w okolicach Dąbrowy Tarnowskiej, Stowarzyszenie Centrum Badań  nad  Zagładą Żydów, Warszawa 2016

2 tamże

3 tamże

4  htttp://naszemiasto.radomyslwielki.org.pl

5 Monika Góra, O Żydzie, który urodził się w stajni jak Jezus, 24.12.2018, Gazeta Wyborcza, Magazyn Duży Format

6 tamże

  Grabowski Jan redakcja naukowa i wstęp, Szczęście posiadać dom pod ziemią… Losy kobiet ocalałych z Zagłady w okolicach Dąbrowy Tarnowskiej, Stowarzyszenie Centrum Badań  nad  Zagładą Żydów, Warszawa 2016


8 tamże

9 tamże

10 tamże

11 tamże

12 tamże

13 tamże

14 tamże

15 tamże

16 tamże

17 obóz firmy Baumer und Losch na Czekaju -  na terenie wojskowego obozu Lager Mielec swoją siedzibę miała firma Baumer an Losch działająca na terenie pologinu w latach 1940 – 1944. Firma zajmowała się budową dróg na terenie poligonu oraz budową kolejki wąskotorowej na Czekaju, więcej na temat obozu można przeczytać w książce Andrzeja Krempy Zagłada Żydów Mieleckich.

18 Grabowski Jan, Szczęście...

19 " Egzekucją kierowali szef mieleckiego gestapo Thormayer oraz Rudolf Zimmermann. Wielu ukrywających się Żydów w okolicy dobrowolnie przychodziło do obozu, ponieważ nie miało już możności dalszego ukrywania się. Większość ze zgłaszających się była rozstrzeliwana przez mieleckich gestapowców. Dla przykładu, wiosna lub latem 1943 r. gestapowcy rozstrzelali około 12 Żydów, którzy dobrowolnie zgłosili się do obozu. W grupie tej były kobiety oraz troje dzieci. Do obozu przyjechali wtedy Thormayer, Glamman, Friedrich i Zimmermann i zażądali listy Żydów, którzy nielegalnie znajdowali się w obozie. Żyd o nazwisku Rosenblatt, który po tym postępowaniu nie spodziewał się niczego dobrego, natychmiast po tej informacji uciekł razem z żoną przez niskie ogrodzenie do lasu . Inni wywołani Żydzi zgromadzili się na placu obozowym i dowiedzieli się, że będą rozstrzelani. Wtedy Żydzi, którzy byli na liście do rozstrzelania, wysłali zaufanego Żyda Bergera do starszego obozu Kapłana, aby on poszedł do Thormayera i prosił go o darowanie życia. 

I rzeczywiście Kapłanowi udało się „wytargować”, aby z 20 osób do rozstrzelania pozostało tylko 12. W czasie procesu Thormayera udało się ustalić, że w tej grupie skazanych na śmierć byli: małżeństwo Moses Nord, Sara Stroch (siostra wspomnianego Bergera) z córką i synem, małżeństwo Ebenholz (rytualny rzeźnik z Radomyśla), kobieta Ackermann. Cała grupa została zabrana do Lasku Berdechowskiego, gdzie musieli się rozebrać, głowy schylić między nogi i strzałem w potylice zostali zastrzeleni przez Zimmermanna i Thormayera. Glamman, który był obecny przy tej egzekucji, bardzo energicznie próbował przekonywać Thormayera, aby i on mógł rozstrzeliwać skazanych. W końcu pozwolono mu strzelać do jednego ze skazanych, ale tylko go zranił i wtedy ten skazany został dobity przez jednego z członków straży zakładowej". Zagłada Żydów Mieleckich Andrzej Krempa

 

 20 Grabowski Jan, Szczęście posiadać dom pod ziemią…

21  Wspomnienia Rywki Schenker są częścią opracowania pod redakcją Jana Grabowskiego „Szczęście posiadać dom pod ziemią”. Rywka była rówieśniczką Chai, urodziła się w Krakowie, ale rodzina dość szybko przeniosła się do Radomyśla, gdzie Rywka się wychowywała. Po wybuchu wojny dość szybko przeniosła się z rodziną do Dąbrowy Tarnowskiej, a potem ukrywała się Lasach Duleckich, gdzie ukrywała się dwa lata. Została schwytana w listopadzie 1944 roku, w tej samej akcji co Chaja, przebywała w obozie w Płaszowie, przeszła męczeński szlak przez Auschwitz do Ravensbruck. Jej wspomnienia poświęcone są w dużych fragmentach ukrywaniu się wraz z Grupą Amsterdama.

22  Więcej na temat Grupy Amsterdama można przeczytać w opracowaniu Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski, tom II Powiat Dębica, autor: Tomasz Frydel, Stowarzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Żydów, Warszawa 2008

23 Grabowski Jan, Szczęście posiadać dom pod ziemią… Wspomnienia Rywki Schenker

24 tamże, jak podaje w przypisach do wspomnień Rywki, Jan Grabowski, między Dąbrową, a Mielcem grasowała banda niejakiego Wojciecha Idzika. Nieco później pojawiała się tam też banda niejakiego Kosieniaka (Kosiniaka).

25  Grabowski Jan, Szczęście posiadać dom pod ziemią, Wspomnienia Chai Rosenblatt

26  Monika Góra, O Żydzie, który urodził się w stajni jak Jezus, 24.12.2018, Gazeta Wyborcza, Magazyn Duży Format

 27 Grabowski Jan, Szczęście posiadać dom pod ziemią, Wspomnienia Chai Rosenblatt

28  tamże

  29 Monika Góra, O Żydzie, który urodził się w stajni jak Jezus, 24.12.2018, Gazeta Wyborcza, Magazyn Duży Format

30 tamże

31 tamże

32  tamże

 

Korzystałam z:

 

Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski, tom II Powiat Dębica, autor: Tomasz Frydel, Stowarzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Żydów, Warszawa 2008

Gąsiewski Włodek, Sprawiedliwi i nie tylko ziemi mieleckiej i okolic, Mielec 2021, Agencja Wydawnicza Promocja w Mielcu,

Góra Monika, O Żydzie, który urodził się w stajni jak Jezus, 24.12.2018, Gazeta Wyborcza, Magazyn Duży Format

Grabowski Jan  redakcja naukowa i wstęp, Szczęście posiadać dom pod ziemią… Losy kobiet ocalałych z Zagłady w okolicach Dąbrowy Tarnowskiej, Stowarzyszenie Centrum Badań  nad  Zagładą Żydów, Warszawa 2016

Krempa Andrzej, Zagłada Żydów Mieleckich,  Muzeum Regionalne w Mielcu, Mielec 2013

Filmu Leili Ferault – Levy , The shadows a family tale (https://vimeo.com/86685874)

Strony internetowej: htttp://naszemiasto.radomyslwielki.org.pl

Wspomnień Chai Rosenblatt, archiwum ŻIH sygn.. akt 302/218

 

 

 

 


 

 


 

 

iskabelamalecka@gmail.com

 

www.mayn.shtetele.mielec.pl

Twarze mieleckiego sztetla: Leib (Leon) Salpeter. Syjonista, farmaceuta uratowany przez Oskara Schindlera

    Zdjęcie pochodzi z książki K. Zimmerer Kronika Zamordowanego Świata           Po wpisaniu w internetową wyszukiwarkę imienia i nazwiska ...