Archiwum bloga

czwartek, 21 października 2021

Sprawa Protterów

Tablica pamiątkowa powstała z inicjatywy członków grupy Mayn Shtetele Mielec w 2023 w 80 rocznicę śmierci .
Tablica jest umieszczona na kamieniu przeniesionym na cmentarz przy ulicy Traugutta z terenu po mieleckiej synagodze.
Najprawdopodobniej kamień jest pozostałością z budynku synagogi.




 

Przed wojną mieszkała w Chorzelowie rodzina Protterów, która za sąsiadów miała Polaków. Po deportacji mieleckich Żydów około siedemdziesięcioletnia Sara Protter z d. Brodt (matka), Fela Protter (córka) i Lusia – dwuletnia córka Feli ukrywali się w niedalekim sąsiedztwie swojego domu u Józefa Pazdry w Chorzelowie[1]. Pazdro ukrywał ich i zaopatrywał ich w żywność i za to nie pobierał żadnych pieniędzy.  Po około 3 miesiącach Protterowie uznali, że dalsze przebywanie u Pazdry może być niebezpieczne, bo w odległości 50-70 metrów od jego zabudowań były baraki, w których mieszkali niemieccy żołnierze.  Przez pewien czas ukrywały się w Chorzelowie na polu należącym do Michała Kuronia. Po skoszeniu szuwarów nad stawem i wysuszeniu ich, Kuroń złożył je w kopę, którą nie zabierał do domu, bo stanowiła ona kryjówkę dla trojga ukrywających się Żydów. Często donosił im żywność. Następną kryjówką był dom Jana Duszkiewicza w Chrząstowie. Oprócz Sary, Feli i Lusi ukrywali się u niego też bracia Feli: Bogdan Protter syn Jakuba i Sary (ur.19,03.1903 r. w Chorzelowie, zamieszkały po wojnie we Wrocławiu), Jan Protter syn Jakuba i Sary (ur. 19.03.1906 r. w Chorzelowie, z zawodu krawiec, zamieszkały po wojnie we Wrocławiu). Bogdan Protter do 1941 roku przebywał w obozie pracy w Budzyniu skąd uciekł do Chorzelowa. W odnalezieniu rodziny pomógł mu Feliks Sasor z Chorzelowa, który starał się znaleźć dla niego schronienie.  Najmłodszy z synów Sary, Marian Protter (ur. 12.12.1913 r. w Chorzelowie, z zawodu piekarz, zamieszkały po wojnie we Wrocławiu) uciekł w 1939 r. na wschód.  Ponieważ ktoś doniósł Niemcom, że Duszkiewicz zabił świnie w obawie przed rewizją Duszkiewicz polecił ukrywającym się Żydom, aby na kilka dni opuścili jego dom do chwili, kiedy wszystko się uspokoi. Pod koniec kwietnia 1943 r. Protterowie w nocy opuścili dom Duszkiewicza i udali się do Chorzelowa, gdzie ukryli się w stodole Jana Babuli. Kryjówka nie była uzgadniana z właścicielem stodoły Janem Babulą, ale gospodarz w tym samym dniu przed wyjściem do pracy na służbę w pobliskim dworze poszedł do stodoły po słoninę i spotkał tam Sarę Protter, która prosiła go, aby im pozwolił zostać, co też uczynił. Ukryli się tam na strychu nad stajnią. Po około 2-3 godzinach dwuletnia Lusia poprosiła wody do picia i matka jej zeszła na dół i poszła po wodę do studni. Wtedy zauważył ją Józef T., który mieszkał po sąsiedzku. Kiedy podszedł do niej i rozpoznał, że jest Żydówką powiedział do niej, że o ile nie zgodzi się na stosunek z nim wyda ich do władz niemieckich. Zdekonspirowana kobieta prosiła go, aby jej nie wydawał i nie wykorzystywał jej, oferowała mu za to 10 tysięcy złotych. Józefa T. prośba nie wzruszyła, a kiedy usłyszał szmer w słomie na stajni mieszczącej się przy stodole wyszedł po drabinie i po zaświeceniu zapałki zobaczył Sarę Protter i dziecko. Wówczas zszedł na dół i z zastraszoną matką dziecka odbył stosunek. W czasie stosunku zauważył na wspomnianej wiszący u szyi woreczek, w którym mieściło się 23 tysiące złotych, 19 dolarów, ślubna obrączka i złoty pierścionek, które zabrał. Kobieta prosiła go, aby jej część z tego zwrócił, bo nie będzie miała, za co kupić jeść swojej matce i dziecku, lecz T. powiedział, aby się o to nie martwiła gdyż on jej jeść przyniesie i tych rzeczy już jej nie zwrócił. Po upływie dwóch dni przyszło dwóch policjantów granatowych, którzy zabrali Żydówki do sołtysa Gesinga. Ukrywający się z nimi Jan Protter i Bogdan Protter, których Józef T. nie zauważył w stodole, uciekli do lasu. Kobiety ukrywające się w stodole nie chciały uciekać z uwagi na wiek Sary i wymagające opieki dziecko.

Pojmane kobiety w dniu 1 maja 1943 r. zostały załadowane na furmankę i zostały odwiezione w kierunku Mielca. Pierzynę, poduszkę, sukienki i różne drobne rzeczy ze strychu stodoły gdzie się ukrywali zabrała rodzina Józefa T. Na furmankę załadowany został też zaaresztowany z innych powodów Józef Maziarz z Chorzelowa, który pod strażą przebywał u sołtysa Chorzelowa. Furmanka w okolicy Borku zatrzymała się na chwilę, a Żydówki zostały odprowadzone na cmentarz przy dzisiejszej ulicy Traugutta, gdzie zostały zastrzelone. Egzekucji dokonali niemieccy żandarmi z mieleckiego posterunku. Egzekucja wyglądała w ten sposób, że wszyscy troje na cmentarzu na Traugutta, stanęli nad dołem, żandarm kazał się rozebrać do naga i zostali kolejno zastrzeleni. Obecny przy tej egzekucji był grabarz Tomasz Żola ze Złotnik, który zasypał grób. Wojnę przetrwali dwaj ukrywający się synowie Sary Protter: Bogdan i Jan. Po wojnie wrócił najmłodszy syn Marian, który początkowo służył w armii sowieckiej a później w armii polskiej. W grudniu 1949 r. złożył doniesienie do prokuratury. W czerwcu 1950 r. odbył się proces przed Sądem Apelacyjnym w Rzeszowie, ale główny oskarżony Józef T. o wydanie w/w Żydów został uniewinniony. Wcześniej przez Sąd Okręgowy w Tarnowie została skazana małoletnia córka głównego oskarżonego (ur. 1928 r.) za wydanie ofiar. Dostała wyrok w postaci upomnienia (sic!). Protterowie, obawiając się tendencyjnego sądu próbowali przenieść rozprawę do Wrocławia, na co nie zgodził się Sąd Najwyższy. Obrona Józefa T. szła w kierunku udowodnienia, że Józef T. nie mógł wydać ukrywających się Żydów, ponieważ gdzie indziej w tym czasie przebywał. Obrona powołała wielu świadków, którzy widzieli go w innym miejscu. W czasie procesu sądowego wspomniana córka Józefa T. gorliwie przyznała, że to ona złożyła doniesienie. Ponieważ już wcześniej została winna wydania, sąd dał wiarę świadkom i uniewinnił Józefa T. Nie wiadomo, dlaczego sąd nie wydał uzasadnienia wyroku i dlaczego Józef T. nie został oskarżony o gwałt mimo dwóch naocznych świadków.

Tekst Andrzej Krempa

[1] AIPN Rz, Zespół Zespół SAR,  syg. IPN Rz 358/13 (stara syg. SAR 163, IPN GK 225/163 ), k. 1-187.



iskabelamalecka@gmail.com



Twarze mieleckiego sztetla: Leib (Leon) Salpeter. Syjonista, farmaceuta uratowany przez Oskara Schindlera

    Zdjęcie pochodzi z książki K. Zimmerer Kronika Zamordowanego Świata           Po wpisaniu w internetową wyszukiwarkę imienia i nazwiska ...