Przed wojną
mieszkała w Chorzelowie rodzina Protterów, która za sąsiadów miała Polaków. Po
deportacji mieleckich Żydów około siedemdziesięcioletnia Sara Protter z d.
Brodt (matka), Fela Protter (córka) i Lusia – dwuletnia córka Feli ukrywali się
w niedalekim sąsiedztwie swojego domu u Józefa Pazdry w Chorzelowie[1].
Pazdro ukrywał ich i zaopatrywał ich w żywność i za to nie pobierał żadnych
pieniędzy. Po około 3 miesiącach
Protterowie uznali, że dalsze przebywanie u Pazdry może być niebezpieczne, bo w
odległości 50-70 metrów od jego zabudowań były baraki, w których mieszkali
niemieccy żołnierze. Przez pewien czas
ukrywały się w Chorzelowie na polu należącym do Michała Kuronia. Po skoszeniu
szuwarów nad stawem i wysuszeniu ich, Kuroń złożył je w kopę, którą nie
zabierał do domu, bo stanowiła ona kryjówkę dla trojga ukrywających się Żydów.
Często donosił im żywność. Następną kryjówką był dom Jana Duszkiewicza w
Chrząstowie. Oprócz Sary, Feli i Lusi ukrywali się u niego też bracia Feli:
Bogdan Protter syn Jakuba i Sary (ur.19,03.1903 r. w Chorzelowie, zamieszkały
po wojnie we Wrocławiu), Jan Protter syn Jakuba i Sary (ur. 19.03.1906 r. w
Chorzelowie, z zawodu krawiec, zamieszkały po wojnie we Wrocławiu). Bogdan
Protter do 1941 roku przebywał w obozie pracy w Budzyniu skąd uciekł do
Chorzelowa. W odnalezieniu rodziny pomógł mu Feliks Sasor z Chorzelowa, który
starał się znaleźć dla niego schronienie. Najmłodszy z synów Sary, Marian Protter (ur.
12.12.1913 r. w Chorzelowie, z zawodu piekarz, zamieszkały po wojnie we
Wrocławiu) uciekł w 1939 r. na wschód.
Ponieważ ktoś doniósł Niemcom, że Duszkiewicz zabił świnie w obawie
przed rewizją Duszkiewicz polecił ukrywającym się Żydom, aby na kilka dni
opuścili jego dom do chwili, kiedy wszystko się uspokoi. Pod koniec kwietnia
1943 r. Protterowie w nocy opuścili dom Duszkiewicza i udali się do Chorzelowa,
gdzie ukryli się w stodole Jana Babuli. Kryjówka nie była uzgadniana z
właścicielem stodoły Janem Babulą, ale gospodarz w tym samym dniu przed
wyjściem do pracy na służbę w pobliskim dworze poszedł do stodoły po słoninę i
spotkał tam Sarę Protter, która prosiła go, aby im pozwolił zostać, co też
uczynił. Ukryli się tam na strychu nad stajnią. Po około 2-3 godzinach
dwuletnia Lusia poprosiła wody do picia i matka jej zeszła na dół i poszła po
wodę do studni. Wtedy zauważył ją Józef T., który mieszkał po sąsiedzku. Kiedy
podszedł do niej i rozpoznał, że jest Żydówką powiedział do niej, że o ile nie
zgodzi się na stosunek z nim wyda ich do władz niemieckich. Zdekonspirowana
kobieta prosiła go, aby jej nie wydawał i nie wykorzystywał jej, oferowała mu
za to 10 tysięcy złotych. Józefa T. prośba nie wzruszyła, a kiedy usłyszał
szmer w słomie na stajni mieszczącej się przy stodole wyszedł po drabinie i po
zaświeceniu zapałki zobaczył Sarę Protter i dziecko. Wówczas zszedł na dół i z
zastraszoną matką dziecka odbył stosunek. W czasie stosunku zauważył na
wspomnianej wiszący u szyi woreczek, w którym mieściło się 23 tysiące złotych,
19 dolarów, ślubna obrączka i złoty pierścionek, które zabrał. Kobieta prosiła
go, aby jej część z tego zwrócił, bo nie będzie miała, za co kupić jeść swojej
matce i dziecku, lecz T. powiedział, aby się o to nie martwiła gdyż on jej jeść
przyniesie i tych rzeczy już jej nie zwrócił. Po upływie dwóch dni przyszło
dwóch policjantów granatowych, którzy zabrali Żydówki do sołtysa Gesinga.
Ukrywający się z nimi Jan Protter i Bogdan Protter, których Józef T. nie
zauważył w stodole, uciekli do lasu. Kobiety ukrywające się w stodole nie
chciały uciekać z uwagi na wiek Sary i wymagające opieki dziecko.
Pojmane kobiety
w dniu 1 maja 1943 r. zostały załadowane na furmankę i zostały odwiezione w
kierunku Mielca. Pierzynę, poduszkę, sukienki i różne drobne rzeczy ze strychu
stodoły gdzie się ukrywali zabrała rodzina Józefa T. Na furmankę załadowany
został też zaaresztowany z innych powodów Józef Maziarz z Chorzelowa, który pod
strażą przebywał u sołtysa Chorzelowa. Furmanka w okolicy Borku zatrzymała się
na chwilę, a Żydówki zostały odprowadzone na cmentarz przy dzisiejszej ulicy
Traugutta, gdzie zostały zastrzelone. Egzekucji dokonali niemieccy żandarmi z
mieleckiego posterunku. Egzekucja wyglądała w ten sposób, że wszyscy troje na
cmentarzu na Traugutta, stanęli nad dołem, żandarm kazał się rozebrać do naga i
zostali kolejno zastrzeleni. Obecny przy tej egzekucji był grabarz Tomasz Żola
ze Złotnik, który zasypał grób. Wojnę przetrwali dwaj ukrywający się synowie
Sary Protter: Bogdan i Jan. Po wojnie wrócił najmłodszy syn Marian, który
początkowo służył w armii sowieckiej a później w armii polskiej. W grudniu 1949
r. złożył doniesienie do prokuratury. W czerwcu 1950 r. odbył się proces przed
Sądem Apelacyjnym w Rzeszowie, ale główny oskarżony Józef T. o wydanie w/w
Żydów został uniewinniony. Wcześniej przez Sąd Okręgowy w Tarnowie została
skazana małoletnia córka głównego oskarżonego (ur. 1928 r.) za wydanie ofiar.
Dostała wyrok w postaci upomnienia (sic!). Protterowie, obawiając się
tendencyjnego sądu próbowali przenieść rozprawę do Wrocławia, na co nie zgodził
się Sąd Najwyższy. Obrona Józefa T. szła w kierunku udowodnienia, że Józef T.
nie mógł wydać ukrywających się Żydów, ponieważ gdzie indziej w tym czasie
przebywał. Obrona powołała wielu świadków, którzy widzieli go w innym miejscu.
W czasie procesu sądowego wspomniana córka Józefa T. gorliwie przyznała, że to
ona złożyła doniesienie. Ponieważ już wcześniej została winna wydania, sąd dał
wiarę świadkom i uniewinnił Józefa T. Nie wiadomo, dlaczego sąd nie wydał
uzasadnienia wyroku i dlaczego Józef T. nie został oskarżony o gwałt mimo dwóch
naocznych świadków.
[1] AIPN Rz, Zespół Zespół
SAR, syg. IPN Rz 358/13 (stara syg. SAR
163, IPN GK 225/163 ), k. 1-187.
Pod tym linkiem znajduje się moje opowiadanie nawiązujęce do śmierci Lusi, Feli i Sary
https://maynshtetelemielec.blogspot.com/2022/04/sara-fela-lusia.html
iskabelamalecka@gmail.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz