Archiwum bloga

niedziela, 28 grudnia 2025

Twarze mieleckiego sztetla: Balsamowie

 

Blima Rachela Balsam, kolekcja Muzeum Historii Regionalnej Pałacyk Oborskich w Mielcu




Zdecydowałem się zostać w Stanach Zjednoczonych i odbudować rodzinę. W 1954 roku spotkałem moją żonę. Ożeniłem się. Zacząłem budować rodzinę. Oto gdzie jesteśmy. Mamy dwójkę szczęśliwych dzieci. Jeden z synów mieszka w Ranana z żoną i dwójką dzieci. Starszy we Wschodnim Brunszwiku, w New Jersey z żoną i dwójką dzieci. Znaleźli powodzenie i szczęście. To koniec historii.1

 

Tak powiedział w 1990 roku udzielając wywiadu, ocalały z Holokaustu Marvin Balsam.

 Mówił o końcu historii, która  rozpoczęła się 2 stycznia 1925 roku w Mielcu, kiedy na świat przyszedł Mendel (w poźniejszym życiu Marvin), trzecie z kolei dziecko Samuela Izaka Balsama i Lei z domu Jochnowicz.

Dwa lata po udzielonym wywiadzie, Marvin przyjechał do Polski. Z tej wizyty powstał przepiękny, wzruszający film, który miałam okazję obejrzeć dzięki uprzejmości Scotta Genzera i syna Marvina, Garego.

To moja siostra – powie podczas swojej wizyty w Mielcu Marvin oglądając jedno z podań o wydanie dowodu osobistego z kolekcji mieleckiego muzeum  to była taka ładna dziewczynka.

Blima Rachela Balsam, kolekcja Muzeum Historii Regionalnej Pałacyk Oborskich w Mielcu

Dociera do mnie wówczas kim jest Marvin – jest bratem Ruchci Balsam, pięknej dziewczyny, w której zakochany był Mosze Borger i poświęcił jej wiele miejsca w swoim dzienniku:

Wśród dziewcząt najwięcej zajęła moją uwagę Blima Low. Zacząłem z nią „chodzić”. Przez kilka miesięcy zajmowałem się Blimą, ale gdzieś w grudniu zauważyłem, że Blima czasem coś ukrywa przede mną i że nie odwzajemnia szczerą przyjaźnią. Nie chcąc ani sobie ani jej zawracać głowy zerwałem z nią (Sama Blima zalecała mi na koleżankę Ruchcię Balsam). Nią właśnie „zajęło się” moje uczucie. Zawsze gdy nie ma koło niej nikogo w lokalu rozmawiam z nią odprowadzam ją do domu, czy rozumie moją myśl nie wiem. Uczucie moje względem niej jest silne bo zawsze przechodząc patrzę w jej okna czy zobaczę ją. Smutno mi bardzo już długo nie miałem sposobności zobaczyć się z nią3

 

Mosze i Ruchcia (Blima Rachela) byli sąsiadami, mieszkali na ulicy Legionów.

 

Podczas swojej wizyty w Mielcu w 1992 roku Marvin pokazuje towarzyszom miejsce gdzie był dom, w którym mieszkali, ale samego domu już nie ma.

 

Miejsce gdzie stał dom Balsamów.


Marvin na ulicy Legionów.

 Kadry pochodzą z filmu dokumentującego wizytę Marvina


W Spisie Żydów sporządzonym przez mielecki Judenrat w 1940 roku przy nazwisku ojca Marvina i Ruchci widnieje zapis: biedny inwalida wojenny pobiera zapomogę społeczną. Tak musiało być, bo w zbiorach Żydowskiego Instytutu Historycznego znajduje się informacja, że Samuel otrzymał pomoc od Jointu.

We wspomnianym wywiadzie z 1990 roku Marvin wspomina, że ojciec zajmował się interesami. Z filmu dowiadujemy się również, że był szamesem4 w synagodze.

 

Lea urodzona 24 sierpnia 1890 roku (prawdopodobnie w Mielcu lub jego okolicach) i Samuel Izak urodzony 1 lipca 1896 roku w Dąbrowie Tarnowskiej jako nieślubne dziecko Izraela Balzama (nazwisko jeszcze pisane przez „z”) kramarza i Reizli Reifen córki Majera byłego nauczyciela i Keili Mirli5, dochowają się piątki dzieci: najstarszej Blimy Racheli urodzonej 15 kwietnia 1920 roku, Altera Jeremiasza urodzonego  22 września 1922 roku, Mendela urodzonego w 1925 roku,  Nechy urodzonej około 1928 roku i Israela Chaima urodzonego około 1935 roku.


Akt urodzenia Samuela Izaka, AN w Krakowie, oddział w Tarnowie

 

Przypuszczam, że Blima Rachela dostała imię po swojej ciotce, siostrze ojca. Ta urodziła się w 1880 roku i prawdopodobnie nie żyła już, kiedy rodziło się najstarsze dziecko Balsamów (w żydowskiej tradycji nie nadaje się dzieciom imion żyjących krewnych).

Akt urodzenia Blimy Balsam, AN w Krakowie, oddział w Tarnowie

Czy życie  Marvina koncentrowało się w Mielcu, czy wyjeżdżał poza Mielec w czasie kiedy był dzieckiem, zastanawiam się. Nic o tym nie wspomina, ale miał rodzinę w Dąbrowie, więc zapewne tak.

Z dziennika Mosze wiedziałam, że Ruchcia wyjeżdżała do krewnych do Łodzi.

W czasie rozmowy przeszliśmy do jej przeżyć w Łodzi. Opowiadała mi, że nie odpisywała z początku, bo nie rozumiała mego postępowania. List po tak krótkiej znajomości był czymś niezrozumiałym.

Później gdy otrzymawszy ode mnie kilka listów chciała już coś odpisać miała zajętą głowę sprawami matrymonialnymi. Jak mi powiedziała, wysłali ją rodzice do krewnych w Łodzi, aby łatwiej móc ją wydać za mąż za kuzyna.

O tym R. jak powiada, nie wiedziała. Wiedziała tylko, że ciotka (matka kuzyna) odnosi się bardzo dobrze, ten kuzyn stara się zdobyć jej względy, to wprawdzie nasunęło jej pewne domysły, ale o zamierzeniach krewnych i rodziców dowiedziała się zupełnie przypadkowo, wskutek nieodpowiedniego zaadresowania listu.

Oprócz tego oświadczył się jej kuzyn kilka razy, ale R. odpalnęła go.

Dowiedziawszy się z listu rodziców do ciotki o zamiarze wydania jej za mąż zrobiła ciotce awanturę, a do domu napisała list, aby jej w ogóle tymi sprawami głowy nie zawracać. Od tego czasu ciotka zmieniła radykalnie swój stosunek do niej dokuczała jej i sekowała na każdym kroku.

 Wrogi stosunek ciotki jako też niesłychane zaloty kuzyna wprawiały ją w wielki smutek i rezygnację. Z tego też powodu nie odpisywała mi. Jak już przedtem wspomniałem istniał jeszcze inny powód a mianowicie nierozumienie moich myśli. Gdy teraz R. mówiła mi, że nie odpisywała ponieważ nie mogłaby po tak krótkiej znajomości już pisać, zapytałem ją czy już teraz rozumie mnie, odpowiedziała, że nie.  „ Przecież jestem tylko córką…. Więc między nami nic być nie może” – tak mi powiedziała.

Szczerość tych słów po prostu mnie rozbroiła. Łzy stanęły mi w oczach, nie mogłem nie odpowiedzieć. Powiedzieć, że ją kocham pomimo tego, że na przesądy w razie potrzeby zwracać uwagi nie będę, nie mogłem.

To równałoby się oświadczeniu, a tego czynić nie mogę ze względu na nieokreśloną przyszłość. Aby więc gorzki posmak jej słów załagodzić, powiedziałem, że ja o tym wiem, i wiem co robię.

R. widząc na razie brak ruchów poważnych i rozjątrzona planami rodziców, aby ją jak najprędzej za mąż wydać, chciała ze mną zerwać i to było powodem pogniewania się na mnie. Teraz znowu zawracają jej głowę swataniem, ale ja jej pomóc nic nie mogę7.

Analiza archiwalnych dokumentów pozwoliła mi dowiedzieć się kim była ciotka, do której do Łodzi jeździła Ruchcia.  W zasobach Archiwum Narodowego w Krakowie odnalazłam akt urodzenia Majera Balsama (urodzonego w 1910 roku ) syna Chaima Weila i Keili Mirli Balsam. Małżonkowie mieszkali w Łodzi. Ruchcia jeździła zatem do cioci Keili Mirli.

Jak można wywnioskować z fragmentu dziennika Mosze,  prawdopodobnie rodzina Balsamów była biedniejsza od rodziny Mosze, dziewczyna nie liczyła na poważny związek z Mosze, jak można przypuszczać, właśnie z powodów finansowych. Jej ojciec był szamesem, ojciec Mosze był kupcem.

  

W swoich powojennych wspomnieniach Marvin mówi, że dom na Legionów dzielą z ciocią i wujkiem. W filmie nadmienia, że mieszkała z nim rodzina Allweissów i  pada imię Gershon (w Spisie Junderatu rzeczywiście odnajduję Gershona Allweissa z żoną Esterą, mieszkają przy ulicy Legionów 43). Sprawdzam dane w drzewach genealogicznych Scotta Genzera – Estera nazywała się z domu Jochnowicz, była więc zapewne spokrewniona z mamą Marvina, przypuszczam, że były siostrami.

 

Jeśli chodzi o gminę (kehila), to była ona bardzo aktywna. W Mielcu mieszkało około 5 tysięcy Żydów, z łącznej liczby około 15 tys. osób6 . Gmina była rządzona przez Rosh Hakahal i zarząd, który był wybierany przez społeczność żydowską. Gmina zbierała opłaty i sprzedawała specjalne kwity każdemu, kto chciałby mieć kurczaka ubitego w sposób rytualny. Pieniądze z tych dwóch źródeł umożliwiały wypłacanie wynagrodzenia rabinowi, trzem rzezakom, a także na inne cele społeczne i na pokrycie kosztów administracyjnych 8  – tak będzie pisał po wojnie Marvin.

 

W jego wspomnieniach będzie również duża, piękna synagoga, będą inne sztible (domy modlitwy), Jad Charuzim (Stowarzyszenie Rzemieślników Żydowskich), gdzie rzemieślnicy zorganizowali jak to określa Marvin własną minjankę (dom modlitwy) i prowadzili działalność społeczną. Będzie wspominał, że gmina żydowska skutecznie opiekowała się biednymi ludźmi w mieście. Jako przykład podaje, że przed każdym Świętem Pesach mąka na mace była rozdawana biednym.

Wspomina, że pomagał ojcu wydawać jedzenie i wino na Święto Jom Tov, a także bony na węgiel i drewno na zimę.

Poświęca też w swoich wspomnieniach sporo miejsca  noclegowni wbudowanej po to, aby osoby, które przybywają do miasta, miały przyzwoite miejsca noclegowe. Według Marvina żaden biedny podróżny, kiedy przechodził przez Mielec w szabas, nie został pozostawiony bez pomocy i znajdował schronienie w czyimś domu,  był zapraszany na posiłek szabasowy.

 

            Balsamowie byli bardzo religijną rodziną. Samuel nosił tradycyjną brodę, a Lea  perukę. Marvin jak i zapewne  pozostałe dzieci Balsamów, chodził do polskiej szkoły. Popołudniami chłopcy chodzili do Talmud Tora. Marvin wspomina, że potem studiował również u rebe Israela Ellisa.

Miałem bardzo szczęśliwe dzieciństwo – powie udzielając wywiadu – aż do wybuchu wojny. Miałem wtedy 14 lat.

W pamięci zapisał  mu się antysemityzm, który niestety odczuwały żydowskie dzieci.

Często walczyliśmy z polskimi dzieci.

Chodząc do szkoły, do 1936 roku można było nosić jarmułki. Potem zostały one zakazane. Ubierano je jedynie w czasie lekcji religii, którą prowadził żydowski nauczyciel. Lekcja ta była  połączeniem historii Żydów i religii. Kiedy do klasy wchodził dyrektor szkoły, jarmułki należało ściągać.

 

Jak wspominał swoich polskich sąsiadów Marvin?

Po jednej stronie mieszkali mili ludzie, a po drugiej mniej mili. Jak to u ludzi bywa…

 

W jego pamięci  zapisały się aktywne syjonistyczne organizacje i różne chasydzkie grupy, wyznawcy różnych rabinów, którzy przybywali do miasta.

Wszystko skończyło się wraz z wybuchem wojny.

 

Niestety ta piękna społeczność żydowska została zniszczona we wrześniu 1939 roku, kiedy to Niemcy wkroczyli do miasta. W pierwszy piątek okupacji, którym był erev Rosz Haszana, Niemcy zabili rzezaka i Żydów, którzy przywieźli kury do rzeźni. Niemcy powiesili ciała pomordowanych na hakach rzeźniczych przeznaczonych dla kurcząt. Wieczorem Roszhaszana, Niemcy spalili synagogę, Beit Midrasz, Bais Hamerchatz i Bais Hachnoss Orchim, które zajmowały jeden kwadratowy obszar i zabili tam około 30 Żydów9.

 

 Zaczął się ciężki czas dla Żydów. Byli  zmuszani do pracy na rzecz Niemców. W gronie przymusowych robotników był również nasz bohater. Dla Niemców pracował do 1942 roku. Zanim jednak został przydzielony do cięższych prac, był pomocnikiem dentysty. Był to dentysta żydowski. Kiedy to czytam, zastanawiam się czy pomagał Hermanowi Seidenowi, czy może Norbertowi Rotterowi? (to oni zajmowali się leczeniem zębów mielczan w tym czasie).

Marvin twierdzi, że ów dentysta był zaprzyjaźniony z jego rodziną. Może był to jednak Seiden?   Ruchcia Balsam  w 1939 roku wyszła za mąż za mężczyznę o nazwisku Selig Seiden. Może Marvin pracował u jej teścia?

 

Kolejna praca Marvina była znacznie cięższa. Pracował przy budowie dróg. Musiał bardzo wcześnie stawiać się w pracy, do której jeździł albo rowerem, który posiadał jeszcze na początku wojny, albo szedł na piechotę. Droga zajmowała mu około godziny. Prawdopodobnie pracował w okolicy dzisiejszej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, więc możemy sobie wyobrazić jak daleką trasę miał do pokonania. Wychodził z domu około 6.30, 7.00, powracał o 18.00, 19.00.

Jego rodzina w tym czasie miała dość dobre warunki życia. Ojciec był straszą osobą więc nie pracował,  Alter pracował w warsztacie samochodowym u Ortyla.

Jedzenie kupowali od mieszkańców okolicznych wsi, spośród których wiele osób, to były osoby im znajome. W granicach miasta można było swobodnie się poruszać, ale aby wyjechać poza miasto, należało mieć specjalną przepustkę.

Marvin wspomina, że starano się unikać Niemców, co nie było takie łatwe, bo w okolicy mieszkało sporo volksdeutschów (w pobliżu Mielca znajdowało się kilka niemieckich kolonii).

Chodzenie na wieś po jedzenie, nie było bezpieczne. Rolnicy nie byli chętni aby współpracować z Żydami, bali się, niektórzy w ogóle nie chcieli mieć z nimi nic wspólnego, inni sprzedawali im jedzenie, bo sami potrzebowali pieniędzy.

Ludność polska nie miała aż takich problemów jak Żydzi, ale Niemcy niszczyli polską inteligencję, a także wysyłali ludzi na roboty przymusowe do Niemiec, głównie kobiety. Życie Polaków było jednak dużo bardziej normalne, dzieci chodziły do szkoły, Polacy mogli też chodzić do kościoła. Marvin zaznaczył jednak, że to o czym mówi, dotyczy sytuacji w Mielcu. Nie wie jak było gdzie indziej.

Kiedy wybuchła wojna nie mógł już się uczyć,  ponieważ Żdyom nie wolno było chodzić do szkoły. Uczyli się w domach, ojciec płacił prywatnym nauczycielom.  Marvin kontynuował naukę  do momentu, kiedy musiał zacząć pracować. W tym czasie starał się czytać dużo książek, ale w dzień powszedni nie było to możliwe. Z pracy przychodził późno i był bardzo zmęczony, więc mył się, jadł i kładł spać. Pracował 5 dni w tygodniu.

Czytając to  wszystko myślę: 15  - letnie dziecko… pozbawione dzieciństwa i zaprzęgnięte do ciężkiej pracy. Pozbawione możliwości nauki. Narażone na nieustanny strach…

Marvin pracował od 1940 roku do marca 1942 roku.

 

Trwała wojna. Docierały do nich różne wiadomości. Wiedzieli o getcie w Warszawie, Łodzi. Skąd mieli te wiadomości? Od podróżujących, którzy posiadali specjalne przepustki. O takich przepustkach wspomina w swojej książce I rest my case Mark Verstandig.

Było im ciężko uwierzyć w takiej wiadomości, ale wierzyli…

 

Nadszedł marzec 1942 roku. Tuż przed 9 marca, dniem deportacji Żydów  z Mielca, Samuel, Alter i Mendel wyjechali do Dąbrowy, do rodziny Samuela. Lea  z młodszymi dziećmi, pozostała w Mielcu.

Jakoś udało im się pokonać tą straszną zimową drogę z Rynku do hangarów na lotnisku. Patrzę przez okno, jest dzisiaj zimowy, wietrzny i śnieżny dzień.  Zimno. Myślę, że właśnie w taki dzień szli. Ona była ponad 50 -  letnią kobietą, Necha miała kilkanaście lat, ale Israel prawdopodobnie miał  jedynie około 7 lat.

Znalazłam całą trójkę na liście osób, które przybyły do Międzyrzeca Podlaskiego.  Zostali wywiezieni, jak wielu innych żydowskich mielczan. Rodzina postanowiła ich ratować. Zapłacili Polakowi, który pojechał do Międzyrzeca i załatwił Lei aryjskie papiery. Udało się im przedostać do Dąbrowy.

Zbiory Żydowskiego Instytutu Historycznego


Tu wszyscy zamieszkali z wujkiem, dzieli jedno mieszkanie. Żyli z dnia na dzień. Marvin pracował, Alter znowu pracował jako mechanik. Dla Niemców.

Nadszedł lipiec 1942 roku. Niemcy wyciągali Żydów z ich domów. Alter próbował ratować swoją babcię. Oboje zostali rozstrzelani na cmentarzu w Dąbrowie, prawdopodobnie 22 lipca. Potem w mieście uszczelniano getto.

Ruchci nie było z rodziną. Była już wtedy mężatką. Pracowała w Krakowie w szpitalu, miała aryjskie papiery, ale zachorowała na tyfus. Nie mogła dłużej tam zostać.  Była rozdzielona z mężem. On był w obozie pracy. 

W  historii  Marvina mąż Ruchci odegra znaczącą rolę.

 

Po śmierci Altera i babci rodzice nakazali Marvinowi aby się ratował, aby uciekał. Samuel i Lea i ich dwójka dzieci: Necha i Israel podzielą los innych dąbrowskich Żydów i zostaną zabrani do getta w Tarnowie.

Czy zginęli w Tarnowie? Czy  ich szczątki są wśród ofiar w mogile zbiorowej na tarnowskim cmentarzu żydowskim, albo w Lesie Buczyna, gdzie często jestem? A może zostali wywiezieni do któregoś z obozów? Nie wiem.

Nie wiem, czy wiedział to Marvin. W 1992 roku pojechał do Bełżca. Przypuszczał, że tu zamordowano jego rodzinę. Jest to możliwe. Z Tarnowa wywożono Żydów również do tego obozu.

Po wojnie szukał rodziny i że minęło wiele miesięcy zanim zdał sobie sprawę, że został na świecie sam.

Z biegiem miesięcy zdałem sobie sprawę, ze zostałem zupełnie sam, było to okropne uczucie. Słyszałem o ludziach, którzy popełniali samobójstwo z samotności. Byli zupełnie sami…

  

Kierując się prośbą rodziców, Marvin uciekł z Dąbrowy. Przedostał się przez Wisłę i zatrzymał się w Połańcu, miasteczku, gdzie po deportacji mieleckich Żydów schronienie znalazło wielu mielczan. Prawie nie było tam Niemców, było w miarę bezpiecznie.

Nie miał żydowskiego wyglądu – tak odpowiedział kiedy przeprowadzający wywiad zapytał czy wyglądał jak Żyd. Ale nieżydowski wygląd i tak nie pomagał,  nie miał szans na zdobycie aryjskich dokumentów.

Któregoś dnia złapali go Niemcy. Żydowski policjant obecny z nimi, poprosił Niemców żeby go puścili wolno. Marvin tłumaczył, że idzie do pracy. Zaczął biec i schronił się w krzakach. Udało się, uratował życie. Mniej więcej w tym samym czasie dowiedział się, że jego rodzina trafiła do getta w Tarnowie.

 

            Któregoś dnia głodny Marvin zastukał do drzwi Polaków, prosząc o pomoc. W chwili udzielania wywiadu, nie pamięta czy dostał jedzenie, ale po kilkunastu minutach pojawiła się grupa Polaków i nie była to grupa przyjaźnie do niego nastawiona. Ukrył się w krzakach i dzięki temu, nie znaleźli go. 

W tym czasie żywił się tym, co znalazł w polach.

Jego szwagier, mąż Ruchci, przebywał wówczas w obozie Baumer&Losch w pobliżu Mielca 10. Jak wielu innych Żydów, Marvin próbował dostać się do obozu, to była jedna z najbardziej popularnych strategii przetrwania Żydów w okolicy Mielca. Niestety nie miał pieniędzy aby dać łapówkę i dostać się do obozu. I tym razem cudem uniknął śmierci, bo Niemiec z którym rozmawiał strzelał do niego. Ratował się ucieczką, spędził noc w lesie. Z pomocą przyszedł mu mąż Ruchci, który dał łapówkę w wysokości 50 dolarów. W obozie była również jego siostra, ściągnięta tam przez swojego męża. Kobiety i mężczyźni mieszkali w osobnych barakach.

Podczas pobytu w obozie ich praca polegała głównie na budowie dróg. Głodowali. Szwagier miał trochę pieniędzy, więc czasem mogli liczyć na pomoc Polaków.

W tym obozie przebywał około 1,5 roku. Po likwidacji obozu zostali zabrani do obozu przy Fabryce Samolotów w Mielcu. Cieszyli się z tego faktu, bo chociaż słyszeli, że komendant obozu to tyran, to warunki w obozie są lepsze.

To tutaj Marvinowi wytatuowano numer obozowy.

W Płaszowie nie tatuowano więźniów, ponieważ przełożeni Gotha z Berlina odrzucili jego wniosek, żeby nas w ten sposób znakować, i to mimo, że uzasadnił go potrzebą łatwiejszej identyfikacji uciekinierów. W Mielcu sytuacja wyglądała inaczej. Po przybyciu zostaliśmy ustawieni w jednej linii przed wyraźnie znudzonym i coraz bardziej poirytowanym oficerem SS, który siedział za maszyną i notował nasze dane 11 – tak wspomniał to w swojej książce Ocalony, Josef Lewkowicz.

Proces tatuowania był bolesny. Używano do tego grubej igły. Sprawiało to więźniom wielki ból.

Obóz był już wówczas filią KL Plaszow.  Marvin miał tatuaż  na prawym przedramieniu. W obozie byli niemieccy i ukraińscy strażnicy. Byli też żydowscy kapo. Jeden z nich mówił sam o sobie: jestem żydowskim gestapowcem. Był okrutny. Wyjątkowo zły. Nie przeżył wojny.

Gdyby przeżył, zostałby zabity potem przez tych, których dręczył – wspominał Marvin.

W Obozie B&L było około 150 więźniów, w obozie przy Fabryce – około 1 tys. Tak zapamiętał to Marvin.

Josef Lewkowicz wspomina o grupie 1,5 do 2 tysięcy więźniów.

Było zimno, nie mieli butów, w zimie dostawali zimną herbatę, miskę zupy i kawałek chleba na cały dzień. Prysznice były na zewnątrz, oczywiście z zimną wodą.

Ludzie chorowali. Nie było lekarstw. Była niewielka wydzielona strefa, coś w rodzaju szpitala, gdzie zabierano chorych.

Praca dla Marvina nie była aż tak ciężka, pracował w Fabryce, przy samolotach, musiał „wygładzać” metal ostrymi narzędziami. Pracował przy lekkich ramach do samolotów.

Pracowali jednak długo, najczęściej od godziny 7 rano do 18, 19.

            Dokładnie pamiętam swoją telefoniczną rozmowę z więźniem obozu w Mielcu, Stevem Israelerem. Również był nastolatkiem, jeszcze młodszym niż Marvin. Steve zapytał mnie jaka odległość dzieli Mielec od Krakowa. Powiedziałam, że około 130 kilometrów. Powiedział wówczas: tak niewiele, a my trzy dni jechali do Wieliczki.

Odpowiedziałam: ach,  tym pociągiem? (wiedziałam, że kiedy likwidowano obóz, skierowano transport do Wieliczki, do dzisiaj można w Mielcu zobaczyć rampę z której odjeżdżali więźniowie). Moja droga – powiedział Steve – to nie był pociąg…

Zrobiło mi się wstyd, bo przecież to nie był wygodny pociąg…Przecież to wiedziałam.

Marvin podobnie opowiadał o tym udzielając wywiadu: to nie było coś, co ty nazywasz pociągiem, to były bydlęce wagony.

 

            Marvin znalazł się w  Wieliczce, w kopalni soli, gdzie również był obóz. Mężczyzn posyłano stamtąd do różnych obozów. Jego grupa została w Wieliczce. Kobiety wysłano do obozu w Stutthof. Jego siostrę również. 

Znam nazwiska jeszcze kilku mielczanek, które trafiły do tego obozu. Jedna z nich była żoną wujka Mosze Borgera, nazywała się Estera Borger z domu Koller i nie przeżyła wojny.  W Stuthoff życie straciła również dziewczynka, Zosia Wachs. Obóz przeżyła Regina Berger, po wojnie używająca nazwiska Lieba Perlman. Być może to od niej Marvin dowiedział się  o tym co się stało z jego siostrą?

            W Wieliczce Marvin przebywał przez kilka miesięcy. Tak to pamięta. Na początku wydobywali sól.  Stamtąd trafił do obozu w Płaszowie, gdzie warunki były również bardzo złe. Zgłosił się na ochotnika, podając się za mechanika i został przewieziony do Niemiec, do Zschachwitz koło Drezna (był to podobóz KL Flossenburg, wg danych ze strony IPN starty, w Niemczech przebywał od 16 października 1944 roku).  W Zschachwitz był do lutego 1945 roku. Obozem zarządzali cywilni Niemcy, jego przełożonym był starszy człowiek, mechanik. Wykonywali części do czołgów. Fabryka jednak została zbombardowana i wysłano ich do Litomierzyc na terenie Czech. Szli tam zimą około dwóch, trzech tygodni, dostawali niewiele jedzenia. Tutaj zostali zaledwie kilka dni, 3 dni lub tydzień – zatarło się to w pamięci Marvina.

Z Litomierzyc na piechotę znowu wysłano ich w kolejne miejsce, był to Terezin. Tutaj Marvin doczekał wyzwolenia przez Armię Czerwoną (8 maja 1945 roku).

            Czuł się szczęśliwy z powodu, tego, że przeżył. Jego kondycja fizyczna nie była najgorsza, chociaż był przeraźliwie chudy. Z grupą innych ocalonych dostali się do Pragi, gdzie pomógł im Czerwony Krzyż. Nie mieli pieniędzy, nie mieli dokumentów. Kolejnym przystankiem na jego drodze było Pilzno. Tutaj znaleźli schronienie w kościele, gdzie znowu uzyskali pomoc.


Niemiecką granicę przekraczali nielegalnie, bez dokumentów. Była Norymberga, Monachium, w końcu obóz dla Dipisów. Tutaj próbując odbudowywać swoje życie Żydzi organizowali szkołę, założyli też klinikę, gdzie Marvin wykorzystywał swoje dentystyczne umiejętności zdobyte na początku wojny. Podjął też studia w Niemczech, ale przerwał je wyjazd do Stanów Zjednoczonych.




Zbiory Arolsen Archives

Wiedział, że nie chce zostać w Niemczech. Miał wybór albo Palestyna (co wówczas było bardzo trudne) albo Stany Zjednoczone. Wiedział, że w Ameryce mieszka siostra jego matki. Odszukał ją i to właśnie Rachela Jochnowitz, mieszkająca na Brooklynie, pomogła mu dostać się do Ameryki. W marcu 1949 roku wypłynął na statku z Bremen.  Przy jego nazwisku widnieje zapis: dental mechanic (technik dentystyczny).

zbiory Arolsen Archives

 

Resztę już znacie. W 1954 roku Mendel Balsam z Mielca, wtedy już zapewne Marvin, poznał swoją żonę Irene z domu Weinstock i rozpoczął budowanie rodziny.

Przeżył 85 lat, zmarł 6 lutego 2010 roku.

W 1992 roku  znalazł w sobie siłę i wraz ze swoimi synami przyjechał do Polski. Odwiedzili Mielec, Dąbrowę, Tarnów, Kraków, Bełżec, Majdanek, Wieliczkę.  Warszawę. Z tej podróży powstał przepiękny film, który wzruszył wiele osób nie tylko w  Mielcu, ale i w Dąbrowie. Przekazywałam go wszystkim, którzy byli ciekawi... Syn Marvina dał  nam pozwolenie by dzielić się  tym obrazem ze wszystkimi, którzy będą zainteresowani losami jego rodziny. Nie da się przejść obojętnie obok scen z dąbrowskiego cmentarza kiedy Marvin opowiada o zamordowanych członkach rodziny, a po policzkach płyną mu łzy. Kiedy kończyła sie wojna miał 20 lat i został zupełnie sam...

Nie da się przejść obojętnie obok scen kiedy widzimy Marvina odmawiającego kadisz albo rozmawiającego z dawnymi polskimi sąsiadami, których również ogarnia wzruszenie.


Ostatnim akordem filmu jest wizyta w Warszawie. Na jednym z żydowskich budynków, na  drzwiach jest świeży "malunek" - swastyka.  Co czuł Marvin widząc coś takiego? Trudno to sobie wyobrazić.

 

A Ruchcia?  Ta piękna dziewczynka ze zdjęcia z podania o wydanie dowodu osobistego…


Marvin pokazujący podanie Ruchci w mieleckim Muzeum.

Na zawsze pozostanie na kartach dziennika Mosze Borgera, który zdeponowany jest w Instytucie Yad Vashem.  Ta śliczna mielecka nastolatka zajmuje wiele miejsca w zapiskach Borgera. 

Po wojnie, w Niemczech, w Monachium, Marvin spotkał trzy  kobiety, które przeżyły Stutthoff. Opowiadały o tym, jak Niemcy ewakuując obóz wsadzili więźniów na statek i go zatopili. Taki los spotkał również Ruchcię. Tak to przedstawiły. Faktycznie w tej opowieści może być dużo prawdy, 25 kwietnia 1945 roku był początkiem ewakuacji obozu drogą morską; ewakuacja objęła około 3300 więźniów. W obozie spalono 7 baraków żydowskich; transport ten realizowany barkami dotarł do Zatoki Lubeckiej, gdzie więźniów umieszczono (wraz z więźniami  KL Neungamme) m.in. na trzech statkach "Cap Arcona" „Thielbeck” i „Athen. Po drodze wielu więźniów chorowało i wyrzucano ich za burtę…12

 

            Kilka lat temu byłam w Sztutowie, na terenie byłego obozu. Nigdy nie zapomnę tej wizyty, tej przerażające cichej pustki  w środku lasu… Nie wiedziałam wówczas, czy do tego obozu trafił  ktoś z Mielca, zastanawiałam się nad tym,  wiedza przyszła później. Położyłam kamyk przy pomniku, na znak pamięci o ofiarach. To był kamyk również dla Ruchci. Wtedy tego nie wiedziałam…

 

 

 

Tekst: Izabela Sekulska

Tekst jest wyłączną własnością autorki, cytowanie możliwe jedynie za podaniem źródła.

 

Dziękuję Scottowi Genzerowi za przekazanie mi filmu o wizycie Marvina Balsama w Polsce, który stał się asumptem do poznania losów rodziny Balsamów i  dalszych poszukiwań. Dziękuję Garemu Balsamowi za możliwość obejrzenia filmu.

 

 






 Kadry z filmu dokumentującego wizytę Marvina.

Pierwsze zdjęcia pochodzą z Mielca. Widoczna na nich jest macewa w Wisłoce.

Dwa ostatnie zdjęcia to cmentarz żydowski w Dąbrowie Tarnowskiej.

 

Korzystałam z dokumentów znajdujących się w AN w Krakowie, oddział Tarnów, AP w Rzeszowie, drzew genealogicznych Scotta Genzera,  filmu opowiadającego o wizycie Marvina Balsama w Polsce, zbiorów Żydowskiego Instytutu Historycznego,  zbiorów Yad Vashem, zbiorów Arolsen Archives, IPN straty i książki  Josefa Lewkowicza  i Michaela Calvina Ocalony. Jak przetrwałem sześć obozów koncentracyjnych i zostałem łowcą nazistów, wyd. Media Rodzina, 2023

 

Całość wspomnień Marvina Balsama znajduje się w tym miejscu:

https://collections.yadvashem.org/en/documents/3555031

 

 

Przypisy:

1 cytat pochodzi z wywiadu dostępnego pod linkiem : https://collections.yadvashem.org/en/documents/3555031

2 taką datę urodzenia podał sam Mendel między innymi w powojennych wspomnieniach w Mieleckiej Księdze Pamięci. Jednak w zasobach Arolsen Archives można odnaleźć również rok 1922. Trudno to dzisiaj zweryfikować. Mendel nie jest ujęty w Spisie Żydów z 1940 roku, był dzieckiem, a dzieci w Spisie nie ujęto. Należy jednak przyjąć, że rok 1925 jest właściwym rokiem urodzenia. W 1922 bowiem urodził się Alter, starszy brat Mendela (tak o nim mówi w wywiadzie sam Mendel)

3 dziennik Mosze Borgera AYV, Zespół Świadectwa i pamiętniki, dziennik Mosze Borgera, syg 1275.

4 szames – osoba, która w synagodze zajmowała się sprzątaniem synagogi, porządkowaniem modlitewników, zapalaniem świec przed szabasem, pomocą rabinom i chazanom.

5 rodzeństwo Samuela Balsama:  Szymon Mojżesz (ur. 18.03.1885 roku),  Blima  (ur.6.10.1888), Chaskiel (ur. 13.02.1902), Kiela Mirel (28.06. 1887), Małka Zifsel (ur.21.05.1898 roku), Etel.

Wg Scotta Genzera  miał więcej rodzeństwa, ale nie znalazłam ich aktów urodzenia.




Akty urodzenia pochodzą z AN w Krakowie, oddział w Tarnowie

6 Marvin zawyżył ogólną liczbę mieszkańców, tuż przed wojną było to ok.10 – 11 tys.

7 dziennik Mosze Borgera AYV, Zespół Świadectwa i pamiętniki, dziennik Mosze Borgera, syg 1275.

8 , https;//www.jewish.org/yizkor/mielec.html

 9 tamże

10 obóz firmy Baumer und Losch na Czekaju -  na terenie wojskowego obozu Lager Mielec swoją siedzibę miała firma Baumer an Losch działająca na terenie poligonu w latach 1940 – 1944. Firma zajmowała się budową dróg na terenie poligonu oraz budową kolejki wąskotorowej na Czekaju, więcej na temat obozu można przeczytać w książce Andrzeja Krempy Zagłada Żydów Mieleckich i Sztetl Mielec. Z Historii Mieleckich Żydów. 

11 cytat pochodzi z książki Josefa Lewkowicza i Michaela Calvina Ocalony, książka zawiera dużą ilość faktów z pobytu Lewkowicza w obozie w Mielcu

12  według danych znajdujących się w AP w Rzeszowie - oświadczenia złożonego przez świadków Blima Rachela Balsam została rozstrzelana w 1942 roku w Krakowie, jak już wiemy nie może to być prawdą, bo jeszcze w 1944 roku znajdowała się ona wg tego co wspomina jej brat, w obozie w Mielcu.

Twarze mieleckiego sztetla: Balsamowie

  Blima Rachela Balsam, kolekcja Muzeum Historii Regionalnej Pałacyk Oborskich w Mielcu Zdecydowałem się zostać w Stanach Zjednoczonych i od...