Blima Rachela Balsam, kolekcja Muzeum Historii Regionalnej Pałacyk Oborskich w Mielcu
Zdecydowałem się
zostać w Stanach Zjednoczonych i odbudować rodzinę. W 1954 roku spotkałem moją
żonę. Ożeniłem się. Zacząłem budować rodzinę. Oto gdzie jesteśmy. Mamy dwójkę
szczęśliwych dzieci. Jeden z synów mieszka w Ranana z żoną i dwójką dzieci.
Starszy we Wschodnim Brunszwiku, w New Jersey z żoną i dwójką dzieci. Znaleźli
powodzenie i szczęście. To koniec historii.1
Tak powiedział w 1990
roku udzielając wywiadu, ocalały z Holokaustu Marvin Balsam.
Mówił o końcu historii, która rozpoczęła się 2 stycznia 1925 roku w Mielcu,
kiedy na świat przyszedł Mendel (w poźniejszym życiu Marvin), trzecie z kolei dziecko Samuela
Izaka Balsama i Lei z domu Jochnowicz.
Dwa lata po udzielonym
wywiadzie, Marvin przyjechał do Polski. Z tej wizyty powstał przepiękny,
wzruszający film, który miałam okazję obejrzeć dzięki uprzejmości Scotta
Genzera i syna Marvina, Garego.
To moja siostra – powie
podczas swojej wizyty w Mielcu Marvin oglądając jedno z podań o wydanie dowodu
osobistego z kolekcji mieleckiego muzeum
– to była taka ładna dziewczynka.
Blima Rachela Balsam, kolekcja Muzeum Historii Regionalnej Pałacyk Oborskich w Mielcu
Dociera do mnie wówczas
kim jest Marvin – jest bratem Ruchci Balsam, pięknej dziewczyny, w której
zakochany był Mosze Borger i poświęcił jej wiele miejsca w swoim dzienniku:
Wśród dziewcząt najwięcej zajęła
moją uwagę Blima Low. Zacząłem z nią „chodzić”. Przez kilka miesięcy zajmowałem
się Blimą, ale gdzieś w grudniu zauważyłem, że Blima czasem coś ukrywa przede
mną i że nie odwzajemnia szczerą przyjaźnią. Nie chcąc ani sobie ani jej
zawracać głowy zerwałem z nią (Sama Blima zalecała mi na koleżankę Ruchcię
Balsam). Nią właśnie „zajęło się” moje uczucie. Zawsze gdy nie ma koło niej
nikogo w lokalu rozmawiam z nią odprowadzam ją do domu, czy rozumie moją myśl
nie wiem. Uczucie moje względem niej jest silne bo zawsze przechodząc patrzę w
jej okna czy zobaczę ją. Smutno mi bardzo już długo nie miałem sposobności
zobaczyć się z nią3
Mosze i Ruchcia (Blima Rachela)
byli sąsiadami, mieszkali na ulicy Legionów.
Podczas swojej wizyty w Mielcu w
1992 roku Marvin pokazuje towarzyszom miejsce gdzie był dom, w którym mieszkali, ale samego domu
już nie ma.
Marvin na ulicy Legionów.
W Spisie Żydów sporządzonym przez
mielecki Judenrat w 1940 roku przy nazwisku ojca Marvina i Ruchci widnieje
zapis: biedny inwalida wojenny pobiera zapomogę społeczną. Tak musiało
być, bo w zbiorach Żydowskiego Instytutu Historycznego znajduje się informacja,
że Samuel otrzymał pomoc od Jointu.
We wspomnianym wywiadzie z 1990
roku Marvin wspomina, że ojciec zajmował się interesami. Z filmu dowiadujemy
się również, że był szamesem4 w synagodze.
Lea urodzona 24 sierpnia 1890 roku
(prawdopodobnie w Mielcu lub jego okolicach) i Samuel Izak urodzony 1 lipca
1896 roku w Dąbrowie Tarnowskiej jako
nieślubne dziecko Izraela Balzama (nazwisko jeszcze pisane przez „z”) kramarza
i Reizli Reifen córki Majera byłego nauczyciela i Keili Mirli5,
dochowają się piątki dzieci: najstarszej Blimy Racheli urodzonej 15 kwietnia
1920 roku, Altera Jeremiasza urodzonego
22 września 1922 roku, Mendela urodzonego w 1925 roku, Nechy urodzonej około 1928 roku i Israela Chaima
urodzonego około 1935 roku.
Akt urodzenia Samuela Izaka, AN w Krakowie, oddział w Tarnowie
Przypuszczam, że Blima
Rachela dostała imię po swojej ciotce, siostrze ojca. Ta urodziła się w 1880
roku i prawdopodobnie nie żyła już, kiedy rodziło się najstarsze dziecko Balsamów
(w żydowskiej tradycji nie nadaje się dzieciom imion żyjących krewnych).
Czy życie Marvina koncentrowało się w Mielcu, czy
wyjeżdżał poza Mielec w czasie kiedy był dzieckiem, zastanawiam się. Nic o tym
nie wspomina, ale miał rodzinę w Dąbrowie, więc zapewne tak.
Z dziennika Mosze
wiedziałam, że Ruchcia wyjeżdżała do krewnych do Łodzi.
W czasie rozmowy
przeszliśmy do jej przeżyć w Łodzi. Opowiadała mi, że nie odpisywała z
początku, bo nie rozumiała mego postępowania. List po tak krótkiej znajomości
był czymś niezrozumiałym.
Później gdy otrzymawszy
ode mnie kilka listów chciała już coś odpisać miała zajętą głowę sprawami
matrymonialnymi. Jak mi powiedziała, wysłali ją rodzice do krewnych w Łodzi,
aby łatwiej móc ją wydać za mąż za kuzyna.
O tym R. jak powiada, nie
wiedziała. Wiedziała tylko, że ciotka (matka kuzyna) odnosi się bardzo dobrze,
ten kuzyn stara się zdobyć jej względy, to wprawdzie nasunęło jej pewne
domysły, ale o zamierzeniach krewnych i rodziców dowiedziała się zupełnie przypadkowo,
wskutek nieodpowiedniego zaadresowania listu.
Oprócz tego oświadczył
się jej kuzyn kilka razy, ale R. odpalnęła go.
Dowiedziawszy się z listu
rodziców do ciotki o zamiarze wydania jej za mąż zrobiła ciotce awanturę, a do
domu napisała list, aby jej w ogóle tymi sprawami głowy nie zawracać. Od tego
czasu ciotka zmieniła radykalnie swój stosunek do niej dokuczała jej i sekowała
na każdym kroku.
Wrogi stosunek ciotki jako też niesłychane
zaloty kuzyna wprawiały ją w wielki smutek i rezygnację. Z tego też powodu nie
odpisywała mi. Jak już przedtem wspomniałem istniał jeszcze inny powód a
mianowicie nierozumienie moich myśli. Gdy teraz R. mówiła mi, że nie odpisywała
ponieważ nie mogłaby po tak krótkiej znajomości już pisać, zapytałem ją czy już
teraz rozumie mnie, odpowiedziała, że nie.
„ Przecież jestem tylko córką…. Więc między nami nic być nie może” – tak
mi powiedziała.
Szczerość tych słów po
prostu mnie rozbroiła. Łzy stanęły mi w oczach, nie mogłem nie odpowiedzieć.
Powiedzieć, że ją kocham pomimo tego, że na przesądy w razie potrzeby zwracać
uwagi nie będę, nie mogłem.
To równałoby się
oświadczeniu, a tego czynić nie mogę ze względu na nieokreśloną przyszłość. Aby
więc gorzki posmak jej słów załagodzić, powiedziałem, że ja o tym wiem, i wiem
co robię.
R. widząc na razie brak
ruchów poważnych i rozjątrzona planami rodziców, aby ją jak najprędzej za mąż
wydać, chciała ze mną zerwać i to było powodem pogniewania się na mnie. Teraz
znowu zawracają jej głowę swataniem, ale ja jej pomóc nic nie mogę7.
Analiza
archiwalnych dokumentów pozwoliła mi dowiedzieć się kim była ciotka, do której
do Łodzi jeździła Ruchcia. W zasobach
Archiwum Narodowego w Krakowie odnalazłam akt urodzenia Majera Balsama (urodzonego w 1910 roku ) syna Chaima Weila i Keili Mirli Balsam. Małżonkowie mieszkali
w Łodzi. Ruchcia jeździła zatem do cioci Keili Mirli.
Jak można wywnioskować z fragmentu dziennika Mosze, prawdopodobnie rodzina Balsamów była biedniejsza od rodziny Mosze, dziewczyna nie liczyła na poważny związek z Mosze, jak można przypuszczać, właśnie z powodów finansowych. Jej ojciec był szamesem, ojciec Mosze był kupcem.
W swoich powojennych
wspomnieniach Marvin mówi, że dom na Legionów dzielą z ciocią i wujkiem. W
filmie nadmienia, że mieszkała z nim rodzina Allweissów i pada imię
Gershon (w Spisie Junderatu rzeczywiście odnajduję Gershona Allweissa z żoną
Esterą, mieszkają przy ulicy Legionów 43). Sprawdzam dane w drzewach
genealogicznych Scotta Genzera – Estera nazywała się z domu Jochnowicz, była
więc zapewne spokrewniona z mamą Marvina, przypuszczam, że były siostrami.
Jeśli chodzi o
gminę (kehila), to była ona bardzo aktywna. W Mielcu mieszkało około 5 tysięcy
Żydów, z łącznej liczby około 15 tys. osób6
.
Gmina była rządzona przez Rosh Hakahal i zarząd, który był wybierany
przez społeczność żydowską. Gmina zbierała opłaty i sprzedawała specjalne kwity
każdemu, kto chciałby mieć kurczaka ubitego w sposób rytualny. Pieniądze z tych
dwóch źródeł umożliwiały wypłacanie wynagrodzenia rabinowi, trzem rzezakom, a
także na inne cele społeczne i na pokrycie kosztów administracyjnych 8 – tak będzie pisał po wojnie Marvin.
W jego wspomnieniach
będzie również duża, piękna synagoga, będą inne sztible (domy modlitwy), Jad
Charuzim (Stowarzyszenie Rzemieślników Żydowskich), gdzie rzemieślnicy
zorganizowali jak to określa Marvin własną minjankę (dom modlitwy) i prowadzili
działalność społeczną. Będzie wspominał, że gmina żydowska skutecznie
opiekowała się biednymi ludźmi w mieście. Jako przykład podaje, że przed każdym
Świętem Pesach mąka na mace była rozdawana biednym.
Wspomina, że pomagał ojcu
wydawać jedzenie i wino na Święto Jom Tov, a także bony na węgiel i drewno na
zimę.
Poświęca też w swoich
wspomnieniach sporo miejsca noclegowni wbudowanej po to, aby
osoby, które przybywają do miasta, miały przyzwoite miejsca noclegowe. Według
Marvina żaden biedny podróżny, kiedy przechodził przez Mielec w szabas, nie
został pozostawiony bez pomocy i znajdował schronienie w czyimś domu, był zapraszany na posiłek szabasowy.
Balsamowie byli bardzo religijną rodziną. Samuel nosił tradycyjną brodę, a Lea perukę. Marvin jak i zapewne pozostałe dzieci Balsamów, chodził do polskiej szkoły. Popołudniami chłopcy chodzili do Talmud Tora.
Marvin wspomina, że potem studiował również u rebe Israela Ellisa.
Miałem bardzo
szczęśliwe dzieciństwo – powie
udzielając wywiadu – aż do wybuchu wojny. Miałem wtedy 14 lat.
W pamięci zapisał mu się antysemityzm, który niestety odczuwały
żydowskie dzieci.
Często walczyliśmy
z polskimi dzieci.
Chodząc do szkoły, do
1936 roku można było nosić jarmułki. Potem zostały one zakazane. Ubierano je
jedynie w czasie lekcji religii, którą prowadził żydowski nauczyciel. Lekcja ta była połączeniem historii Żydów i religii. Kiedy do klasy wchodził dyrektor szkoły,
jarmułki należało ściągać.
Jak wspominał swoich
polskich sąsiadów Marvin?
Po jednej stronie
mieszkali mili ludzie, a po drugiej mniej mili. Jak to u ludzi bywa…
W jego pamięci zapisały się aktywne syjonistyczne organizacje
i różne chasydzkie grupy, wyznawcy różnych rabinów, którzy przybywali do
miasta.
Wszystko skończyło się
wraz z wybuchem wojny.
Niestety ta piękna
społeczność żydowska została zniszczona we wrześniu 1939 roku, kiedy to Niemcy
wkroczyli do miasta. W pierwszy piątek okupacji, którym był erev Rosz Haszana,
Niemcy zabili rzezaka i Żydów, którzy przywieźli kury do rzeźni. Niemcy powiesili
ciała pomordowanych na hakach rzeźniczych przeznaczonych dla kurcząt. Wieczorem
Roszhaszana, Niemcy spalili synagogę, Beit Midrasz, Bais Hamerchatz i Bais
Hachnoss Orchim, które zajmowały jeden kwadratowy obszar i zabili tam około 30
Żydów9.
Zaczął się ciężki czas dla Żydów. Byli zmuszani do pracy na rzecz Niemców. W gronie
przymusowych robotników był również nasz bohater. Dla Niemców pracował do 1942
roku. Zanim jednak został przydzielony do cięższych prac, był pomocnikiem
dentysty. Był to dentysta żydowski. Kiedy to czytam, zastanawiam się czy
pomagał Hermanowi Seidenowi, czy może Norbertowi Rotterowi? (to oni zajmowali się leczeniem zębów mielczan w tym czasie).
Marvin twierdzi, że ów
dentysta był zaprzyjaźniony z jego rodziną. Może był to jednak Seiden? Ruchcia Balsam w 1939 roku wyszła za mąż za mężczyznę o nazwisku Selig Seiden. Może Marvin pracował u jej teścia?
Kolejna praca Marvina była znacznie cięższa. Pracował przy budowie dróg. Musiał bardzo wcześnie stawiać
się w pracy, do której jeździł albo rowerem, który posiadał jeszcze na początku
wojny, albo szedł na piechotę. Droga zajmowała mu około godziny. Prawdopodobnie
pracował w okolicy dzisiejszej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, więc możemy
sobie wyobrazić jak daleką trasę miał do pokonania. Wychodził z domu około
6.30, 7.00, powracał o 18.00, 19.00.
Jego rodzina w tym czasie
miała dość dobre warunki życia. Ojciec był straszą osobą więc nie pracował, Alter pracował w warsztacie samochodowym
u Ortyla.
Jedzenie kupowali od
mieszkańców okolicznych wsi, spośród których wiele osób, to były osoby im
znajome. W granicach miasta można było swobodnie się poruszać, ale aby wyjechać
poza miasto, należało mieć specjalną przepustkę.
Marvin wspomina, że
starano się unikać Niemców, co nie było takie łatwe, bo w okolicy mieszkało
sporo volksdeutschów (w pobliżu Mielca znajdowało się kilka niemieckich
kolonii).
Chodzenie na wieś po
jedzenie, nie było bezpieczne. Rolnicy nie byli chętni aby współpracować z Żydami,
bali się, niektórzy w ogóle nie chcieli mieć z nimi nic wspólnego, inni
sprzedawali im jedzenie, bo sami potrzebowali pieniędzy.
Ludność polska nie miała
aż takich problemów jak Żydzi, ale Niemcy niszczyli polską inteligencję, a
także wysyłali ludzi na roboty przymusowe do Niemiec, głównie kobiety. Życie
Polaków było jednak dużo bardziej normalne, dzieci chodziły do szkoły, Polacy
mogli też chodzić do kościoła. Marvin zaznaczył jednak, że to o czym mówi, dotyczy sytuacji w Mielcu. Nie wie jak było gdzie indziej.
Kiedy wybuchła wojna nie mógł
już się uczyć, ponieważ Żdyom nie wolno było chodzić do szkoły. Uczyli się w domach,
ojciec płacił prywatnym nauczycielom. Marvin kontynuował naukę do momentu, kiedy musiał zacząć pracować. W tym czasie starał się czytać dużo książek, ale w dzień powszedni nie
było to możliwe. Z pracy przychodził późno i był bardzo zmęczony, więc mył się,
jadł i kładł spać. Pracował 5 dni w tygodniu.
Czytając to wszystko myślę: 15 - letnie dziecko… pozbawione dzieciństwa i zaprzęgnięte do ciężkiej pracy.
Pozbawione możliwości nauki. Narażone na nieustanny strach…
Marvin pracował od 1940
roku do marca 1942 roku.
Trwała wojna. Docierały
do nich różne wiadomości. Wiedzieli o getcie w Warszawie, Łodzi. Skąd mieli te
wiadomości? Od podróżujących, którzy posiadali specjalne przepustki. O takich
przepustkach wspomina w swojej książce I rest my case Mark Verstandig.
Było im ciężko uwierzyć w
takiej wiadomości, ale wierzyli…
Nadszedł
marzec 1942 roku. Tuż przed 9 marca, dniem deportacji Żydów z Mielca, Samuel, Alter i Mendel wyjechali do
Dąbrowy, do rodziny Samuela. Lea z
młodszymi dziećmi, pozostała w Mielcu.
Jakoś udało im się
pokonać tą straszną zimową drogę z Rynku do hangarów na lotnisku. Patrzę przez
okno, jest dzisiaj zimowy, wietrzny i śnieżny dzień. Zimno. Myślę, że właśnie w taki dzień szli.
Ona była ponad 50 - letnią kobietą, Necha miała kilkanaście lat, ale Israel
prawdopodobnie miał jedynie około 7 lat.
Znalazłam całą trójkę na
liście osób, które przybyły do Międzyrzeca Podlaskiego. Zostali wywiezieni, jak wielu innych żydowskich mielczan. Rodzina postanowiła ich
ratować. Zapłacili Polakowi, który pojechał do Międzyrzeca i załatwił Lei
aryjskie papiery. Udało się im przedostać do Dąbrowy.
Tu wszyscy zamieszkali z
wujkiem, dzieli jedno mieszkanie. Żyli z dnia na dzień. Marvin pracował, Alter
znowu pracował jako mechanik. Dla Niemców.
Nadszedł lipiec 1942 roku.
Niemcy wyciągali Żydów z ich domów. Alter próbował ratować swoją babcię. Oboje
zostali rozstrzelani na cmentarzu w Dąbrowie, prawdopodobnie 22 lipca. Potem w
mieście uszczelniano getto.
Ruchci nie było z rodziną. Była już wtedy mężatką. Pracowała w Krakowie w szpitalu, miała aryjskie papiery, ale zachorowała na tyfus. Nie mogła dłużej tam zostać. Była rozdzielona z mężem. On był w obozie pracy.
W historii Marvina mąż
Ruchci odegra znaczącą rolę.
Po
śmierci Altera i babci rodzice nakazali Marvinowi aby się ratował, aby uciekał.
Samuel i Lea i ich dwójka dzieci: Necha i Israel podzielą los innych
dąbrowskich Żydów i zostaną zabrani do getta w Tarnowie.
Czy zginęli w Tarnowie?
Czy ich szczątki są wśród ofiar w mogile zbiorowej na tarnowskim cmentarzu żydowskim, albo w
Lesie Buczyna, gdzie często jestem? A może zostali wywiezieni do któregoś z
obozów? Nie wiem.
Nie wiem, czy wiedział to Marvin. W 1992 roku pojechał do Bełżca. Przypuszczał, że tu zamordowano jego rodzinę. Jest to możliwe. Z Tarnowa wywożono Żydów również do tego obozu.
Po wojnie szukał rodziny i że minęło wiele
miesięcy zanim zdał sobie sprawę, że został na świecie sam.
Z biegiem miesięcy
zdałem sobie sprawę, ze zostałem zupełnie sam, było to okropne uczucie.
Słyszałem o ludziach, którzy popełniali samobójstwo z samotności. Byli zupełnie
sami…
Kierując się prośbą
rodziców, Marvin uciekł z Dąbrowy. Przedostał się przez Wisłę i zatrzymał się w
Połańcu, miasteczku, gdzie po deportacji mieleckich Żydów schronienie znalazło
wielu mielczan. Prawie nie było tam Niemców, było w miarę bezpiecznie.
Nie miał żydowskiego
wyglądu – tak odpowiedział kiedy przeprowadzający wywiad zapytał czy wyglądał
jak Żyd. Ale nieżydowski wygląd i tak nie pomagał, nie miał szans na zdobycie aryjskich
dokumentów.
Któregoś dnia złapali go
Niemcy. Żydowski policjant obecny z nimi, poprosił Niemców żeby go puścili
wolno. Marvin tłumaczył, że idzie do pracy. Zaczął biec i schronił się w
krzakach. Udało się, uratował życie. Mniej więcej w tym samym czasie dowiedział
się, że jego rodzina trafiła do getta w Tarnowie.
Któregoś dnia głodny Marvin zastukał do drzwi Polaków,
prosząc o pomoc. W chwili udzielania wywiadu, nie pamięta czy dostał jedzenie,
ale po kilkunastu minutach pojawiła się grupa Polaków i nie była to grupa
przyjaźnie do niego nastawiona. Ukrył się w krzakach i dzięki temu, nie
znaleźli go.
W tym czasie żywił się
tym, co znalazł w polach.
Jego szwagier, mąż
Ruchci, przebywał wówczas w obozie Baumer&Losch w pobliżu Mielca 10. Jak
wielu innych Żydów, Marvin próbował dostać się do obozu, to była jedna z
najbardziej popularnych strategii przetrwania Żydów w okolicy Mielca. Niestety
nie miał pieniędzy aby dać łapówkę i dostać się do obozu. I tym razem cudem
uniknął śmierci, bo Niemiec z którym rozmawiał strzelał do niego. Ratował się
ucieczką, spędził noc w lesie. Z pomocą przyszedł mu mąż Ruchci, który dał
łapówkę w wysokości 50 dolarów. W obozie była również jego siostra, ściągnięta
tam przez swojego męża. Kobiety i mężczyźni mieszkali w osobnych barakach.
Podczas pobytu w obozie
ich praca polegała głównie na budowie dróg. Głodowali. Szwagier miał trochę
pieniędzy, więc czasem mogli liczyć na pomoc Polaków.
W tym obozie przebywał około
1,5 roku. Po likwidacji obozu zostali zabrani do obozu przy Fabryce Samolotów w Mielcu. Cieszyli się z tego faktu, bo chociaż słyszeli, że komendant obozu to tyran, to
warunki w obozie są lepsze.
To tutaj Marvinowi
wytatuowano numer obozowy.
W Płaszowie nie
tatuowano więźniów, ponieważ przełożeni Gotha z Berlina odrzucili jego wniosek,
żeby nas w ten sposób znakować, i to mimo, że uzasadnił go potrzebą łatwiejszej
identyfikacji uciekinierów. W Mielcu sytuacja wyglądała inaczej. Po przybyciu
zostaliśmy ustawieni w jednej linii przed wyraźnie znudzonym i coraz bardziej
poirytowanym oficerem SS, który siedział za maszyną i notował nasze dane 11
– tak wspomniał to w swojej książce Ocalony, Josef Lewkowicz.
Proces tatuowania był
bolesny. Używano do tego grubej igły. Sprawiało to więźniom wielki ból.
Obóz był już wówczas
filią KL Plaszow. Marvin miał tatuaż na prawym przedramieniu. W obozie byli
niemieccy i ukraińscy strażnicy. Byli też żydowscy kapo. Jeden z nich mówił sam
o sobie: jestem żydowskim gestapowcem. Był okrutny. Wyjątkowo zły. Nie przeżył wojny.
Gdyby przeżył,
zostałby zabity potem przez tych, których dręczył – wspominał
Marvin.
W Obozie B&L było
około 150 więźniów, w obozie przy Fabryce – około 1 tys. Tak zapamiętał to
Marvin.
Josef Lewkowicz wspomina
o grupie 1,5 do 2 tysięcy więźniów.
Było zimno, nie mieli
butów, w zimie dostawali zimną herbatę, miskę zupy i kawałek chleba na cały
dzień. Prysznice były na zewnątrz, oczywiście z zimną wodą.
Ludzie chorowali. Nie
było lekarstw. Była niewielka wydzielona strefa, coś w rodzaju szpitala, gdzie
zabierano chorych.
Praca dla Marvina nie
była aż tak ciężka, pracował w Fabryce, przy samolotach, musiał „wygładzać”
metal ostrymi narzędziami. Pracował przy lekkich ramach do samolotów.
Pracowali jednak długo,
najczęściej od godziny 7 rano do 18, 19.
Dokładnie pamiętam swoją telefoniczną rozmowę z więźniem
obozu w Mielcu, Stevem Israelerem. Również był nastolatkiem, jeszcze młodszym
niż Marvin. Steve zapytał mnie jaka odległość dzieli Mielec od Krakowa.
Powiedziałam, że około 130 kilometrów. Powiedział wówczas: tak niewiele,
a my trzy dni jechali do Wieliczki.
Odpowiedziałam: ach, tym pociągiem? (wiedziałam, że kiedy likwidowano obóz, skierowano transport
do Wieliczki, do dzisiaj można w Mielcu zobaczyć rampę z której odjeżdżali więźniowie). Moja
droga – powiedział Steve – to nie był pociąg…
Zrobiło mi się wstyd, bo
przecież to nie był wygodny pociąg…Przecież to wiedziałam.
Marvin podobnie opowiadał
o tym udzielając wywiadu: to nie było coś, co ty nazywasz pociągiem, to
były bydlęce wagony.
Marvin znalazł się w Wieliczce, w kopalni soli, gdzie również był obóz. Mężczyzn posyłano stamtąd do różnych obozów. Jego grupa została w Wieliczce. Kobiety wysłano do obozu w Stutthof. Jego siostrę również.
Znam
nazwiska jeszcze kilku mielczanek, które trafiły do tego obozu. Jedna z nich
była żoną wujka Mosze Borgera, nazywała się Estera Borger z domu Koller i nie
przeżyła wojny. W Stuthoff życie
straciła również dziewczynka, Zosia Wachs. Obóz przeżyła Regina Berger, po
wojnie używająca nazwiska Lieba Perlman. Być może to od niej Marvin dowiedział się o tym co się stało z jego siostrą?
W Wieliczce Marvin przebywał przez kilka miesięcy. Tak to
pamięta. Na początku wydobywali sól.
Stamtąd trafił do obozu w Płaszowie, gdzie warunki były również bardzo
złe. Zgłosił się na ochotnika, podając się za mechanika i został przewieziony do Niemiec,
do Zschachwitz koło Drezna (był to podobóz KL Flossenburg, wg danych ze strony
IPN starty, w Niemczech przebywał od 16 października 1944 roku). W Zschachwitz był do lutego 1945 roku. Obozem
zarządzali cywilni Niemcy, jego przełożonym był starszy człowiek, mechanik.
Wykonywali części do czołgów. Fabryka jednak została zbombardowana i wysłano
ich do Litomierzyc na terenie Czech. Szli tam zimą około dwóch, trzech tygodni,
dostawali niewiele jedzenia. Tutaj zostali zaledwie kilka dni, 3 dni lub
tydzień – zatarło się to w pamięci Marvina.
Z Litomierzyc na piechotę
znowu wysłano ich w kolejne miejsce, był to Terezin. Tutaj Marvin doczekał
wyzwolenia przez Armię Czerwoną (8 maja 1945 roku).
Czuł się szczęśliwy z powodu, tego, że przeżył. Jego
kondycja fizyczna nie była najgorsza, chociaż był przeraźliwie chudy. Z grupą
innych ocalonych dostali się do Pragi, gdzie pomógł im Czerwony Krzyż. Nie
mieli pieniędzy, nie mieli dokumentów. Kolejnym przystankiem na jego drodze
było Pilzno. Tutaj znaleźli schronienie w kościele, gdzie znowu uzyskali pomoc.
Niemiecką granicę przekraczali nielegalnie, bez dokumentów. Była Norymberga, Monachium, w końcu obóz dla Dipisów. Tutaj próbując odbudowywać swoje życie Żydzi organizowali szkołę, założyli też klinikę, gdzie Marvin wykorzystywał swoje dentystyczne umiejętności zdobyte na początku wojny. Podjął też studia w Niemczech, ale przerwał je wyjazd do Stanów Zjednoczonych.
Zbiory Arolsen Archives
Wiedział, że nie chce
zostać w Niemczech. Miał wybór albo Palestyna (co wówczas było bardzo trudne)
albo Stany Zjednoczone. Wiedział, że w Ameryce mieszka siostra jego matki. Odszukał
ją i to właśnie Rachela Jochnowitz, mieszkająca na Brooklynie, pomogła mu
dostać się do Ameryki. W marcu 1949 roku wypłynął na statku z Bremen. Przy jego nazwisku widnieje zapis: dental
mechanic (technik dentystyczny).
Resztę już znacie. W 1954
roku Mendel Balsam z Mielca, wtedy już zapewne Marvin, poznał swoją żonę Irene z domu Weinstock
i rozpoczął budowanie rodziny.
Przeżył 85 lat, zmarł 6
lutego 2010 roku.
W 1992 roku znalazł w sobie siłę i wraz ze swoimi synami przyjechał do Polski. Odwiedzili Mielec, Dąbrowę, Tarnów, Kraków, Bełżec, Majdanek, Wieliczkę. Warszawę. Z tej podróży powstał przepiękny film, który wzruszył wiele osób nie tylko
w Mielcu, ale i w Dąbrowie. Przekazywałam go wszystkim, którzy byli ciekawi... Syn Marvina
dał nam pozwolenie by dzielić się tym obrazem ze wszystkimi, którzy będą zainteresowani
losami jego rodziny. Nie da się przejść obojętnie obok scen z dąbrowskiego cmentarza kiedy Marvin opowiada o zamordowanych członkach rodziny, a po policzkach płyną mu łzy. Kiedy kończyła sie wojna miał 20 lat i został zupełnie sam...
Nie da się przejść obojętnie obok scen kiedy widzimy Marvina odmawiającego kadisz albo rozmawiającego z dawnymi polskimi sąsiadami, których również ogarnia wzruszenie.
Ostatnim akordem filmu jest wizyta w Warszawie. Na jednym z żydowskich budynków, na drzwiach jest świeży "malunek" - swastyka. Co czuł Marvin widząc coś takiego? Trudno to sobie wyobrazić.
A
Ruchcia? Ta piękna dziewczynka ze
zdjęcia z podania o wydanie dowodu osobistego…
Na zawsze pozostanie na kartach dziennika Mosze Borgera, który zdeponowany jest w Instytucie Yad Vashem. Ta śliczna mielecka nastolatka zajmuje wiele miejsca w zapiskach Borgera.
Po wojnie, w Niemczech, w Monachium, Marvin spotkał trzy kobiety, które przeżyły Stutthoff. Opowiadały o tym, jak Niemcy ewakuując obóz wsadzili więźniów na statek i go zatopili. Taki los spotkał również Ruchcię. Tak to przedstawiły. Faktycznie w tej opowieści może być dużo prawdy, 25 kwietnia 1945 roku był początkiem ewakuacji obozu drogą morską; ewakuacja objęła około 3300 więźniów. W obozie spalono 7 baraków żydowskich; transport ten realizowany barkami dotarł do Zatoki Lubeckiej, gdzie więźniów umieszczono (wraz z więźniami KL Neungamme) m.in. na trzech statkach "Cap Arcona" „Thielbeck” i „Athen. Po drodze wielu więźniów chorowało i wyrzucano ich za burtę…12
Kilka lat temu byłam w
Sztutowie, na terenie byłego obozu. Nigdy nie zapomnę tej wizyty, tej
przerażające cichej pustki w środku lasu… Nie wiedziałam wówczas, czy do tego
obozu trafił ktoś z Mielca, zastanawiałam się nad tym, wiedza
przyszła później. Położyłam kamyk przy pomniku, na znak pamięci o
ofiarach. To był kamyk również dla Ruchci. Wtedy tego nie wiedziałam…
Tekst: Izabela Sekulska
Tekst jest wyłączną własnością autorki, cytowanie możliwe jedynie za podaniem źródła.
Dziękuję Scottowi Genzerowi za przekazanie mi filmu o wizycie Marvina Balsama
w Polsce, który stał się asumptem do poznania losów rodziny Balsamów i dalszych poszukiwań. Dziękuję Garemu Balsamowi za możliwość obejrzenia filmu.
Korzystałam z dokumentów
znajdujących się w AN w Krakowie, oddział Tarnów, AP w Rzeszowie, drzew
genealogicznych Scotta Genzera, filmu
opowiadającego o wizycie Marvina Balsama w Polsce, zbiorów Żydowskiego Instytutu
Historycznego, zbiorów Yad Vashem, zbiorów Arolsen Archives, IPN straty i książki Josefa Lewkowicza i Michaela Calvina Ocalony.
Jak przetrwałem sześć obozów koncentracyjnych i zostałem łowcą nazistów,
wyd. Media Rodzina, 2023
Całość wspomnień Marvina
Balsama znajduje się w tym miejscu:
https://collections.yadvashem.org/en/documents/3555031
Przypisy:
1 cytat
pochodzi z wywiadu dostępnego pod linkiem : https://collections.yadvashem.org/en/documents/3555031
2 taką
datę urodzenia podał sam Mendel między innymi w powojennych wspomnieniach w
Mieleckiej Księdze Pamięci. Jednak w zasobach Arolsen Archives można odnaleźć
również rok 1922. Trudno to dzisiaj zweryfikować. Mendel nie jest ujęty w
Spisie Żydów z 1940 roku, był dzieckiem, a dzieci w Spisie nie ujęto. Należy
jednak przyjąć, że rok 1925 jest właściwym rokiem urodzenia. W 1922 bowiem urodził się
Alter, starszy brat Mendela (tak o nim mówi w wywiadzie sam Mendel)
3 dziennik Mosze Borgera 1 AYV, Zespół Świadectwa i
pamiętniki, dziennik Mosze Borgera, syg 1275.
4 szames
– osoba,
która w synagodze zajmowała się sprzątaniem synagogi, porządkowaniem
modlitewników, zapalaniem świec przed szabasem, pomocą rabinom i chazanom.
5 rodzeństwo
Samuela Balsama: Szymon Mojżesz (ur.
18.03.1885 roku), Blima (ur.6.10.1888), Chaskiel (ur. 13.02.1902),
Kiela Mirel (28.06. 1887), Małka Zifsel (ur.21.05.1898 roku), Etel.
Wg Scotta Genzera miał więcej rodzeństwa, ale nie znalazłam ich
aktów urodzenia.
Akty urodzenia pochodzą z AN w Krakowie, oddział w Tarnowie
6 Marvin
zawyżył ogólną liczbę mieszkańców, tuż przed wojną było to ok.10 – 11 tys.
7 dziennik Mosze Borgera AYV, Zespół Świadectwa i
pamiętniki, dziennik Mosze Borgera, syg 1275.
8 ,
https;//www.jewish.org/yizkor/mielec.html
9 tamże
10 obóz firmy
Baumer und Losch na Czekaju - na terenie wojskowego obozu
Lager Mielec swoją siedzibę miała firma Baumer an Losch działająca na terenie
poligonu w latach 1940 – 1944. Firma zajmowała się budową dróg na terenie
poligonu oraz budową kolejki wąskotorowej na Czekaju, więcej na temat obozu
można przeczytać w książce Andrzeja Krempy Zagłada Żydów Mieleckich i Sztetl
Mielec. Z Historii Mieleckich Żydów.
11 cytat
pochodzi z książki Josefa Lewkowicza i Michaela Calvina Ocalony, książka
zawiera dużą ilość faktów z pobytu Lewkowicza w obozie w Mielcu
12 według danych
znajdujących się w AP w Rzeszowie - oświadczenia złożonego przez świadków
Blima Rachela Balsam została rozstrzelana w 1942 roku w Krakowie, jak już wiemy nie może
to być prawdą, bo jeszcze w 1944 roku znajdowała się ona wg tego co wspomina
jej brat, w obozie w Mielcu.




















