Archiwum bloga

środa, 17 września 2025

Tam gdzie była piekarnia... Wizyta rodziny Thalerów w Mielcu.

 


zdjęcie: Yad Vashem, Samuel Thaler przed wyjazdem do Ameryki.
Nie jest to dziadek Shmuela Thalera, jednego z bohaterów tekstu. Myślę jednak, że rodziny mogły być ze sobą spokrewnione.



Wyjeżdżając z Krakowa i wyruszając w dwugodzinną podróż do Mielca, byłem dobrze przygotowany – miałem aparat, kliszę, notes i długopisy. Kiedy zobaczyłem pierwszy znak drogowy wskazujący kierunek i z napisem „MIELEC”, serce podskoczyło mi do gardła. To było prawdziwe miasto, poczułem to z niepokojem, a nie tylko miejsce, o którym słyszałem od ojca. Wkrótce drugi znak potwierdził ponad wszelką wątpliwość, że rzeczywiście rodzinne miasto mojej rodziny znajduje się niedaleko. Jak długa była ta droga, wkrótce miałem się przekonać.

 

To początkowe zdania artykułu Alvina Thalera, w którym on, potomek mieleckich Żydów opisywał swoją podróż do Mielca.

 

               Kilka miesięcy temu otrzymałam wiadomość:

Cześć Izabela,

Dane kontaktowe do Ciebie dostałem od dr Rochelle Saidel. Mój dziadek Sam Thaler urodził się w Mielcu i wyemigrował do Stanów na początku lat 20 XX wieku. Sądzę, że jego rodzina mieszkała zapewne w Mielcu od wielu pokoleń. Wybieram się do Mielca z moją kuzynką i naszymi małżonkami aby oddać hołd naszej rodzinie i upamiętnić tamtejszą społeczność żydowską.

 

Kiedy otrzymuję takie wiadomości, pojawiają się silne emocje. Oto nawiązuje się kolejne połączenie między dawnymi i obecnymi mieszkańcami, szansa na opowiedzenie czyichś losów, szansa na jeszcze więcej pamięci. Każda wizyta potomków mieleckich Żydów jest dla mnie świętem.

Shmuel, który do mnie napisał, i który jak sądzę otrzymał imię po dziadku Samuelu, prosił o sugestie, dane kontaktowe, pomoc. Wymienialiśmy się mailami, wiadomościami, wysyłam Shmuelowi każdą informację jaką znalazłam na temat rodziny Thalerów. W końcu przypomniałam sobie o artykule Alvina Thalera. Wysłałam. Jakież było moje zdziwienie kiedy Shmuel odpisał mi, że autorem artykułu jest jego.... tata.

  

Według informacji, które uzyskałem od różnych krewnych, moja rodzina wyemigrowała do Mielca na początku XVI wieku z Alzacji, gdzie zaliczano ich do tosafistów (autorów dodatków do komentarzy Rasziego do Talmudu). Rodzina mieszkała w Mielcu do 1942 roku, kiedy to, według wszystkich dostępnych informacji, ci, którzy pozostali w Europie, zostali zamordowani przez nazistów

- napisał Alvin i kiedy po raz pierwszy przeczytałam te słowa uzmysłowiłam sobie, że przodkowie Alvina musieli być jednymi z pierwszych Żydów w Mielcu (pierwszy zapis dotyczący Żydów w Mielcu pochodzi z 1573 roku).

 

 Mój dziadek, Abram Eisig Thaler (1869-1922 – I.S.), miał tam sklep i sprzedawał delikatesy, słodycze i wypieki. (Kiedyś powiedziano mi, że to mniejsza mielecka wersja nowojorskiego Za-bar's). Kuzyni mieli piekarnię, a inni robili to, co Żydzi we wszystkich sztetlach: handlowali 

Nie wiem czy Alvin wiedział, że piekarzem był również jego pradziadek – Mojżesz Juda (1848-1923). Bez wątpienia był. Mam na to niezbity dowód. Koncesję na prowadzenie piekarni uzyskał 8 maja 1888 roku. Z dokumentu wynika, że prowadzi swój biznes z Bruchą (była żoną Mojżesza). Dokument datowany jest na 16 luty 1904 rok.



dokumenty pochodzą z archiwum krakowskiej Izby Przemysłowo - Handlowej

 

 

Shmuel, jego żona Kathy, kuzynka  Thaler Pekar i jej mąż Tom wizytę w Mielcu rozpoczęli od Muzeum Historii Regionalnej.  Przyjeżdżają z Krakowa w towarzystwie sympatycznego genealoga Daniela. Ciekawe czy mają podobne odczucia jak Alvin kilkadziesiąt lat wcześniej, kiedy widzą tabliczkę z nazwą " Mielec".

 Dlaczego wizyta w Muzeum poza prostym argumentem, że to miejsce warte odwiedzenia?

Chciałam aby zobaczyli, to co w zbiorach Muzeum pozostało po mieleckich Żydach. Alvin przed laty rozpoczął od miejskiego urzędu – chciał zapytać o dokumenty,  chciał dowiedzieć się czy zachowały się jakieś dokumenty dotyczące jego przodków. Dokumentów nie zostało zbyt wiele.  Urzędniczka nie wykazała się ani zrozumieniem, ani empatią.


W Muzeum Historii Regionalneh "Pałacyk Oborskich"





Myślę, że Shmuel i jego towarzysze mają zupełnie inne doświadczenia po tym jak serdecznie przywitano ich w Muzeum.

Alvin zapytał towarzyszącego mu Polaka, gdzie stała ta piękna synagoga.  Poszli w to miejsce. Naprzeciwko straganów na zielonym rynku, według opisu Alvina stał niski supermarket, a z boku kiosk z gazetami. Po drugiej stronie rząd domów, zapewne jeszcze przedwojennych. Alvin nazwał je niemymi świadkami wydarzeń – spalenia synagogi wraz z Żydami. Za supermarketem był pusty plac, zarośnięty chwastami, z samotnym, chudym, pasącym się koniem. Tutaj znajdowała się łaźnia rytualna -poinformował Alvina jego polski towarzysz, pokazując miejsce.

 

Po wizycie w Muzeum Shmuel i jego towarzysze spotykają się na skwerze gdzie stała synagoga ze Stanisławem i Moniką. Dalej będą spacerować już z nimi.




To miejsce wygląda inaczej niż wtedy, kiedy widział je Alvin. Jest pomnik, jest tablica. Nie ma też chwastów, ani pasącego się konia.

Potem idą na Sandomierską. Czy próbują poczuć zapach chleba?

Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj – tak brzmią słowa chrześcijańskiej modlitwy, ale chleb był jednakowo ważny dla katolików i żydów.

Piękny zawód mieli przodkowie Shumela – myślę.

zdjęcie: Wirtulany sztetl


 

Pamiętam z dzieciństwa zapach chleba roznoszący się wokół piekarni. Dzisiaj już takiego zapachu nie ma, ale ja go pamiętam. Tak musiało być na Sandomierskiej.

Alvin idzie pod dom dziadka.

 

 

zdjęcie pochodzi z artykułu Alvina Thalera

 

 Moi kuzyni powiedzieli mi, żebym poszukał jednego konkretnego punktu orientacyjnego, budynku "Dębicki", który znajdował się po drugiej stronie ulicy od sklepu mojego dziadka. Zastaliśmy go w stanie renowacji, ale wciąż mogliśmy odczytać nad drzwiami wyryte w kamieniu litery, które tworzyły napis „Dębicki:”. Po drugiej stronie ulicy stał szary, otynkowany, dwupiętrowy budynek z brązowymi, drewnianymi ramami okiennymi i dużymi, drewniano-szklanymi drzwiami wychodzącymi na większą z dwóch sąsiednich ulic. To właśnie w tym budynku mój dziadek i jego rodzina mieszkali i pracowali.

 

Alvin spaceruje przed budynkiem. Aby uchwycić trochę atmosfery, próbuje sobie wyobrazić swojego ojca jako młodego chłopaka biegającego tutaj. Nie może. Robi zdjęcia i odchodzi.

 

Nie ma mnie z Thalerami kiedy stają przed domem przodków. Monika opowiada mi potem, że byli bardzo wzruszeni. Potrafię sobie to wyobrazić.

Wiem co czułam, kiedy po wielu, wielu latach stanęłam przed domem moich dziadków.

               Potem spacerują po Rynku.





Spotykamy się na cmentarzu przy Jadernych.

zdjęcie: S. Thaler

Alvin zanim trafi  na cmentarz żydowski zostaje zaprowadzony na cmentarz parafialny. Widzi tam żydowską mogiłę. Jego towarzysz informuje go, że to mogiła spalonych w synagodze Żydów. Błędnie.

Mogiła to bowiem miejsce pochowania szczątek wykopanych z cmentarza na Jadernych, wtedy kiedy podjęto decyzję o likwidacji cmentarza.

 

Kiedy Alvin dociera na Jadernych, widzi tam park. W artykule wspomina drzewa i mały kiosk. Podczas obiadu, który jemy z Thalerami opowiadam, że w tym kiosku pracowała siostra mojej mamy. Chodziłam do niej nie wiedząc, że jestem na cmentarzu. Nic nie wiedziałam wtedy o Żydach w Mielcu.

Thalerowie widzą już inne miejsce niż Alvin. Ogrodzone, ze świeżą pomalowanym ogrodzeniem, czego udało się nam dokonać w ubiegłym roku. Z tabliczką informującą na ogrodzeniu, którą powiesiliśmy, z tablicą postawioną dzięki inicjatywie pracowników Muzeum Historii Fotografii, ale przede wszystkim z pomnikiem w centralnej części cmentarza i macewami wydobytymi z różnych miejsc w Mielcu. W latach 90. dzięki sfinansowaniu wielu prac przez Rachelę Sussman, dużo się tutaj zmieniło.




zdjęcie: S. Thaler


zdjęcie: S. Thaler

zdjęcie: S. Thaler

Długo chodzą po cmentarzu. Staram się nie przeszkadzać. Nie mówić za dużo. Odpowiadam na pytania. Widzę, że ten czas na cmentarzu jest dla nich ważny. Wyjątkowo.

Alvin w artykule wspomina pocztę postawioną na cmentarzu, kiedy przechodzimy obok niej, mówię, że stoi na cmentarzu.

 

Podczas obiadu dużo sobie opowiadamy. Pada sporo pytań. Shmuel, który jest dziennikarzem i fotografem, mówi mi, że ta wizyta będzie miała ciąg dalszy w postaci wystawy. Wspaniała wiadomość.




Shmuel Thaler

               Jedziemy na cmentarz na Traugutta.  Bardzo mi zależy, aby zobaczyli to miejsce. Dla mnie jest wyjątkowe. Trochę opowiadam, ale nie za dużo. Na pewno są już zmęczeni i informacje nie docierają tak łatwo, a przecież nie jest to dla nich takie zwykłe zwiedzanie. Są wzruszeni kiedy widzą zdjęcia na których są osoby z rodziny Thalerów (nie badałam tego, ale myślę, że są to osoby spokrewnione z nimi, Józef miał ojca o imieniu Samuel, który również w latach 20. XX wieku wyemigrował do USA, to zdjęcie Samuela przed wyjazdem otwiera ten wpis). Zdjęcia przygotowałam na rocznicę deportacji. Są to zdjęcia ofiar. Sabina (Sprinca) Thaler i jej mąż Józef. Zginęli w 1943 roku w getcie w Tarnowie, tak orzekł sąd po wojnie w sprawie o uznanie ich za zmarłych.

Jeśli chodzi o Józefa wydaje mi się, że zmarł na terenie Niemiec w jednym z obozów. Tak mówią same zawarte na stronie IPN straty.

Sabina Thaler
Józef Thaler, zdjęcie: S. Thaler




zdjęcie: S. Thaler

zdjęcie: S. Thaler

Thalerowie są wzruszeni kamykami z nazwiskami,  nowym upamiętnieniem Sary, Feli i Lusi Protter, które zrobilismy w 2023 roku, w 80. rocznicę ich śmierci.

Okazuje się, że Tom i jego żona byli tutaj w latach 90. Tom opowiada, że nie było drzew i że przeskoczyli przez ogrodzenie. Pokazuje mi zdjęcia.

Jedziemy na Świerkową. Kathy z grobu rodziny Amsterdamów podnosi kamyk z nazwiskiem „Cytryn”. Jest bardzo poruszona. To jej panieńskie nazwisko, które zachowała. Pyta kto robi te kamyki, skąd mam nazwiska.



zdjęcie: S. Thaler

zdjęcie: S. Thaler

zdjęcie: S. Thaler

Jest dużo pytań i odpowiedzi tego dnia.

Jedziemy jeszcze w okolice Lasku Berdechowskiego i w miejsce gdzie był obóz. Znowu są poruszeni słuchając o obozie.

 

zdjęcie: S. Thaler

zdjęcie: S. Thaler

zdjęcie: S. Thaler

               Moje słowa nie oddadzą w pełni tego, co czuję kiedy w moim życiu następują takie dni. Sens naszej kilkuletniej pracy nad podtrzymaniem pamięci, staje się bardziej namacalny niż kiedykolwiek.

Dziekuję wszystkim obecnym tego dnia. Za ten dzień.



Tekst Izabela Sekulska


Informacje dodatkowe


Nie badałam dokładnie losów rodziny Thalerów, ale w Spisie Judenratu jest kilka osób o tym nazwisku. Osoby o tym nazwisku są również w kolekcji podań o wydanie dowodów osobistych Muzeum Regionalnego.

 Osoby o nazwisku Thaler znajdujące się w Spisie Żydów sporządzonym przez Judenrat:

Josef Thaler urodzony 4 lutego 1905 roku, piekarz, mieszkał na ulicy Kilińskiego

Sara, żona Józefa urodzona 20 maja 1906 roku

Wolf Thaler urodzony 6 czerwca 1912 roku - kawaler, rolnik, mieszkał na ulicy Lelewela

Chawa (Ewa) Thaler urodzona 20 czerwca 1898 roku, wdowa, jest obecna na zdjęciu zamieszczonym na początku tekstu, mieszkała na ulicy Legionów 10

Dawid Lazar Thaler urodzony 25 stycznia 1885 roku, żonaty, mieszkał na ulicy Sienkiewicza

Regina Thaler urodzona 15 sierpnia 1906 roku

Jakob Thaler urodzony 4 lutego 1903 roku, mąż Reginy, furman, mieszkali na ulicy Sandomierskiej

Józef i Sara zostali wywiezieni z Mielca do Sosnowicy, Chawa do Bełza, na tej samej liście osob wywiezionych do Bełza jest Moses Hirsz Thaler,  do Dubienki zostali wywiezieni Jakob, Regina i ich córka Feiga urodzona w 1934 roku, do Sosnowicy wywieziono: Gerszona Thalera (data urodzenia: 23 marca 1931), Mosesa Thalera (data urodzenia 29 marca 1932 roku), Feigę Thaler (data urodzenia 30 stycznia 1939 rok) i ich matkę Keilę Thaler.



Takie dane podaje historyk Tomasz Frydel w książce Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski, t.II:

osoby z Mielca wywiezione do Sosnowicy trafiły do  obozu w Sobiborze (ok. 200 osób, do Sobiboru trafiło też 800 osób z Mielca, które wcześniej były we Włodawie), osoby wywiezione do Dubienki znalazły się w obozie w Sobiborze (843 osoby), osoby znajdujące się w Bełzie zostały wywiezione  do Bełżca (500 osób), do Bełżca trafiły  też osoby znajdujące się wcześniej w Cieszanowie (500 osób), do Treblinka i  na Majdanek trafiły osoby znajdujące się wcześniej Międzyrzecu Podlaskim (750 osób).




Wpisując kolejne nazwiska na listę ofiar zebrałam  nieco informacji o wspomnianych już Sabinie i Józefie Thalerach.



Józef (urodzony w 1897 roku) i Sabina (Sprinza z domu Singer urodzona w 1903 roku) Thalerowie mieszkali w Mielcu. W 1940 roku na ulicy Orlej (po wojnie ulica 22 lipca), potem na ulicy Kędziora.

Mieli trójkę dzieci: Jacoba, Chanocha, Natana.

W podaniu o wydanie dowodu osobistego Józef napisał, że jest brakarzem.

Dzisiaj to pojęcie mało nam znane (za Wikipedia: pracownik kontroli w fabryce oceniający jakość gotowych wyrobów, w przemyśle drzewnym osoba zajmująca się klasyfikacją jakościową i wymiarową surowca drzewnego). W Spisie Judenratu zawód Józefa to: manipulant drzewny (mniej więcej oznacza to samo co brakarz). Widocznie Józef pracował w którymś z tartaków.

Józef urodził się w Chorzelowie, Sabina w Tuszymie.

Cała rodzina straciła życie w czasie Holokaustu.

Sąd Grodzki w Mielcu przyjął jako datę śmierci Józefa i Sabiny 14 grudnia 1943 r. Wg świadków zostali rozstrzelani w Tarnowie.

Czy tak naprawdę było? Sabinę znalazłam na liście osób wywiezionych do Dubienki wraz z synem Natanem (rok urodzenia 1931).

Być może uciekła z Dubienki do Tarnowa. Mogła tu przebywać rodzina jej bratowej Rozali Ciser.

Józefa na listach nie znalazłam. Jego siostry w świadectwach Yad Vasehm podają, że przebywał w Majdanku i Pustkowie.

Bardziej prawdopodobna wydaje się jego śmierć na terenie Niemiec.

Na stronie IPN straty znajduje się informacja, że przebywał w obozie w Mauthausen, a 7 lutego 1945 roku był w transporcie do obozu w Neuengannce.











Zdjęcia: Yad Vashem, kolekcja Muzeum Regionalnego w Mielcu,  Wirtualny Sztetl, Krakowska Izba Przemysłowo - Handlowa,  zdjęcia uczestników spotkania w Mielcu.






Cytaty pochodzą z artykułu Alvina Thalera

https://kehilalinks.jewishgen.org/kolbuszowa/mielec/mielec5.html

Korzystałam ze Spisu Żydów sporządzonego przez Radę Żydowską w 1940 roku, AP Rzeszów, Listy osób wysiedlonych z Mielca (zbiory ŻIH)

 Opracowanie Dalej jest noc ( powiat Dębica)


Dziekuję Aronowi Halberstamowi.


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tam gdzie była piekarnia... Wizyta rodziny Thalerów w Mielcu.

  zdjęcie: Yad Vashem, Samuel Thaler przed wyjazdem do Ameryki. Nie jest to dziadek Shmuela Thalera, jednego z bohaterów tekstu. Myślę jedna...