Archiwum bloga

poniedziałek, 8 listopada 2021

Mielecka synagoga

 

                     Opracowanie graficzne zdjęcia: RysowAnki






Płonąca mielecka synagoga, rysunek: Abba Fenichel

 

                             Zdjęcie miasta z widocznym budynkiem synagogi



 

Pierwsza wzmianka na temat mieleckich Żydów pochodzi z 1573 roku. Wtedy zanotowano w księdze wójtowskiej, że poddani Sebastiana Mieleckiego Żyd Izrael i jego żona Barbara byli zadłużeni na 30 grzywien u Agnieszki Godziszowej. Od 1573 roku zostali osiedleni w Mielcu za zgodą właścicieli miasta: Izrael, Mojżesz, Joachim. 1.

Przez długi czas społeczność żydowska była dość biedna i nieliczna. Nie stać było Żydów na wybudowanie synagogi. Wtedy z pomocą przyszedł starozakonnym, proboszcz mielecki ksiądz Sebastian Głębocki pożyczając  im pieniądze. Pierwsza mielecka synagoga (drewniana) istniała już w 1721 roku. Przetrwała ona do wielkiego pożaru miasta w 1856 roku.

Pod koniec XIX w.  na wysokości obecnej ulicy Berka Joselewicza, wzniesiono nową bóżnicę murowaną, o znacznie bardziej reprezentacyjnym charakterze. Posiadała dwie piękne wieże w stylu mauretańskim. Jej wnętrze zdobiła polichromia przedstawiająca sceny Stworzenia Świata i Potopu namalowane przez miejscowego artystę samouka Izaaka Fenichela, który był również autorem polichromii w synagodze w Dąbrowie Tarnowskiej (z uwagi na fakt, że dąbrowska bożnica przetrwała zawieruchę wojenną, a dzisiaj jest pięknie odrestaurowana, dzieła mielczanina można nadal podziwiać). Fenichel wraz z rodziną mieszkał w sąsiedztwie synagogi przy ulicy Wąskiej. Jego dom stoi tam do dzisiaj.  Syn Fenichela, Abba (Abraham) Fenichel2 jako jedyny z rodziny przetrwał Holokaust. Był znanym grafikiem i malarzem. Po wojnie zamieszkał w Izraelu. Kilka jego prac można do dzisiaj oglądać w Polsce m.in. w muzeach w Krakowie, Mielcu i Bieczu.

 Niestety nie zachowały się żadne zdjęcia wnętrza mieleckiej synagogi. Jednak fragmentaryczne informacje na temat wnętrza budynku można znaleźć we wspomnieniach mielczanina Tadeusza Lubaski oraz we wspomnieniach żydowskich mieszkańców miasta opublikowanych w Mieleckiej Księdze Pamięci.

 Tak synagogę wspomina T. Lubaska: Jako uczeń szkoły średniej postanowiłem za zgodą rodziców zwiedzić synagogę w sabat…Na środku stało podwyższenie dwumetrowej wysokości i otoczone było balustradą. Siedziało tam kilku starszych chasydów oraz rabin. Siedzieli w czapkach i modlili się głośno z grubych modlitewników kiwając się bez przerwy w przód. Wiele świec jarzyło się w środku wokół dużego, pewnie cennego siedmioramiennego świecznika. Modlący się mieli głowy nakryte jakby szalami w pasy biało-czarne, które zakrywały im ramiona. Wokół pod ścianami stali gęsto, blisko siebie mężczyźni podobnie ubrani. Prawie każdy z nich trzymał w lewej ręce świecę, a w prawej modlitewnik. Modlili się tak głośno i żarliwie, że nie interesowali się niczym wokół, kiwając się tylko miarowo ku ścianie… W ścianach wysoko były duże podłużne okna, zakończone półkoliście z wieloma szybkami w żelaznych ramkach. Na ścianach były duże malowidła scen rodzajowych o tematyce religijnej na tle krajobrazów nam obcych...Gdy zwróciliśmy się do wyjścia, zaskoczył nas inny widok. Oto nad wejściem do synagogi (rodzaj chóru w kościele) siedziało i stało bardzo dużo kobiet, także głośno zawodzących, oddzielnie nabożnie modlących się i kiwających. W świetle jarzących się świec, odbijały się wpięte w ich włosy różnokolorowe świecidełka3


Źródło zdjęcia: Yad Vashem 



Jak podaje Andrzej Krempa w rękopisie III wydania Zagłady Żydów Mieleckich : miejsce odczytywania Tory (bima) znajdowało się w środku synagogi na wzór synagog aszkenazyjskich. Należy też zwrócić uwagę, że główne wejście do synagogi było od strony zachodniej, a więc na przeciwnej ścianie (wschodniej) musiał być „ołtarz” (Aron-ha-kodesz). Przed II wojną światową funkcję zarządcy w synagodze sprawował Chiel Majer Kornblüth.  Według napisu w języku hebrajskim w synagodze mieleckiej oraz zwyczaju, w soboty i święta dostęp do „ołtarza” był tylko za zezwoleniem zarządcy synagogi. Natomiast w dni powszednie mogli odprawiać modły przy „ołtarzu” synowie zmarłych ojców, którzy zmarli w ostatnim roku. Obok synagogi głównej były dwa domy modlitwy nazywane bożnicami: dom modlitwy Królika, którego nazwa pochodzi od nazwiska fundatorki wdowy po Jakubie Króliku oraz dom modlitwy Schüllera którego fundatorem był Żyd o nazwisku Schüller. 4

Obok mieleckiej synagogi znajdowały się również budynki rzeźni rytualnej oraz mykwy (łaźni). Wszystkie te obiekty usytuowane były w kwartale zabudowań obecnych ulic: Wąskiej, Sandomierskiej, Berka Joselewicza i Nowego Rynku.

Tak mielecką synagogę wspominali żydowscy mieszkańcy mieleckiego sztetla (fragmenty poniższe pochodzą z Mieleckiej Księgi Pamięci):

 

„ Do „Schul”, jak nazywano tę synagogę, uczęszczali młodsi, bardziej nowocześni Żydzi. Jako mała dziewczynka chodziłam z ojcem w soboty lub święta do synagogi. Ponieważ nie mogłam się jeszcze modlić, siedziałam cicho podziwiając freski, które różniły się od wszystkiego, co widziałam w późniejszym życiu. Wykonał je miejscowy artysta Izaak Fenichel, który choć bardzo utalentowany, nie miał formalnego wykształcenia artystycznego (jego syn Abba, także słynny artysta mieszka w Izraelu). Szczególnie podziwiałam na suficie obraz dużej ryby Lewiatana, która namalowana była z uniesionym ogonem. Ściany były pokryte biblijnymi scenami, które pokazywały przejście przez Morze Czerwone, Mojżesza uderzającego w wodę laską, płonący krzak, tablice z 10 przykazaniami – wszystko to rozpoczęło moje głębokie przywiązanie do żydowskiej tradycji”.

„ Mielec nie potrzebował niczego co byłoby wysokich lotów, muzeów i tym podobnych. Wyróżniającymi się budynkami były tylko synagoga, gimnazjum i kościół.

W synagodze na ścianach wisiały obrazy olejne autorstwa Izaaka Fenichela przedstawiające znaki zodiaku oraz epizody z Biblii. Te obrazy przerażały nas dzieci, ale wszystkie dały nam pierwszy obraz tych cudownych stworzeń, które wydawały się prawie żywe”5.

 

13 września 1939 r. tuż po wejściu do Mielca wojsk niemieckich (w tym dniu do Mielca wkroczyły większe oddziały 8. Infanterie Division Dywizji Piechoty, niemieckiej XIV Armii, w Mielcu zakwaterowany został także większy oddział SS), w przeddzień święta Rosz ha - Szana, żydowskiego Nowego Roku, Niemcy spalili synagogę wraz z modlącymi się w niej Żydami. 

Był to jeden z pierwszych aktów terroru okupanta na ziemiach polskich.

Wrześniowy dzień 1939 roku był jednym z najtragiczniejszych dni w historii miasta. Tak wspomina go w Mieleckiej Księdze Pamięci jeden  z  mieszkańców miasta:

„ Jak pamiętam zapadł zmierzch, kiedy moja rodzina i ja zamknęliśmy dom, przemknęliśmy się przez podwórko i wspięliśmy się na strych sąsiadki, aby poczekać na nieznane wydarzenia. Miasto było niewiarygodnie ciche, mogliśmy słyszeć każdy krok żołnierzy. Nagle posłyszeliśmy grad z serii karabinów maszynowych i obawialiśmy się najgorszego. Po krótkiej przerwie poczuliśmy dym i zrozumieliśmy, że niedaleko nas pali się ogień. Wraz z nadejściem nocy ogień się wzmógł. Nadając nocnemu niebu niesamowitą jasność i przykrywając nas dymem. Od sąsiadów dowiedzieliśmy się, ze pali się łaźnia, rzeźnia i kilka okolicznych budynków, wszystko zostało podpalone. Nasza duża shul (synagoga) również stanęła w ogniu. Wkrótce potem usłyszeliśmy pukanie do bramy naszego podwórka. Stłumionym głosem ktoś zawołał do nas: „Otwórzcie, otwórzcie, wpuście mnie – tu jest rabin Mendel”. Szybko opuściliśmy drabinę i wpuściliśmy go do środka. Rabinowi towarzyszył jeden z asystentów, przebrany był za kobietę, w białym szalu okrywającym brodatą twarz. Powiedział nam o tragedii, która miała miejsce – że wszyscy w rzeźni i w łaźni zostali zgormadzeni na podwórku i po kilku godzinach popędzeni do ciasnej rzeźni. Następnie Niemcy skierowali karabiny maszynowe na ofiary. Niemcy polali naftą to co przed chwilą było żywymi ludźmi i podłożyli ogień.

Ogień palił się do godzin porannych, a my pozostaliśmy w naszej kryjówce. Szacowano, że 40 lub więcej osób zginęło tego dnia. Trudno jest ustalić dokładną liczbę, ponieważ wielu z nich było spoza miasta”6.

            Niezwykłe spotkanie do którego doszło  w Jerozolimie, mielczanina ocalałego z Holokaustu Moshe Borgera 7 i amerykańskiej Żydówki Rochelle Saidel, której rabinem w czasach młodości był inny mielczanin Paul Schuchalter, zaowocowało napisaniem książki : Mielec, Poland The shtetl that became a nazi concentration camp. Odsyłam zainteresowanych informacjami na temat wydarzeń z 13 września 1939 roku do pracy autorki, ponieważ temat  spalenia mieleckiej synagogi potraktowała bardzo wnikliwie, poświęcając mu w publikacji sporo miejsca.

Saidel  przywołuje między innymi wspomnienia naocznego świadka wydarzeń z 13 września 1939 roku Yeruchuma Apfela:

 „Stałem na zewnątrz. Mogłem widzieć mijających mnie Niemców. Szli w kolumnach, jedna od strony Radomyśla, druga od strony Dębicy. Niemieccy oficerowie na koniach, szeregowi żołnierze na piechotę

W pierwszych dniach żaden z Żydów nie wyszedł ze swojego  mieszkania.

Żadnych pogromów ani niczego w tym rodzaju. Potem Żydzi zaczęli powoli wychodzić z domów a nawet otwierać sklepy. We wtorek dalej było cicho, ale chociaż Żydzi się bali, wielu z nich wyszło na ulice i poczuli, że nie dzieje się tak źle jak się tego spodziewali. Ale w środę, w Wigilię Rosh Hashana zechcieli udać się do rytualnej mykwy i rzeźni, żeby celebrować Święto. Poszli modlić się do synagogi. Nie było strachu”.

Apfel był świadkiem wydarzeń 13 września 1939 roku. Niewiele zabrakło był stał się także ofiarą. Jak cała żydowska społeczność przygotowywał się do  wieczoru Rosh Hashana, żydowskiego Nowego Roku.

Tego dnia główna synagoga, i mniejsze synagogi, mykwa i rytualna rzeźnia były wypełnione mieszkańcami miasta. Mężczyźni dokonywali rytualnej kąpieli, a kobiety przygotowywały jedzenie na  wieczorny świąteczny posiłek.

Apfel tak zapamiętał to co się stało:

”Wyszedłem, mykwa nie była pełna. Byłem szczęściarzem.

Opuściłem mykwę na jakieś 3 minuty przed tym jak Niemcy otoczyli budynki. Rzeźnia była wypełniona kobietami z kurczakami, kaczkami.

 Dwóch rzezaków rytualnych stało tam  i pracowało wewnątrz.

Kiedy  wyszedłem z mykwy, zbliżyłem się do  beit midrash (małej synagogi), to było jak trójkąt – duża synagoga, i dwie inne. Kiedy byłem na drodze do mojego domu, Niemcy pojawili się obok beit midrash, na motocyklach i w jeepach, i otoczyli dwa budynki. Znajdowały się tam następujące budynki (dodając do tych trzech synagog), mykwa, dom gościnny, przytułek, nadające kształt hebrajskiej litery het. Była tam też rzeźnia dla ptactwa. Rzeźnia dla większych zwierząt była ulokowana gdzie indziej.

Najpierw zajęli się rzeźnią,  widziałem jak bili kobiety, kurczaki uciekły. Następnie to był festiwal ptactwa – gęsi, kury, kaczki i wszystko inne. To było bardzo duże pole i hałas był przytłaczający. To połączenie hałasu, który wywołały ptaki  z krzykiem bitych kobiet…

Ja ciągle stałem i patrzyłem. Nie rozumiałem co się dzieje i nie wierzyłem, że to co się dzieje, mogło się stać. Potem zobaczyłem jak oni pchają nagich Żydów z mykwy do rzeźni. Zrozumiałem, że stanie się coś złego i uciekłem do domu”.

Jego dom nie znajdował się daleko,  słyszał, ale nie widział co się dzieje.

Słyszałem bardzo dobrze, strzały i krzyki. Nie widziałem ognia bezpośrednio, ale słyszałem krzyki od momentu podpalenia. Znam też świadectwo mojego przyjaciela, w moim wieku, jedynego który stamtąd uciekł, w momencie kiedy ich wszystkich zmusili do wejścia do rzeźni.

Kazali im się położyć i strzelali do nich, ale ich nie zabili. Było tam około 39 mężczyzn i rytualni rzezacy. Niemcy poszli po jakąś łatwopalną ciecz, mój przyjaciel to wykorzystał, wyskoczył przez okno, ukrył się w magazynie drewna, a stamtąd uciekł.

Te wszystkie szczegóły znam od niego. Potem słyszeliśmy krzyki i zapach palonych ciał”.

Następnie Apfel opowiadał, że jego rodzina słyszała, że  Niemcy  zabierali Żydów z ich domów.

Uciekliśmy ze swojego domu, był blisko synagogi. Wielu Żydów stało w pobliżu synagogi. Nie było dla mnie oczywiste, czy będą do nich strzelać czy nie. Stali tam jakiś czas, a potem przyszedł oficer i wydał rozkaz by ich zwolnić. Ale spalili mykwę, rzeźnię, przytułek, wszystkie synagogi, dom rabina, wszystko wkoło i dużo żydowskich domów, nie tylko budynki publiczne”.

 

Tamtej nocy Apfel został ze swoją  rodziną z daleka od kompleksu żydowskich budynków. „Następnego ranka wróciliśmy do domu. Atmosfera była bardzo przygnębiająca, pełna strachu. To był bardzo trudny czas. To był pierwszy dzień Nowego Roku, ale nikt nie myślał o modlitwie, o synagodze, o niczym z tych rzeczy. Nie wiedzieliśmy czy Niemcy już skończyli i czy nie wrócą”.

Szacowana liczba osób, które zostały zamordowane tamtego dnia to  raczej nie więcej niż 30 osób.  W niektórych wspomnieniach pojawia się nawet liczba 80, ale biorąc pod uwagę wspomnienia burmistrza Franka, nie jest ona prawdopodobna.

Wkrótce po wojnie świadectwa naocznych świadków spisała również  Berta Lichtig,  nauczycielka. Przywołuje je również w wyżej wymienionej książce Rochelle Saidel. 10 czerwca 1946 r. dr Apolinary Frank8, lekarz stomatolog, który był burmistrzem Mielca podczas okupacji niemieckiej, powiedział jej:

„8 września 1939 r. Niemcy zajęli miasto. Ludzie byli wystraszeni kiedy słyszeli eksplozje z różnych stron i widzieli uciekającą polską armię.

Próbowali chronić się nawzajem, zamykali domy, chronili się w piwnicach. Niemcy wkraczali dumni i aroganccy.

W atmosferze zwycięstwa  kroczyli przez miasto, wypełniali ulice i spotykali się z miejskimi urzędnikami. Kiedy ucichły wybuchy, ludzie powoli jeden po drugim zaczęli opuszczać domy. Żydzi zaczęli przygotowywać się do Rosh Haszana. Poszli do rytualnej rzeźni. Byli tam mężczyźni i dzieci, dźwigali drób, czekając na rzezaków. Rzezakami byli Josef Beck i Chaim Kurz. Inni poszli pełni pokoju do mykwy. W międzyczasie grupa Niemców wróciła z obchodu, oni jak szaleni sprawdzali wszystko w mieście. Również poszli do rzeźni i mykwy. Zobaczyli kąpiących się Żydów, i zabijających kurczaki i to ich rozwścieczyło. „ My walczymy, a wy się kąpiecie i chcecie jeść”.. Wyprowadzili kobiety z rzeźni, wyprowadzili nagich Żydów z mykwy. Podłożyli ogień i podpalili rzeźnię. Kiedy zięć rzezaka Becka (nazywał się Weinreb, był z Borowej koło Mielca, również był rzezakiem) chciał uratować teścia, Niemcy złapali go i żywcem wrzucili do ognia. Niemcy wydali rozkaz podpalenia synagogi. Znaleźli również polskich pomocników, którzy pomagali im identyfikować żydowskie domy. Kiedy znajdowali Żydów, zabierali ich i wrzucali do ognia. Jeden z Żydów uciekł przez okno, ale Niemiec do niego strzelał. Wypadł z okna,  jego długi chasydzki płaszcz zaczepił się i on wisiał nad Żydami w płomieniach”.

Doktor Frank twierdził, że zostało zamordowanych 27  Żydów. Liczbę ok. 30 podaje też w swoich wspomnieniach z Mieleckiej Księgi Pamięci Marvin Balsam. Ogień w synagodze palił się przez dwa dni. 15 września 1939 roku A. Frank interweniował u Niemców i otrzymał obietnicę pochowania szczątków i prochów.

Razem z człowiekiem o nazwisku Gastweirt, który  zajmował się pogrzebami (być może był członkiem Mielec chevra kadisha, towarzystwa pogrzebowego), asystentem rabina oraz dozorcą synagogi zebrali wszystkie szczątki, zrobili mały kopiec i pochowali je.




Relacja doktora Franka 

Biorąc pod uwagę wspomnienia Franka oraz Irene Eber, kolejnej mielczanki, która przetrwała Holokaust i w swojej książce wspomina, że widziała pogrzeb z balkonu domu przy ulicy Lelewela, z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że szczątki spalonych pochowano właśnie w pobliżu synagogi.

Tak pisze o tym Eber:

"Kilku ludzi przyszło z łopatami i pospiesznie zaczęło kopać duży dół. Chociaż nie było słońca, dzień stawał się gorący i duszny, a kopiący mężczyźni często zatrzymywali się, by wytrzeć  czoła. Inni mężczyźni tłoczyli się na podwórzu, niosąc tobołki, które ostrożnie kładli na ziemi w pewnej odległości od dołu. W milczeniu gestykulowali, nie płakali ani nie jęczeli. Milczący tłum obserwował milczących kopiących mężczyzn. Kiedy dół został wykopany,  ostrożnie umieścili w nim tobołki, jeden po drugim. Odmówili ledwie słyszalną modlitwę, szybko zasypali dół i wybiegli na ulicę.

 Oglądałam bez zrozumienia. Byłam zahipnotyzowana cichym dramatem rozgrywającym się poniżej, nie mogłam się oderwać, ale wiedziałam, że dzieje się coś strasznego, niezgłębionego. Wszczepiony został  mi obraz, którego nie można było już nigdy wymazać, który przypominał się  jak żywy prawie sześćdziesiąt lat później od  tamtego pochmurnego poranka.

Być może to matka lub ojciec ostatecznie mi to wyjaśnili.  Dopiero z czasem zrozumiałem, co zobaczyłam, a mianowicie, że wszyscy pobożni mężowie ze stowarzyszenia pogrzebowego starannie zbierali zwęglone ciała i kości. Większość ofiar spalono, nie rozpoznano ich, nie udało się ustalić, kto to był, kogo wybrano do pochówku ani dlaczego postanowiono zakopać tam zwęglone szczątki w masowym grobie. Nigdy się nie dowiedziałam.

 W następnych tygodniach starałam się nie kierować w stronę dołu, którego zarys był wyraźnie widoczny z balkonu. Wspomnienie tego, co widziałam tego ranka, nadal mnie prześladowało, budząc nowy rodzaj strachu. Co by było, gdyby Niemcy znaleźli nas na kartoflisku i nas też strawił huczący ogień? Czy byłabym teraz zlepkiem zwęglonych kości, nierozpoznawalnym, bez twarzy?". 9

Prawdopodobnie pochówek nie odbył się na cmentarzu, gdyż nie zezwolili na to Niemcy. W powojennym wywiadzie, jedna z ocalonych mielczanek (Esther Altman z domu Korzennik, wywiad dla Shoah Foundation) wspomina, że jej ojciec tak przejął się tym co zobaczył w Mielcu 13 września 1939 roku, że ... zmarł. Rodzina nie mogła go jednak pochować na cmentarzu, ponieważ nie zgodziły się na to władze okupacyjne.

W wydanej w 2006 roku publikacji „Widziałem Anioła Śmierci”, znajdują się zeznania Abrahama Frenkla, lat 16, syna rabina Efraima z Mielca. Przybył on do Palestyny przez Teheran w 1943 roku, uciekł z Mielca w pierwszych dniach wojny, tuż po bombardowaniach, wraz kilkoma innymi Żydami wynajęli auto ciężarowe i wyjechali z miasta. Swoją ucieczkę wspomina jako tragiczne doświadczenie, według jego zeznań drogi były usłane trupami i rannymi.

„ O losie mieleckich Żydów dowiedzieliśmy się od ludzi, którzy przybyli do Niemirowa z Mielca.

Niemcy zajęli miasteczko 12 września . Pierwszego dnia Niemcy nie zaczepiali nikogo. Na rozkaz gminy obaj rzezacy, Chaim i Jasza, poszli do rzeźni, aby zabić kilka sztuk bydła dla ludności żydowskiej na święta. Jasza rzeźnik szedł w towarzystwie swojego zięcia. W czasie uboju wpadli do rzeźni Niemcy i wołając: „oto mordercy żydowscy” zastrzelili obu rzezaków i zięcia jednego z nich. Potem Niemcy udali się do mykwy pełnej ludzi, ponieważ był to dzień przedświąteczny. Wygnali  wszystkich nago do rzeźni i tam ich zastrzelili. W ten sposób zginęło 64 Żydów. Udało się uratować dwu i 15 letniemu chłopcu, i on nam te historie opowiedział. Po kilku dniach Niemcy zebrali wszystkich Żydów w miasteczku, ustawili ich pod domem rabina i rozebrali do naga. Chciano ich zastrzelić. Akurat przejeżdżał niemiecki generał i zapytał: co tu się dzieje, oraz po krótkiej rozmowie wydał rozkaz puszczenia wszystkich wolno. Większość Żydów nie wróciwszy nawet do domu, pouciekała z miasteczka. Nazajutrz Niemcy spalili bożnice, bet-hamidrasz i dom rabina. W domu rabina mieszkał wówczas rabin Menachem Mendel Hurwicz, i 12 letni chłopak sierota, wychowanek rabina. Rabin wyskoczył z okna, i w ten sposób się uratował, ale dziecko zawisło na płocie. Zobaczył to jeden Niemiec i zabił chłopca na miejscu.” 10

Wypalone mury synagogi zostały rozebrane w 1943 r.  Jak podaje w rękopisie III wydania Zagłady Żydów Mieleckich Andrzej Krempa: ksiądz Terlaga wraz z sołtysem wsi Podleszany, Wiktorem Czekajem, uratował część biblioteki Horowitza, przechowywanej w synagodze. Książki, wyrzucone na ulicę, w błoto, przewieziono furmanką na strych do ks. Terlagi w Podleszanach. Jak zeznał po wojnie ks. Terlaga: „Była tam wielka biblioteka religijna. Część pergaminowych egzemplarzy ja oddałem do Instytutu Wschodniego w Krakowie. O zasobach bibliotecznych świadczy fakt, że biblioteka rabina Horowitza z Krakowa, która była przewieziona do Mielca; było około 80 worków, oprócz pak”. Do wojta Kurza wkrótce wpłynęły donosy na księdza, gestapo weszło do jego domu. Ks. Terlaga musiał się ukrywać.

 

Źródło zdjęcia: NAC

            W miejscu gdzie stała mielecka synagoga znajduje się dzisiaj pamiątkowy pomnik wykonany z piaskowca z kopalni w Śmiłowie.

Pomnik upamiętnia męczeńską śmierć kilkudziesięciu Żydów, spalonych w mieleckiej synagodze przez Niemców.

Treść tablicy na pomniku jest następująca:

„ W tym miejscu we wrześniu 1939 roku hitlerowcy spalili żywcem w synagodze kilkadziesiąt osób narodowości żydowskiej. Niech ofiara ich męki pozostanie w pamięci”.

Pomysłodawcą postawienia obelisku był prezes mieleckiego koła ZBOWiD Jan Magda. Pracami koordynował: Józef Witek (Urząd Miasta w Mielcu).

Tablice wykonał Alfred Bielec, według projektu Henryka Momota. Wykonana została w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego w Mielcu.

Pomnik stanął 21 września 1984 roku.

Działka po mieleckiej synagodze w znacznej części jest własnością Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego, w niewielkiej części gminy miejskiej Mielec11

Począwszy od 2020 roku,  corocznie członkowie grupy Mayn Shtetele Mielec w rocznicę spalenia synagogi , w miejscu gdzie stała, organizują  uroczystość upamiętniającą to tragiczne wydarzenie

Tekst: Izabela Sekulska, 2021 rok


Suplement


W wydanej w 2022 roku książce Andrzeja Krempy Sztetl Mielec. Z historii mieleckich Żydów znalazły się wspomnienia nieznanego z nazwiska Żyda z Mielca, który z detalami opisał wnętrze mieleckiej synagogi. Oto one:

  

Również konstrukcja synagogi była zupełnie inna niż domów modlitwy. Synagoga była wysoka i szeroka; z dwiema wieżami po obu stronach na froncie: z drzwiami, które prowadziły wieloma schodami na górę, na babiniec [pomieszczenie przeznaczone dla kobiet w tradycyjnej synagodze. Dobudowane tym samym poziomie lub umieszczone nad główną salą modlitw. Przegroda między tymi pomieszczeniami przesłaniała mężczyznom widok kobiet – przyp. A.K] na pierwszym i drugim piętrze: z większymi i mniejszymi oknami: z lufcikami wysoko oraz gipsowymi gzymsami naokoło. Wszystko to sprawiało wrażenie pałacu, prawdziwie świętego miejsca.

                Wewnątrz synagoga była pomalowana. Dokonali tego bracia Icchak Fenichel i jego brat Jisroel. Malowidła były podziwiane przez każdego kto wszedł do środka.

                Na malunki w synagodze składały się przede wszystkim sceny z Chumaszu. W pierwszym rogu na prawo od wejścia, wysoko namalowani byli Żydzi urabiający w Egipcie glinę na cegły. Nad tym: rusztowania na których Żydzi budowal mury Pithom i Raamses. Malarze nie zapomnieli nawet o dzieciach, które zostały wmurowane w ściany. Tak ciągnęły się sceny z Chumaszu aż do Mojżesza, był z siwymi pejsami i brodą, w szabasowym chałacie, z futrzaną czapką – albo sztrajmlem, albo kołpakiem – na głowie, a wszystko to na wzór rebego z Tarnobrzega, którego chasydem był Icchak Fenichel.

                Dalej, aż do drugiego kąta namalowanego było, jak Żydzi idą przez góry i doliny do morza, a w samym rogu, jak Nachszon, syn Amindaba, wskakuje do wody i zanurza się po gardło. Trochę wyżej widać było zaprzężone  w rżące konie rydwany faraona, które już prawie dosięgają Żydów.

Kawałek dalej (w rogu, na trzeciej ścianie) widniały rydwany zatopione, przewrócone, do góry kołami i konie zapadające się głęboko w błoto wraz z już martwymi Egipcjanami. Trochę dalej na tej samej ścianie wymalowana była gorąca góra Synaj, na której Mojżesz otrzymał Torę. Wokół góry stoją Żydzi w religijnej ekstazie, w szabasowych strojach, i błyska się i grzmi – co prawie było słychać, gdy patrzyło się na tę scenę. Malunki szły dalej, aż do ostatniego rogu ze smutną sceną „nad rzekami Babilonu”, gdzie Żydzi zawieszają swoje skrzypce i flety na gałęziach drzew nad rzeką, która wraz z kępami naokoło mocno przypomina Wisłokę.

                Ale to jeszcze nie koniec! Nad każdym oknem namalowane były zasłony ze wszystkimi dwunastoma plemionami [według tradycji biblijnej w odległej starożytności cały lud Izraela podzielony był na dwanaście plemion – przyp. A.K.], wyglądające jakby naprawdę wisiały czerwono – złote. Między wysokimi oknami wyrysowane były wielkimi literami fragmenty modlitw. To wszystko znajdowało się na ścianach z trzech stron, na czwartej zaś namalowane były wszelkie instrumenty ze Świątyni; cymbały, harfy i flety, na których grali Lewici [przedstawieciele jednej z grup kapłańskich w starożytnym judaizmie – A.K.]. Dalej: ołtarz ofiarny z wiecznym ogniem. A nad tym wszystkim „lekki jak orzeł, rączy jak jeleń, a silny jak lew”, które wyglądały jak żywe, jak gdyby miały zaraz zeskoczyć ze ściany.

Na wysokim suficie było namalowane dwanaście znaków zodiaku i różnorakie owoce z Ziemi Izraela: etrogi, lulawy [etrog (hebr. owoc cytrusowy- cytrus zwany rajskim jabłkiem, lulaw (hebr. gałąź palmy – palmowa gałąź – dwie z czterech roślin tworzących bukiet na święto Sukot – przyp. A.K.], i jeszcze, jeszcze bez końca.

                Na środku sufitu, pomiędzy czeterema kolumnami, które go przytrzymywały, namalowany był lewiatan [Lewiatan ogromny potwór morski o dziwnych kształtach, opisany w Biblii, w pismach talmudycznych, przedstawiany jako ogromna ryba przeznaczona na ucztę dla wszystkich sprawiedliwych Żydów po przyjściu Mesjasza – przyp.A.K.] zwinięty w kłębek, wgryzający się mocno zębami we własny ogon, żeby go nie puścić. Gdyby to się bowiem – nie daj Boże – stało – świat zatonąłby w morzu, które znajduje się wewnątrz tego okręgu. A na środku tego morza kręci się żaglówka – za chwilę zatonie.

                W piątek wieczorem, kiedy synagoga była rozświetlona – w dawnych czasach lampami naftowymi, a później światłem elektrycznym – kolory nabierały jeszcze większego blasku, a malunki wyglądały jak żywe. Wchodzący na modlitwy za każdym razem rzucił okiem i podziwiał malowidła, tak jakby widzieli je po raz pierwszy .

 Andrzej Krempa Sztetl Mielec. Z Historii mieleckich Żydów, Mielec 2022, Wyd. SCK Mielec, Muzeum Getta Warszawskiego

 


 12 kwietnia 2023 roku obok pomnika stanęła tablica przypominająca tragiczne wydarzenia z września 1939.

Zdjęcie: Halina Pado

Postawienie tablicy jest efektem połączonych sił grupy Mayn Shtetele Mielec, Stowarzyszenia Strażnicy Pamięci z Łodzi i Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego.


Mielecka synagoga na cmentarzu w Izraelu , zdjęcie grupa Mayn Shtetele Mielec


Tekst uzupełniono w 2023 roku.


iskabelamalecka@gmail.com


Zdjęcia: Muzeum Historii Fotografii Jadernówka w Mielcu, Anna Stąpor, Izabela Sekulska, Józef Witek, Narodowe Archiwum Cyfrowe 


Przypisy:

 

1 rękopis wydania III Zagłady Żydów Mieleckich Andrzeja Krempy

2 FENICHEL ABRAHAM (ABBA), urodzony 13 XI 1906 r. w Mielcu, syn Izaaka (malarza) i Heny. Absolwent mieleckiego gimnazjum, egzaminy maturalne zdał w 1929 r. Przejawiał nieprzeciętne zdolności plastyczne. Studiował filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim, a następnie ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie. Specjalizował się w malarstwie i grafice. Tematami jego twórczości były m.in. sceny rodzajowe z życia Żydów i pejzaże miejskie (w tym Mielca). Nie stronił od kopiowania znanych dzieł malarskich i znajdował na nie zbyt. Grywał także w piłkę nożną w mieleckim klubie żydowskim „Maccabi”. Po studiach powrócił do Mielca, ale nie mógł znaleźć pracy odpowiadającej wykształceniu. Wkrótce jednak zatrudniony został w żydowskim gimnazjum w Tarnowie. W czasie II wojny światowej przebywał na terenie ZSRR. Niestety, pozostawiony dorobek artystyczny z okresu pobytu w Mielcu uległ rozproszeniu i częściowemu zniszczeniu (zaledwie jedna praca znajduje się w zbiorach Muzeum Regionalnego w Mielcu). Po wojnie zamieszkał w Krakowie i był ilustratorem wydawnictw Żydowskiej Komisji Historycznej. W 1947 r. wyjechał do Palestyny, ale po perypetiach we Włoszech i na Cyprze, dopiero w lipcu 1948 r. dotarł do nowo utworzonego państwa Izrael. Mieszkał w Tel Awiwie i był wykładowcą malarstwa w tamtejszym Kolegium Nauczycielskim Rysunku, a następnie współzałożycielem Instytutu Malarstwa i Rzeźby Marine oraz wykładowcą w Instytucie Sztuki w Bat Yam. Współpracował z teatrami w zakresie scenografii, ilustrował książki. Autor albumów ze szkicami, m.in. "Notatki z podróży". Zmarł 3 VI 1986 r. w Tel Awiwie i tam został pochowany. W muzeach krakowskich udało się zgromadzić część jego obrazów i grafik. Bogaty zbiór prac z okresu powojennego posiada Getto Fighter's Muzeum w Jerozolimie, a ponadto jego prace są w zbiorach Akademii Malarstwa Besaleel w Jerozolimie Ein Harod Museum  Muzeum Sztuki w Omaha (USA) oraz w kolekcjach prywatnych. Na sesji Rady Miejskiej w Mielcu w dniu 9 II 2017 r. jego imieniem nazwano skwer przy ul. Nowy Rynek.

Encyklopedia Miasta Mielca, Józef Witek

3 rękopis wydania III Zagłady Żydów Mieleckich Andrzeja Krempy

4 tamże

5 Mielecka Księga Pamięci https://www.jewish.org/yizkor/mielec/mielec.html

6 tamże

5 rękopis wydania III Zagłady Żydów Mieleckich Andrzeja Krempy

7 BORGER MOSHE mielczanin urodzony w roku 1920, syn Szymona Salpetera i Perly Borger autor dziennika zdeponowanego w Muzeum Yad Vashem, który to dziennik zaczął pisać w 1937 roku a skończył w dniu 5 września 1939 roku. Wraz z dziennikiem zdeponowany został pokaźny zbiór  zdjęć i materiałów dotyczących Żydów mieleckich. Ocalał z Holakaustu.  Według jesgo wspomnień spisanych po wojnie na dzień przed deportacją mieleckich Żydów, która miała miejsce 9 marca 1942 roku, wyjechał na wieś po żywność. Ostrzeżony przez jednego z chłopów, nie powrócił do Mielca. Ofiarami wojny stała się jego rodzina, ojciec Szymon i siostry Sala i Feiga. Matka Moshe zmarła przed wojną. Według informacji zawartych w indeksie osób represjonowanych IPN, został w 1940 roku zesłany w głąb ZSRR,  po czym uwolniony na mocy amnestii . Po wojnie mieszkał w USA, a następnie w Izraelu – informacja własna na podstawie dostępnych źródeł.

8 FRANK APOLINARY, urodzony 21 VII 1870 w Austrii. W 1894 r. ukończył studia medyczne, uzyskując tytuł doktora medycyny. Do Mielca przybył przed I wojną światową. Prowadził własny gabinet lekarski przy ul. T. Kościuszki 2. Angażował się w działalność organizacji społecznych. W pierwszych latach istnienia w Mielcu drużyny skautowej był jednym z jej opiekunów i prowadził zajęcia z higieny. W latach 20. uczył w Prywatnym Seminarium Nauczycielskim Żeńskim im. E. Platerówny. Z biegiem lat zyskał sobie opinię najlepszego lekarza w Mielcu. Leczyli się u niego nawet Żydzi, mimo iż był katolikiem. W 1939 r. został członkiem Rady Przybocznej Burmistrza Mielca. 16 IX 1939 r., a więc po kilku dniach okupacji hitlerowskiej w Mielcu, powierzono mu, za względu na bardzo dobrą znajomość języka niemieckiego, obowiązki burmistrza Mielca i wybór ten został zatwierdzony przez niemieckiego komendanta wojennego. Funkcję burmistrza miasta Mielca pełnił w okresie od 16 IX 1939 r. do III 1941 r. (W marcu 1941 r. obowiązki burmistrza przejął Hans Zimmermann – kolonista niemiecki z Hohenbachu-Czermina). Pełnił również funkcję członka Rady Nadzorczej Banku Spółdzielczego w Mielcu. W pierwszych latach po II wojnie światowej był jednym z założycieli Towarzystwa Przyjaciół Dzieci i członkiem Zarządu Miejskiego tej organizacji. Zmarł 11 II 1949 r. Spoczywa na cmentarzu parafialnym w Mielcu przy ul. H. Sienkiewicza.

Encyklopedia Miasta Mielca, Józef Witek

Irene Eber, The choice, Poland 1939-1954, Pengiun Putnam Inc, 2004

10 Widziałem anioła śmierci. Losy deportowanych Żydów polskich w ZSRR w latach II wojny światowej, Żydowski Instytut Historyczny w Warszawie, Rosner i Wspólnicy, 2006 rok.

 11 Informacje pochodzą z rękopisu III wydania Zagłady Żydów Mieleckich Andrzeja Krempy

 

 

Korzystałam z :

 Andrzej Krempa Rękopis III wydania Zagłady Żydów Mieleckich 

Widziałem anioła śmierci. Losy deportowanych Żydów polskich w ZSRR w latach II wojny światowej, Żydowski Instytut Historyczny w Warszawie, Rosner i Wspólnicy, 2006 rok.

Mieleckiej Księgi Pamięci https://www.jewish.org/yizkor/mielec/mielec.html

Rochelle G. Saidel Mielec, Poland The Shtetl that became a nazi concentration camp, Gefen Publishing House, Yerusalem Nowy Jork, 2012

Wirtualny sztetl sztetl.org.pl

Encyklopedia Miasta Mielca Józefa Witka encyklopedia.mielec.pl


 

AŻIH sygn. 301/1635 relacja A. Franka spisana przez Bertę Lichtig

W tekście pojawiają się trzy daty odnośnie wkroczenia Niemców do Mielca.

Apolinary Frank podaje datę 8 września 1939 roku, wtedy faktycznie Niemcy dotarli do Mielca, ale większe oddziały w tym oddział SS zostały w Mielcu zakwaterowane w dniu 13 września 1939 roku.



Zdjęcie wykonane podczas uroczystości odsłonięcia pomnika w 1985 roku, archiwum Józefa Witka
 












                   Rysunek A.Fenichela pod tytułem Bałaguła (woźnica, furman) znajdujący   się w Muzeum Regionalnym w Mielcu










1 komentarz:

  1. Bardzo interesujacy tekst.Pierwszy raz tu czytam o niemieckim generale, który zapobiegl egzekucji . Wiadomo jak sie nazywal?? Na pewno sa książki z ilustracjami Abby Fenichela. Wszak bylo to już po wojnie.

    OdpowiedzUsuń

Twarze mieleckiego sztetla: Listy do Pelusi. Rodzina Lichtigów

  Zdjęcie pocztówki pochodzi ze strony United States Holocaust Memorial Museum  - Mel Lichtig Papers Czytanie cudzych listów jest   jak podg...