Opracowanie graficzne zdjęcia: RysowAnki
Zdjęcie miasta z widocznym budynkiem synagogi
Pierwsza wzmianka na temat
mieleckich Żydów pochodzi z 1573 roku. Wtedy zanotowano w księdze wójtowskiej,
że poddani Sebastiana Mieleckiego Żyd Izrael i jego żona Barbara byli zadłużeni
na 30 grzywien u Agnieszki Godziszowej. Od 1573 roku zostali
osiedleni w Mielcu za zgodą właścicieli miasta: Izrael, Mojżesz, Joachim 1.
Przez długi czas społeczność
żydowska była dość biedna i nieliczna. Nie stać było Żydów na wybudowanie
synagogi. Wtedy z pomocą przyszedł starozakonnym, proboszcz mielecki ksiądz
Sebastian Głębocki pożyczając im
pieniądze. Pierwsza mielecka synagoga (drewniana) istniała już w 1721 roku.
Przetrwała ona do wielkiego pożaru miasta w 1856 roku.
Pod koniec XIX w. na wysokości obecnej ulicy Berka Joselewicza, wzniesiono nową bóżnicę murowaną, o znacznie bardziej reprezentacyjnym charakterze. Posiadała dwie piękne wieże w stylu mauretańskim. Jej wnętrze zdobiła polichromia przedstawiająca sceny Stworzenia Świata i Potopu namalowane przez miejscowego artystę samouka Izaaka Fenichela, który był prawdpodobnie również autorem polichromii w synagodze w Dąbrowie Tarnowskiej (z uwagi na fakt, że dąbrowska bożnica przetrwała zawieruchę wojenną, a dzisiaj jest pięknie odrestaurowana, dzieła mielczanina można nadal podziwiać). Fenichel wraz z rodziną mieszkał w sąsiedztwie synagogi przy ulicy Wąskiej. Jego dom stoi tam do dzisiaj. Powszechnie przypisuje się polichromie mieleckiej synagogi jedynie Izakowi, lecz w książce Marka Verstaniga I rest my case znalazłam informację, że ściany i sufit mieleckiej shul były ozdobione przez utalentowanych braci Fenichelów: Izaka i Jisroela Hirsza. Podobną informację można znaleźć we wspomnieniach nieznanego z nazwiska Żyda, które to wspomnienia są zamieszczone w książce Andrzeja Krempy Sztetl Mielec. Z historii mieleckich Żydow. Syn Izaaka Fenichela, Abba (Abraham) Fenichel2 przetrwał Holokaust. Był znanym grafikiem i malarzem. Po wojnie zamieszkał w Izraelu. Kilka jego prac można do dzisiaj oglądać w Polsce m.in. w muzeach w Krakowie, Mielcu i Bieczu.
Niestety nie zachowały się żadne zdjęcia wnętrza mieleckiej synagogi. Jednak
fragmentaryczne informacje na temat wnętrza budynku można znaleźć we wspomnieniach mielczanina Tadeusza
Lubaski oraz we wspomnieniach żydowskich mieszkańców miasta opublikowanych w
Mieleckiej Księdze Pamięci.
Tak synagogę wspomina T. Lubaska: Jako uczeń szkoły średniej postanowiłem za
zgodą rodziców zwiedzić synagogę w sabat…Na środku stało podwyższenie dwumetrowej
wysokości i otoczone było balustradą. Siedziało tam kilku starszych chasydów
oraz rabin. Siedzieli w czapkach i modlili się głośno z grubych modlitewników
kiwając się bez przerwy w przód. Wiele świec jarzyło się w środku wokół dużego,
pewnie cennego siedmioramiennego świecznika. Modlący się mieli głowy nakryte
jakby szalami w pasy biało-czarne, które zakrywały im ramiona. Wokół pod
ścianami stali gęsto, blisko siebie mężczyźni podobnie ubrani. Prawie każdy z
nich trzymał w lewej ręce świecę, a w prawej modlitewnik. Modlili się tak
głośno i żarliwie, że nie interesowali się niczym wokół, kiwając się tylko
miarowo ku ścianie… W ścianach wysoko były duże podłużne okna, zakończone
półkoliście z wieloma szybkami w żelaznych ramkach. Na ścianach były duże malowidła
scen rodzajowych o tematyce religijnej na tle krajobrazów nam obcych...Gdy
zwróciliśmy się do wyjścia, zaskoczył nas inny widok. Oto nad wejściem do
synagogi (rodzaj chóru w kościele) siedziało i stało bardzo dużo kobiet, także
głośno zawodzących, oddzielnie nabożnie modlących się i kiwających. W świetle
jarzących się świec, odbijały się wpięte w ich włosy różnokolorowe świecidełka3
Źródło zdjęcia: Yad Vashem
Jak podaje Andrzej Krempa w rękopisie III wydania Zagłady Żydów
Mieleckich : miejsce odczytywania Tory
(bima) znajdowało się w środku synagogi na wzór synagog aszkenazyjskich. Należy
też zwrócić uwagę, że główne wejście do synagogi było od strony zachodniej, a
więc na przeciwnej ścianie (wschodniej) musiał być „ołtarz” (Aron-ha-kodesz). Przed II wojną światową funkcję zarządcy w synagodze
sprawował Chiel Majer Kornblüth. Według
napisu w języku hebrajskim w synagodze mieleckiej oraz zwyczaju, w
soboty i święta dostęp do „ołtarza” był tylko za zezwoleniem zarządcy synagogi. Natomiast w dni powszednie mogli odprawiać modły
przy „ołtarzu” synowie zmarłych ojców, którzy zmarli w ostatnim roku. Obok
synagogi głównej były dwa domy modlitwy nazywane bożnicami: dom modlitwy
Królika, którego nazwa pochodzi od nazwiska fundatorki wdowy po Jakubie Króliku
oraz dom modlitwy Schüllera którego fundatorem był Żyd o nazwisku Schüller. 4
Obok mieleckiej synagogi znajdowały się również budynki rzeźni rytualnej oraz mykwy (łaźni). Wszystkie te
obiekty usytuowane były w kwartale zabudowań obecnych ulic: Wąskiej,
Sandomierskiej, Berka Joselewicza i Nowego Rynku.
Tak mielecką synagogę
wspominali żydowscy mieszkańcy mieleckiego sztetla (fragmenty poniższe pochodzą
z Mieleckiej Księgi Pamięci):
„
Do „Schul”, jak nazywano tę synagogę, uczęszczali młodsi, bardziej nowocześni
Żydzi. Jako mała dziewczynka chodziłam z ojcem w soboty lub święta do synagogi.
Ponieważ nie mogłam się jeszcze modlić, siedziałam cicho podziwiając freski, które
różniły się od wszystkiego, co widziałam w późniejszym życiu. Wykonał je
miejscowy artysta Izaak Fenichel, który choć bardzo utalentowany, nie miał
formalnego wykształcenia artystycznego (jego syn Abba, także słynny artysta
mieszka w Izraelu). Szczególnie podziwiałam na suficie obraz dużej ryby
Lewiatana, która namalowana była z uniesionym ogonem. Ściany były pokryte
biblijnymi scenami, które pokazywały przejście przez Morze Czerwone, Mojżesza
uderzającego w wodę laską, płonący krzak, tablice z 10 przykazaniami – wszystko
to rozpoczęło moje głębokie przywiązanie do żydowskiej tradycji”.
„
Mielec nie potrzebował niczego co byłoby wysokich lotów, muzeów i tym
podobnych. Wyróżniającymi się budynkami były tylko synagoga, gimnazjum i
kościół.
W
synagodze na ścianach wisiały obrazy olejne autorstwa Izaaka Fenichela
przedstawiające znaki zodiaku oraz epizody z Biblii. Te obrazy przerażały nas
dzieci, ale wszystkie dały nam pierwszy obraz tych cudownych stworzeń, które
wydawały się prawie żywe”5.
13 września 1939 r. tuż po wejściu do Mielca wojsk niemieckich (w tym dniu do Mielca wkroczyły większe oddziały 8. Infanterie Division Dywizji Piechoty, niemieckiej XIV Armii, w Mielcu zakwaterowany został także większy oddział SS), w przeddzień święta Rosz ha - Szana, żydowskiego Nowego Roku, Niemcy spalili synagogę wraz z modlącymi się w niej Żydami.
Był to jeden z pierwszych aktów terroru okupanta na ziemiach polskich.
Wrześniowy dzień 1939 roku był jednym z najtragiczniejszych dni w historii miasta. Tak wspomina go w Mieleckiej Księdze Pamięci jeden
z mieszkańców miasta:
„
Jak pamiętam zapadł zmierzch, kiedy moja rodzina i ja zamknęliśmy dom,
przemknęliśmy się przez podwórko i wspięliśmy się na strych sąsiadki, aby
poczekać na nieznane wydarzenia. Miasto było niewiarygodnie ciche, mogliśmy
słyszeć każdy krok żołnierzy. Nagle posłyszeliśmy grad z serii karabinów
maszynowych i obawialiśmy się najgorszego. Po krótkiej przerwie poczuliśmy dym
i zrozumieliśmy, że niedaleko nas pali się ogień. Wraz z nadejściem nocy ogień
się wzmógł. Nadając nocnemu niebu niesamowitą jasność i przykrywając nas dymem.
Od sąsiadów dowiedzieliśmy się, ze pali się łaźnia, rzeźnia i kilka okolicznych
budynków, wszystko zostało podpalone. Nasza duża shul (synagoga) również
stanęła w ogniu. Wkrótce potem usłyszeliśmy pukanie do bramy naszego podwórka.
Stłumionym głosem ktoś zawołał do nas: „Otwórzcie, otwórzcie, wpuście mnie – tu
jest rabin Mendel”. Szybko opuściliśmy drabinę i wpuściliśmy go do środka. Rabinowi
towarzyszył jeden z asystentów, przebrany był za kobietę, w białym szalu
okrywającym brodatą twarz. Powiedział nam o tragedii, która miała miejsce – że
wszyscy w rzeźni i w łaźni zostali zgormadzeni na podwórku i po kilku godzinach
popędzeni do ciasnej rzeźni. Następnie Niemcy skierowali karabiny maszynowe na
ofiary. Niemcy polali naftą to co przed chwilą było żywymi ludźmi i podłożyli
ogień.
Ogień
palił się do godzin porannych, a my pozostaliśmy w naszej kryjówce. Szacowano,
że 40 lub więcej osób zginęło tego dnia. Trudno jest ustalić dokładną liczbę,
ponieważ wielu z nich było spoza miasta”6.
Niezwykłe spotkanie do którego doszło w Jerozolimie, mielczanina ocalałego z
Holokaustu Moshe Borgera 7 i amerykańskiej Żydówki Rochelle Saidel,
której rabinem w czasach młodości był inny mielczanin Paul Schuchalter,
zaowocowało napisaniem książki : Mielec, Poland The shtetl that became a nazi
concentration camp. Odsyłam zainteresowanych informacjami na temat wydarzeń z 13 września 1939 roku do pracy autorki, ponieważ temat spalenia mieleckiej synagogi potraktowała bardzo wnikliwie, poświęcając mu w publikacji sporo miejsca.
Saidel przywołuje między innymi wspomnienia naocznego świadka wydarzeń z 13 września 1939 roku
Yeruchuma Apfela:
„Stałem na zewnątrz. Mogłem widzieć mijających
mnie Niemców. Szli w kolumnach, jedna od strony Radomyśla, druga od strony
Dębicy. Niemieccy oficerowie na koniach, szeregowi żołnierze na piechotę
W
pierwszych dniach żaden z Żydów nie wyszedł ze swojego mieszkania.
Żadnych
pogromów ani niczego w tym rodzaju. Potem Żydzi zaczęli powoli wychodzić z
domów a nawet otwierać sklepy. We wtorek dalej było cicho, ale chociaż Żydzi
się bali, wielu z nich wyszło na ulice i poczuli, że nie dzieje się tak źle jak
się tego spodziewali. Ale w środę, w Wigilię Rosh Hashana zechcieli udać się do
rytualnej mykwy i rzeźni, żeby celebrować Święto. Poszli modlić się do
synagogi. Nie było strachu”.
Apfel był świadkiem
wydarzeń 13 września 1939 roku. Niewiele zabrakło był stał się także ofiarą. Jak
cała żydowska społeczność przygotowywał się do
wieczoru Rosh Hashana, żydowskiego Nowego Roku.
Tego dnia główna
synagoga, i mniejsze synagogi, mykwa i rytualna rzeźnia były wypełnione
mieszkańcami miasta. Mężczyźni dokonywali rytualnej kąpieli, a kobiety
przygotowywały jedzenie na wieczorny
świąteczny posiłek.
Apfel tak zapamiętał to
co się stało:
”Wyszedłem, mykwa nie była pełna. Byłem szczęściarzem.
Opuściłem
mykwę na jakieś 3 minuty przed tym jak Niemcy otoczyli budynki. Rzeźnia była
wypełniona kobietami z kurczakami, kaczkami.
Dwóch rzezaków rytualnych stało tam i pracowało wewnątrz.
Kiedy wyszedłem z mykwy, zbliżyłem się do beit midrash (małej synagogi), to było jak
trójkąt – duża synagoga, i dwie inne. Kiedy byłem na drodze do mojego domu,
Niemcy pojawili się obok beit midrash, na motocyklach i w jeepach, i otoczyli
dwa budynki. Znajdowały się tam następujące budynki (dodając do tych trzech
synagog), mykwa, dom gościnny, przytułek, nadające kształt hebrajskiej litery
het. Była tam też rzeźnia dla ptactwa. Rzeźnia dla większych zwierząt była
ulokowana gdzie indziej.
Najpierw
zajęli się rzeźnią, widziałem jak bili
kobiety, kurczaki uciekły. Następnie to był festiwal ptactwa – gęsi, kury,
kaczki i wszystko inne. To było bardzo duże pole i hałas był przytłaczający. To
połączenie hałasu, który wywołały ptaki
z krzykiem bitych kobiet…
Ja
ciągle stałem i patrzyłem. Nie rozumiałem co się dzieje i nie wierzyłem, że to
co się dzieje, mogło się stać. Potem zobaczyłem jak oni pchają nagich Żydów z
mykwy do rzeźni. Zrozumiałem, że stanie się coś złego i uciekłem do domu”.
Jego dom nie znajdował
się daleko, słyszał, ale nie widział co
się dzieje.
„Słyszałem bardzo dobrze, strzały i krzyki. Nie widziałem ognia
bezpośrednio, ale słyszałem krzyki od momentu podpalenia. Znam też świadectwo
mojego przyjaciela, w moim wieku, jedynego który stamtąd uciekł, w momencie
kiedy ich wszystkich zmusili do wejścia do rzeźni.
Kazali
im się położyć i strzelali do nich, ale ich nie zabili. Było tam około 39
mężczyzn i rytualni rzezacy. Niemcy poszli po jakąś łatwopalną ciecz, mój
przyjaciel to wykorzystał, wyskoczył przez okno, ukrył się w magazynie drewna,
a stamtąd uciekł.
Te
wszystkie szczegóły znam od niego. Potem słyszeliśmy krzyki i zapach palonych
ciał”.
Następnie Apfel
opowiadał, że jego rodzina słyszała, że
Niemcy zabierali Żydów z ich
domów.
„ Uciekliśmy ze swojego domu, był blisko synagogi. Wielu Żydów stało w
pobliżu synagogi. Nie było dla mnie oczywiste, czy będą do nich strzelać czy
nie. Stali tam jakiś czas, a potem przyszedł oficer i wydał rozkaz by ich
zwolnić. Ale spalili mykwę, rzeźnię, przytułek, wszystkie synagogi, dom rabina,
wszystko wkoło i dużo żydowskich domów, nie tylko budynki publiczne”.
Tamtej nocy Apfel
został ze swoją rodziną z daleka od kompleksu żydowskich budynków. „Następnego ranka wróciliśmy do domu.
Atmosfera była bardzo przygnębiająca, pełna strachu. To był bardzo trudny czas.
To był pierwszy dzień Nowego Roku, ale nikt nie myślał o modlitwie, o
synagodze, o niczym z tych rzeczy. Nie wiedzieliśmy czy Niemcy już skończyli i
czy nie wrócą”.
Szacowana
liczba osób, które zostały zamordowane tamtego dnia to raczej nie więcej niż 30 osób. W niektórych wspomnieniach pojawia się nawet liczba 80, ale biorąc pod uwagę wspomnienia burmistrza Franka, nie jest ona prawdopodobna.
Wkrótce po wojnie świadectwa naocznych świadków spisała również Berta Lichtig, nauczycielka. Przywołuje je również w wyżej wymienionej książce Rochelle Saidel. 10 czerwca 1946 r. dr Apolinary Frank8, lekarz stomatolog, który był burmistrzem Mielca podczas okupacji niemieckiej, powiedział jej:
„8 września 1939 r. Niemcy zajęli miasto. Ludzie byli wystraszeni kiedy słyszeli
eksplozje z różnych stron i widzieli uciekającą polską armię.
Próbowali
chronić się nawzajem, zamykali domy, chronili się w piwnicach. Niemcy wkraczali
dumni i aroganccy.
W atmosferze zwycięstwa kroczyli przez miasto, wypełniali ulice i spotykali się z miejskimi urzędnikami. Kiedy ucichły wybuchy, ludzie powoli jeden po drugim zaczęli opuszczać domy. Żydzi zaczęli przygotowywać się do Rosh Haszana. Poszli do rytualnej rzeźni. Byli tam mężczyźni i dzieci, dźwigali drób, czekając na rzezaków. Rzezakami byli Josef Beck i Chaim Kurz. Inni poszli pełni pokoju do mykwy. W międzyczasie grupa Niemców wróciła z obchodu, oni jak szaleni sprawdzali wszystko w mieście. Również poszli do rzeźni i mykwy. Zobaczyli kąpiących się Żydów, i zabijających kurczaki i to ich rozwścieczyło. „ My walczymy, a wy się kąpiecie i chcecie jeść”.. Wyprowadzili kobiety z rzeźni, wyprowadzili nagich Żydów z mykwy. Podłożyli ogień i podpalili rzeźnię. Kiedy zięć rzezaka Becka (nazywał się Weinreb, był z Borowej koło Mielca, również był rzezakiem) chciał uratować teścia, Niemcy złapali go i żywcem wrzucili do ognia. Niemcy wydali rozkaz podpalenia synagogi. Znaleźli również polskich pomocników, którzy pomagali im identyfikować żydowskie domy. Kiedy znajdowali Żydów, zabierali ich i wrzucali do ognia. Jeden z Żydów uciekł przez okno, ale Niemiec do niego strzelał. Wypadł z okna, jego długi chasydzki płaszcz zaczepił się i on wisiał nad Żydami w płomieniach”.
Doktor Frank twierdził, że
zostało zamordowanych 27 Żydów. Liczbę ok. 30 podaje też w swoich wspomnieniach z Mieleckiej Księgi Pamięci Marvin Balsam. Ogień w
synagodze palił się przez dwa dni. 15 września 1939 roku A. Frank
interweniował u Niemców i otrzymał obietnicę pochowania szczątków i prochów.
Razem z człowiekiem o
nazwisku Gastweirt, który zajmował się
pogrzebami (być może był członkiem Mielec chevra kadisha, towarzystwa pogrzebowego),
asystentem rabina oraz dozorcą synagogi zebrali wszystkie szczątki, zrobili
mały kopiec i pochowali je.
Relacja doktora Franka
Biorąc pod uwagę
wspomnienia Franka oraz Irene Eber, kolejnej mielczanki, która przetrwała
Holokaust i w swojej książce wspomina, że widziała pogrzeb z balkonu domu przy ulicy Lelewela, z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że szczątki
spalonych pochowano właśnie w pobliżu synagogi.
Tak pisze o tym Eber:
"Kilku ludzi przyszło z
łopatami i pospiesznie zaczęło kopać duży dół. Chociaż nie było słońca, dzień
stawał się gorący i duszny, a kopiący mężczyźni często zatrzymywali się, by
wytrzeć czoła. Inni mężczyźni tłoczyli
się na podwórzu, niosąc tobołki, które ostrożnie kładli na ziemi w pewnej
odległości od dołu. W milczeniu gestykulowali, nie płakali ani nie jęczeli.
Milczący tłum obserwował milczących kopiących mężczyzn. Kiedy dół został
wykopany, ostrożnie umieścili w nim
tobołki, jeden po drugim. Odmówili ledwie słyszalną modlitwę, szybko zasypali
dół i wybiegli na ulicę.
Oglądałam bez zrozumienia. Byłam
zahipnotyzowana cichym dramatem rozgrywającym się poniżej, nie mogłam się
oderwać, ale wiedziałam, że dzieje się coś strasznego, niezgłębionego.
Wszczepiony został mi obraz, którego nie
można było już nigdy wymazać, który przypominał się jak żywy prawie sześćdziesiąt lat później
od tamtego pochmurnego poranka.
Być może to matka lub ojciec ostatecznie
mi to wyjaśnili. Dopiero z czasem
zrozumiałem, co zobaczyłam, a mianowicie, że wszyscy pobożni mężowie ze
stowarzyszenia pogrzebowego starannie zbierali zwęglone ciała i kości.
Większość ofiar spalono, nie rozpoznano ich, nie udało się ustalić, kto to był,
kogo wybrano do pochówku ani dlaczego postanowiono zakopać tam zwęglone
szczątki w masowym grobie. Nigdy się nie dowiedziałam.
W następnych tygodniach starałam się nie kierować w stronę dołu, którego zarys był wyraźnie widoczny z balkonu. Wspomnienie tego, co widziałam tego ranka, nadal mnie prześladowało, budząc nowy rodzaj strachu. Co by było, gdyby Niemcy znaleźli nas na kartoflisku i nas też strawił huczący ogień? Czy byłabym teraz zlepkiem zwęglonych kości, nierozpoznawalnym, bez twarzy?". 9
Prawdopodobnie pochówek nie odbył się na cmentarzu, gdyż nie zezwolili na to Niemcy. W powojennym wywiadzie, jedna z ocalonych mielczanek (Esther Altman z domu Korzennik, wywiad dla Shoah Foundation) wspomina, że jej ojciec tak przejął się tym co zobaczył w Mielcu 13 września 1939 roku, że ... zmarł. Rodzina nie mogła go jednak pochować na cmentarzu, ponieważ nie zgodziły się na to władze okupacyjne.
W
wydanej w 2006 roku publikacji „Widziałem Anioła Śmierci”, znajdują się zeznania
Abrahama Frenkla, lat 16, syna rabina Efraima z Mielca. Przybył on do Palestyny
przez Teheran w 1943 roku, uciekł z Mielca w pierwszych dniach wojny, tuż po
bombardowaniach, wraz kilkoma innymi Żydami wynajęli auto ciężarowe i wyjechali
z miasta. Swoją ucieczkę wspomina jako tragiczne doświadczenie, według jego
zeznań drogi były usłane trupami i rannymi.
„
O losie mieleckich Żydów dowiedzieliśmy się od ludzi, którzy przybyli do
Niemirowa z Mielca.
Niemcy zajęli miasteczko 12 września . Pierwszego dnia Niemcy nie zaczepiali nikogo. Na rozkaz gminy obaj rzezacy, Chaim i Jasza, poszli do rzeźni, aby zabić kilka sztuk bydła dla ludności żydowskiej na święta. Jasza rzeźnik szedł w towarzystwie swojego zięcia. W czasie uboju wpadli do rzeźni Niemcy i wołając: „oto mordercy żydowscy” zastrzelili obu rzezaków i zięcia jednego z nich. Potem Niemcy udali się do mykwy pełnej ludzi, ponieważ był to dzień przedświąteczny. Wygnali wszystkich nago do rzeźni i tam ich zastrzelili. W ten sposób zginęło 64 Żydów. Udało się uratować dwu i 15 letniemu chłopcu, i on nam te historie opowiedział. Po kilku dniach Niemcy zebrali wszystkich Żydów w miasteczku, ustawili ich pod domem rabina i rozebrali do naga. Chciano ich zastrzelić. Akurat przejeżdżał niemiecki generał i zapytał: co tu się dzieje, oraz po krótkiej rozmowie wydał rozkaz puszczenia wszystkich wolno. Większość Żydów nie wróciwszy nawet do domu, pouciekała z miasteczka. Nazajutrz Niemcy spalili bożnice, bet-hamidrasz i dom rabina. W domu rabina mieszkał wówczas rabin Menachem Mendel Hurwicz, i 12 letni chłopak sierota, wychowanek rabina. Rabin wyskoczył z okna, i w ten sposób się uratował, ale dziecko zawisło na płocie. Zobaczył to jeden Niemiec i zabił chłopca na miejscu.” 10
Wypalone
mury synagogi zostały rozebrane w 1943 r. Jak podaje w rękopisie III wydania Zagłady
Żydów Mieleckich Andrzej Krempa: ksiądz Terlaga wraz z sołtysem wsi
Podleszany, Wiktorem Czekajem, uratował część biblioteki Horowitza,
przechowywanej w synagodze. Książki, wyrzucone na ulicę, w błoto, przewieziono
furmanką na strych do ks. Terlagi w Podleszanach. Jak zeznał po wojnie ks.
Terlaga: „Była tam wielka biblioteka religijna. Część pergaminowych egzemplarzy
ja oddałem do Instytutu Wschodniego w Krakowie. O zasobach bibliotecznych
świadczy fakt, że biblioteka rabina Horowitza z Krakowa, która była
przewieziona do Mielca; było około 80 worków, oprócz pak”. Do wojta Kurza
wkrótce wpłynęły donosy na księdza, gestapo weszło do jego domu. Ks. Terlaga musiał
się ukrywać.
Źródło zdjęcia: NAC
W miejscu gdzie stała mielecka synagoga znajduje się
dzisiaj pamiątkowy pomnik wykonany z piaskowca z kopalni w Śmiłowie.
Pomnik upamiętnia
męczeńską śmierć kilkudziesięciu Żydów, spalonych w mieleckiej synagodze przez
Niemców.
Treść tablicy na pomniku
jest następująca:
„
W tym miejscu we wrześniu 1939 roku hitlerowcy spalili żywcem w synagodze
kilkadziesiąt osób narodowości żydowskiej. Niech ofiara ich męki pozostanie w
pamięci”.
Pomysłodawcą
postawienia obelisku był prezes mieleckiego koła ZBOWiD Jan Magda. Pracami koordynował: Józef Witek (Urząd Miasta w Mielcu).
Tablice wykonał Alfred
Bielec, według projektu Henryka Momota. Wykonana została w Wytwórni Sprzętu
Komunikacyjnego w Mielcu.
Pomnik stanął 21
września 1984 roku.
Działka po mieleckiej
synagodze w znacznej części jest własnością Fundacji Ochrony Dziedzictwa
Żydowskiego, w niewielkiej części gminy miejskiej Mielec11
Począwszy od 2020 roku, corocznie członkowie grupy Mayn Shtetele Mielec w rocznicę spalenia synagogi , w miejscu gdzie stała, organizują uroczystość upamiętniającą to tragiczne wydarzenie
Tekst: Izabela Sekulska, 2021 rok
Suplement
W wydanej w 2022 roku książce Andrzeja Krempy Sztetl Mielec. Z historii mieleckich Żydów znalazły się wspomnienia nieznanego z nazwiska Żyda z Mielca, który z detalami opisał wnętrze mieleckiej synagogi. Oto one:
Również konstrukcja synagogi była
zupełnie inna niż domów modlitwy. Synagoga była wysoka i szeroka; z dwiema
wieżami po obu stronach na froncie: z drzwiami, które prowadziły wieloma
schodami na górę, na babiniec [pomieszczenie przeznaczone dla kobiet w tradycyjnej
synagodze. Dobudowane tym samym poziomie lub umieszczone nad główną salą
modlitw. Przegroda między tymi pomieszczeniami przesłaniała mężczyznom widok
kobiet – przyp. A.K] na pierwszym i drugim piętrze: z większymi i
mniejszymi oknami: z lufcikami wysoko oraz gipsowymi gzymsami naokoło. Wszystko
to sprawiało wrażenie pałacu, prawdziwie świętego miejsca.
Wewnątrz
synagoga była pomalowana. Dokonali tego bracia Icchak Fenichel i jego brat
Jisroel. Malowidła były podziwiane przez każdego kto wszedł do środka.
Na
malunki w synagodze składały się przede wszystkim sceny z Chumaszu. W pierwszym
rogu na prawo od wejścia, wysoko namalowani byli Żydzi urabiający w Egipcie glinę
na cegły. Nad tym: rusztowania na których Żydzi budowal mury Pithom i Raamses.
Malarze nie zapomnieli nawet o dzieciach, które zostały wmurowane w ściany. Tak
ciągnęły się sceny z Chumaszu aż do Mojżesza, był z siwymi pejsami i brodą, w
szabasowym chałacie, z futrzaną czapką – albo sztrajmlem, albo kołpakiem – na głowie,
a wszystko to na wzór rebego z Tarnobrzega, którego chasydem był Icchak
Fenichel.
Dalej,
aż do drugiego kąta namalowanego było, jak Żydzi idą przez góry i doliny do
morza, a w samym rogu, jak Nachszon, syn Amindaba, wskakuje do wody i zanurza
się po gardło. Trochę wyżej widać było zaprzężone w rżące konie rydwany faraona, które już
prawie dosięgają Żydów.
Kawałek dalej (w rogu, na
trzeciej ścianie) widniały rydwany zatopione, przewrócone, do góry kołami i
konie zapadające się głęboko w błoto wraz z już martwymi Egipcjanami. Trochę
dalej na tej samej ścianie wymalowana była gorąca góra Synaj, na której Mojżesz
otrzymał Torę. Wokół góry stoją Żydzi w religijnej ekstazie, w szabasowych
strojach, i błyska się i grzmi – co prawie było słychać, gdy patrzyło się na tę
scenę. Malunki szły dalej, aż do ostatniego rogu ze smutną sceną „nad rzekami
Babilonu”, gdzie Żydzi zawieszają swoje skrzypce i flety na gałęziach drzew nad
rzeką, która wraz z kępami naokoło mocno przypomina Wisłokę.
Ale
to jeszcze nie koniec! Nad każdym oknem namalowane były zasłony ze wszystkimi
dwunastoma plemionami [według tradycji biblijnej w odległej starożytności
cały lud Izraela podzielony był na dwanaście plemion – przyp. A.K.],
wyglądające jakby naprawdę wisiały czerwono – złote. Między wysokimi oknami wyrysowane
były wielkimi literami fragmenty modlitw. To wszystko znajdowało się na
ścianach z trzech stron, na czwartej zaś namalowane były wszelkie instrumenty
ze Świątyni; cymbały, harfy i flety, na których grali Lewici [przedstawieciele
jednej z grup kapłańskich w starożytnym judaizmie – A.K.]. Dalej: ołtarz ofiarny z wiecznym
ogniem. A nad tym wszystkim „lekki jak orzeł, rączy jak jeleń, a silny jak lew”,
które wyglądały jak żywe, jak gdyby miały zaraz zeskoczyć ze ściany.
Na wysokim suficie było
namalowane dwanaście znaków zodiaku i różnorakie owoce z Ziemi Izraela: etrogi,
lulawy [etrog (hebr. owoc cytrusowy- cytrus zwany rajskim jabłkiem,
lulaw (hebr. gałąź palmy – palmowa gałąź – dwie z czterech roślin tworzących
bukiet na święto Sukot – przyp. A.K.], i jeszcze, jeszcze bez końca.
Na
środku sufitu, pomiędzy czeterema kolumnami, które go przytrzymywały,
namalowany był lewiatan [Lewiatan ogromny potwór morski o dziwnych
kształtach, opisany w Biblii, w pismach talmudycznych, przedstawiany jako
ogromna ryba przeznaczona na ucztę dla wszystkich sprawiedliwych Żydów po
przyjściu Mesjasza – przyp.A.K.] zwinięty w kłębek, wgryzający się mocno
zębami we własny ogon, żeby go nie puścić. Gdyby to się bowiem – nie daj Boże –
stało – świat zatonąłby w morzu, które znajduje się wewnątrz tego okręgu. A na
środku tego morza kręci się żaglówka – za chwilę zatonie.
W piątek wieczorem, kiedy synagoga była rozświetlona – w dawnych czasach lampami naftowymi, a później światłem elektrycznym – kolory nabierały jeszcze większego blasku, a malunki wyglądały jak żywe. Wchodzący na modlitwy za każdym razem rzucił okiem i podziwiał malowidła, tak jakby widzieli je po raz pierwszy .
Andrzej Krempa Sztetl Mielec. Z Historii mieleckich Żydów, Mielec 2022, Wyd. SCK Mielec, Muzeum Getta Warszawskiego
12 kwietnia 2023 roku obok pomnika stanęła tablica przypominająca tragiczne wydarzenia z września 1939.
Zdjęcie: Halina PadoPostawienie tablicy jest efektem połączonych sił grupy Mayn Shtetele Mielec, Stowarzyszenia Strażnicy Pamięci z Łodzi i Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego.
Mielecka synagoga na cmentarzu w Izraelu , zdjęcie grupa Mayn Shtetele Mielec
Tekst uzupełniono w 2023 i 2024 roku.
Zdjęcia: Muzeum Historii Fotografii Jadernówka w Mielcu, Anna Stąpor, Izabela Sekulska, Józef Witek, Narodowe Archiwum Cyfrowe
Przypisy:
1 rękopis
wydania III Zagłady Żydów Mieleckich Andrzeja Krempy
2
FENICHEL
ABRAHAM (ABBA), urodzony 13 XI 1906
r. w Mielcu, syn Izaaka (malarza) i Heny. Absolwent mieleckiego gimnazjum,
egzaminy maturalne zdał w 1929 r. Przejawiał nieprzeciętne zdolności
plastyczne. Studiował filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim, a następnie
ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie. Specjalizował się w malarstwie i
grafice. Tematami jego twórczości były m.in. sceny rodzajowe z życia Żydów i
pejzaże miejskie (w tym Mielca). Nie stronił od kopiowania znanych dzieł
malarskich i znajdował na nie zbyt. Grywał także w piłkę nożną w mieleckim
klubie żydowskim „Maccabi”. Po studiach powrócił do Mielca, ale nie mógł
znaleźć pracy odpowiadającej wykształceniu. Wkrótce jednak zatrudniony został w
żydowskim gimnazjum w Tarnowie. W czasie II wojny światowej przebywał na terenie
ZSRR. Niestety, pozostawiony dorobek artystyczny z okresu pobytu w Mielcu uległ
rozproszeniu i częściowemu zniszczeniu (zaledwie jedna praca znajduje się w
zbiorach Muzeum Regionalnego w Mielcu). Po wojnie zamieszkał w Krakowie i był
ilustratorem wydawnictw Żydowskiej Komisji Historycznej. W 1947 r. wyjechał do
Palestyny, ale po perypetiach we Włoszech i na Cyprze, dopiero w lipcu 1948 r.
dotarł do nowo utworzonego państwa Izrael. Mieszkał w Tel Awiwie i był
wykładowcą malarstwa w tamtejszym Kolegium Nauczycielskim Rysunku, a następnie
współzałożycielem Instytutu Malarstwa i Rzeźby Marine oraz wykładowcą w
Instytucie Sztuki w Bat Yam. Współpracował z teatrami w zakresie scenografii,
ilustrował książki. Autor albumów ze szkicami, m.in. "Notatki z podróży".
Zmarł 3 VI 1986 r. w Tel Awiwie i tam został pochowany. W muzeach krakowskich
udało się zgromadzić część jego obrazów i grafik. Bogaty zbiór prac z okresu
powojennego posiada Getto Fighter's Muzeum w Jerozolimie, a ponadto jego prace
są w zbiorach Akademii Malarstwa Besaleel w Jerozolimie Ein Harod Museum
Muzeum Sztuki w Omaha (USA) oraz w kolekcjach prywatnych. Na sesji Rady
Miejskiej w Mielcu w dniu 9 II 2017 r. jego imieniem nazwano skwer przy ul.
Nowy Rynek.
Encyklopedia Miasta
Mielca, Józef Witek
Scott Genzer uważa, że bratem Abby był Moses. Po wojnie Abba mieszkał w Krakowie z Mosesem Fenichelem, więc pradpodobne jest to, że dwóch braci Fenichel przeżyło wojnę.
3 rękopis
wydania III Zagłady Żydów Mieleckich Andrzeja Krempy
4
tamże
5 Mielecka
Księga Pamięci https://www.jewish.org/yizkor/mielec/mielec.html
6 tamże
5
rękopis wydania III Zagłady Żydów Mieleckich Andrzeja Krempy
7 BORGER MOSHE mielczanin urodzony w roku 1920, syn Szymona Salpetera i Perly Borger autor dziennika zdeponowanego w Muzeum Yad Vashem, który to dziennik zaczął pisać w 1937 roku a skończył w dniu 5 września 1939 roku. Wraz z dziennikiem zdeponowany został pokaźny zbiór zdjęć i materiałów dotyczących Żydów mieleckich. Ocalał z Holakaustu. Według jego wspomnień spisanych po wojnie na dzień przed deportacją mieleckich Żydów, która miała miejsce 9 marca 1942 roku, wyjechał na wieś po żywność. Ostrzeżony przez jednego z chłopów, nie powrócił do Mielca. Ofiarami wojny stała się jego rodzina, ojciec Szymon i siostry Sala i Feiga. Matka Moshe zmarła przed wojną. Według informacji zawartych w indeksie osób represjonowanych IPN, został w 1940 roku zesłany w głąb ZSRR, po czym uwolniony na mocy amnestii . Po wojnie mieszkał w USA, a następnie w Izraelu – informacja własna na podstawie dostępnych źródeł.
8 FRANK
APOLINARY, urodzony 21 VII 1870 w Austrii. W 1894 r. ukończył studia
medyczne, uzyskując tytuł doktora medycyny. Do Mielca przybył przed I wojną
światową. Prowadził własny gabinet lekarski przy ul. T. Kościuszki 2. Angażował
się w działalność organizacji społecznych. W pierwszych latach istnienia w
Mielcu drużyny skautowej był jednym z jej opiekunów i prowadził zajęcia z
higieny. W latach 20. uczył w Prywatnym Seminarium Nauczycielskim Żeńskim im.
E. Platerówny. Z biegiem lat zyskał sobie opinię najlepszego lekarza w Mielcu.
Leczyli się u niego nawet Żydzi, mimo iż był katolikiem. W 1939 r. został
członkiem Rady Przybocznej Burmistrza Mielca. 16 IX 1939 r., a więc po kilku
dniach okupacji hitlerowskiej w Mielcu, powierzono mu, za względu na bardzo
dobrą znajomość języka niemieckiego, obowiązki burmistrza Mielca i wybór ten
został zatwierdzony przez niemieckiego komendanta wojennego. Funkcję burmistrza
miasta Mielca pełnił w okresie od 16 IX 1939 r. do III 1941 r. (W marcu 1941 r.
obowiązki burmistrza przejął Hans Zimmermann – kolonista niemiecki z
Hohenbachu-Czermina). Pełnił również funkcję członka Rady Nadzorczej Banku
Spółdzielczego w Mielcu. W pierwszych latach po II wojnie światowej był jednym
z założycieli Towarzystwa Przyjaciół Dzieci i członkiem Zarządu Miejskiego tej
organizacji. Zmarł 11 II 1949 r. Spoczywa na cmentarzu parafialnym w Mielcu
przy ul. H. Sienkiewicza.
Encyklopedia Miasta Mielca, Józef Witek
9 Irene Eber, The choice, Poland 1939-1954, Pengiun Putnam Inc, 2004
10 Widziałem anioła śmierci. Losy deportowanych Żydów polskich w ZSRR w latach II wojny światowej, Żydowski Instytut Historyczny w Warszawie, Rosner i Wspólnicy, 2006 rok.
Bez wątpienia wspomniany w tekście rabin nazywał się Horowitz.
11 Informacje pochodzą z rękopisu III wydania Zagłady Żydów Mieleckich Andrzeja Krempy
Korzystałam z :
Andrzej Krempa Rękopis III wydania
Zagłady Żydów Mieleckich
Widziałem anioła
śmierci. Losy deportowanych Żydów polskich w ZSRR w latach II wojny światowej,
Żydowski Instytut Historyczny w Warszawie, Rosner i Wspólnicy, 2006 rok.
Mieleckiej Księgi Pamięci
https://www.jewish.org/yizkor/mielec/mielec.html
Rochelle G. Saidel
Mielec, Poland The Shtetl that became a nazi concentration camp, Gefen
Publishing House, Yerusalem Nowy Jork, 2012
Mark Verstandig, I rest my case Northwestern University Press
Wirtualny sztetl
sztetl.org.pl
Encyklopedia Miasta
Mielca Józefa Witka encyklopedia.mielec.pl
AŻIH sygn. 301/1635 relacja A. Franka spisana przez Bertę Lichtig
W tekście pojawiają się
trzy daty odnośnie wkroczenia Niemców do Mielca.
Apolinary Frank podaje
datę 8 września 1939 roku, wtedy faktycznie Niemcy dotarli do Mielca, ale
większe oddziały w tym oddział SS zostały w Mielcu zakwaterowane w dniu 13
września 1939 roku.
Rysunek A.Fenichela pod tytułem Bałaguła (woźnica, furman) znajdujący się w Muzeum Regionalnym w Mielcu
Bardzo interesujacy tekst.Pierwszy raz tu czytam o niemieckim generale, który zapobiegl egzekucji . Wiadomo jak sie nazywal?? Na pewno sa książki z ilustracjami Abby Fenichela. Wszak bylo to już po wojnie.
OdpowiedzUsuń