Tekst ten nie powstałby, gdyby nie pewne spotkanie w dniu 9 marca 2023 roku, w 81 rocznicę deportacji mieleckich Żydów. Podczas upamiętnienia, które odbywało się na terenie mogiły zbiorowej Żydów na ulicy Wspólnej/Świerkowej w Mielcu, podeszła do mnie dwunastoletnia Tosia i poprosiła abym opowiedziała jej historię rodziny Stroh. Spisanie historii tej rodziny było w moich planach, ale powiedzmy, że nie najbliższych.
Pomyślałam, że podzielę się z nią wiedzą, którą mam (a nie była ona wówczas obszerna),
ale potem… zaczęłam szukać i szukać. I znalazłam zdecydowanie więcej informacji.
Tekst ten powstał przede
wszystkim z potrzeby upamiętnienia rodziny Stroh z Mielca. Mam też nadzieję, że dzięki niemu wzrośnie świadomość mielczan odnośnie miejsca martyrologii jakim jest Lasek Berdechowski.
Mam również nadzieję, że wspólnie doprowadzimy kiedyś do godnego upamiętnienia ofiar.
Chanina miał w Mielcu sklep bławatny.
Był jednym z kilkudziesięciu Żydów prowadzących w Mielcu sklepy bławatne pod koniec okresu międzywojennego.
Dlaczego nazywano je bławatnymi?
Bławat był kosztowną,
jedwabną, tkaniną (najczęściej w kolorze błękitnym) używaną w średniowieczu.
Później nazywano tak każdą tkaninę, stąd
bławatnymi określano po prostu sklepy tekstylne, te z materiałami. Piękna nazwa, nieczęsto dzisiaj używana.
O takich jak Chanina kupcach,
mówiło się… kupiec bławatny.
Tak kupców bławatnych wspominała mama lublinianki Teresy Szmigielskiej:
Moja mama bardzo lubiła kupować w sklepach żydowskich. Na
Krakowskim Przedmieściu było bardzo dużo sklepów. Kilka lat przed wojną było
już dużo sklepów polskich, bo był taki trend, między innymi w ramach tego antysemityzmu,
żeby Polacy jak najwięcej zajmowali się handlem, zakładali sklepy, żeby
wyeliminować handel żydowski, żeby być dla nich konkurencją. Moja mama
opowiadała, bo ja to tylko z opowiadań wiem, że nigdy ich nie przeskoczą, bo:
"Po pierwsze nie lubię chodzić do tych polskich sklepów dlatego, że są
strasznie wyniośli i niegrzeczni. A jak pójdę do sklepu żydowskiego, to ja
jestem tam hołubiona. No ... Wszystko mi znosi, pokazuje". I opowiadała
nawet taką historię, że kiedyś weszła do jednego sklepu, tak zwanego
bławatnego, ponieważ przed wojną nie było gotowych ubiorów jak teraz, więc
przeważnie było bardzo dużo sklepów z materiałami i one się nazywały bławatne.
Dlaczego, nie wiem, ale taka była nazwa. No i potem się szyło, bo usługi były,
też dzięki Żydom i konkurencji, bardzo tanie. Mojej mamie był potrzebny jakiś
specjalny materiał, którego poszukiwała. Weszła do sklepu i okazało się, że
tego materiału nie ma. Więc mama chciała wychodzić. Ja nie potrafię naśladować,
nie umiem, mimo że słyszałam tyle Żydów kaleczących język polski, mówiących po
polsku z tym swoim akcentem, ale naśladować tego akcentu nie potrafię, ale mama
moja umiała. Więc ten Żyd mówi: "Co jest, nie ma! Nie ma, ale będzie. Już
pani siada. Tu krzesełko. Pani dobrodziejka siada, siada, siada, chwilę zaczeka
i już". No więc mama siadła, jego nie było chwilę, za chwilę przychodzi z
belą tego materiału. Co zrobił? Poszedł do konkurenta, kupił u niego w cenie
detalicznej całą belę, no bo nie tego ... I odciął mamie, ile jej tam było potrzeba
czy metr czy dwa. Chodziło o to, żeby nie wypuścić klientki, żeby dla klientki
zawsze mieć, nawet takim kosztem1.
Sklep z pewnością funkcjonował jeszcze w czasie wojny, ponieważ
nazwisko Chaniny można odnaleźć na liście osób płacących w 1941 roku podatek
obrotowy (lista stanowi załącznik do książki Andrzeja Krempy Sztetl Mielec. Z
Historii mieleckich Żydów).
Być może sklep znajdował się w tym samym domu, w którym mieszkał
kupiec z rodziną? To była dobra, mielecka lokalizacja.
Spis Judenratu
Być może jest to zdjęcie Chaniny Stroha, pochodzi ze zbiorów Holocaust Memorial Museum, zostało podarowane Muzeum przez rodzinę Goldstein.
Nurtowało mnie to. W pewnym
momencie przyszedł mi do głowy pomysł, aby sprawdzić czy jedna z córek Chaniny
nie "zostawiła" swojego podpisu na słynnych listach z 1926 roku. Dzieci
składały wówczas podpisy z okazji
Rocznicy Ogłoszenia Deklaracji Niepodległości Stanów Zjednoczonych. Córka
Strohów miała wtedy 11 lat, musiała chodzić do szkoły powszechnej. To był
dobry trop. Znalazłam ten podpis. Stroh Rachela – tak wygląda. Chodziła
wtedy do siedmioklasowej szkoły powszechnej w Mielcu im. św. Kingi. Stanisław
Wanatowicz, mielecki regionalista powiedział mi, że to jeszcze nie dowód, bo w
dwudziestoleciu międzywojennym zdarzało się wiele pomyłek w pisowni imion,
nazwisk, nie tylko żydowskich, ale i polskich i sami zainteresowani, zdarzało
się, że pisali je błędnie. To prawda. Tak było.
Szukałam potwierdzenia na to, że jednak powinniśmy używać pisowni Stroh.
Sprawdziłam pisownię
nazwiska na stronie JRI Poland –
przeważa pisownia Stroh.
Odnalazłam też Rachelę w
spisie uczennic mieleckiego gimnazjum z 1930 i 1932 roku.
W 1930 roku była uczennicą klasy IV A (chociaż
do szkoły nie uczęszczała, dziewczętom nie wolno było wówczas uczyć się z chłopcami,
były tzw. prywatystkami, uczyły się w domu a potem przystępowały do matury). Strohówna Rachela (taki jest zapis
nazwiska) oznaczona jest na liście literą A, co oznaczało uzdolnioną uczennicę.
Taką podobno była. Hugo Goldstein krewny jej męża,
który się ze mną skontaktował, potwierdził to. Była mądrą kobietą. Powiedział
mi też, że marzyła by studiować medycynę. Wojna i uchodźctwo z Europy
pokrzyżowały jej plany i marzenia w zakresie edukacji.
Jeśli zaś chodzi o nazwisko
powiedział, że jest pewien, że właściwa pisownia nazwiska to STROH.
Rachela zdała maturę 20 czerwca 1934 roku. Wkróce potem wyszła za mąż i wyjechała z Polski.
Chanina urodził się w 1888
roku i mieszkał wraz z rodziną w Mielcu, w Rynku, w kamienicy, która znajdowała
się pod numerem 6.
Taki adres figuruje w Spisie
Judenratu.
B. Schulz tak opisywał sztetl:
Chanina mieszkał z żoną
Sarą, urodzoną w 1892 roku (córką Lazara i Sosi) i dziećmi: urodzoną w 12 maja 1915 roku Rachelą , Lazarem i
Sosią.
Był wykształconym człowiekiem z klasy średniej.
Prawdopodobnie Sara Stroh, zdjęcia pochodzą z kolekcji Holokaust Memorial Museum, zbiory podarowane przez rodzinę Goldstein
Nie wiem jakie były daty
urodzenia Sosi i Lazara, ale ich nieobecność w Spisie Judenratu zasugerowała
mi, że w 1940 roku mogli być jeszcze
niepełnoletni.
Potem jednak dowiedziałam
się od H. Goldsteina krewnego męża Racheli, że Lazar podobno był żołnierzem w polskiej armii
(myślę, że mógł być uczestnikiem kampanii wrześniowej). To jednak
wskazywałoby na to, że w 1940 roku był pełnoletni.
Może po prostu w czasie kiedy Judenrat tworzył Spis, nie było go w
Mielcu?
Sara urodziła Rachelę mając 23 lata.
Z całej rodziny Holokaust przeżyła
tylko Rachela. W Mieleckiej Księdze pamięci znalazłam wzmiankę o niej :
Naszym miejscem spotkań
latem była główna ulica. „Korso”; w zimie klub lub siedziba dowolnej z wielu
organizacji. Wśród chłopców był Baruch Singer, sprytny maniupulator, Bruno
Durts, wykwintny i dżentelemeński oraz gadatliwy I. Schnall. Był też E.
Czortkower, zawsze gotowy do żartu, A. Fenichel z uśmiechem przyklejonym do
ust, i ja. Młodszymi nastolatkami byli: Sam Garten, Milogrom, F. Isenberg
(rzadko widywany w żydowskim towarzystwie), Maniek Strauss i F. Bram,
przedrzeźniający wszystkich i grubiańsko się zachowujący. Wśród młodych kobiet
były: Tille Voschrim, siostry Reich, D. Lander, T.Czortkower, R. Stroh i moja
uśmiechnięta blond kuzynka H. Honig 3 –
wspominał M. Keit.
Rachela w Mielcu zdjęcie pochodzi z kolekcji Holokaust Memorial Museum, zbiory podarowane przez rodzinę Goldstein
Świadectwo dojrzałości, zdjęcie pochodzi z kolekcji Holocaust Memorial Museum
Analizując nazwiska, które
znalazły się obok nazwiska Racheli na szkolnej liście, znalazłam też podpis Teodory Czortkowerównej, córki
profesora mieleckiego gimnazjum, późniejszej farmaceutki. Zatem dziewczęta
chodziły razem do szkoły powszechnej. Jak się okazuje były również w tej samej
klasie w gimnazjum. Nazwisko Tosi na gimnazjalnym wykazie jest wydrukowane pogrubioną czcionką, a taki wyróżnik
oznaczał uczennicę wybitną.
Tosia nie przeżyła wojny, zginęła wraz ze
swoim ojcem. Mogła próbować się ratować, kiedy była taka sposobność,
Czortkowerowi chciał pomóc jego dawny uczeń. Odnalazł profesora w bożnicy we
Włodawie. Profesor załamany śmiercią żony, odmówił. Prosił Tosię aby poszła z
Czesławem Kubikiem (Czesław Kubik był uczniem gimnazjum w czasie kiedy dziewczęta były uczennicami i uczęszczał do klasy rok niżej ). Powiedział córce, że Czesiek jest jak jego syn. Tosia odmówiła, powiedziała: tatuś,
mamusia zginęła, ty idziesz na śmierć, to i ja pójdę z tobą. Zginęła.
Cz. Kubik pomógł w czasie wojny wielu Żydom. Został uhonorowany medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata.
Czytając wspomnienie z Mieleckiej Księgi Pamięci można
w jakiejś części wyobrazić sobie przedwojenne życie Racheli. Młodzież żydowska
żyła inaczej niż polska. Tak o tym piszą
mielczanie pamiętający przedwojenne czasy. Żydowska traktowała życie poważniej,
w przyszłość patrzono ze strachem i obawami (co potwierdzają zapiski w
dzienniku mieleckiego nastolatka Mosze Borgera, młodszego od Racheli o pięć
lat).
Radosne były wszystkie
świąteczne dni, dni ślubów. Młodzież szczególnie lubiła święto Purim, przedwiosenne
z mnóstwem słodyczy.
Pomarańcza wtedy zasiadała na tacy, w
otoczeniu małych ciasteczek i cukierków, jak królowa. Nikt nie odważył się jej
zjeść, była ona delikatnie podnoszona i przekazywana od osoby do osoby aż do
końca stołu, po czym umieszczano ją w szufladzie i zostawała tam, do czasu aż
ktoś zachorował i wtedy dostawał tę, na wpół zepsutą pomarańczę, jako specjalny
przysmak 4.
Mielec, 1935 rok, w prawym górnym rogu uśmiechająca się Rachela
Rachela
i jej siostra Sosia były dziewczętami, a jak to bywało w żydowskich rodzinach,
wraz z narodzinami córki, „rósł ból głowy” – tak pisze o tym M. Keit. Jak ją
nakarmić? A co z posagiem? Jak przykryć jej głowę chupą? Po każdym ślubie
dziecka, sklepy w Mielcu były dzielone na mniejsze klitki, do tego stopnia, że
niektóre były tak małe, że mieścił się w nich tylko kupujący i sprzedający.
Czy tak było ze sklepem ojca
Racheli? Może tak, a może jednak nie, bo Rachela jak już wspominałam, już przed wojną wyjechała z
Polski. W 1934 roku, jako młoda dziewiętnastoletnia
dziewczyna poślubiła Leo Sussmana z Baranowa. Zamieszkali w Wiedniu, gdzie
Sussman był przedsiębiorcą. Po aneksji Austrii przez Niemcy, opuścili kraj i udali
się do Szwajcarii, do St. Gallen. W 1941 roku z portu w Lizbonie popłynęli
do Stanów Zjednoczonych. Po
wojnie wiodło im się dobrze finansowo, posiadali firmę produkującą odzież, a
Rachela jak podaje Andrzej Krempa używała wówczas imienia Renee. Krewny
Leo Sussmana powiedział mi, że małżonkowie bardzo ciężko pracowali i udało im
się zbudować biznes związany z odzieżą. Dbali o innych, byli filantropami. Przejawiali też dużą aktywność w synagodze i społeczności wokół niej zgromadzonej, wspierali Beth Israel Hospital i Yeshiva University w Nowym Jorku.
Leo i Rachela
Leo i Rachela z nieznaną kobietą
Wyjazd
z Polski przed wojną uchronił Rachelę przed tym co spotkało jej rodzinę,
ale w obliczu utraty najbliższych, ocalenie bywało dla niektórych
ciężarem nie do uniesienia.
W roku 1938, na rok przed wybuchem II wojny
światowej, wyjechałam z Polski do Ameryki, przenosząc się ze znajomego
otoczenia w nieznane. Ten jeden krok zabezpieczył całą moją przyszłość. Był to
czysty przypadek, nie zaś wynik jakichś moich planów. W rezultacie uniknęłam
losu najbliższych, ale nie uniknęłam udziału w ich tragedii i tragedii sześciu
milionów naszych braci, eksterminowanych w Holokauście 5 – wspominała
mielczanka Doris Lander Berl.
Czy rodzice Racheli myśleli o emigracji? Czy
chcieli dołączyć do córki, która wyjechała przed wojną? Być może, ale w czasie
wojny, było to raczej niemożliwe, zwłaszcza jeśli
chodziło o całą rodzinę. Racheli i Leo, którzy byli w ciężkim położeniu było bardzo trudno wyemigrować z Europy.
Czy szli w potwornym marszu
9 marca 1942 roku z Rynku na lotnisko podczas deportacji mieleckich Żydów? Czy
wtedy stracił życie Chanina? Czy może znacznie później? Raczej nie zginął z
resztą rodziny w 1943 roku. Nie ma na to żadnych dowodów. A może jeszcze przed 1942 rokiem? Może 13
września 1939 roku kiedy spłonęła mielecka synagoga?
Czy jak grupa mielczan
ostrzeżonych przez Judenrat wyjechali z miasta i schronili się gdzieś tuż przed deportacją Żydów
z Mielca? Na przykład w Połańcu, gdzie przebywała duża ilość mieleckich Żydów? A może jak niektórym udało im się wydostać z
obozów przejściowych i wrócić w okolice miasta?
Zastanawiałam się nad tym
wszystkim zaczynając badać ich losy. Zadawałam sobie takie właśnie pytania.
Wiedziałam na pewno, że Sara i jej dzieci przebywali w obozie firmy Baumer und Losch na tzw. Czekaju. I tam zginęli. O tym napisał Andrzej Krempa w swoich książkach.
Okazało się, że intuicja
mnie nie myliła. To, że udało mi się wypełnić tę lukę w ich wojennym
życiorysie, to dzieło pewnego przypadku.
W prawie wszystkich moich
dotychczasowych poszukiwaniach pomagał mi Tomasz Frydel, niestrudzony badacz
wojennych historii z okolic Mielca, autor części Powiat Dębica w opracowaniu
Dalej jest noc pod redakcją Barbary Engelking i Jana Grabowskiego.
Zapytałam go, czy nie zetknął się z nazwiskiem Stroch podczas swoich badań. Nie pamiętał, odpowiedział,
że sprawdzi. To jednak mogłam zrobić sama, bo jestem w posiadaniu sporej ilości
materiałów przekazanych mi właśnie przez tego historyka. Umówiliśmy się, że
jeśli coś znajdę, wtedy dam mu znać i będziemy próbować dotrzeć do źródła
informacji.
Znalazłam Sarę, Sosię i jej
brata w zestawieniu osób ukrywających się
w Połańcu od marca 1942 roku sporządzonym przez Tomasza Frydla.
A jednak Połaniec.
Przedwojenny Połaniec
Zdjęcie pochodzi ze strony www.polaniec.pl
Duża ilość Żydów, którym
udało się uniknąć deportacji z Mielca, znalazła schronienie w tym miasteczku
położonym niedaleko Mielca, tuż za Wisłą. Był tam między innymi przewodniczący
mieleckiego Judenratu doktor Józef Fink z żoną Netti i dziećmi.
Połaniec leżał wówczas w
powiecie radomskim. Tomasz Frydel dotarł do źródeł, które pozwoliły mu
zidentyfikować 46 osób z Mielca ukrywających się w Połańcu. 24 osoby uciekły
bezpośrednio z Mielca, 22 zbiegło z dystryktu lubelskiego, gdzie znaleźli się po
wywózce.
Połaniec był położony z dala
od głównych szlaków, linii kolejowej, nie było w nim stałych posterunków żandarmerii i gestapo, a miejscowe
getto zlikwidowano dopiero w październiku 1942 roku. Żydom mieleckim udało się znaleźć
schronienie na ponad pół roku. Tomasz
Frydel przypuszcza, że liczba mieleckich Żydów w Połańcu mogła sięgać kilkuset
osób. Świadczy o tym fakt, że połanieccy Żydzi, byli zaniepokojeni obecnością
mielczan w swoim miasteczku, o czym opowiadał w swoich wspomnieniach mielecki
nauczyciel Szaje Altman. Zapewne wynikało to z faktu, że przed wojną w Połańcu
mieszkało ok. 1000 Żydów, potem Żydzi zaczęli napływać do miasta z okolic,
przejściowych obozów i innych stron Polski.
Dane
o ukrywaniu się Sary Stroh i jej dzieci pochodziły z zeznań niejakiej Lieby Perlman. Niewiele mówiło mi to nazwisko. Ale dość szybko dzięki Tomaszowi, dowiedziałam się, że Lieba była
bratową Sary, a Perlman to jej nazwisko po drugim mężu.
W książce Andrzeja Krempy
Sztetl Mielec. Z historii mieleckich Żydów, w opisie egzekucji do której doszło
w obozie na Czekaju ważną rolę odegrał
Żyd o nazwisku Berger.
Brat Sary Stroch. Pokrewieństwo
wyraźnie autor podkreślił. Nie było jednak wiadomo jak ów Berger miał na imię.
Kiedy to przeczytałam, od
razu sięgnęłam do Spisu Judenratu. Znalazłam Aschera Bergera (urodzonego 12 kwietnia 1899 roku) i żonę Ryfkę z
ulicy Krakowskiej. Przy nazwisku Aschera widniała adnotacja: kupiec (Ascher
figuruje też w spisie Żydów płacących podatek obrotowy w 1941 roku, był
kołodziejem wykonującym swoje usługi na ulicy Krakowskiej). Data urodzenia
Ryfki to 1910 roku (20 kwietnia). Nie miałam pewności czy to właśnie Ascher był bratem Sary.
Skoro Lieba ocalała, pomyślałam, powinna znajdować się na liście ocalałych sporządzonej przez Andrzeja Krempę. Ale na tej liście jest tylko jedna osoba o nazwisku Berger, Regina Berger, zarejestrowana w Mielcu w 1945 roku, wyjechała do Belgii – tak brzmi zapis.
Pomyślałam: Ryfka? Regina?
(żydowskie imiona mają czasem kilka odpowiedników). Być może.
Tomasz Frydel obiecał mi odnaleźć w swoich zbiorach zeznanie Lieby.
Okazało się, że była jednym ze świadków w procesie Rudolfa Zimmermanna, zbrodniarza wojennego i
złożyła zeznanie w 1965 roku.
Zanim je otrzymałam, szukałam informacji o Liebie na własną rękę. Niestety w Żydowskim Instytucie
Historycznym nie ma żadnych informacji na temat Ryfki Berger, ani Reginy Berger, ani Lieby Perlman.
Za to Monika Taras z tegoż Instytutu, przysłała mi
ankietę z bazy archiwum Arolsen wypełnioną w 1946 roku. Tak, była to raczej
„moja” Lieba występująca pod panieńskim nazwiskiem Geldzahler. Rok urodzenia zgadzał się z rokiem urodzenia Ryfki
Berger ze spisu Judenratu (data miesięczna i dzienna już nie), miejsce
urodzenia: Kolbuszowa, nazwisko panieńskie, które znałam już z notatek Tomasza
Frydla, no i jeszcze jedna ważna rzecz: miejsce zamieszkania w 1938 roku : Anvers co po francusku oznacza Antwerpię (Belgia), miejsce do którego
chce się udać Lieba: Antwerpia. I to łączyło Liebę z Reginą Berger z listy
ocalałych Andrzeja Krempy, która przecież wyjechała do Belgii. Nabrałam coraz
większego przekonania, że chodzi o tę samą osobę.
Skan pochodzi ze strony internetowej archiwum Arolsen
Z ankiety pochodzącej z bazy
Arolsen wynikał jeszcze jeden ważny fakt: Lieba była więźniarką obozu w Auschwitz.
Jedynym właściwym wyjaśnieniem było to, że imię Ryfka było równoznaczne z imieniem Regina
(chociaż jako odpowiednik Ryfki uznawane jest imię Rebeka) i że Ryfka – Regina po wojnie zaczęła
z jakichś powodów używać imienia Lieba.
Z jakichś powodów także używała po wojnie nazwiska panieńskiego. A
może po prostu po ślubie przed rabinem
nie zarejestrowali z Ascherem małżeństwa w urzędzie? Tak przecież często
się zdarzało.
Ascher Berger, zdjęcie pochodzi z kolekcji Muzeum Regionalnego Pałacyk Oborskich w Mielcu
Zanim opowiem historię
Lieby, która tak bardzo wiąże się z historią rodziny Stroh, kilka słów o obozie
na Czekaju, do którego trafili wszyscy bohaterowie mojej opowieści (wszyscy z
wyjątkiem Chaniny).
Na
obrzeżach wojskowego obozu Lager Mielec swoją siedzibę miała firma Baumer und
Losch, która zajmowała się budową dróg na terenie poligonu oraz budową kolejki
wąskotorowej, która łączyła dwa obozy „Południe”, czyli Lager Mielec i Lager
Dęba.
Obóz był położony w
lesie. Okoliczna ludność nazywała to miejsce
Czekajem.
Plan obozu firmy B&L sporządzony przez R. Zimmermanna
Niemcy wybudowali dwa baraki
i budynek mieszkalny z materiałów rozebranej szkoły w Trzęsówce. Początkowo w
obozie pracowali Polacy, pierwszymi Żydami w obozie, byli Żydzi z kamieniołomów
z Gromnika koło Tarnowa. Przybyli do obozu w lipcu 1942 roku. Wówczas też
rozpoczęła się rozbudowa obozu i powstały kolejne baraki.
Po likwidacji gmin
żydowskich z Mielca i Radomyśla, wielu Żydów zgłaszało się do obozu dobrowolnie.
Było to według nich bezpieczne miejsce. Tak do obozu trafiła między innymi
Chaja Rosenblatt i jej mąż Abraham. Chaja w swoich wspomnieniach opowiadała, że
do obozu udało się im dostać dając pokaźną łapówkę. Zostali bardzo dobrze przyjęci przez
innych więźniów. Przygotowano im królewski posiłek: masło, ser, jajka i nawet
owoce. Takich wiktuałów nie widzieli od czasu ucieczki z Radomyśla. Mieli
również czyste posłania.
Słońce dla nas zaświeciło,
ja sobie pomyślałam 6.
Historia Rosenblattów łączy się z historią rodziny
Stroh, tyle, że Rosenblattowie zdołali z obozu uciec, a Sara i jej dzieci
stracili życie…
Po wysiedleniu Mielca
9 marca 1942 roku dużo Żydów schroniło się do tego obozu, myśląc, że w ten
sposób uratują życie. „Wstęp” musiano opłacić pieniędzmi lub złotem. Tam
działał Kapłan, członek Judenratu mieleckiego, Immergluck i Tadel Dorthmeimer,
byli to donosiciele Gestapo. Rzezimieszek Zimmermann żądał coraz to nowych
ofiar na zabawkę, żeby nie wyszedł z wprawy, ilość zależała od humoru w danym
wypadku (żądał po 60 Żydów też) A że Kapłan pobierał wysokie stawki za
przyjęcie do obozu, bał się więc, że ci wzięci na rozstrzał zaraz po przyjęciu
gotowi są coś wygadać, więc rozsyłał ludzi do Połańca, Staszowa, do lasów,
gdzie się dużo ludzi schroniło, z ogłoszeniami, że jest zapotrzebowanie na
nowych kandydatów do pracy. Żydzi ścigani i tropieni, uwierzyli, że pracując,
uratują się, więc gremialnie zgłaszali się, i tych podsuwano, czasem zaraz na
drugi dzień po przyjściu Zimmermanna7 – wspominała mielecka
nauczycielka Berta Lichtig.
Wiosną lub wczesnym
latem 1943 roku do obozu przyjechali gestapowcy, którzy dowiedzieli się o jego nielegalnych „mieszkańcach”. W grupie tej
były głównie kobiety i troje dzieci.
Wywołano między innymi Abrahama Rosenblatta, który natychmiast uciekł z
obozu wraz ze swoją żoną. Schronili się oni w lesie, budując sobie tam
kryjówkę. Ostatecznie Chaja ocalała z Holokaustu, jej mąż zginął w listopadzie
1944 roku w obławie w Lesie Duleckim, gdzie się ukrywali.
Chaja wspomina, że
nazajutrz po ucieczce dowiedzieli się, że zastrzelono 13 osób, Andrzej Krempa w
swojej książce Sztetl Mielec. Z historii mieleckich Żydów podaje liczbę 12. Egzekucją kierowali: Walter Thormeyer i Rudolf Zimmermann.
Życie wywołanych
próbował ratować jeszcze Żyd Berger (jak już wcześniej wspominałam Andrzej
Krempa nie wymienia imienia owego Żyda, ale po przeanalizowaniu wspomnień Lieby
Perlman nie mam wątpliwości, że był to Ascher
Berger), brat Sary Stroh. Bergerowi
udało się uratować 8 z 20 osób przeznaczonych do rozstrzelania, pozostało
12, wśród nich jego siostra i jej dzieci. Razem z nimi zginęli między innymi
Ebenholz – rytualny rzeźnik z Radomyśla Wielkiego, kobieta o nazwisku Ackermann
i małżeństwo Moses Nord.
Całą grupę zabrano do
Lasku Berdechowskiego, gdzie musieli się rozebrać, po czym schylić głowy między
nogi i strzałem w potylicę zostali zastrzeleni przez gestapowców.
A co było zanim? Zanim
doszło do tej potwornej egzekucji?
O tym dowiadujemy się
ze wspomnień Lieby Perlman z domu Geldzahler primo voto Berger, która była
świadkiem tych wydarzeń. To była wiosna albo lato 1943 roku.
Lieba urodziła się w
miejscowości Hadykówka koło Kolbuszowej 6 czerwca 1910 roku. W chwili składania
zeznania mieszkała w Nowym Jorku. Kiedy
miała 6 lat wyjechała wraz z rodzicami do Antwerpii, w Belgii. Około roku 1934/1935
wyszła za mąż za Aschera Bergera z Mielca i zamieszkali w Mielcu. W mieście
przebywali aż do dnia wysiedlenia ludności żydowskiej. Na dzień przed
wysiedleniem, które nastąpiło w marcu 1942 roku, Liebę ostrzegła jej koleżanka
o nazwisku Korber, którą znała z Berlina, skąd tamta pochodziła i miała tam
sklep meblowy. Pani Korber od znajomego niemieckiego żołnierza usłyszała, że ma
nastąpić wysiedlenie Żydów z Mielca i poradziła by jak najszybciej opuścili
miasto. Bergerowie postanowili zwrócić się do znajomego rolnika z prośbą o
pomoc.
Umówili się
z rolnikiem, że przyjedzie po nich w niedzielę, przesiedlenie miało nastąpić
następnego dnia. Rolnik przybył w niedzielę, ale nie pojechali wraz z nim,
ponieważ Rada Żydowska poinformowała żydowskich mieszkańców miasta, że nie
będzie przesiedlenia jeśli zapłacą Niemcom haracz. Wszyscy byli pewni, że to
załatwi sprawę. W poniedziałek rano niestety okazało się, że do przesiedlenia jednak dojdzie. Około godziny 5 rano wszystkich Żydów wyprowadzono na Rynek. Lieba
wspomina, że jeden człowiek ukrył się na strychu ich domu (zatem przy ulicy
Krakowskiej – I.S.) wraz z innymi 10 osobami. Była tam też siostra Aschera, Sara
Stroh z córką Sosią około siedemnastoletnią
i synem, którego imienia Lieba nie pamiętała, starszym od Sosi a także mąż Lieby, Ascher Berger.
Lieba miała dwójkę
małych dzieci (dwuletniego chłopca i sześcioletnią
dziewczynkę) nie mogła się więc ukrywać. Poszła na Rynek. Udała się w kierunku
grupy starych kobiet, które przewożono na wózkach, w nadziei, że w ten sam
sposób zdoła przetransportować swoje dzieci. Skierowano ją jednak do innej
grupy. Na Rynku było już dużo ludzi. Lieba wspomina, że była tam spora ilość mundurowych, ale żadnego z nich nie znała. Słyszała tylko, że był tam
Zimmermann z okolic Mielca, ale ona wówczas go nie znała.
Następnie musieliśmy
maszerować w kierunku lotniska do fabryki samolotów. W czasie marszu udało mi
się oddzielić od kolumny z dwójką moich dzieci. Najpierw poszłam po drodze do
stodoły polskiego rolnika, ale ten natychmiast odesłał mnie z powrotem. To samo
stało się z drugim polskim rolnikiem. Później pewna Polka dała mi trochę mleka
dla moich dzieci. W chwilę później zatrzymało mnie dwóch niemieckich
mundurowych. Jednym z nich był bardzo młody człowiek, około 18 lat, którego
błagałam, aby mnie wypuścił. On jednak powiedział, że nie może tego zrobić i
najpierw z powrotem zaprowadził mnie do Mielca na Rynek, gdzie musieliśmy się
zebrać. Było tam jeszcze około dwudziestu esesmanów i osiemnastoletni żołnierz
otrzymał od nich rozkaz odprowadzenia mnie na dworzec kolejowy. Ponieważ nie
było pociągu, zabrał mnie do hangarów na lotnisku, gdzie była większość
mieleckich Żydów. Tam zabrałam ze sobą dwunastoletnią dziewczynkę o nazwisku
Zosia Wachs, której rodzice jak się dowiedziałam, zostali krótko przedtem
rozstrzelani wraz z wieloma starszymi osobami w okolicach Berdechowa.
Dziewczynka ta była ze mną aż do obozu w Stutthofie i została rozstrzelana na
około 2 tygodnie przed wyzwoleniem obozu. Nie chciała już żyć. Z hangarów przewieziono nas pociągami
towarowymi do Włodawy.
We Włodawie Lieba otrzymała
wiadomość od męża, a następnie jego znajomy wywiózł ją i dzieci do Połańca,
gdzie było dla Żydów jeszcze bezpiecznie i gdzie przebywało wiele osób z Mielca. Przebywała tam również rodzina Stroh.
Na krótko przed
wysiedleniem Żydów z Połańca, Bergerowie i Sara Stroh z dziećmi postanowili
dostać się do obozu pracy firmy Baumer& Losch koło Mielca. Niestety nie
mogli jechać tam ze swoimi małymi jeszcze dziećmi, więc umieścili je u polskich rolników. Każde u
innego. Dzieci jednak zostały zabite. Lieba zeznała, że jej roczny syn został podobno zadenuncjowany
przez sąsiadów, a następnie odebrany
przez volksdeutscha, który przyjechał po niego na rowerze. Podobno widziała to
córka Lieby.
Nie mam pewności czy nie
żyje, ale nigdy więcej o nim nie słyszałam, choć po wojnie szukałam go w
Polsce. Córka została pewnego dnia zabrana przez gospodarza na dworzec
kolejowy, bo gospodarz bał się ją ukrywać.
Kiedy poszłam tam po pracy, zobaczyłam moją córkę ponownie i mogłam ją
ukryć w opuszczonym domu przez około tydzień.
W tym czasie udało mi się kilka razy pójść do niej i zanieść jej
jedzenie. Od tego czasu nie widziałam już córki i nie miałam od niej żadnych
wieści.
Lieba wspomina, że
gestapo z Mielca często przejeżdżało do obozu i zabierało ludzi i że za każdym
razem wśród przybyłych był Zimmermann.
Nazwisko Zimmermann
budziło wśród nas strach i przerażenie. Jedyna selekcja, której byłam
świadkiem, miała miejsce na około 2,3 tygodnie przed likwidacją obozu i
przeniesieniem nas.
Przyjechało Gestapo na
czele z Zimmermannem, który miał listę i z tej listy wezwał około 40 osób.
Mieli się zebrać w grupę na placu w obozie. Bergerowie również należeli do tej
grupy, byli nielegalnymi więźniami obozu, dostali się do niego dzięki łapówce.
Byli pewni, że zostaną
rozstrzelani. Wtedy Ascher poszedł do „starszego” Kapłana i zapytał go czy nic
nie może zrobić.
Z grupy wyciągnięto
około 10 osób, w tym Liebę i Aschera. Pozostali zostali zamordowani. Było to
zdaniem Lieby około 30 osób. Gestapowcy ich wyprowadzili, co Lieba widziała na
własne oczy. Była wśród nich Sara Stroh i jej dzieci.
Do dziś pamiętam, że
Sara Stroh dała mi 70 dolarów, które miała ukryte, abym mogła zrobić coś dla
ratowania mojego dziecka.
Później dowiedziałam
się od jednego albo kilku więźniów, że zostali rozstrzelani w Berdechowie. Moja
informatorka, której nazwiska nie pamiętam, powiedziała mi, że dziewczyna Sosia
Stroh wstydziła się rozebrać do naga, jak jej kazano. Zimmermann roześmiał się
z tego, a potem ona musiała się rozebrać. Jakiś czas później chyba już w Mielcu
widziałam ubrania ludzi zastrzelonych w Berdechowie. Dostałam nawet kilka ubrań
rodziny Stroh i mogłam je zatrzymać.
Małżeństwo zostało
przeniesione do obozu mieleckiego. Według zeznań Lieby było w nim wówczas
jeszcze około 200-300 osób. Lieba nie
zapamiętała żadnych akcji rozstrzeliwań w obozie mieleckim, który wkrótce
został przekształcony w obóz koncentracyjny.
Wiem również, że
sześcio lub siedmioletni chłopiec o nazwisku Szymon Friedman został
odprowadzony przez esesmanów na rozstrzelanie. Matka chłopca pracowała ze mną w
biurze i byłam przy niej, gdy zobaczyła przez okno, jak wyprowadza się jej
dziecko. Do dziś widzę jak włosy jej stają i robią się białe.
Syn tych Friedmanów,
który miał około lat 13, został już wcześniej zabrany z obozu Baumer&Losch
i zastrzelony przez Zimmermanna.
Po rozwiązaniu obozu, więźniów przewieziono do Wieliczki. Lieba zeznaje, że jej mąż trafił do
Flossenburga i wkrótce potem zmarł lub
zginął w jakiś inny sposób.
Udało mi się ustalić,
że Ascher Berger zmarł 19 listopada 1944 roku w obozie Mauthausen. Obóz ten był
wspominany przez więźniów jako tak ciężki, że ci, którzy przybywali do niego z
Auschwitz, marzyli o powrocie do poprzedniego obozu.
Lieba wraz z innymi
kobietami została wysłana do Płaszowa, a potem do Auschwitz. Z Auschwitz
trafiła do Stutthof, gdzie doczekała wyzwolenia.
Byłam w Sztutowie w
ubiegłym roku. Zastanawiałam się czy mógł do tego obozu trafić ktoś z Mielca.
Dzisiaj już wiem, że tak. Wiem też, że zginęła tam około 15 letnia Zosia (prawdpodobnie miała na imię Sosia, po swojej babci, a Zosia było jej spolszczonym imieniem) Wachs z
Mielca. Na liście Judenratu znalazłam prawdopodobnie jej rodziców (nie ma na niej
innych osób o tym nazwisku). Mieszkali przy ulicy Szerokiej, Lezer Wachs był
kupcem, urodził się w 1892 roku, jego żona Ryfka, urodziła się cztery lata
później.
Po wojnie Lieba wyszła
za mąż, męża poznała jeszcze w obozie w Mielcu.
Pobraliśmy się po
wojnie i właściwie poznaliśmy się dopiero po wojnie w Belgii.
Lieba zakończyła swoje
zeznania wyrażając gotowość do zeznawania w sprawie Zimmermanna przed
niemieckim sądem:
W razie gdyby moje
zeznania były potrzebne, oświadczam, że jestem gotowa złożyć zeznania przed
niemieckim sądem i w tym celu przyjechać do Niemiec8.
Lieba określa liczbę
ofiar egzekucji, w której życie straciła rodzina Stroh, na 30 osób, ale jest to
wartość raczej mocno zawyżona, biorąc pod uwagę zeznania innych osób. Należy
też zwrócić uwagę na to, że Lieba nie była naocznym świadkiem egzekucji.
Wciąż nie udało mi się
wyjaśnić zagadki jej imienia.
Jestem jednak
przekonana, że Regina Berger figurująca w wykazie osób uratowanych dostępnym w
Muzeum Regionalnym w Mielcu, z którego korzystał Andrzej Krempa pisząc książkę,
to Ryfka (późniejsza Lieba). Być może zaraz po wojnie zmieniła imię? Regina
brzmiało mniej żydowsko. Po wojnie nastały ciężkie czasy dla Żydów. Wielu z
nich ukrywało swoje żydowskie pochodzenie, zmieniali imiona i nazwiska.
W grudniu 1945
uchwalono Dekret o zmianie i ustalaniu imion i nazwisk. Dekret ten dopuszczał dość liberalną definicję
okoliczności, w których można było ubiegać się o zmianę nazwiska. Tym samym
dawało to możliwość Żydom uzyskanie nowej, bezpieczniejszej, tożsamości.
A może to jakaś
pomyłka osoby spisującej nazwiska?
Być może używała również imienia Regina.
Skąd potem imię Lieba?
Nie potrafię tego wyjaśnić, ale to był już 1946 rok i Lieba przebywała wtedy za granicą. Wypełniając tę ankietę, jak wiemy posłużyła się nazwiskiem panieńskim. W wykazie uczniów gimnazjum
mieleckiego znalazłam Lieba Perlmanna. Pomyślałam, a może to był jej
późniejszy mąż? Może zmieniła imię na tak bardzo podobne do męża.
Ale sprawdziłam, to był błędny trop. Mąż Lieby nosił imię Lazar. Pochodził z Rozwadowa.
Lieba w ankiecie
podała też, że w 1938 roku mieszkała w Belgii. Raczej nie mogła być to prawda,
chociaż…nie można wykluczyć, że przed wojną była u rodziców. Kobiety z rodzin żydowskich często na czas porodu udawały się do domu rodzinnego.
Ale jeśli w ankiecie
wpisała dane nie do końca zgodne z prawdą, myślę, że musiała mieć ku temu ważny
powód i zapewne chodziło o jak najszybszą możliwość dołączenia do rodziny w
Belgii.
W Lesie Berdechowskim gdzie dokonywano egzekucji i chowano ofiary, według powojennych zeznań świadków spoczywa ok. 800 osób. Ten masowy grób nie jest w żaden sposób oznaczony. Jedynym śladem po ofiarach obozów pracy jest pamiątkowy pomnik znajdujący się nieopodal. Na pomniku znajduje się następującą inskrypcja:
Pomordowanym pracownikom zakładów lotniczych oraz okolicznej ludności polskiej i żydowskiej w czasie II wojny światowej.
We wczesnych latach 90 XX wieku, w Mielcu pojawiła się Pani Rachela Sussman
z domu Stroh. Przed wyjazdem do Mielca sporo opowiadała rodzinie o swoich planach. Opowiadała też o pobycie w
Mielcu, kiedy już wróciła do domu.
Poznałam to nazwisko dopiero kilka lat temu, kiedy poszłam na cmentarz żydowski przy ulicy Jadernych i zobaczyłam ufundowany przez nią pomnik.
Dowiedziałam się, że sfinansowała też ogrodzenie cmentarza na ulicy Jadernych i operację wyciągania macew z Wisłoki, a potem będąc na terenie mogiły zbiorowej na ulicy Wspólnej,
zobaczyłam macewę z poruszającą inskrypcją (w j. polskim i angielskim):
Pamięci mojej kochanej
rodziny
Ojciec Chanine matka
Sara
Brat Lazar siostra
Sosia Stroch
na zawsze w mojej pamięci
córka Rachela
Skojarzyłam ją z
nazwiskiem Pani Sussman, fundatorki pomnika na ulicy Jadernych.
Jakiś czas potem, w
książce Andrzeja Krempy natknęłam się na informację o śmierci rodziny Stroh.
H. Goldstein krewny męża Racheli powiedział mi, że jest przekonany, że rzemieślnik wykonujący
inskrypcję popełnił błąd w nazwisku pisząc je przez „ch”.
To bardzo
prawdopodobne, na macewie jest jeszcze jeden błąd, w słowie „córka” w języku angielskim zamiast litery u,
mamy literę v.
W taki sposób pisane inskrypcje widywałam na
bardzo starych nagrobkach, ale trudno przypuszczać, że tak napisanego słowa
życzyła sobie fundatorka macewy w latach 90 XX wieku (macewa stanęła w 1993 roku).
Zawsze myślałam o
Racheli Sussman z dużą wdzięcznością. Wdzięcznością za dowody pamięci nie
tylko o pomordowanych członkach rodziny, ale o wszystkich mieleckich ofiarach
Holokaustu. Za dowody pamięci o mieleckiej społeczności żydowskiej.
Rachela była w Mielcu po wojnie tylko raz.
Dokładnie 30 lat temu, w 1993 roku.
W tym roku mija 80 rocznica śmieci Sary, Sosi i Lazara.
Być może przyjazd Racheli właśnie w 1993 roku nie był przypadkowy.
Wtedy mijało 50 lat. Chociaż nie sądze jednak by znała wtedy dokładną datę śmierci rodziny.
W 1993 roku przyjechała ze swoim krewnym o nazwisku Jack Stroh.
Józef Witek, który
koordynował sprawy upamiętnień z ramienia Prezydenta Miasta, wspomina ją jako kobietę średniego wzrostu. Przyjechała do Mielca aby godnie upamiętnić
ofiary, przede wszystkim swoją rodzinę.
Zwracał się do niej „Pani Renato”. Nie protestowała. H. Goldstein powiedział mi, że w USA wszyscy mówili do niej "Rene".
Rachela zaprowadziła J. Witka na mielecki Rynek, do swojego
przedwojennego domu. Na podstawie jego opisu, Stanisław Wanatowicz ustalił, że nie była to kamienica pod numerem 6. Była to kamienica
numer 14. Rachelę Sussman bardzo serdecznie przywitali nowi
mieszkańcy domu.
Pan Józef wspomina, że
dzwoniła czasem do niego w środku nocy, zapominając o różnicy czasu i zawsze
zaczynała rozmowę pytaniem: Jak się Pan
masz? Proponowała mu wizytę w USA i sfinansowanie wycieczki do Rzymu. Dziwiła się, że nie chce z tej propozycji skorzystać.
Bardzo dobrze mówiła
po polsku.
Wiedziała, że jej
rodzina zginęła w lesie obok Mielca, tak przekazał mi krewny jej męża.
Rachela Sussman zmarła
w Nowym Jorku 23 czerwca 2007 roku.
Stanisław Wanatowicz
twierdzi, że numeracja kamienic na Rynku raczej nie zmieniła się po wojnie.
Czyżby więc rodzice Racheli po jej wyjeździe z Polski przeprowadzili się?
Możliwe, ale tego
sprawdzać już nie będę. Wiem gdzie mieszkała, wiem jaki dom rodzinny
zapamiętała.
Dzisiaj w bramie domu przez którą
wchodzi się do kamienicy, w której mieszkali Strohowie, wisi szyld na którym jest napisane : odzież damska, wyrób własny, ceny hurtowe, garsonki, sukienki, płaszcze, szycie na miarę.
Pomyślałam, że to dość
symboliczne. Jakby historia tego miejsca determinowała to co się tutaj robi dzisiaj, jakby miejsce pamiętało dawne czasy, kiedy mieszkał tu kupiec bławatny. Jakby chciało aby o tym pamiętano.
Na szyldzie jest napis: sobota nieczynne.
Jakby miejsce
przypominało: sobota to szabas, czas odpoczynku.
Dawno, dawno temu
mieszkała tutaj rodzina, która słuchała nakazu: odpocznij...ustań.
Izabela Sekulska
Dom pod numerem 14 (żółta wysoka kamienica), zdjęcie wykonane w marcu 2023 roku przez S. Wanatowicza
Okolice Lasku Berdechowskiego
Fragmenty kart konserwatorskich.
Dom pod numerem 6 w dniu 9 marca 1942 (wł. S.Wantowicz)
Dziękuję:
Tosi za to, że mnie zdopingowała do czegoś
co miałam w planach, ale wciąż odkładałam, do napisania o rodzinie Stroh, przyszłaś na upamiętnienie właśnie w roku 2023, roku w którym mija 80 lat od śmierci rodziny Stroh i to najlepszy moment, aby powstał taki tekst, gdyby nie Ty, zapewne nie powstałby właśnie teraz;
Tomaszowi Frydlowi za bezcenne materiały, pomoc i wsparcie;
Elanie Goldsmith krewnej Racheli Sussman;
Józefowi Witkowi,
Hugh Goldsteinowi krewnemu Leo Sussmana
wszystkim trojgu za podzielenie się wspomnieniami o Racheli Sussman;
Elanie również za wzruszające zdjęcia;
Pawłowi Cybulakowi za przetłumaczenie z j. niemieckiego
zeznania Lieby Perlman;
Stanisławowi Wanatowiczowi za pomoc i ustalenie lokalizacji domu rodzinnego Racheli Sussman;
Andrzejowi Krempie za konsultacje i pomoc.
Pan Józef Witek poinformował mnie, że biogram Racheli Sussman zostanie umieszczony w Encyklopedii Miasta Mielca. Bez wątpienia zasłużyła na to.
https://maynshtetelemielec.blogspot.com/search?q=Projekt+upami%C4%99tnienia
Przypisy:
1 Teresa Szmigielska,
relacja świadka historii, https:teatrnn.pl/historia mówiona/świadkowie/teresa –
szmigielska, dostęp 16 marca 2023 r.
2 B. Schulz, Sklepy
cynamonowe, wolnelektury.pl/media/book/pdf/shculz-sklepy-cynamonowe-pdf dostęp
16 marca 2023 r.
3 Mielecka Księga Pamięci https://www.jewish.org/yizkor/mielec/mielec.html
4 tamże
5 tamże
6 Chaja Rosenblatt (Hela
Lewi), 1986 archiwum ŻIH, 302/318.
7 AIŻH, 301/1027, relacja Berty Lichtig.
8 zeznanie Lieby Perlman z dnia 30 listopada 1965
roku złożone w Konsulacie RFN w Nowym Jorku, BstU Archiv der Zentralstelle Mfs
Ha IX 11/ ZUV nr 35 bd15.
Żródła:
Andrzej Krempa, Sztetl Mielec. Z historii Mieleckich Żydów, Wydawca Samorządowe Centrum Kultury w Mielcu Muzeum Getta Warszawskiego, Mielec 2022.
Redakcja: Barbara Engelking, Jan Grabowski, Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach Polski, tom II, Powiat Dębica Tomasz Frydel, Stowarzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Żydów, Warszawa 2008.
Zeznanie
Lieby Perlman z dnia 30 listopada 1965 roku złożone w Konsulacie RFN w Nowym
Jorku, BstU Archiv der Zentralstelle Mfs Ha IX
11/ ZUV nr 35 bd15.
Spis Żydów, Judenrat Mielec, 1940, AP Rzeszów, zespół 572.
Internet:
www.straty.pl – informacja dot. Aschera Bergera, dostęp 15
marca 2023 roku
https://arolsen-archives.org.pl/ - karta rejestracyjna na nazwisko Geldzahler Liebe – dostęp 15 marca
2023 roku
https://www.polska1926.pl/karty/15126 - podpisy uczennic żeńskiej 7
klasowej szkoły powszechnej im. Św. Kingi w Mielcu, dostęp 17 marca 2023 roku
Mielecka
Księga Pamięci https://www.jewish.org/yizkor/mielec/mielec.html
https//www.pbc.rzeszow.pl,
dostęp 20 marca 2023 roku.
Zdjęcia:
Archiwum prywatne Elany Goldsmith .
Holocaust Memorial Museum
zdjęcia
miejsca egzekucji w Lasku Berdechowskim i plan obozu B&L: BstU Archiv der
Zentralstelle Mfs Ha IX 11/ZUV nr 35 bd 17
Własne
Stanisław Wanatowicz (zdjęcie domu rodzinnego Racheli Sussman).
Postanowiłem ''kolekcjonować'' tego rodzaju wstrząsające relacje...
OdpowiedzUsuńJa też !
Usuń