Można mieć dokładny obraz Mielca, obserwując go tylko przez chwilę. W ciągu tygodnia ludzie byli zajęci wysiłkami zaopatrzenia skromnego życia, a w wolnych chwilach pędzili do shul i shiurim1.
Mielec. Idę ulicą Legionów i
widzę Go. Często widzę dawnych sąsiadów na ulicach mojego
miasta.
Szczupły blondyn o wąskich ustach, dobrze
ubrany. Idzie szybkim krokiem, wyprostowany, głowa wysoko uniesiona, rozgląda
się. Gdzie się spieszy? Na zebranie Akiby2 ? Do kina? Może do
synagogi? Miał blisko. Zresztą wszyscy mieli blisko do synagogi. To było małe
miasto. A może na spotkanie z którąś z pięknych sztetlanek? Na przykład Ruchcią Balsam – dziewczyną o
niezwykłej urodzie, do której długo wzdychał, a która zostanie rozstrzelana w
1942 roku, w wieku 22 lat.
I
była miłość w sztetlu – mam w głowie taką frazę myśląc o Mosze
Borgerze. Uśmiecham się na wspomnienie jego miłosnych rozterek i coraz to
nowych dziewcząt pojawiających się na horyzoncie. Skąd wiem, że miewał rozterki?
Wiem. Zostawił po sobie dziennik pisany przed wojną. Przeczytałam go w całości.
Warkocze
naszych dziewczyn korzystały z miękkości wody deszczowej, spływającej rynnami z
dachów, ponieważ była ona tańsza od kupowanej od woziwody3 – wspominał z czułością jeden z
mieszkańców przedwojennego sztetla.
Idzie… jest 1937 albo może 1938 rok. Jeszcze wszystko jest możliwe.
Jeszcze chodzi do szkoły, pomaga ojcu w prowadzeniu interesów, marzy o
wyjeździe na studia za granicę. Może Anglia, może Francja, może Stany
Zjednoczone. Wszędzie tam ma krewnych. W Anglii mieszka jego ciotka, siostra
mamy, Szajndla, która wyjechała z Mielca po I wojnie światowej wraz z piątką
swoich dzieci.
Mija budynek wzniesiony dokładnie
w roku, w którym się urodził (1920). To
siedziba gminy wyznaniowej żydowskiej. Jeszcze nie wie, bo skąd może wiedzieć,
że niebawem w tym budynku będzie urzędował mielecki Judenrat 4.
Ulica Legionów ok. 1930 roku, zdjęcie pochodzi ze Spacerownika Mieleckiego wg Stanisława Wanatowicza
Po pewnym czasie kazano nam
ustanowić administrację cywilną – Judenrat – wspomni w Mieleckiej Księdze
Pamięci, cennym zbiorze wspomnień spisanym po wojnie, Sarah Blattberg - Cooper –
Judenrat
stale dostawał polecenia by dostarczać wszelkiego rodzaju towary. Aby sprostać
tym żądaniom, Judenrat musiał nałożyć ciężkie podatki na Żydów5 .
Ale to stanie się za jakiś czas. Na razie Mosze
mija budynek, w którym mieści się Gmina.
Gmina żydowska była w mieście bardzo aktywna, zbierała podatki i sprzedawała
specjalne kwity każdemu kto chciał mieć kurczaka ubitego w sposób rytualny. Żaden
biedny, podróżny Żyd nie pozostał w Mielcu
głodny. Pomagała gmina, pomagali mieszkańcy. Zwłaszcza w szabas. Wtedy biedne
osoby były zapraszane do domów na posiłek szabasowy. Tak to wspomina jeden z
mieszkańców w Mieleckiej Księdze Pamięci.
Mosze idzie dalej. Zbliża się do
synagogi. Była niezwykła. Dwie wieże w stylu mauretańskim, piękne okna i
zdobienia.
Mielecka synagoga, fot. A. Jaderny, rok 1902, zdjęcie ze zbiorów MHF Jadernówka
Głos Tory i Tehlim, odbijający
się echem na ulicy, gdy wcześnie rano mijamy Shulę w drodze do szkoły, wciąż
dzwoni mi w uszach6
– wspomni Chaim Friedman.
Mark Verstandig, ocalały z
Holokaustu, który wiele lat po wojnie napisze książkę (I rest my case), opisuje,
że pomiędzy trzema synagogami, które były zbudowane obok siebie, był wielki
plac targowy zwany TARGOWICĄ. W każdy wtorek sprzedawano tam jajka, kurczaki i
owoce. W pozostałe dni chłopcy z Talmud Tora używali tego placu do swoich
zabaw. Grali głównie w piłkę nożną i coś w rodzaju cheder krykietu. Od czasu do
czasu stłuczone zostało jakieś okno. Mama Marka była zmuszona płacić za szkody.
Do
drugiego wydania swojej książki Mark dostanie zdjęcia wykonane podczas deportacji mieleckich Żydów, między innymi
właśnie od Mosze Borgera, który wtedy ma
już na imię Morris.
Synagoga… We wspomnieniach Mosze jest Wielką Synagogą. Tak
ją nazywa, LARGE SYNAGOGUE. Swoim wnukom opowie, że zbudowano ją na początku XX
wieku (w rzeczywistości zbudowano ją pod koniec XIX wieku), a pieniądze na
budowę przekazała rodzina z Mielca, która wyemigrowała do Nowego Jorku. W
Wielkiej Synagodze modlili się głównie Żydzi postępowi. Do niej właśnie chodzi Mosze wraz z ojcem. W poniedziałki lub czwartki. Studiowali tam
Torę. W centrum miasta znajdował się minjan rabina (tu Mosze ma z pewnością na
myśli dom modlitwy – sztibl). Nazywano go „Ścianowym” (Mosze powie wnukom, że
nie wie dlaczego, ale nawiązanie do Ściany Płaczu wydaje się być dość
oczywiste) . Ten dom modlitwy był mniej chasydzki.
W
święta kantorem w synagodze był rzeźnik. Był tak wspaniałym kantorem, że
wszyscy go zapamiętali. Nikt nie śpiewał tak jak on – opowiada wnukom Mosze.
Ale
kiedy słuchałeś Davidela, Shocheta, intonującego płaczliwym głosem „ al Tashlicheynu
beeth zickno, veckechloth kochenu al taazveynu”, cała synagoga płakała wraz z nim.
Jego „vetashiveynu lezion berachamim” było wstrząsem nawet dla tak
niewierzących jak Pani Isenberg. Przyznaję, że podczas naszych modlitw w
mieleckiej synagodze, a nie od Richarda Tuckera 7, nauczyłem się
arii z „Aidy” i „Carmen”. Czy i on uczył się ich w ten sam sposób? – wspominał M. Keit.
W
szabas synagogę dekorowało się małymi drzewkami. W biblijny dzień miłości
chłopcy wychodzili na zewnątrz i wrzucali dziewczętom we włosy owies (lub inne
rośliny).
Na
kidusz nie było nas stać – tak to wspomina Mosze. Jako że kidusz jest modlitwą
rozpoczynającą szabas, która odbywa się nad kielichem wina, być może miał na
myśli to, że ojca nie było stać na zakup szabasowego wina.
Idziemy dalej przez miasto wraz z Mosze, zwanym
przez kolegów Monkiem. Jeszcze nic nie zapowiada tego, że wkrótce
wszystko się zmieni.
Ja też idę, jest rok 2022. Idę
tam, gdzie stała synagoga. Zostało trochę kamieni, niektórzy mówią, że to
pozostałości po niej. Patrzę na mały, żółty domek Izaaka Fenichela, miejscowego
artysty samouka, który tak pięknie ozdobił sklepienie mieleckiej synagogi.
Myślę z uśmiechem na ustach, że miał blisko do pracy. Przechodzę obok skweru
imienia jego syna, Abby – słynnego grafika, przyjaciela Chagalla. Ktoś kiedyś
zadbał o to by niewielki skwer w pobliżu domu na Wąskiej dostał jego imię. Ten
ktoś nazywa się Jacek Krawczyk. Pragnął żeby mieszkańcy pamiętali.
Przedwojenny Mielec. Nasz bohater
mieszka na ulicy Legionów. Przyjdzie na świat 3 lipca 1920 roku. Dostaje imiona Mojżesz Aron. Podwójnie pobłogosławiony. W tradycji żydowskiej chłopcom często nadaje
się imiona dziadków. Jeden z jego
dziadków to Mojżesz Aron Salpeter, drugi to Mojżesz Borger. Żadna z jego sióstr
nie otrzyma imienia po babkach (jedna z nich to Chana Borger z domu Padawer, Chana umrze w 1939 roku z powodu słabego serca, druga to Małka z domu Hermele Salpeter, po drugim mężu Herbst).
Zdjęcie: Ofira Borger
Ojciec Szymon, urodzony w 1885 roku, mama Perla Borger urodzona w 1890. Rodzice nie zarejestrowali ślubu w urzędzie. W złożonych po wojnie w Yad Vashem dokumentach, Mosze napisze, że nie wie dlaczego tak się stało, ale z tego co wiem powód najczęściej był oczywisty – pieniądze. Za zarejestrowanie ślubu w urzędzie trzeba było zapłacić. Dla urzędników ślub rytualny niewiele znaczył, zatem dzieci z tego małżeństwa: Mojżesz, Feiga i Sara (Sala) noszą nazwisko matki: BORGER, ale w spisie Judenratu w 1940 roku siostry Borger zostaną zapisane jako Sara (urodzona w 1913 roku) i Feiga (urodzona w 1918) Salpeter. Mosze pisze, że przypomina sobie wiele takich rodzin w Mielcu, gdzie dzieci nosiły nazwisko matki. Jak dowiem się z powojennych notatek Mosze, Sala studiowała stomatologię w Nancy, ale musiała powrócić do Polski, poniewaz ojca nie było stać na dalsze studia córki.
W Spisie sporządzonym przez Judenrat, nie ma Mosze. Dlaczego? Kiedy przeglądam
go po raz pierwszy, jeszcze tego nie wiem. Po dwóch latach już wiem. W 1940
roku Mosze nie było w Mielcu.
Szymon Salpeter
Perla Borger
Feiga Borger
Szymon Salpeter był
kupcem. Eksportował pióra i pierze. Pióra kupował głównie od szocheta (rytualnego rzeźnika). Sortowaniem i
pakowaniem piór i pierza w jego magazynie zajmowały się młode dziewczyny z okolicznych wiosek. Część piór wysyłał do wytwórni miotełek do kurzu w
Niemczech, część do Francji do zdobienia damskich kapeluszy. Jeszcze inne były
wysyłane do Anglii i używane do produkcji lotek do badmintona.
Salpeterowie należeli do najlepszych i bogatszych rodzin w Mielcu. Dziadzio
miał firmę handlową z zagranicą, jak świadczy ta etykieta. Pani Dziadzio, Tatuś
i ciocie Salcia i Fajdzia oraz Prababcia mieszkaliśmy razem w jednym domu z moją rodziną w
życzliwej zgodzie8 (dom Łęcznerow znajdował się przy dzisiejszej ulicy Legionów - I.S) – napisze po wojnie do córki Mosze, Gabriel Łęczner, dawny sąsiad Salpeterów,
załączając na pamiątkę firmową etykietę sprzed wojny.
Tak opisze Mosze tę etykietę: To
jest list przewozowy z firmy pierzarskiej
mojego ojca. Taki list przewozowy był zwykle dołączany do konopnego
worka, do którego pakowano pierze w celu wysyłki za granicę. Ten list
przewozowy wśród kilku innych rzeczy zachował się po opróżnieniu naszego
mieszkania po deportacji 9 marca 1942 r. Dobry, uprzejmy i pomocny właściciel
domu pan Gabriel Łęczner zachował ten kwit wraz z naszymi rodzinnymi
fotografiami. Na odwrocie napisał „Pamiątka dla twojej córki od Gabriela Łęcznera,
Mielec, woj. rzeszowskie, Polska”9.
Etykieta firmy Sz. Salpetera
Najpierw
rodzina mieszka w domu, w którym urodził się Mosze. Potem przenoszą się do
mieszkania naprzeciwko chederu, a potem do następnego lokum. Mieszkanie
składało się z kuchni i dwóch pokoi. Było wynajęte, ojciec Mosze nie posiadał
żadnego majątku.
W Mielcu jak zwykle nuda10 zanotuje Mosze w swoim
dzienniku tuż przed wybuchem wojny.
W
powojennych wspomnieniach, opisując opustoszałe po deportacji miasto napisze:
Zrozumiałem, że
straciłem rodzinę i rodzinne miasto 11. Będzie myślał o Mielcu jako rodzinnym mieście do końca swoich dni. Przez
całe życie utrzymuje relacje z osobami
pochodzącymi z Mielca. W 2010 roku w jednym z hoteli, w którym przebywa,
poznaje młodszego do siebie mężczyznę, którego rodzina pochodziła z Mielca.
Będzie to dla niego bardzo ważne spotkanie.
Mój dziadek był połączony z Mielcem duchowo
– powie mi
jego wnuczka Ofira – za każdym razem kiedy się spotykaliśmy wspominał Mielec, zamarzniętą
rzekę, króliki, bliskość natury, śpiew ptaków.
Wisłoka
często gościła we wspomnieniach mieszkańców sztetla:
Lato było czasem kąpieli w Wisłoce. Jakież dziecko Melicera nie kochało rzeki?
Które nie lubiło pływać w jej czystych wodach? Widać przez nie było samo dno,
lśniące złotym piaskiem. Na jednym jej
brzegu religijne kobiety, w długich białych koszulach jak namioty, stały w
wodzie jak stado kur, po drugiej stronie trzy tłuste siostry, oddalone od
tłumu, w skupieniu schodziły z brzegu. A w środku, dwaj chasydzcy Żydzi,
brodaci i wąsaci, hasali w wodzie jak dwa morskie lwy12.
Spacer Mosze trwa dalej.
Mieleckim korso podążają chłopcy w bardzo ortodoksyjnych ubraniach. Mark
Verstandig wspomina, że jako dziecko nosił czarne spodnie, czarne skarpety i białą
koszulę. W lecie na głowie miał czarny kapelusz. Kiedy był już w jesziwie
(wyższej szkole religijnej), w lecie nie
wychodził z domu bez długiego czarnego płaszcza. Po latach zobaczy dzieci
ubrane bardzo podobnie. W Melbourne, w węgierskiej wspólnocie SATMAR.
Mosze ma dwa lata kiedy umiera jego
mama. Ojciec nie ożeni się powtórnie. Jak bardzo wychowywanie się bez matki
wpłynęło na chłopca? Jak wyglądało jego
życie bez jidysze mame?
Kobiety
z jej pokolenia musiały być żonami, matkami i gospodyniami domowymi naraz.
Pierwsze wstawały rano i ostatnie szły na nocny odpoczynek. Nasze matki były
gotowe nas chronić, walczyć o nas, obserwować nasze zachowania i być łagodnymi
wobec słabości dzieci – jako tak zwane „dobre żydowskie matki” 13 – tak melicerskie, żydowskie matki wspomina M. Keit.
Kto
zapalał świece szabasowe w domu Mosze? Babka? Razem z rodziną mieszka matka
Szymona, Małka. Myślę o tym, a potem dowiaduję się od Ofiry, że w jej domu
znajdują się srebrne świeczniki po jej prababci, które przechowali sąsiedzi
Salpeterów, Łęcznerowie i które wraz z innymi rodzinnymi pamiątkami (zdjęciami,
listami) odbierze Mosze od nich po wojnie. Przyjedzie po nie specjalnie już ze Stanów
Zjednoczonych.
Ale jak dowiaduje się że świadectwa wypełnionego przez Mosze dla muzeum Yad Vashem, Babcia Małka mieszka do 1933 roku w Nowym Sączu, zapewne z drugim mężem. Nazywa się Herbst. W 1933 mąż jak się domyślam umiera i Małka wraca do Mielca. W spisie Judenratu figuruje jako wdowa.
Gdy w za krótki piątek, groziło zakłócenie harmonogramu przygotowań do szabatu,
moja matka niemalże zawsze wygrywała wyścig z czasem. Kiedy zbliżał się szabat,
ona mroczny, ciężko pracujący niewolnik, zmieniała się, magicznie w księżniczkę
z bajki. Ubrana w swoje najlepsze ubrania, matka stawała wyprostowana przed
srebrnym świecznikiem, zapalała świece, zakrywała oczy dłońmi i recytowała
szeptem błogosławieństwa. Wkrótce potem odwracała się i życzyła wszystkim
„Dobrego szabatu” 14.
Jak każdy żydowski chłopiec z
religijnej rodziny, Mosze uczęszcza do chederu (żydowskiej szkoły religijnej),
który znajdował się naprzeciwko ich domu. Wczesna edukacja rozpoczynała się już
w wieku 5 lat. Dopiero potem żydowskie dzieci posyłano do szkoły powszechnej. Mosze
jednak wspomina, że on naukę rozpoczął już w wieku 3 lat. Cheder znajdował się
w kuchni, gdzie jadał rabbi, tak to wspomina Mark Verstandig. Nie było tam
toalety, chłopcy załatwiali się na ziemię. Jedyna publiczna toaleta usytuowana
była pomiędzy mykwą a synagogą.
Cheder
Mosze wspomina jako miejsce „surowe”. Ci, którzy nie chcieli się uczyć, byli
bici. W chederze uczyło się od 10-15 dzieci. Dzieci uczyły się Tory i alfabetu. Cheder był miejscem głośnym,
bo kiedy nauczyciel zadawał pytania, dzieci odpowiadały chóralnie.
Mosze spędzi tam kilka lat. Od 6 roku życia uczęszcza
do szkoły powszechnej. Nauka w niej
trwała od godziny 8.00 do 13.00. Po
południu uczy się w chederze.
Niestety zachował również nieprzyjemne wspomnienia ze
szkoły. Większość dzieci chodzących do szkoły to byli chrześcijanie i…
antysemici, którzy często próbowali wszczynać bójki z żydowskimi dziećmi.
Nauczyciele zaś rozpowszechniali nieprawdziwe historie o Żydach.
Wspomnienia o antysemickich działaniach
nauczycieli znaleźć można również w Mieleckiej Księdze Pamięci. Jeden z
przedwojennych mieszkańców wspomina także, że rzadko wolno było Żydom
uczestniczyć w obchodach Święta Niepodległości albo w paradach przemierzających
miasto w święta narodowe. Z drugiej
strony zmuszano uczniów do sprzedawania losów loterii organizowanej na rzecz
polskiej organizacji sportowej „Sokół”.
W
Polsce wiodącą religią był katolicyzm. Tak opowiadał Mosze swoim wnukom.
Katolicki ksiądz przychodził do szkoły uczyć religii, wtedy żydowscy uczniowie
byli zwolnieni z lekcji. We wszystkich klasach, zarówno w szkole powszechnej jak
i gimnazjum nad tablicą wisiał krzyż z
wizerunkiem Jezusa. Dzień nauki rozpoczynał się modlitwą, podczas której Żydzi
byli obecni, ale nie musieli uczestniczyć w modlitwie.
Dość spacerowania na dzisiaj. Trzeba
już wrócić do domu. Mosze dużo czasu
poświęcał nauce. No i przecież pisał dziennik.
Zaczyna
go pisać 1 lutego 1937 roku, ma wówczas 17 lat.
Zaczynam pisać ten pamiętnik dnia 1 lutego 1937 roku, w dniu imienin Pana
Prezydenta Ignacego Mościckiego. Chcę w tym pamiętniku pisać nie tylko o
wypadkach czy zdarzeniach mnie dotyczących i kolejach, mego życia, lecz również
o myślach, wrażeniach moich i przeżyciach psychicznych. Notatki właściwe zacznę
garścią wspomnień sięgających roku 1930 - go, w którym wstąpiłem do pierwszej
klasy gimnazjum państwowego w Mielcu.
Do
notowania wszystkich moich myśli i przeżyć skłoniła mnie wewnętrzna potrzeba
spowiedzi dla ulżenia serca i myśli. Iż do czasu, w którym zacząłem pisać
pamiętnik nie znalazłem bowiem towarzysza lub towarzyszki duchowo mnie
pokrewnej, przed którą mógłbym się spowiadać, która darzyła mnie zaufaniem i
przyjaźnią. Przez to nie mogę się zwierzać będę myśli i uczucia „przelewał” na
papier.
Ukończywszy
lat 10, po czwartej „ludowej” tatuś oddał mnie do gimnazjum. Nauka i postępy w
gimnazjum za wyjątkiem pierwszej, w której miałem „singla” aż do dzisiaj były
dobre. W drugiej klasie w 1932 roku wstąpiłem do tworzącej się „Akiby” i w niej
pozostaje do dziś dnia. Organizacja wywarła wielki wpływ na kształtowanie się
mojego charakteru i światopoglądu (dzieje się to również obecnie)15.
Do mieleckiego gimnazjum nie
uczęszczało zbyt wielu uczniów żydowskiego pochodzenia. Byli to głównie
chłopcy, dziewczęta stanowiły bardzo nieliczną grupę. Mosze w powojennych
wspomnieniach twierdzi, że w gimnazjum nie było dziewcząt. Był w swojej klasie jedynym Żydem, tak można wywnioskować przyglądając
się liście z podpisami klasy I A dostępnej w Archiwum Akt Nowych.
Podpis Mosze - Archiwum Akt Nowych
Sprawozdanie Dyrekcji Państwowego Gimnazjum im. S.Konarskiego w Mielcu za rok szkolny 1931/32
Gimnazjum, budynek z czerwonej cegły, było „świątynią wiedzy”. Dla Żydów było
ono prawie nieosiągalne, z bardzo nielicznymi wyjątkami, o czym świadczy fakt,
że w każdej klasie było tylko dwóch żydowskich chłopców albo dziewcząt 16 – wspomina M. Keit
Mieleckie gimnazjum
Mieleckie gimnazjum było szkołą typu humanistycznego i nie było ono
koedukacyjne. Dziewczęta były przyjmowane jako prywatystki, czyli nie
uczestniczyły w zajęciach klasowych, a przystępowały do egzaminów końcowych,
zdając do następnej klasy, a następnie do egzaminu końcowego.
W momencie, gdy Mosze je zaczynał – uczęszczało do niego 44
uczniów wyznania mojżeszowego (wszystkich klas w sumie), z czego 6 do klas
pierwszych.
Nasz
bohater miał szczęście. Pomimo kłopotów
finansowych, jego ojca stać było na opłacenie czesnego. Mógł się uczyć. Żydzi
zawsze cenili naukę, tak o tym pisze M. Keit. Gardzono analfabetyzmem, stąd wśród
Żydów niemalże nie było analfabetów. Mosze wspomina, że zdanie egzaminu do
gimnazjum, było sporym osiągnięciem ponieważ obowiązywał limit przyjęć Żydów. W
gimnazjum obowiązywały mundurki. Nauka rozpoczynała się o godzinie 8.00 , a
kończyła o 14.00. Wysokość czesnego zależała od ocen, im wyższe były oceny, tym większa była zniżka na czesne.
Nauka w gimnazjum do tanich nie należała.
Lektura dziennika Mosze potwierdza to, że
nauka była dla niego ogromnie ważna.
Lubił czytać. Znał twórczość polskich pisarzy,
w dzienniku cytował polskich poetów. W roku szkolnym 1931/32 jego lektury dowolne to była m.in. Kamizelka i Na wakacjach Prusa. Lubił też chodzić do kina. Pisał
przepiękną polszczyzną. Na początku dziennika jego pismo jest niezwykle staranne, niemalże
kaligraficzne, potem staje się jakby „pospieszne”. W lutym 1938 roku napisze, że prawie nie
wychodzi z domu, ma bowiem bardzo wiele nauki i myśli tylko o szkole.
Pomimo
tego, że się kształci, nie widzi swojej przyszłości w Polsce:
Pozostając
w Mielcu będę musiał zostać kupczykiem piór, bo studiować jako Żyd nie będę
mógł. Wyjazd mój do Anglii ma na celu zapewnienie przyszłości rodzinie17
.
To
prawda, Żydom łatwo nie było. Prawie
nigdy nie byli zatrudniani na państwowej posadzie. Chyba, że przeszli
konwersję. Do państwowej fabryki na
Cyrance, nie miał prawa wejść nawet koń Żyda. Tak to wspomina jeden z
mieszkańców miasta.
Mosze z okresu nauki w gimnazjum
Problemem dla żydowskich uczniów
była nauka w sobotę, wtedy również odbywały się zajęcia, a przecież był szabas. Żydowscy uczniowie w sobotę byli zwolnieni z pisania sprawdzianów, a w
żydowskie święta zwalniani z nauki. W
szabasowy poranek Mosze nie mógł iść modlić się do synagogi, modlił się z
ojcem. Ponieważ zajęcia odbywały się w soboty, wielu ultraortodoksyjnych Żydów
nie posyłało swoich dzieci do gimnazjum. Mosze wspomina to jako dość dziwną
sytuację, gdyż wszyscy podlegali w Galicji temu samemu rabbiemu.
Ale nie był to jedyny problem. Był nim również duży antysemityzm, z którym
spotykali się Żydzi w gimnazjum, a o którym Mosze nie tylko wspominał wnukom,
ale pisał również w dzienniku (Antysemicka atmosfera w klasie strasznie mi
ciąży, chciałbym jak najprędzej uciec, a by być wolnym i więcej nie słuchać
szczekania i ujadania na Żydów18). Inny uczeń gimnazjum, Pinkas Lander z powodu
antysemickich działań, musiał się przenieść do hebrajskiego gimnazjum do
Krakowa.
W
Gimnazjum według Andrzeja Krempy19 autora książki „Sztetl Mielec. Z
historii mieleckich Żydów” uczyło zaledwie kilku żydowskich profesorów – Joel Czortkower
(straci życie w 1942 roku), profesor nauk fizycznych i matematyki, Jehuda
Glucksman i Adolf Brenner, którzy wykładali religię mojżeszową (Brenner uczył
ponadto prac ręcznych i gimnastyki) i Izaak Schneeweiss, który uczył
matematyki.
M.
Balsam w Mieleckiej Księdze Pamięci wspomina, że do 1936 roku można było nosić
w szkole jarmułki. Później było to możliwe wyłącznie na lekcjach religii, ale
kiedy do klasy wchodził dyrektor szkoły, należało ją zdejmować.
Nauka
w gimnazjum trwała 8 lat. Uczono łaciny,
niemieckiego, historii, literatury, mitologii greckiej i rzymskiej. Opowiadając
o tym wnukom, Mosze ubolewał, że nie uczą się już tego wszystkiego.
.
Czy jako młody chłopiec był bardzo religijny?
Trudno powiedzieć, bo w dzienniku nie wspomina o tym. Z pewnością religijny był
jego ojciec skoro zależało mu na tym by poznawał judaizm już jako trzylatek.
Na
pewno był bardzo religijnym człowiekiem w swoim późniejszym życiu. To właśnie
jego w 1997 roku spotka w synagodze w Jerozolimie amerykańska Żydówka Rochelle Saidel. To spotkanie sprawi, że Mosze stanie się niezwykle ważną osobą w
historii Mielca. Tak właśnie to postrzegam. Saidel uczestniczy w recytowaniu
kadiszu za swojego zmarłego ojca. Jeden z członków minjanu (grupy 10 osób niezbędnych do odmowienia modlitwy) to właśnie Mosze Borger.
Rozmawiają. Podczas rozmowy okazuje się, że Mosze chodził do mieleckiego
chederu z rabbim Paulem Schuchalterem, rabinem z Glens Falls, skąd pochodzi
Saidel.
To
spotkanie sprawi, że Amerykanka zaczyna interesować się Mielcem. Po kilku
latach napisze książkę o galicyjskim sztetlu („Mielec, Poland The shtetl that became a
nazi concentration camp”), bo jak twierdzi, trzeba temu miastu przywrócić
należne mu miejsce na mapie Holokaustu (to właśnie Mielec 9 marca 1942 stał się
pierwszym miastem Judenfrei – wolnym od Żydów). Książka jest dedykowana
siostrom Mosze i wszystkim kobietom i mężczyznom z Mielca, którzy stracili
życie w wyniku Holokaustu.
Mosze był syjonistą,
jak i jego ojciec, który prenumerował syjonistyczne pismo z Wiednia i miał
prawo do głosowania na kongresie syjonistycznym (Syjonizm jest jedynym
rozwiązaniem wiekowej kwestii żydowskiej, a jedynym prawdziwym syjonizmem jest
stamsyjonizm (Akiva). Jestem bowiem przeciwnikiem jakichkolwiek dyktatur i
walki klas – solidaryzm, ścisłe ustawodawstwo socjalne – Demokracja i wolność20),
ale miasto pomimo że pojawiały się w nim trendy modernistyczne, było raczej
ortodoksyjno- konserwatywne.
W
szabas i święta żydowskie ustawały prace, a synagoga i bejt ha-midrasz
wypełniały się wiernymi.
Fanatycy
starszego pokolenia nieustannie prześladowali młodych spotykających się w bejt
ha-midraszu. Podejrzewali, że czytają nieodpowiednią literaturę. W ich oczach
być syjonistą, to było gorzej niż być
przestępcą.
Kolejny dzień, kolejny spacer. Mosze
rozgląda się uważnie. Może spotka Ruchcię Balsam?
Ruchcia Balsam
W lipcu tegoż roku byłem na kolonii Akiby w Bańskiej Wyżnej . Po powrocie z kolonii dokonał się w życiu moim przełom.
Dotychczas spotykałem się z dziewczętami tylko w lokalu (teraz dzięki Ascherowi
Kellerowi) już zacząłem spacerować z dziewczętami na ulicy, kąpać się i
spotykać się częściej w ich towarzystwie.
Wśród
dziewcząt najwięcej zajęła moją uwagę Blima Low. Zacząłem z nią „chodzić”.
Przez kilka miesięcy zajmowałem się Blimą, ale gdzieś w grudniu zauważyłem, że
Blima czasem coś ukrywa przede mną i że nie odwzajemnia szczerą przyjaźnią. Nie
chcąc ani sobie ani jej zawracać głowy zerwałem z nią (Sama Blima zalecała mi
na koleżankę Ruchcię Balsam). Nią właśnie „zajęło się” moje uczucie. Zawsze gdy
nie ma koło niej nikogo w lokalu rozmawiam z nią odprowadzam ją do domu, czy
rozumie moją myśl nie wiem. Uczucie moje względem niej jest silne bo zawsze
przechodząc patrzę w jej okna czy zobaczę ją. Smutno mi bardzo już długo nie
miałem sposobności zobaczyć się z nią21 – napisze w początkowych fragmentach dziennika.
Przez
dużą jego część to właśnie Blima Rachela Balsam będzie bohaterką kolejnych
wpisów.
Są
pewne chwile, w których głęboko odczuwam brak szczerej mi duszy. Duszy, w którą
mógłbym przelewać własne uczucie i stamtąd je również czerpać wraz z zapałem i
podnietą. Może tą będzie R…a22.
Relacja
ta będzie przeżywała wzloty i upadki:
Od R….i dotychczas nie
otrzymałem odpowiedzi, więc nie myślę już więcej zawracać sobie głowy nią.
Ostatecznie nie stoję przecież tak nisko, aby była ideałem nieosiągalnym, nie
mogę się przecież komuś natrętnie narzucać bo przez to poniżam swoją godność i
wartość23.
Podobno w Mielcu
błogosławieństwem dla zakochanych była… ciemność. Małe kręgi światła wokół
gazowych lamp sprzyjały intymności. Elektryczne oświetlenie, i powitane z radością
przez mieszkańców miasta, zniszczyło jednak romantyczne noce przy świetle księżyca.
Nasz
bohater wspomina, że dziewczęta, które pochodziły z chasydzkich rodzin, nie
mogły pokazywać się z chłopcami.
Unikaliśmy
trzymania się za ręce, nie mówiąc już o całowaniu! – opowie Mosze swoim wnukom.
Jak wynika ze sprawozdania Dyrekcji Mieleckiego Gimnazjum za rok 1931/32 Komitet rodzicielski sprawował opiekę moralną na uczniami, która wyrażała się w zwracaniu uwagi na zachowanie się młodzieży na ulicach i w miejscach publicznych, oraz podczas lekcji tańców i zabawy towarzyskiej.
Jest kochliwy (Miłość! Nie rozumiem sam siebie,
swojej natury. Mam coś takiego usposobienie, że gdy tylko poznam dziewczynę i
spodoba mi się, to gotowy jestem do miłości24) i jak wspomina w dzienniku „woli brunetki”.
Brunetką jest właśnie Ruchcia:
Zawróciłem sobie głowę R….ą to
odjechała nawet na moje trzy listy nie raczyła odpisać, zacząłem myśleć o P… i
B. to pojechała absolutnie na wakacje z ojcem na letnisko. Pech to trudno.
Zresztą nie mam czego żałować, i one nie
odpowiadały mi w 100 procentach. Nie mam na myśli piękności. Jeżeli mam się
związać, to niech to się opłaci, a jak nie to lepiej sobie nie psuć nerwów i
komuś serca. Miałem nawet takie ekstrawaganckie myśli, że gdyby był żydowski
klasztor zamknąłbym się w nim na zawsze. W większej mierze myśl ta wypływa nie
z zawodów pseudomiłosnych lecz z pesymizmu25.
Wnukom
opowie, że spotykał się wieloma dziewczynami i że prawie wszystkie straciły
życie w czasie wojny. Tylko jedna
przetrwała dzięki Liście Schindlera.
Przyzna
też, że pisał dziennik po polsku i że nie zawiera zbyt wielu informacji, a
kiedy pisał o dziewczynach używał inicjałów, ponieważ bał się, że przeczytają
go siostry. Rzeczywiście używał inicjałów, ale niektóre swoje koleżanki wspominał z imienia i
nazwiska.
Galicyjski sztetl, który leżał na poboczu
linii kolejowej był domem Mosze, który ostatecznie utracił, podobnie jak
utracił rodzinę. Nigdy nie zapomniał o Mielcu. Pisał, że „ w Mielcu jak zwykle
nuda”, ale nie była to do końca prawda.
Młodzież żydowska była tutaj niezwykle aktywna w życiu kulturalnym,
społecznym i politycznym. Działał na przykład teatr, w którym wystawiano sztuki
Szolema Alejchema, „Dybuka” Anskiego.
Mielecka grupa teatralna jeździła nawet na występy gościnne do okolicznych
miejscowości.
Było kino, bardzo aktywny sportowy klub
żydowski Makkabi, klub szachowy, biblioteka pełna książek żydowskich, polskich,
hebrajskich oraz literatury światowej. Młodzież uczestniczyła w różnego rodzaju
spotkaniach, zapraszani byli mówcy z zewnątrz.
Kiedy Mosze ma 15 lat zaczyna swoją przygodę z Akibą,
młodzieżowym ruchem syjonistycznym. Pomimo tego, że nauka zajmowała mu prawie
cały wolny czas, w sobotnie popołudnia spotyka się znajomymi w Klubie (o tym
bardzo często wspomina w dzienniku). Spotykaliśmy
się, chłopcy, dziewczęta, śpiewaliśmy piosenki po hebrajsku i tańczyliśmy Horę
(Hora – taniec grupowy tańczony w wielu krajach, jego nazwa wywodzi się
ze starożytnego tańca greckiego „chorea” – I.S). Nauczyliśmy się trochę
hebrajskiej historii. Religijnych treści nie było zbyt wiele, bo większość
młodzieży należącej do ruchu nie pochodziła z rodzin chasydzkich i nie było
potrzeby podkreślania żydowskiej tradycji. Przecież byliśmy otoczeni żydowską
tradycją26
Jak wspomina, ruch młodzieżowy
należał do ogólnego ruchu syjonistycznego i wszyscy, którzy do niego należeli,
marzyli o wyjeździe do Palestyny. Było to jednak trudne, niezbędna była wiza
wjazdowa wystawiona przez Brytyjczyków. Zezwolenia na wyjazd były ograniczone.
Z ok. 50 osób skupionych w Akibie, udało się wyjechać trzem osobom. Ci, którzy wyjechali, musieli
przejść przeszkolenie w zakresie prac fizycznych. Pisząc o trzech osobach Mosze
ma na myśli zapewne jego rówieśników. Z danych zawartych w Mieleckiej Księdze
Pamięci wynika, że przed wojną do Ziemi Świętej wyjechało z Mielca około kilkudziesięciu
osób.
W
1937 roku Mosze napisze:
Coś się dzieje w moim umyśle. Nie mogę jasno zdać sobie sprawy. Cierpię bardzo
widząc cierpienia i nędzę ludzi, a żaden z dotychczasowych systemów społecznych
nie podobają mi się. Popularnego dziś faszyzmu czy komunizmu nie cierpię, po
prostu nienawidzę. Żywię głęboką odrazę do wszelkiej dyktatury. Ona bowiem upadla
człowieka, zmusza go do płaszczenia się i podstępu, odbiera mu przyrodzoną
wolność, rządzi przemocą i opiera się na bagnetach. Państwa dyktatorskie
(totalne) w największej części prowadzą politykę zaborczą, dążą do wojny aby
zdobywać sobie popularność w masach. Tam gdzie jest dyktatura tam nie może
swobodnie rozwijać się literatura, sztuka, ba! Nawet i nauka. Wszystko bowiem
musi stać na baczność przed Fuhrerem 27.
Przenikliwość
umysłu tego siedemnastoletniego wówczas chłopca zadziwia. Widział to czego
nie widziało wielu jego kolegów, a nawet dorosłych.
Pod koniec lat trzydziestych pojawiła się na horyzoncie nowa chmura – nazizm,
głoszący zbyt dobrze znaną, odradzającą się nienawiść, której okrucieństwom
byli poddawani Żydzi w różnych okresach historii. Nazim wyróżniał się intensywnością
tego okrucieństwa. Ci, którzy rozpoznawali groźbę rozpaczliwie ostrzegali
swoich braci i nalegali, aby uciekali, póki mogą. Na ustach ostrzegających było
słowo Syjon. Ale Żydzi polscy w większości nie zwracali uwagi na takie przestrogi.
Kierowani sceptycyzmem i samozadowoleniem, rażąco nie doceniali powagi
sytuacji. Czyż Żydom nie zdarzały się zawsze kłopoty – Chmielnicki, carowie,
pogromy. Mimo tego wszystkiego Żydzi zdołali przetrwać, choć często przetrwanie
nie wydawało się pewne. Dominujący pogląd na sytuację wśród Żydów brzmiał: „To
także przeminie”28- napisze
jeden z mielczan w Mieleckiej Księdze Pamięci.
W Mielcu jak w każdej innej
społeczności było sporo biednych i chorych ludzi. Mosze musiał to dostrzegać. Większość
Żydów w Mielcu była po prostu biedna. Było kilku bogatych właścicieli ziemskich,
kupcy i rzemieślnicy: stolarze, krawcy, szewcy, piekarze, rzeźnicy… Wszyscy
przygotowywali się do cotygodniowego targu, który zapewniał dochód na cały
tydzień. Jak to wspomina jeden z mieszkańców, nie brakowało w Mielcu postaci
dobrych i złych. Bywali i żydowscy oszuści, handlarze plonami polskich
dziedziców, którzy sprzedawali je na dwa lata przed zbiorami, tylko po to, by
zagrać w kasynie w Monte Carlo. Była w Mielcu grupa kobiet – wolontariuszek,
które starały się pomóc biednym. Pomagały nawet w znalezieniu narzeczonego
biednym dziewczynom.
Mosze
jest chłopcem bardzo wrażliwym i
empatycznym:
Dostałem świadectwo 16. VI z promocją do klasy ósmej, ucieszony tym (
bynajmniej nie było to dla mnie niespodzianką) odrzuciłem gorzkie myśli na bok.
Hulaj dusza… (w granicach licujących z człowiekiem Akiby). Niedługo to trwało,
widocznie nie dane mi było ucieszyć się wakacjami, chociaż kilka dni. Nazajutrz
bowiem w czwartek, podczas spaceru zobaczyłem kalekę, młodego człowieka bez
obydwu nóg, z trudem posuwającego się po ziemi i krzyczącego na próżno do
przechodniów o wsparcie. Obraz tego młodego nieszczęśliwego człowieka zakrył mi
wszelkie powaby życia i uroki życia. Więcej zdaje się nieszczęść jest na tym świecie,
niż szczęścia i spokoju29.
Ofira,
jego wnuczka powie mi, że był bardzo troskliwy, poświęcał wiele czasu i
pieniędzy na działalność wolontaryjną. Działał w wielu organizacjach non-profit.
Marzy o wyjeździe i zdobyciu wykształcenia,
to jeden z motywów przewodnich dziennika:
W związku z rozmyślaniem o R…. nasunęła mi się myśl i pytanie co zamierzę
zrobić w bliskiej przyszłości. Z góry postanowiłem bezwzględnie z Polski
wyjechać do Anglii, Francji lub USA. Tam naturalizować i odbywać dalsze nauki.
Chociaż całkiem możliwe, że zaraz po maturze nie będę mógł od razu studiować za
granicą, studiów nie wyrzeknę się na zawsze. Po ukończeniu w jednym z
wykazanych poprzednio krajów pojadę do Palestyny, aby pracować już tylko dla
wolnej ojczyzny. Zarzuciłby mi kto, że nie jestem prawdziwym syjonistą, bo
dzisiaj nie chcę jechać i pracować jako zwykły robotnik, ale cóż to za korzyść
byłaby. Zwykłym robotnikiem można być i po wyższych studiach30.
Ale młodość Mosze to nie tylko
nauka.
Wnukom opowie o obozie w Tatrach,
na którym był mając około 15 lat. Dwa tygodnie spali na sianie i chodzili na
wycieczki w góry. Byli wiecznie głodni, ale wystarczała im kromka chleba i
czarna kawa. Nie pamiętał, co jedli w szabas, ale nie miało to wielkiego
znaczenia, najważniejsza była przyjemność z pobytu w górach. Wspominał kręte
tatrzańskie ścieżki, pasterzy pasących owce i pilnujące je psy. Bawiliśmy się życiem – powie.
Wysyłam Ofirze swoje zdjęcia z górskich wędrówek po Tatrach. Ofira pisze mi, że to
cudowne. Teraz jeszcze bardziej rozumie dziadka i ma nadzieję, że wkrótce
zobaczy te miejsca na własne oczy.
Wrzesień 1937 rok
Rozpoczął się nowy rok szkolny wstępuję w ostatni rok życia
szkolnego po którym wejdę jako dorosły człowiek w świat walki o byt. Uczę się z
zapałem, aby zdać maturę i nie opóźnić planów na przyszłość. Mam zamiar bowiem
wyjechać do Anglii na studia i dla celów handlowych. Będę tam sprzedawał towar
przesyłany przez tatusia i będę mógł pokryć koszta moich studiów. Muszę jechać
aby rozszerzyć stosunki handlowe ojca i zwiększyć zbyt by zarobki mieć jak
najlepsze. Mam zamiar studiować politechnikę maszynową lub, chemię albo socjologię. Po skończeniu z boską
pomocą studiów oddam się na usługi sprawie narodowej nie zaniedbując oczywiście
kochanego tatusia i rodziny30.
Jest
krytyczny wobec mieleckiej żydowskiej młodzieży:
Cały ten klub towarzyski (mam na myśli paczkę Aschera) chce uchodzić za ludzi
dojrzałych, zachciewa się im tańców, salonów i zabaw, a przynajmniej kiedyś
pomyśleć poważnie o sobie, o swoim stosunku do świata, do ludzi, o przyszłości
własnej nie umieją lub może nie chcą. Żyją sobie jak „woły przy żłobie” z jedną
tylko myślą, aby jak najwięcej bawić się, nie mają przed sobą żadnej idei,
nawet ideologia Akiby nie trafia im do przekonania. Lokal uważają za miejsce
gdzie można od biedy, gdy nie ma sposobności gdzie indziej, spędzić przyjemnie
kilka godzin. Czy taki ma być stosunek do syjonizmu w życiu, gdy morduje się
Żydów w Przytyku, Łodzi, Mińsku Mazowieckim i Brześciu, gdy grunt usuwa się
Żydom w Polsce pod nogami, a sytuacja ekonomiczna i polityczna Żydów w Polsce
pogarsza się z dnia na dzień31.
Ale
również wobec młodzieży polskiej:
Kilka dni po tym spotkaniu,
musiałem wyjechać na obóz P.W do Starego Sącza. Gdy przybyłem do obozu i
wniknąłem trochę w charakter żołniersko – obozowego życia, straciłem całą
pewność siebie i pojąłem dopiero czym jest człowiek w potężnej masie (na obozie
było 1200 junaków). Samo życie żołnierskie nasunęło mi wiele przykrych myśli o
wojsku. Przekonałem się bowiem, ze w takim systemie wojskowym po największej
części ludzie nawet bardzo zdolni nie mają „głupiego” (?) zatracają się
zupełnie. Żołnierz, który po cywilu był
pełnym człowiekiem o własnych celach i poglądach w wojsku traci większą część
indywidualizmu i przedsiębiorczości i staje się w pewnym sensie maszyną w ręku
dowództwa i z wartością w ich oczach znikomą. Przez dwa tygodnie żyłem całkiem
w zgodzie z moimi kolegami Polakami i nabrałem trochę przekonania o charakterze
dzisiejszej polskiej młodzieży. W stosunku do innych byli nasi mniej
antysemicko nastawieni, ale ich poziom etyczny i umysłowy zostawia wiele do
życzenia. Są między nimi jednostki, których przyjemnością jest rozprawianie o
przebijaniu, zabijaniu ludzi itp. rzeczach, a tłumaczą się cynicznie, że mają
na myśli Żydów. Inni smarkacze niedorośli jeszcze, aby wydawać sąd o narodzie
żydowskim, a tym bardziej szkalować i wygadywać. Wiele miałem argumentów dla
odparcia niektórych bzudurstw, ale bałem się oszczerstwa narodu polskiego bo ta pseudo – patriotyczna
młodzież świetnie wyznaje się na oskarżaniu Żydów o niebywałe przestępstwa.
Byłem dlatego w sytuacji człowieka bitego, który może się bronić, a nie wolno
mu tego czynić. Czy nie jest to bolesne? Jedynym dla mnie przyjemnym zdarzeniem
na obozie była warta32.
Interesuje się polityką, potrafi
bardzo wnikliwie ocenić sytuację na arenie międzynarodowej.
Bólem mnie napełnia fakt, że
świat stara się dopomóc różnym stanom i narodom po wojnie światowej wyzwolonych
narodów, a nam dano deklarację Balfoura przyrzeczeniami państwa, której
paragrafy dobrowolnie przekręcają Anglicy, najwięksi dżentelmeni. Sprawę tę
korona brytyjska chciała załatwić przez podział kraju chce nam oderwać żywe
części naszej ojczyzny chce ścieśnić nas do groteskowego państwa. Czy to
sprawiedliwość? Czy świat kulturalny w ten sposób usuwa krzywdę i tragedię
narodu?
Luty 1938 rok
Burzy się we mnie krew na
wiadomość o triumfach państw dyktatorskich. W świecie teraz bardziej zyskuje
zwolenników prawo pięści. Pod tym względem przodują moi koledzy Polacy.
Mam dla nich z tego powodu
uczucie litości. Życie złamie ich z powodu bezkompromisowego stosunku.
Nie mają zbyt wiele zainteresowania
dla rozwoju ducha i umysłu ludzkiego, dla potrzebnej do tego wolności. Ideałem
wojsko. Hańba kultury i cywilizacji europejskiej. Obozy koncentracyjne,
szubienice, mordowanie przeciwników faktycznych, skrępowanie wolności człowieka
dla jakiejś idei nadpaństwa i nadnarodu. Do zjadania się wzajemnego, do
gnębienia słabszych siłą, doprowadziła pseudocywilizacja.
A jak Europa postępuje względem
nas, Żydów. Gnębi się nas moralnie i materialnie, każe się emigrować, a nie
daje się terenu ani nie pozwala wywozić kapitału.
Wszelkie klęski i niepowodzenia
przypisuje się Żydom. Dlaczego nie naprawią dziejowej krzywdy nieszczęśliwego
tułaczego narodu.
Każdy naród ma swą siedzibę, a my
cierpimy za to, że bolą nas krzywdy całej ludzkości. Czy hańbą jest, że nie szczędzimy krwi i ofiar dla
wolności i sprawiedliwości.
Rozumiem dla schamiałego umysłu
faszysty jest to zbrodnią. My zaś wiemy, że tę misję nałożył nam Bóg historia,
poczucie obowiązku wobec historii i ludzkości. Czy istnieje większa perfidia i
zbrodnia niż to co Włochy czynią
względem Palestyny. Z jednej strony Włochy są siedzibą głowy kościoła, z
drugiej strony Mussolini mieni się obrońcą muzułmanów a w Palestynie podsyca
terror arabski przeciwko Żydom prowadzącym swe dzieło restauracji najstarszej
cywilizacji i najlepszej. To jest czyn zgodny z etyką, której brak zarzuca się
komunistom.
Obie dyktatury nie różnią się pod
względem metod i środków, dlatego w konsekwencji usuną z czasem wolność, która
jest przyrodzonym prawem człowieka33.
Kiedy w Europie sytuacja
polityczna ulegnie mocnej destabilizacji napisze:
Marzec 1938
Anschluss Austrii napawa mnie
obawą o pokój Europy i demokracji. Buntuję się przeciwko wszechwładzy malarza
Hitlera. Wierzę, że i on kiedyś upadnie bo szedł po krzywdzie ludzkiej. Obozy
koncentracyjne i uwięzienie. Ciemność aż po horyzont34.
Rok 1938 to rok, kiedy Mosze
zakończy edukację w Polsce. Nauczycielka z gimnazjum, starsza pani, pod koniec
roku szkolnego zaprasza uczniów do domu i uczy ich tańczyć walca.
Od tamtego czasu kocham tańczyć
i dużo tańczyłem z twoją babcią – powie Mosze swojej wnuczce.
Zdaje maturę, ale nie spełnia się jego
marzenie. Nie wyjeżdża od razu na studia. Nie pozwala mu na to sytuacja
finansowa rodziny. Pomaga ojcu w interesach.
Matura MAJ 1938
Pisemna 25-26-27 kwietnia.
Bałem się jej jakkolwiek jestem
dobrym uczniem. Przeszła matura, zamknęła się jedna karta, najważniejsza może
życia, a otwiera się czysta biała, którą swą pracą i myślą mam wypełnić.
Ale jestem Żydem musze inaczej
myśleć (to nie jest objaw fizjologiczny, ale warunki skłaniają ku temu). Dla
mnie nie ma tutaj pola pracy, nie ma chleba, ziemia, która mnie wykarmiła nie
chce mnie uznać swoim synem.
Pozostał świat szeroki, ale i tu
zawłada jego częściami nienawiść, więc pozostaje tylko Francja, Palestyna,
Anglia i USA. Móglby mi ktoś słusznie zresztą zarzucić, że będąc syjonistą,
człowiekiem Akiby nie jadę do Palestyny, a drugiemu wprost to zalecam. Niechaj
ci zrozumieją, że jeżeli jadę nie jest to moja wola i chęć ale obowiązek.
Obowiązek syna względem ojca i
rodziny. Sam wiem dobrze, że powinienem jechać do Palestyny pracować w kibucu,
bo jestem synem narodu bitego i dręczonego, który buduje swoją przyszłość pracą
i potem nie krwią wrogów, łopatą i kielnią, a nie karabinem i bagnetem. Ale na
razie tego nie mogę ale później zrobić to muszę. Dla stanu materialnego rodziny
muszę wyjechać. Za granicą bowiem, będę
mógł ojcu rozwinąć interes i znaleźć mu odbiorców itp a przy tym będę studiował.
Gdy tylko finanse jako tako takie poprawię to wyjadę spełnić obowiązek
narodowy.
Zaraz
po maturze zdawałoby się, że człowiek jest najszczęśliwszy, ale jest tylko w
marzeniach przedmaturalnych, rzeczywistość mówi inaczej35.
Nie
przestaje jednak myśleć o wyjeździe. Jeszcze
w przededniu wojny stara się o paszport. Nie zdąży wyjechać.
Z
Ruchcią Balsam ostatecznie rozstają się. Ruchcia wychodzi za mąż. Nie przeżyje
wojny.
Będą
jeszcze inne dziewczęta, a ostatnią przedwojenną miłością Mosze będzie Gizela
Appel z Dębicy, którą będzie nazywał „Gizią”.
Gizia, podobnie jak on, ocaleje i w rozmowie z historykiem Tomaszem Frydlem, wspomni, że w
1939 roku Mosze namawiał ją do wyjazdu do Lwowa.
W
sierpniu 1939 roku Mosze relacjonuje, że
wojna wisi w powietrzu, a on chodzi kopać rowy przeciwlotnicze. Drżą mu ze zmęczenia
dłonie. W ostatni dzień sierpnia napisze, że miasto przygotowuje się do wojny.
W nocy na ulicach pustki.
1 września 1939 roku zanotuje, że Niemcy zaatakowali Polskę i trudno
w to uwierzyć. Próbuje zabezpieczyć mieszkanie. Wspomina o uciekinierach, którzy
przybywają do miasta. Bardzo im współczuje. Jeszcze nie wie, że i jemu
przyjdzie uciekać.
Pisze
o nalotach bombowych na Mielec i bombardowaniu fabryki PZL (Polskich Zakładów
Lotniczych). Martwi się o Gizię, bo Dębica też została zbombardowana.
Z wielkim trudem piszę. Może wojnę
przeżyję36
– napisze 3 września 1939 roku.
Sytuacja
w mieście ulega drastycznej zmianie:
Po
kilku godzinach zauważyliśmy samolot lecący nisko nad naszym miastem, co
wskazywało, że Niemcy interesowali się pobliskim kompleksem przemysłowym (COP).
Niemieccy agenci umieszczeni w fabryce przed wybuchem wojny, umożliwili
bezkrwawe przejęcie jej przez Niemców. Handel stanął. Sklepy były zamknięte, a
zdobywanie artykułów pierwszej potrzeby stało się codziennością. Ludzie, którzy
pamiętali I wojnę światową, wierzyli, że potrzeba czasu, aby Niemcy zajęli cały
kraj. Byliśmy skłonni wierzyć w rządowe pochwały siły polskiej armii i
lotnictwa, a także w jego możliwości i determinację obrony każdego centymetra
polskiej ziemi37 – wspomni
jeden z mieszkańców w Mieleckiej Księdze Pamięci.
Ostatni
wpis w dzienniku datowany jest na 5 września:
Ranek
spokojny. Wyszedłem na miasto, aby zobaczyć się z kolegami. Człowiek niepewny
jutra. Przyzwyczajamy się do nalotów. O 10 - tej nalot, kanonada artylerii.
Pójdę na pocztę38.
Czy
potem już nie pisał? Czy może po prostu kolejne tomy dziennika zaginęły?
Sądząc
po rękopisie, wygląda na to, że jednak już nie pisał.
Nie
dowie się ile radości, w 2021 r. sprawi
grupie mielczan, lektura jego dziennika. Ile wywoła dyskusji. Ile
spowoduje wzruszeń.
Co
robił w czasie wojny, jak wyglądało jego życie?
Zapewne jeszcze wychodził na miasto, ale nie były to dawne spacery.
Czy omijał spaloną przez Niemców we wrześniu 1939 roku synagogę?
Być może. Patrzenie na spalone budynki i świadomość, że zginęło w niej kilkadziesiąt osób, musiała bardzo mu ciążyć.
Jak i wszystkim mieszkańcom sztetla.
Już nie będziemy wraz z nim beztrosko
spacerować po mieście.
Jak
potoczyły się jego dalsze, wojenne losy?
W
napisanym po wojnie eseju, który przygotowywał na zajęcia z języka angielskiego opisze, co działo się z
nim w okolicach 9 marca 1942 roku.
Ja zaś w 2022 roku odnajduje w rejestrze osób represjonowanych Instytutu
Pamięci Narodowej informację, z której wynika, że w 1940 roku
musiał przebywać we Lwowie (to bardzo
koresponduje z wiadomością przekazaną mi przez Tomasza Frydla czyli próbą
namówienia do wyjazdu Gizeli Appel). Stąd, w czerwcu 1940 roku zostaje zesłany
do obwodu archangielskiego. Dotyczy to również jego kuzyna Jakuba Borgera.
Ostatnia
akcja deportacyjna, która miała miejsce właśnie w czerwcu 1940 roku objęła głównie
tzw. bieżeńców czyli uciekinierów spod okupacji niemieckiej, wśród których 2/3
stanowili Żydzi. Deportowanych przez kilka dni zwożono do miejsc formowania się
transportów i zapewniano, że wrócą na ziemie okupowane przez III Rzeszę. Tomasz
Frydel mówi mi, że jeśli Mosze został zesłany, to powodem mogło być to, że nie
zgłosił się jako obywatel ZSRR lub wyraził wolę powrotu do Generalnego
Gubernatorstwa.
Trudno
mówić o pomyłce, nie może chodzić o inną osobę, ponieważ dane dot. Mosze
znajdują się również w Rejestrze Politycznego Terroru ZSRR. Zgadza się wszystko:
Borger Mojżesz Szymonowicz, urodzony w 1920 roku, w Mielcu, wykształcenie
średnie.
Przybywa
do miejscowości Siewiernyj Kałczug 18 lipca 1940 roku, wyjeżdża na mocy
amnestii 4 września 1941 roku. Te same dane dotyczą jego kuzyna Jakuba.
Córka
Jakuba, Tina Borger, która dobrze znała Mosze, mówi, że ani jej ojciec ani
Mosze nigdy nie wspominali czasu kiedy byli na zsyłce, ale dominująca narracja
przekazana jej przez matkę, świadczyła o tym, że lata wojny spędzili na
Syberii.
Tina
była bardzo zdumiona kiedy w trakcie sziwy (żałoby) odprawianej po śmierci
Mosze w 2014 roku w Jerozolimie, Rochelle Saidel powiedziała jej, że Mosze
nigdy nie opowiadał jej o zsyłce. Nic
nie wie na ten temat również wnuczka Mosze, Ofira.
Czy
wobec tego Jakubowi i Mosze po ogłoszeniu amnestii udało się w jakiś sposób
wrócić do Polski? Na razie nie dysponuję żadnymi danymi na ten temat.
Ze
wspomnień Mosze wynika, że w przededniu deportacji mieleckich Żydów był w Mielcu
i wyjechał z miasta aby kupić żywność dla rodziny.
Jego
zdaniem w mieście było spokojnie, tak o tym napisze, nic nie wskazywało na to,
że wkrótce nadejdzie dzień, który będzie początkiem ludobójstwa. Wyjeżdża z domu na rowerze z zamiarem zakupu
żywności. Nie ma pieniędzy, za żywność oferuje swoją zimową odzież. Dość szybko znajduje osoby, które są chętne
na taką wymianę. Są to rodzice jego szkolnego kolegi. Decyduje się przenocować u nich, bojąc się, że nocą może
natknąć się na patrol. Rano, kiedy już ma wyjeżdżać, zauważa, że gospodyni
zaczyna ubijać masło. Mosze wpada na pomysł, że mógłby przywieźć trochę masła babci, która nie jadła go już od
dłuższego czasu. Nie ma już pieniędzy, więc postanawia wziąć mniej ziemniaków
niż zamierzał. Prawie do południa czeka na masło, wówczas gospodarz proponuje
mu podwiezienie do miasta. Kiedy tylko dojeżdżają do głównej drogi, spotykają
wracającego z miasta sąsiada. Ten informuje ich, że Niemcy deportowali z miasta
całą żydowską ludność, prowadząc ludzi na stacje kolejową, gdzie załadowano ich
do wagonów towarowych, które miały ich wywieźć na wschód, do pracy na roli.
Mosze
relacjonował, że poczuł, że dzieje się coś strasznego i w pierwszym odruchu chciał
wracać do Mielca, ale potem zwyciężył instynkt samozachowawczy. Szukał wymówek, aby pozostać z dala od tego co się działo. Liczył na to, że kiedy jego
deportowana rodzina dotrze na miejsce przeznaczenia, on zdoła do niej dołączyć.
Wraca więc do gospodarstwa, w którym kupował żywność.
W
międzyczasie gospodarz przynosi wieści o tym, że część Żydów została odesłana
do pracy, część odesłana pociągami towarowymi, natomiast kilkaset starszych
osób zostało rozstrzelanych karabinami maszynowymi niedaleko od stacji
kolejowej.
Mosze
zostaje pozbawiony złudzeń. Czuje, że ojciec i babcia nie żyją i nie ma po co
wracać do domu.
I znowu mój egoizm, czy jak kto woli instynkt samozachowawczy podszepnął mi, że
nic mi nie przyjdzie z narzekania, że to w niczym nie pomoże i trzeba skupić
się na tym, aby ratować swoje życie. Poczułem zwierzęcą chęć przeżycia39.
Następnego
dnia jego dotychczasowy gospodarz daje mu do zrozumienia, że nie może dłużej
przebywać na terenie jego gospodarstwa, gdyż naraża jego rodzinę na niebezpieczeństwo.
Mosze wyrusza więc do pobliskiego miasteczka (nie wymienia nazwy, być może był
to Radomyśl Wielki, a może Połaniec?)
Wspomina,
że na ulicach miasteczka spotyka wiele osób z Mielca, które uwierzyły w krążące
wcześniej pogłoski i opuściły swoje domy
zanim Niemcy deportowali Żydów. Spotyka również swoją ciotkę z córkami.
Jedna z kuzynek mówi mu, że była w jego
domu ostrzec rodzinę, ale ojciec zdecydował, że zostają, że może nawet jeśli
zostaną przesiedleni, uda im się przeżyć wojnę.
Mosze
nie wspomina, gdzie i u kogo się ukrywa. Esej kończy stwierdzeniem, że rozpoczął
życie zaszczutej zwierzyny, a każdy fałszywy krok mógł przynieść torturę i
śmierć.
A
co z jego rodziną?
Ojciec
Szymon zostaje zastrzelony 9 marca 1942 roku. Babcia Małka również. Nie można
mieć wątpliwości. W jednym z listów,
które się zachowały, ciotka Mosze, Chaja Blattberg w maju 1942 roku
określa swoje siostrzenice sierotami.
Świadectwo dotyczące śmierci ojca złoży w Yad Vashem również sam Mosze.
Sala
i Feiga trafiają do Dubienki. Zachowały
się ich listy pisane do sąsiadów: Stefanii i Gabriela (mieleckiego organisty)
Łęcznerów. Łęcznerowie pomagali kilku osobom z Mielca, które znalazły się w
obozach. Pośredniczyli w sprzedawaniu rzeczy i przekazywaniu pieniędzy
deportowanym Żydom.
Chaja
Blattberg w liście do Łęcznerów określi sytuację swoich siostrzenic jako
tragiczną. Dziewczęta nie mają żadnych środków do życia.
Fragment listu Sali i Feigi
W
liście datowanym na 8 maja 1942 roku Feiga i Sala niepokoją się, że nie mają
długo wiadomości od Łęcznerów. Piszą również, że doszły je słuchy dotyczące
mieszkania, proszą o wyjaśnienie. Piszą, że u nich nic wesołego, żyją dniem i
nocą. Nie mają już z czego żyć, ani czego sprzedać. Ich wyjazd z Dubienki
związany jest z dużymi kosztami, więc nie da się go tak łatwo przeprowadzić.
Parokrotnie już zwracały się do swojej ciotki i pomimo przyrzeczeń, to musi
jednak trochę potrwać, a one bardzo cierpią. Proszą też o sprzedanie kilku ich
rzeczy i przesłanie pieniędzy telegraficznie. W innym z listów z 8 czerwca Sala wspomina, że bardzo
chorowała na żołądek i nie mogła nic jeść, nawet czarnego chleba.
Jak większość mieleckich Żydów siostry Borger stracą życie w którymś z obozów zagłady.
W mieleckiej księdze pamięci Helena Honig wspomina, że w Radomyślu Wielkim pojawił się Dolek Liebieskind, przywódca ruchu oporu krakowskiego getta i przywódca Akiby przed wojną. Poprosił on Helenę, aby przyłączyła się do grupy partyzantów w celu uwolnienia Racheli Strauss i Heli Kartenger z Dubienki.
Helena odmówiła że względu na to, że czuła się w obowiązku opiekować się rodzicami, ale do Dubienki wysłała polskiego posłańca, aby pomógł Fejdze i Sali, które były jej bliskimi przyjaciółkami. Poprosił je by zdjęły opaski. One jednak bały się to zrobić. Zamiast nich z polskim posłańcem wyjechały dwie inne siostry, a Sala i Fejga zginęły.
Od momentu kiedy docieram do
ostatniej strony dziennika, nurtuje mnie myśl co było dalej. Czy Mosze się ożenił, czy miał dzieci, czy był
szczęśliwy.
W końcu udaje mi się odnaleźć jego krewnych.
Co
było dalej? Ofira, jego wnuczka opowiada
mi jego dalsze losy.
Któregoś
dnia Mosze zauważa przez okno radzieckie czołgi, boi się jednak opuścić
kryjówkę. Wychodzi dopiero wtedy kiedy już wie, że Niemcy zniknęli (był to
sierpień 1944 roku). W końcu może swobodnie spacerować po wsi. Jedzie do
Mielca. Pierwsze miejsce gdzie się udaje to dom, w którym mieszkał przed wojną.
Dom rodziny Łęcznerów, o której mówi w samych superlatywach To
była bardzo dobra rodzina, pomogli nam i innym Żydom z Mielca. Cieszyli się, że
mnie widzą i poczęstowali mnie jedzeniem”. Wspomina też rodzinę z domu
obok, która nie wpuściła go do środka. Mosze chodzi po mieście, odwiedza
znajome miejsca i z przerażeniem stwierdza, że nie widzi żadnej znajomej
żydowskiej twarzy, a mieszkańcy miasta patrzą na niego jak na kosmitę.
Niektórzy, z którymi rozmawia, pytają: Co? Żyjesz jeszcze?.
Opowie
wnukom, że wielu Polaków nie chciało, by Żydzi wracali, z obawy, że ci będą chcieli odzyskać sklepy, mienie, domy.
Gabriel Łęczner pozwala zamieszkać Mosze na strychu swojego domu. Przez wiele
dni Mosze chodzi bez celu po mieście, z miejsca w miejsce, jakby czegoś szukał…
Wie już wtedy, co stało się ze wszystkimi żydowskimi mieszkańcami miasta. Liczy
na cud, że nagle przyjedzie ktoś z jego rodziny. Cud jednak się nie wydarza.
Nikt
z jego rodziny nie wraca do Mielca.
Stopniowo do miasta wracają jednak kolejni ocalali. Ci, którym udało się
przetrwać w obozach albo kryjówkach. Są traktowani wrogo przez Polaków, wciąż
jest u nich obawa, że Żydzi będą chcieli odzyskać domy. Wkrótce większość Żydów
wyjeżdża z miasta. Sytuacja staje się bardzo przygnębiająca. Kiedy Mosze
słyszy, że Żydzi wrócili do Tarnowa, łapie okazję i jedzie do tego miasta.
Ciągle jeszcze ma nadzieję, że przeżył ktoś z jego najbliższych, rozpytuje
wśród Żydów, ale niestety…nikt nic nie wie. Kiedy w 1945 roku kończy się wojna,
postanawia wyjechać do Krakowa i dołączyć do kilku krewnych, którzy tam
mieszkają. Do Krakowa wyrusza na piechotę, potem podwozi go radziecki oficer.
Na pewno mieszka tam co najmniej przez dwa lata.
Odszukuję
informację, że zostaje zarejestrowany w
Krakowie 24 lipca 1947 roku, co prawda pomyłkowo jako Mosze Berger, ale
pozostałe dane zgadzają się. Wielu ocalałych mieleckich Żydów znalazło się po
wojnie właśnie w Krakowie. Czuli się tam
pewniej, w większej grupie tych, którzy „powychodzili z bunkrów, pól, lasów”. Do
wyjazdu skłaniały ich również informacje o tym, że zdarzają się przypadki
morderstw na powracających do swoich domów Żydach, a szalę przechylił pogrom
kielecki.
W
Krakowie mieszka z krewnymi, którzy w tym czasie mają już firmę, więc Mosze
może zarobić na swoje utrzymanie. Postanawiają jednak wyjechać z Polski. Mają
krewnych za granicą, między innymi we Francji i w Stanach Zjednoczonych.
Wyjeżdżają
do Niemiec i tam przebywają w obozie dla uchodźców, który Mosze wspomina
dobrze, mają gdzie mieszkać, mają co jeść. W międzyczasie próbuje załatwić sobie pozwolenie na wyjazd do
Palestyny, ale Brytyjczycy odmawiają mu.
Wraz
z kuzynem próbują dostać się do Francji, ale nielegalne przekroczenie granicy
kończy się więzieniem. Z więzienia
pomaga się im wydostać Joint.
Najpierw mieszkają w Lyonie, potem jadą do Paryża. Tam
Mosze ma wujka, który ma firmę o podobnym profilu jak firma jego ojca. Mosze
pomaga wujowi, uczy się francuskiego, chodzi na kurs futrzarski. Jednocześnie
stara się o pozwolenie na wyjazd do USA i w końcu je dostaje. Podróż z Paryża do Stanów Zjednoczonych trwa dwa
tygodnie i jest ciężka. Mosze choruje.
Do
Nowego Jorku Mosze przybędzie 8 lutego 1949 roku. Dostaje się tam dzięki
rodzinie Zucker (Rickel Zucker była siostrą babci Mosze, Chany). Tego samego
roku, właśnie tutaj pozna swoją przyszłą żonę Friedę, urodzoną w Stanach
Zjednoczonych. Friedę, którą bardzo pokocha.
Komplementował ją, kupował prezenty, opiekował się nią kiedy zachorowała, jadał z nią posiłki do jej ostatniego dnia– wspomina Ofira.
Mosze z żoną, 1949 rokFrieda
dorasta na Brooklynie, pochodzi z wielodzietnej rodziny (miała siedmioro
rodzeństwa). Jest utalentowana muzycznie (absolwentka znanej szkoły muzycznej:
Juilliard School). Gra na fortepianie, występuje z recitalami, uczy muzyki dzieci i dorosłych w Stanach Zjednoczonych i
Izraelu, komponuje piosenki. Myślę z uśmiechem na ustach: zatem Mosze spotkał
kobietę swoich marzeń. Jako nastolatek sporo pisał w pamiętniku na ten temat.
Uroda miała dla niego znaczenie, ale większe znaczenie miała wiedza i
wykształcenie wybranki. Ruchci pożyczał, jak to określał „naukowe” książki „by
rozwinęła swój zasób wiedzy”, chciał bowiem by jego panna miała maturę, by była
chociaż trochę wykształcona.
Mosze uczy się i kontynuuje rodzinną tradycję
w biznesie (dołącza do rodzinnego biznesu związanego z piórami). Potem zakłada
wraz ze wspólnikiem własną firmę. Odbywa wiele służbowych podróży po całym
świecie, m.in. na Daleki Wschód i do RPA.
Dobrze
zdana polska matura pozwala mu na zwolnienie z wielu przedmiotów na studiach.
Zostanie magistrem nauk politycznych.
Zmienia
imię na bardziej amerykańskie – Morris.
Jedyna
córka Mosze i Friedy dostanie imię po swojej mieleckiej babci – Pearl. Umrze
wcześnie, w sierpniu 1999 roku. Ma wówczas zaledwie 47 lat. Kiedy o tym myślę, współczuję mu. On, który stracił całą
rodzinę w Holokauście, musiał przeżyć śmierć własnego dziecka. Tuż przed chorobą Pearl, żona Mosze ma wylew, cierpi też na demencję. Mosze opiekuje się nią z wielkim oddaniem. Frieda umiera w 2000 roku.
Dzieci Pearl to: Shimon (imię otrzymuje po pradziadku)
i jego siostra bliźniaczka Leora oraz Ofira Sarah (drugie imię otrzymuje po
siostrze Mosze). Wszyscy mieszkają w Izraelu.
Mosze nie zapomina o rodzinnym mieście. W 1966
roku zdobywa fundusze i stawia na cmentarzu parafialnym w Mielcu mogiłę dla
swoich żydowskich braci przeniesionych tutaj po likwidacji przez polskie
władze cmentarza żydowskiego przy ulicy Jadernych.
Przez
całe swoje życie gromadzi zdjęcia i materiały dotyczące Mielca, które przekazuje również Muzeum Yad Vashem.
Kiedy ma 70 lat przechodzi na
emeryturę. Jako młody chłopiec marzył o wyjeździe do Palestyny, po wojnie stara
się o wyjazd do Izraela, ale jego wniosek zostaje odrzucony.
Jego jedyna córka od 1973 roku mieszka w Izraelu. Każdego lata, Mosze wraz z żoną przyjeżdża na comiesięczne wakacje do niej. Przywożą ze sobą walizkę pełną prezentów, zabawek, pięknych ubrań, między innymi kolorowych piór z jego firmy. Potem zaczynają przyjeżdżać na święta: Pesach, Rosz ha-Szana i w końcu zdają sobie sprawę, że nadchodzi czas, by na stałe osiąść w Izraelu. Przyjeżdżają do Izraela już na stałe w grudniu 1992 roku.
Mosze zdąży być na studniówce swojego wnuka Shimona i na weselu Ofiry. Zostaje pobłogosławiony czterema prawnuczętami (Yigal, Yuval, Aloma i Naomi). Już po jego śmierci rodzą się: Abigail, Zion, Libi i Gefen Ahava. Rodzina Borgerów rozrasta się. Życie zwycięża.
Mosze z wnuczką Ofirą i jej dzieckiem
Ofira
mówi mi, że jej dziadek był wspaniałym człowiekiem i pozostawiał ślad w każdym. Lubił spacery po Jerozolimie. Znali go wszyscy: kierowcy autobusów,
sprzedawcy, ochroniarze. Był mistrzem w utrzymywaniu więzi: z rodziną, z
mieleckimi przyjaciółmi z dzieciństwa, z dalekimi krewnymi z zagranicy, z
przyjaciółmi. Dbał o to aby uczestniczyć w każdej rodzinnej uroczystości. Rodzina ojca Ofiry zapraszała go na wszystkie rodzinne imprezy. Potrafił zatroszczyć się o każdego, wysłuchać,
doradzić.
Miał
duże poczucie humoru. Jako pradziadek był naprawdę zabawny. Rozśmieszał
prawnuki, bawił się z nimi.
Wstawał
codziennie wcześnie, o 6.30 i wychodził się modlić, a w okresie kiedy było mu trudno
wyjść, modlił się w domu. Uwielbiał podróże i przebywanie na łonie natury.
Był
erudytą i poliglotą (znał polski, jidysz, hebrajski, angielski, rosyjski,
niemiecki, łacinę, francuski). Bardzo interesował się polityką i bieżącymi
sprawami, prenumerował różne czasopisma, m.in. The Times. Ofira mówi, że
brakuje jej rozmów z dziadkiem, brakuje jej jego opinii dotyczących wydarzeń na
świecie.
Zastanawia się, co powiedziałby dziadek, gdyby dowiedział się o grupie Mayn Shtetele Mielec i o tym, że jego dziennik wzbudził takie zainteresowanie. Jest przekonana, że byłby podekscytowany. Byłby zachwycony, że wokół jego miasta odbywa się odnowa.
List Mosze do Andrzeja Krempy autora książki Zagłada Żydów Mieleckich
Myślę podobnie.
Mosze po wojnie był bardzo aktywny, jeśli chodzi o swoje rodzinne miasto.
Zebrał sporą kolekcję zdjęć, interesował się tym, co dzieje się w Mielcu, miał
spisy ocalałych oraz zapisy melodii z synagogi.
Po ukazaniu się książki Andrzeja Krempy „Zagłada Żydów Mieleckich”
napisał do autora list z podziękowaniem.
Umiera 8 czerwca 2014 roku w Jerozolimie. W otoczeniu Rodziny.
Ofira powie mi: myślę, że chociaż żył pełnią życia i miał dobre życie, zawsze wracał myślami do tego momentu, kiedy musiał zdecydować, czy dołączyć do rodziny, czy uciec. A w szczęśliwych chwilach, momentami czuł się winny, że on żyje, a ich już nie ma..
Patrzę na jego zdjęcie, to na
którym widzę starszego już pana. Uśmiecham się. Wkładam płaszcz i wychodzę z
domu. Pójdę dzisiaj na ulicę Legionów, a potem nad Wisłokę, przejdę ulicą
Kościuszki, a potem popatrzę na żydowskie domy w Rynku. Popatrzę na menorę,
która stoi w oknie kamienicy, w której mieszka Halina. A potem pójdę tam, gdzie
stała synagoga. Może usłyszę śpiew kantora? Popatrzę na kamienie pamięci
złożone pod obeliskiem. Może zobaczę sąsiadów idących do synagogi? Może nawet zobaczę Mosze.
Uśmiechnie się i skinie głową, z aprobatą. Mam nadzieję.
Dopóki
pamiętamy, dopóki będziemy opowiadać – sztetl i jego mieszkańcy nie będą
przeszłością.
Dziękuję wnuczce Mosze Borgera Ofirze Borger za
życzliwość, wsparcie i podzielenie się wspomnieniami o swoim dziadku oraz
przekazanie zdjęć ze swojej prywatnej kolekcji.
Dziękuję
Bogdanowi Urbańczykowi za
tłumaczenie fragmentu wspomnień Mosze i
niektórych dokumentów z kolekcji Muzeum YV.
Dziękuję Jolancie
Kruszniewskiej za korektę tekstu, konsultacje i wsparcie.
Dziękuję
Tomaszowi Frydlowi za konsultacje i
ciągłą gotowość do pomocy.
Dziękuję
Miriam Lampert, która naprowadziła mnie na ślad Ofiry.
Przypisy:
1 Mielecka Księga
Pamięci, https;//www.jewish.org/yizkor/mielec.html, shiurim – dowolny wykład na temat Tory.
2 Akiba (Akiva) – młodzieżowa żydowska organizacja
syjonistyczna.
3 Mielecka Księga
Pamięci, https;//www.jewish.org/yizkor/mielec.html.
4 informacja
pochodzi ze Spacerownika Mieleckiego wg Stanisława Wanatowicza.
5 Mielecka Księga
Pamięci, https;//www.jewish.org/yizkor/mielec.html.
6 tamże.
7 Richad Tucker,
amerykański tenor.
8 Muzeum Yad
Vashem, Listy Łęcznerów, syg. 0.48 24.10.
9 tamże.
10 AYV, Zespół Świadectwa
i pamiętniki, dziennik Mosze Borgera, syg 1275.
11 Moshe Borger „A danger, I escaped”.
12 Mielecka Księga Pamięci,
https;//www.jewish.org/yizkor/mielec.html.
13 tamże.
14 tamże.
15 AYV, Zespół Świadectwa
i pamiętniki, dziennik Mosze Borgera, syg 1275.
16 Mielecka Księga
Pamięci, https;//www.jewish.org/yizkor/mielec.html.
17 AYV, Zespół Świadectwa i pamiętniki, dziennik
Mosze Borgera, syg 1275.
18 tamże.
19 Krempa Andrzej, Sztetl
Mielec. Z historii mieleckich Żydów, Mielec 2022 Biblioteka Muzeum Regionalnego
w Mielcu nr 62, Wydawca Samorządowe Centrum Kultury w Mielcu, Muzeum Getta
Warszawskiego.
20 AYV, Zespół Świadectwa
i pamiętniki, dziennik Mosze Borgera, syg 1275.
21 tamże.
22 tamże.
23 tamże.
24 tamże.
25 tamże.
26 wspomnienia Mosze
Borgera spisanego przez jego rodzinę, w posiadaniu autorki.
27 AYV, Zespół Świadectwa
i pamiętniki, dziennik Mosze Borgera, syg 1275.
28 Mielecka Księga
Pamięci, https;//www.jewish.org/yizkor/mielec.html.
29 AYV, Zespół
Świadectwa i pamiętniki, dziennik Mosze Borgera, syg 1275.
30 tamże.
31 tamże.
32 tamże.
33 tamże.
34 tamże.
35 tamże.
36 tamże.
37 tamże.
38 tamże.
39 Moshe Borger „A danger, I escaped”.
Żródła: AYV, Zespół Świadectwa i pamiętniki,
dziennik Mosze Borgera, syg 1275.
Borger, " A danger, I escaped".
Krempa
Andrzej, Sztetl Mielec. Z historii mieleckich Żydów, Mielec 2022 Biblioteka
Muzeum Regionalnego w Mielcu nr 62, Wydawca Samorządowe Centrum Kultury w
Mielcu, Muzeum Getta Warszawskiego.
Spacerownik mielecki wg Stanisława Wanatowicza,
Mielec 2022, wydawca: Księgarnia Dębickich.
Verstandig Mark, I rest my case, wydanie
trzecie, 2002 wyd: Northwestern University Press.
Wspomnienia spisane przez rodzinę Mosze Borgera przekazane mi przez jego wnuczkę Ofirę (w posiadaniu autorki).
https://www.pbc.rzeszow.pl/dlibra/publication/1719/edition/1618/content?ref=desc
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz