„ Od urodzenia jestem obywatelką
miasta Mielca, pochodzenia izraelickiego” 1.
Irena Buś (Ita Weissman)
Pamięci
Pini i Mojżesza Weissmanów, ich dzieci Ity Weissman - Ireny Buś i Sendera
Weissmana, Tomasza Busia, męża Ity, obywateli miasta Mielca.
Ita Weissman (Irena Buś)
Tomasz Buś
Można
byłoby określić tę historię mianem nadzwyczajnie pięknej historii miłosnej.
Można byłoby, gdyby nie wojenne okoliczności. Do wojennych okoliczności
przymiotnik „piękna” nie pasuje. Ale może to tylko nam się tak wydaje? W
zbiorach fotografii po mojej Babci, znalazłam zdjęcie z dedykacją, która
wprawiła mnie w zdumienie: Kochanej
Tereni na pamiątkę mile spędzonych dni
podczas wojny Hanka T., Mielec, 11. II. 1946.
Moje zdumienie wynika z
głębokiego przekonania, że podczas wojny zdarzać się mogły tylko niemiłe
chwile.
A przecież to nie tak.
Przecież były chwile, kiedy ludzie próbowali żyć normalnie. Nawet wtedy kiedy byli już w gettach. Kiedy
kochali, kiedy się pobierali, kiedy rodziły się dzieci, kiedy tańczyli i
śpiewali, kiedy próbowali obchodzić szabas i inne żydowskie święta.
Może to właśnie oddech śmierci towarzyszący
zakochanym, świadomość tego, że na miłość mogą mieć bardzo mało czasu, sprawiał,
że ta miłość była jeszcze piękniejsza, jeszcze silniejsza, jeszcze bardziej
świadoma?
Bez wątpienia dźwigali ciężar,
którego my znający wojnę wyłącznie z
książek, filmów i telewizji, nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Nie było im łatwo, ani w czasie wojny, ani po
wojnie. Czy powojenne życie w Polsce dla
żydowskiej dziewczyny, jej polskiego męża i ich dzieci mogło być łatwe? Nie
było takim.
Można zaryzykować stwierdzenie, że gdyby nie wojna,
ta miłość nie znalazłaby nigdy spełnienia.
Rodzice dziewczyny,
ortodoksyjni Żydzi, nie wyraziliby zgody na jej ślub z gojem, a gdyby zrobiła to
wbrew ich woli, przestałaby nie tylko być ich córką. Dla nich – byłaby zmarłą. Czy
tak mogło się zdarzyć? Tego nie wiemy, ale jest to bardzo prawdopodobne.
„
Żydzi i Polacy, choć byli sąsiadami, byli daleko, daleko od siebie. Między nimi
była przepaść nie do pokonania. Obie grupy różniły się niemal wszystkim:
ubiorem, zwyczajami, wiarą, językiem i kuchnią. Jeśli, jak się to zdarzało, żydowska dziewczyna zakochiwała
się w Polaku, jej rodzina uważała ją za martwą i siadała w Shivie (żałobie)” 2 .
Taki
fragment można znaleźć w Mieleckiej Księdze Pamięci, zbiorze wspomnień
dotyczącym miasta, który powstał po II wojnie światowej.
Można
byłoby nazwać tę historię nadzwyczajnie piękną, gdyby żydowskiej dziewczynie przez
resztę jej życia nie towarzyszyła
wojenna trauma, a jej dzieci: Aleksander,
Kazimierz i Grażyna mogły wychowywać się, mając u boku żydowską część swojej
rodziny. Mogłyby bez przeszkód budować również swoją żydowską tożsamość.
Ale wojenne historie zazwyczaj nie miały szczęśliwych zakończeń.
Jest rok 1928.
Mielec, małe galicyjskie miasteczko, w dużej części zamieszkane jest przez
Żydów.
„ W przyszłości nazwa naszego rodzinnego miasta, Mielec, może zostać
zapomniana. Dla tych z nas, którzy tam dorastali, Mielec był jednak miastem, w
którym się urodziliśmy i gdzie wychowywali nas nasi rodzice – i był miastem,
które musieliśmy opuścić z przyczyn niezależnych od nas, z powodu trudności
gospodarczych, wojny i uprzedzeń. Mielec był miastem o licznej populacji Żydów
i o aktywnej, postępowej młodzieży. W mieście znajdowało się wiele szkół, domów
kultu religijnego, jak i instytucji obywatelskich, obsługujących Mielec, a
także okoliczne wioski i miasteczka ” 3.
„
To prawda, miasto było biedne i prowincjonalne, ale to było nasze miasto. Tam
kochaliśmy i byliśmy kochani – z tego powodu byliśmy gotowi bronić naszego
miasta przed niechęcią” 4.
Jak w każdym galicyjskim sztetlu dniem odpoczynku był szabas. Wtedy to mielecki Żyd zapominał o swoich kłopotach. Nadchodziła sobota – królowa tygodnia. Słowo szabat oznacza – odpoczywać, ustać, obserwować. Tak też było w żydowskich domach. Płonęły szabasowe świece zapalane przez kobiety. Można było odpocząć. Tańczyć i śpiewać. W świetle świec szabasowych długobrodzi mężczyźni poruszali się wolno po okręgu. Mieli zamknięte oczy, a głowy podnosili do nieba. Pójście do synagogi było wielkim świętem. Kobiety wyjmowały z szaf najlepsze jedwabne suknie, ubierały całą posiadaną biżuterię, na ich czołach można było zobaczyć paski haftowane perłami. Zewsząd było słychać Shabbat Shalom (dobrego szabasu).
Codzienny dzień
wyglądał inaczej. Żydzi mieleccy musieli ciężko zarabiać na chleb. Większość
zaczynała swój dzień bardzo wcześnie, wtedy kiedy jeszcze było ciemno.
Rynek
mielecki i przylegające ulice zamieszkują głównie Żydzi. Ci bogatsi mieszkają w
samym Rynku, ci biedniejsi jak wspomina
to M. Keit w Mieleckiej Księdze Pamięci, rzemieślnicy, robotnicy fizyczni i
ludzie bez żadnego źródła utrzymania,
tłoczyli się w mniejszych domach na błotnistych uliczkach miasta.
Goje – jak przez Żydów
określani są Polacy, mieszkają
przeważnie na peryferiach miasta.
„
Ludność polska żyła na obrzeżach miasta, w małych domkach z ogrodami warzywnymi,
wśród drzew. Niektórzy hodowali krowę lub świnię. Zwierzętami powszechnie
trzymanymi przez tę ludność były psy, podczas gdy kota domowego miały rodziny
żydowskie, które jeśli w ogóle trzymały jakieś zwierzę, to właśnie kota –
pomagał on walczyć z myszami. Żydzi nigdy nie trzymali psów. Czy ktoś w
najśmielszych snach wyobraziłby sobie chasydzkiego Żyda w Mielcu, idącego z
psem? Psy mieleckie, podobnie jak ich panowie, nie lubiły Żydów i szczekały
nawet , kiedy byliśmy daleko” 5 .
Ale jest taka ulica, gdzie Żydzi i Polacy
mieszkają obok siebie. Ulica Sobieskiego.
Na tej ulicy w
bezpośrednim sąsiedztwie żydowskiej rodziny Weissmanów mieszka polska rodzina Podolskich.
Tak to wspomina
Bogumiła Gajowiec z domu Podolska:
„ Z rodziną Weissmanów moi rodzice byli zaprzyjaźnieni. Mojżesz Weissman
i mój ojciec (chociaż znacznie od niego młodszy) mówili do siebie „Mosiek” i
„Maniek”. Mama moja z panią Borgerową i Pinią Weissmanową wymieniały się
przepisami kuchennymi. Zawsze też z
okazji żydowskich świąt otrzymywała macę i różne specjały np. rodzaj biszkoptu z gotowanych ziemniaków,
tzw. bubele. Często też mama przyrządzała żydowskie potrawy, np. owe bubele
oraz rybne pulpety i karpia po żydowsku. Nie zastanawiałam się wówczas dlaczego
mama nie częstuje Żydówek naszymi potrawami (były one dla Żydów „trefne”). Nasi
znajomi Żydzi bardzo przestrzegali prawa mojżeszowego” 6.
Jest
rok 1928, w izbie pod numerem 21 na ulicy Sobieskiego w Mielcu, wynajętej od
właścicielki domu Wiktorii Sieroń, siedzi zmartwiona rodzina Busiów: Mama Józefa i pięcioro dzieci. Zmarł jedyny żywiciel
rodziny, mąż i ojciec, Stanisław. Miał
zaledwie 54 lata. Pracował we młynie usytuowanym przy pobliskiej ulicy Legionów.
Nagle w progu zjawia się Zuckerbrodt, właściciel młyna, który proponuje rodzinie pomoc. Może przyjąć do pracy
najstarszego syna Tomasza, wówczas 14 letniego.
Próbuję ustalić jak
miał na imię dobroczyńca Busiów. Pomimo
moich usilnych starań nie mogę mieć jednak stuprocentowej pewności. Mój
rozmówca, Kazimierz Buś, syn bohaterów tej opowieści wspomina, że był to
Seinwell. Z dokumentów, które udało się odnaleźć, można przypuszczać, że był to
albo Izaak albo Mojżesz (tak mieli na imię właściciele młyna z ulicy Legionów). 7 Tyle tylko,
że bez wątpienia takie imiona nosili właściciele młyna, ale w czasie kiedy trwała
II wojna światowa. Czy to któryś z nich był właścicielem młyna 11 lat przed
wojną?
Czy do izby Busiów przyszedł Seinwell, Izaak
czy Mojżesz? Nie wiadomo. Wiadomo jednak, że wykazał serce i empatię wobec
polskiej rodziny, która znalazła się w niedoli.
Wydarzenie to można uznać za początek tej miłosnej historii, chociaż
przecież rodziny musiały znać się wcześniej, mieszkały w dość bliskim sąsiedztwie.
Przy
ulicy Sobieskiego pod numerem 27 mieszka bowiem Pinia, jej mąż Mojżesz Weissman
i ich dzieci, córka Ita, urodzona 27 listopada 1920 roku i syn Sender (Aleksander), urodzony 26 listopada
1919 roku, który otrzymuje imię po dziadku ze strony ojca. Mojżesz hoduje drób, ma konie, krowy, pracuje
jako woźnica i sprzedaje koszerne mleko. Pracuje też w tartaku. W jego podaniu o dowód osobisty figuruje zawód: pisarz leśny.
Mojżesz nie należy do
bogatych Żydów. Według Scotta Genzera, potomka mieleckich Żydów
specjalizującego się w genealogii mieleckich rodzin żydowskich, ojciec Ity i
Sendera pochodził z Majdanu, w powiecie
kolbuszowskim. Pinia jest znacznie zamożniejsza. Prawdopodobnie pochodziła
właśnie z rodziny Zuckerbrodtów, właścicieli młyna (Matylda Zuckerbrodt, która przeżyła wojnę bez wąpienia była spokrewiona z Piną). Podczas
poszukiwania informacji na temat rodziny Ity, dokonaliśmy wraz ze Scottem ciekawego odkrycia. Ita w
powojennych zeznaniach podając panieńskie nazwisko, posługiwała się nazwiskiem
Weissman. W jednym z protokołów
przesłuchania jako panieńskie nazwisko matki podała nazwisko Stroch. Zapytałam
jej syna czy tak brzmiało rzeczywiście. Odpowiedział, że nie, że babcia
nazywała się z domu Becht. Takie nazwisko rzeczywiście figuruje w akcie ślubu
Ity i Tomasza. Nie znalazłam takiej
rodziny w Spisie Judenratu sporządzonym w Mielcu w 1940 roku. Poprosiłam o
pomoc Scotta, a on przeglądnął spis strona po stronie. Co się okazało? Pinia
znana jako Weissman figurowała w spisie jako Pinia Recht, podobnie jej dzieci
Ita (imię Ity pisane jest przez dwa t) i syn Sender. Należy przypuszczać, że jak wiele
żydowskich żon wzięła z Mojżeszem ślub rytualny i nie zarejestrowali się jako
małżonkowie w polskim urzędzie. Tak bywało bardzo często. Dlatego w dokumentach archwialnych dzieci żydowskich małżonków często określane są nieślubnymi. Ita, która przedstawiała się jako Weissman i
którą pod takim nazwiskiem zapamiętano w Mielcu, prawdopodobnie nigdy
oficjalnie takiego nazwiska nie nosiła (chociaż takie figuruje w jej akcie
ślubu).
Podobna historia
najpewniej spotkała mamę Pini. Była ona
wedle prawa żydowskiego żoną Zuckerbrodta (tak chyba nazywał się jej mąż, o
czym wspomina w swojej książce Sprawiedliwi i nie tylko ziemi mieleckiej i okolic Włodek Gąsiewski),
ale wedle prawa polskiego nazywała się nadal Recht.
Zamożni
rodzice Pini nie chcieli wyrazić zgody na na ślub, ale kobieta upiera się i zostaje żoną
Mojżesza. To dość rzadka sytuacja jeśli
chodzi o rodziny żydowskie. Powszechny był bowiem sziduch (swatanie) i to
swat lub swatka dobierali w pary przyszłych małżonków. Status materialny miał w
tym wypadku ogromne znaczenie.
O rodzinie Mojżesza
wiadomo jeszcze tyle, że miał siostrę Tavuę Katz, która wyjechała do Izraela.
Jako osoba o lewicowych poglądach, wyjechała by budować kibuce.
Wnuk Mojżesza,
Kazimierz wspomina, że Mojżesz miał niemieckie korzenie. Ita, jego córka
odziedziczyła urodę po tacie, była szczupłą blondynką, co podczas wojny miało
niebagatelne znaczenie.
Tomasz
zaprzyjaźnia się z synem Weissmanów, który również pracuje we młynie. Niewykluczone (tak mówi mi Kazimierz Buś), że łączyły ich również jakieś interesy handlowe.
Kiedy Tomasz zaczyna pracować
we młynie, młodsza o 6 lat Ita jest jeszcze dzieckiem.
Płyną lata, Ita dorasta, a Tomasz dzięki
Senderowi poznaje bliżej swoją sąsiadkę, która często odwiedza swojego brata
pracującego we młynie Zuckerbrodta.
Tomasz, Sender i Ita są
młodzi. Nic jeszcze nie zapowiada, że za
kilka lat ich życie odmieni się tak diametralnie. Na razie Tomasz w wolnych chwilach gra na harmonii, a Ita
zarabia koronkowymi wyrobami i szyciem na kino,
którego jest miłośniczką. Kino dla młodych mielczan musiało być nie lada
rozrywką. Filmowe seanse wspomina w swoim dzienniku, ocalały z Holokaustu Moshe
Borger, rówieśnik Ity, a także sąsiad z ulicy Legionów.
W
1937 roku Tomasz idzie do wojska, trafia do krakowskiego pułku artylerii
lekkiej armii gen. Schyllinga.
Nadchodzi wrzesień 1939
roku, który zmienia wszystko. Tak te dni
opisuje w swoim dzienniku wspominany Moshe Borger:
„Wojna z Niemcami. Niemcy zaatakowali Polskę.
Trudno to sobie wyobrazić. Zabezpieczam nasze mieszkanie. Transporty uchodźców
z zachodnich granic zaczynają przybywać do Mielca. Rozpoczęły się ataki
powietrzne. Nikt nie ma pojęcia jak się chronić. Ataki stają się regularne.
Dzień ciągnie się i ciągnie... Wojna, masy uchodźców. Moje serce
cierpi. Ludzie, którzy zostawiają wszystko i uciekają, wszyscy płaczą. Pierwsze
dni wojny" 4.
13 września 1939 roku płonie podpalona przez Niemców mielecka
synagoga wraz z modlącymi się w niej Żydami. Mieszkańcy miasta są przerażeni.
Po zakończeniu działań wojennych Tomasz Buś
wraca z Ukrainy i znowu podejmuje prace we młynie. Pomaga Weissmanom, których
położenie w czasie wojny staje się coraz trudniejsze. Wtedy Tomasz już kocha
Itę, a dziewietnastoletnia Ita zapewne
kocha Tomasza. W chwili wysiedlenia Żydów z Mielca, Tomasz obiecuje Icie, że ją
uratuje, ponieważ ją kocha, ale chce
żeby mu obiecała, że zostanie jego
żoną. Co na to jej rodzice, ortodoksyjni
Żydzi?
Bogumiła Gajowiec
opowiada o tym tak:
„Zwierzała
się, że jej rozterki wynikają między innymi z dramatycznego pożegnania z matką.
Matka odwróciła się od niej, widziała, że chłopak uratuje jej życie, ale Ita
zmieni wyznanie. Tylko ojciec Ity Mojżesz próbował do ostatniej chwili jeszcze
ją widzieć i pożegnać, działo się to prawdopodobnie w Bełżcu, na rampie” 8.
(mało prawdopodobne
jest jednak to, że pożegnanie miało miejsce w Bełżcu, nazwę „ Bełżec” wspomina Ita w
zeznaniach składanych tuż po wojnie, ale już w dokumentach składanych przez nią
wiele lat później w Żydowskim Instytucie Historycznym, odnajduję nazwę „Bełz”, podobnie jak w jej wspomnieniach przekazanych mi przez Stanisława Wanatowicza, mieleckiego regionaliste z których wynika, że do pożegnania musiało dojść w obozie przejściowym w Hrubieszowie, do którego Weissmanowie trafili z Bełza).
9 marca 1942 roku Niemcy deportują Żydów z Mielca. Na Rynku w rejonie restauracji Staromiejskiej odbywa się selekcja. Tutaj po raz ostatni dziewczyna widzi swojego brata Sendera. Mielec pustoszeje. Staje się pierwszym Judenfrei (miastem wolnym od Żydów w Generalnym Gubernatorstwie).
Na Sobieskiego nie
mieszkają już Weissmanowie. Ich gospodarstwo, jak wspomina Bogumiła Gajowiec,
otrzymuje chłopska rodzina z dziećmi i inwentarzem z dość odległej od Mielca
wioski.
Ita,
Mojżesz i Pinia jak wielu innych Żydów zostają ulokowani w hangarze na
lotnisku. Sender jest młodym, silnym mężczyzną.
Po selekcji, która miała miejsce na mieleckim Rynku, zostaje wywieziony
do obozu w Pustkowie i tutaj ślad się urywa. Po wojnie Ita nie zdoła dowiedzieć
się niczego o bracie. Jest przekonana, że zginął w Pustkowie. Czy tak było? Na
liście ocalałych sporządzonej jako załącznik do książki "Sztetl Mielec" Andrzeja Krempy, mieleckiego historyka, którą
miałam przyjemność czytać w rękopisie, znajduję nazwisko Sendera Weissmana.
Zastanawiam się czy to mógł być ten sam Sender? Czy to możliwe? W tak małym
mieście to mało prawdopodobne aby nie odnalazł siostry. Tyle, że ona od
listopada 1944 roku nazywała się już inaczej. Ani jej imię, ani nazwisko nie
zdradzały żydowskiego pochodzenia. Poruszony jedną z niedawno prezentowanych
przeze mnie historii (o braciach Alleweiss, którzy po wojnie nie odnaleźli się
i byli przekonani nawzajem o swojej śmierci) Kazimierz
zadaje sobie pytanie czy to możliwe, że Sender też mógł przeżyć, a Ita
nic o tym nie wiedziała.
Tak wspominała mama Kazimierza dzień 9 marca 1942 roku :
„
W godzinach rannych na skutek pisemnego wezwania do poszczególnych rodzin
żydowskich z Judenratu w Mielcu stawili
się na Rynku w Mielcu z dozwolonym bagażem do 25 kg. Tutaj SS-mani, słabych i
chorych na miejscu w bocznej uliczce strzelali, zaś reszta w długim pochodzie
prowadzona była pod dozorem SS-manów i policji granatowej i żandarmerii
niemieckiej w stronę Berdechowa przez Chorzelów.
Po
drodze już bili gestapowcy kolbami idących w pochodzie Żydów. Po drodze
widziałam jak niejaka Steinhardówna Beila, lat 21 licząca, z Mielca została
zastrzelona przy rowie w chwili poprawienia sobie niesionego na plecach bagażu.
Zastrzelona została przez gestapowca.
Po przybyciu na miejsce do Chorzelowa do hangaru na lotnisko, tutaj nastąpił podział na mężczyzn i kobiety zdrowych i tych odbierał sam podejrzany Stein, dzieląc ich na kolumny wybierając sobie najzdrowszych do pracy w fabryce, zaś dzieci młode do lat 14 i starych odstawiono do Pustkowa. Byłam świadkiem zastrzelenia przez samego podejrzanego Steina w dniu 9 marca 1942 roku pod murem hangaru całej rodziny Pohorylesa sędziego w Mielcu tj. jego żony oraz córki lat 16…W czasie przemarszu do Chorzelowa stojący przy rampie na drodze SS-mani wołali starszych Żydów nie mogących iść i po zabraniu ich do baraków więcej ci ludzie stamtąd nie wyszli i wieczorem słyszałam strzały karabinów maszynowych. Następnego dnia rano opowiadali nam Żydzi którzy byli wyznaczani spośród nas do jakiejś roboty, że zabrano ich do kopania dołów i zakopywania trupów i że tejże nocy z 9 na 10 - tego marca 1942 roku zostało zastrzelonych ok. 400 Żydów, w czem byli mężczyźni kobiety i że byli świadkami strzelania tych ludzi na polach obok baraków, który to grób znajduje się dotychczas” 9 .
Z powojennych zeznań
Ity wynika, że po 9 dniach pobytu w hangarach wyjechała transportem do Bełżca,
w powiecie hrubieszowskim. Wydaje się
jednak, że mogła omyłkowo podać liczbę dni. Pierwsze transporty wyjechały bowiem z
Mielca już 11 marca.
Ita wspomina, że na dworcu kolejowym w Mielcu Żydów żegnały tłumy mielczan. Polak Jasiński, który chciał podać jednemu ze znajomych jakąś paczkę został zauważony przez Niemca i dotkliwie pobity.
W ten sposób Weissmanowie znaleźli się w obozie przejściowym i tu jak
napisałam powyżej, pojawia się pytanie czy był to Bełżec czy Bełz. Po rozmowie
z Andrzejem Krempą i analizie dostępnych dokumentów, dochodzimy jednak do wniosku, że musiał to być Bełz. Bełżec bowiem nie był obozem przejściowym. Potwierdzają to wspomnienia Ity spisane przez Stanisława Wanatowicza.
Potwierdza to także lista osób wysłanych do Bełza, na której są Ita i jej rodzice.
Ita opisuje, że w Bełzie spędzili trzy miesiące, mieszkając w stajni. Stąd na piechotę 50 km wędrują do Hrubieszowa. Zanim wyruszą w drogę, dziewczynę spotyka przerażająca sytuacja. Jako, że zawsze bardzo dbała o wygląd i była schludnie ubrana, zauważa ją jeden z gestapowców, który podejrzewa, że Ita może ukrywać kosztowności. W związku z tym każe się jej rozebrać do naga. Dziewczyna jest pewna, że ją zastrzeli. On jednak przeszukuje dokładnie jej sukienkę i odchodzi. Weissmanowie trafiają do obozu przejściowego w Hrubieszowie.
W obozie dokonywano
selekcji: młodszych i silniejszych kierowano do pracy przy warzywach hodowanych na potrzeby wojska. Jako, że Mojżesz podaje, że cała rodzina to robotnicy rolni, Ita "pozytywnie" przechodzi selekcję. Tu po raz ostatni widzi się z rodzicami.
„Babcia nie za bardzo chciała rozstawać się z córką, dziadek, który był czułym i
kochającym ojcem chciał ratować mamę, powiedział: idź dziecko, ratuj się, życie
przed tobą, może będziesz mieć dobrze.
Pamiętam
jak byłem małym chłopcem… takie rozmowy dorosłych podsłuchiwane spod stołu.
Dziadek
żeby zobaczyć mamę ostatni raz nazbierał kamieni z okolicy, usypał je, by móc
na nich stanąć i przez wysoki płot
popatrzeć na odchodzącą córkę. To pamiętam. To tkwi mi w głowie do dzisiaj”
– wspomina Kazimierz.
Mojżesz Weissman i jego
żona Pinia giną w obozie w Bełżcu tego samego dnia, 15 czerwca 1942 roku, kilka
miesięcy po tym jak Niemcy wygnali ich z ich domu przy ulicy Sobieskiego. Taka data widnieje w aktach zgonów, które znajdują się w
rzeszowskim archiwum. Mojżesz w chwili śmierci ma niespełna 50 lat (data urodzenia figurująca w Spisie
Judenratu to 15 sierpnia 1892, w akcie zgonu jest zapis, że miał 53 lata zeznania składali czasem przypadkowi świadkowie
nieznający dokładnej daty urodzenia zmarłego). Data urodzenia: 15 sierpnia 1892 rok figuruje również na liście osób wysłanych do Bełza. Pinia urodzona również w 1892 roku umiera mając 50 lat.
Czy rzeczywiście zginęli w Bełżcu? Ze wspomnień Ity wynika, że mógł być to Pińsk. Jest to wiadomość, którą przekazuje jej jeden z Niemców, po jej rozłączeniu z rodzicami.
W lutym 2020 roku rozmawiam z Bogumiłą Gajowiec.
„ Któregoś dnia do jej rodziców
przychodzą Żydzi – sąsiedzi. Zostawiają na przechowanie cały wór swoich
rzeczy. Zabierają go potem, po zapłaceniu jakichś pieniędzy Niemcom
– mają nadzieję, że to ich uratuje.
Zostawiają tylko jesionkę męską i zegarek – budzik.
Ta jesionka wisiała
potem całe lata u nas w szafie – wspomina Pani
Bogumiła – czekała.
Pamiętam ją jak wisiała.
Wisiała, aż do momentu kiedy zjadły ją mole” 10.
Zastanawiam się czy
jesionka mogła należeć do Mojżesza albo Pini.
Ita trafia do majątku w Korczminie (koło Ulhówka). Majątek jest czymś w rodzaju obozu pracy. Ita uprawia warzywa.
„
Wiesz – mówi mi jej syn – mama nigdy nie lubiła pracy w przydomowym ogródku.
Może właśnie dlatego”.
A jak wspomina
mielczanin Waldemar Skowron, kolega ze szkoły starszego syna Busiów Aleksandra,
ogród Busiowie mieli ogromny.
Ita ze względu na swój mało semicki wygląd,
zostaje zauważona przez żonę rządcy majątku Polaka Wilińskiego, która spodziewa się
dziecka. Potrafi szyć i haftować, co
staje się ogromnym atutem. Żona rządcy wstawia się za nią u męża i przez
jakiś czas Ita pracuje jako ich pomoc. Praca jest ciężka, a wyżwienie złe, co sprawia, że młoda kobieta, wygląda na zaledwie 14- letnią dziewczynę.
W międzyczasie Tomasz
tak jak obiecał, przybywa na ratunek (miejsce pobytu ukochanej jest mu znane bo ona sama uprzednio go o tym zawiadamia posyłając kartkę do Mielca). Zostaje jednak złapany przez funkcjonariusza
obozu, Ukraińca. Dostaje ostrzeżenie: jeśli przyjedzie jeszcze raz zostanie
zabity. Żona rządcy, która prawdopodobnie była w posiadaniu jakieś wiadomości, że coś
złego stanie się w obozie, pyta Itę czy ma kogoś kto mógłby jej pomóc. Tomasz
po raz drugi przyjeżdża do obozu, całą noc śpi w zaroślach. Kazimierz opowiada mi, że później Ita
wspomina Tomaszowi, że w tych zaroślach funkcjonariusze obozu dokonywali rozstrzeliwań
„niepokornych” więźniów. Na szczęście tamtej nocy, Tomasz o tym nie wie.
Rano w porozumieniu z rządcą, jak przypuszcza Kazimierz (to potwierdzają wspomnienia Ity, rządca Wiliński odegrał niebagatelną rolę w jej uratowaniu, po wojnie Ita próbuje go odnależć, ale jej się to nie udaje) ukochany wywozi ją do swojej rodziny, do
Rzemienia. Ma dla niej aryjskie papiery. Pociagiem jadą do Rzeszowa, a następnie do Dębicy. Tutaj ze względu na brak połączenia kolejowego, śpią całą noc na łące.
Pobyt w Rzemieniu Ita wspomina jako spokojny.
„
To było urocze, romantyczne miejsce na rzeczką.
Mama na strychu patrzyła przez szpary, a tata grał na harmonii”
– wspomina Kazimierz.
Wkrótce jednak (w Rzemieniu Ita spędza sześć tygodni), pojawia się wiadomość, że doszło do akcji sabożatowej, ktoś przecina kabel telefoniczny i spodziewana jest rewizja. Tomasz
musi znaleźć swojej ukochanej nowe miejsce. Rowerami udają się do Borku koło Mielca, gdzie dziewczyna ukrywa się u rodziny Kowalskich. 11
Kiedy spragniona powietrza Ita, wychodzi na
chwilę z kryjówki, zauważa ją grantowy policjant. Robi się dla niej niebezpiecznie i wtedy zostaje umieszczona za protekcją w
obozie na Biesiadce (umieszczona za protekcją, co dzisiaj wydaje nam się nieprawdopodobne,
ale wbrew pozorom szanse na przeżycie dla Żydów zwiększały się właśnie w obozach
pracy, znacznie trudniej było przeżyć ukrywając w kryjówkach w polskich domach z uwagi na podejrzliwych sąsiadów).
W obozie Ita pracuje przy budowie drogi i wąskotorówki do Nowej Dęby. Jej pobyt tutaj trwa miesiąc.
Z obozu na Biesiadce, kiedy
pojawiają się wieści o jego likwidacji (1943 rok), uwalnia Itę Tomasz.
„
Szczęście w nieszczęściu bo to przecież
było blisko Mielca. Mój wspaniały tata znowu zadziałał, upił strażnika i
wykradł w nocy mamę wioząc ją na ramie od roweru podczas godziny policyjnej do
Mielca”.
Tak zapamiętał to Kazimierz, ale we wspomnieniach Ity z obozu uciekają samochodem, który użycza im przekupiony przez Tomasza stu dolarami Niemiec. Przybywają do Mielca i tu Ita ukrywa się na strychu domu.
Potem następują bardzo
długie miesiące, które Ita spędza w ziemiance (na posesji
Wiktorii Sieroń, przy ulicy Sobieskiego 21).
To wersja Kazimierza.
Według wspomnień samej Ity, które znajdują się w posiadaniu Stanisława
Wanatowicza, była to kryjówka pod schodami, w której Ita przebywała w pozycji
leżącej. Dzisiaj po latach trudno powiedzieć, która wersja jest tą właściwą. Bez wątpienia jednak ukrywanie się jest dla dziewczyny ciężkim przeżyciem.
„
Mama widziała tylko niebo, wtedy kiedy tato przychodził z młyna w nocy i
wychodzili na zewnątrz na chwilę. Te dwadzieścia dwa miesiące w ziemiance pod
balami drewna na opał, w której siedziała mama, na pewno odbiło się na jej
psychice. Była zamknięta w sobie i nieufna w stosunku do ludzi. W późniejszym
wieku miała objawy depresji, tylko kto wtedy wiedział co to depresja”
Kazimierz wspomina o 22 miesiącach. Nie mógł to byc jednak tak długi okres, skoro Ita została zabrana z Biesiadki tuż przed likwidacją obozu w 1943 roku, a w sierpniu 1944 roku, mogła przestać się już ukrywać. Bez wątpienia były to jednak długie miesiące w ukryciu.
Stanisław Wanatowicz,
który po wojnie rozmawiał z ocaloną, tak mówi o tych spotkaniach :
„ Opowiadała spokojnie, prawie
beznamiętnie. Ale to było pozorne. Po kilku spotkaniach Tomasz Buś, oznajmił
mi, że żona po każdym spotkaniu jest mocno poddenerwowana, nie śpi. I poprosił żebym więcej jej nie męczył”.
W kryjówce Ita przebywa do 6 sierpnia 1944 roku. Jeszcze
po przejściu frontu nie czuje się bezpieczna. Pod niemieckim ostrzałem zza
Wisłoki na ręcznym wózku przewozi ją na Borek piętnastoletni Tadeusz Indyk.
Pozostawała w ukryciu przez kilka tygodni.
Wojna się kończy.
Ita zostaje ocalona
przez swojego dzielnego przyszłego męża, który wiele lat później 1 stycznia 2002 roku zostaje nagrodzony medalem
Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Medal odbiera jego synowa z rąk
Szewacha Weissa, innego ocalonego, izraelskiego polityka, dyplomaty, ambasadora
Izraela w Polsce i Przewodniczącego Knesetu.
Jest jedną z
nielicznych ocalonych, której udaje się przetrwać ukrywając się w mieście. Ze
względu na obecność niemieckich żołnierzy, bliskość posterunków, było to
znacznie trudniejsze niż ukrywanie się poza nim.
Kiedy przez miasto idą
niemieccy jeńcy, Ita na ich widok płacze. Oficer bezpieki zwraca jej uwagę:
gdybym nie wiedział kim pani jest…. Ale pani płacze? Ita odpowiada: przecież to też ludzie…
Ita
ocala życie, ale jej świat przestaje istnieć. Nie ma rodziców i brata, nie ma
rodziny. Nie ma przyjaciół, sąsiadów, znajomych. Nie ma sztetla. Nie ma synagogi. Nie ma
modlących się Żydów. Nie ma żydowskich sklepów, a żydowskie domy zamieszkują
nie - Żydzi. Nie ma nawet żydowskiego cmentarza
przy ówczesnej ulicy Kolejowej. Znikają macewy. Zostały użyte przez Niemców do
wzmacniania brzegów Wisłoki i utwardzania dróg. Do Mielca po wojnie powraca
około trzystu z pięciu tysięcy żydowskich mieszkańców.
Jak dotkliwe było to dla dwudziestoczteroletniej dziewczyny, zwłaszcza w połączeniu z wojenną traumą?
Trudno sobie wyobrazić co czuje człowiek, którego cały dotychczasowy świat
obraca się w ruinę i pozostają zgliszcza. Na tych zgliszczach trzeba budować
wszystko od nowa. Jak?
Powracający do Mielca Żydzi nie są
przyjmowani przez mielczan z otwartymi ramionami.
„
Ale na ulicy nikt ze znajomych nie odpowiadał na nasze pozdrowienia. Kiedy moja
dawna nauczycielka, której byłam ulubienicą, odwróciła głowę na mój widok,
miałam łzy w oczach. Listonosz, który znał moje imię od dziecka, patrzył w
innym kierunku. Piekarz, u którego chciałam kupić chleb, powiedział bym
przyszła nocą, aby sąsiedzi nie zobaczyli, że sprzedaje chleb Żydom” 12
-
wspominała Helen Honig .
Ocalały Mark
Verstanding, mielecki prawnik, wspominał jak jego szkolny kolega zwrócił mu
uwagę, że zbyt pochopnie ścignął z ramienia opaskę identyfikującą Żydów, bo
nakaz ustanowiony przez Niemców nie został uchylony.
Zdarzały się nawet morderstwa. W 1945 roku na
drodze Mielec – Kolbuszowa zostaje zastrzelony przez Polaków ocalony przez Eugeniusza i Katarzynę
Szyfnerów, Jankiel Heller.
Odmiennie, z empatią
wobec dawnych sąsiadów, co nie powinno dziwić biorąc pod uwagę jego wojenne
bohaterstwo, zachowuje się Tomasz Buś. Kiedy przestaje istnieć żydowski
cmentarz przy dzisiejszej ulicy Jadernych, staje się opiekunem żydowskiego
cmentarza na Borku.
Kazimierz: „ Wiem też, że jak zlikwidowali cmentarz
żydowski na ulicy Jadernych i na jego części zbudowali pocztę, to tata jeździł
na nowy cmentarz żydowski na Borku, coś tam robił i doglądał ” 13 .
Kiedy odnajduję tę informację w książce Włodka Gąsiewskiego, jestem jako jedna z opiekunek tego
miejsca, bardzo poruszona.
Dowiaduje się też, że w latach 90 XX wieku niemłoda już przecież Ita czyściła wraz z dwiema młodymi dziewczynami pomnik, który postawiano kilka lat wcześniej w miejscu gdzie stała mielecka synagoga.
Jeden z mielczan opowiada mi, że pamięta wizytę Państwa Busiow w swoim domu rodzinnym.
" Moja mama wtedy przy Pani Irenie powiedziała wiele złych rzeczy o Żydach, o których miała bardzo złe zdanie. Pani Irena milczała. Była zresztą cichą i małomówną osobą".
Jak
bardzo zagubiona w tym nowym świecie musiała czuć się Ita?
Ita, która po wojnie
staje się Ireną, wkrótce zaś po przyjęciu chrztu i zawarciu ślubu z Tomaszem (a
miało to miejsce 27 listopada 1944 roku w dniu jej dwudziestych czwartych
urodzin) – Ireną Buś.
Zastanawiam się jak to
jest kiedy trzeba na nowo budować swoją tożsamość. Przyzwyczajać się do nowej
wiary i nowego imienia. Jak to jest kiedy ukochana z Ity staje się Ireną i
nagle trzeba zacząć zwracać się do niej inaczej…
Pytam Kazimierza czy
Tomasz nie nazywał jednak Ireny poprzednim imieniem.
Nie.
„
Mówili do siebie bardzo czule – Ireczko, Tomeczku, nawet jeśli się kłócili”.
Irena dość szybko zostaje matką. Kolejno rodzą się
dzieci:
Aleksander (1945),
który otrzymuje imię po bracie Ireny, Kazimierz (1946) i Grażyna (1952).
Mieszka z rodziną w
swoim rodzinnym domu przy ulicy Sobieskiego 27.
Jedna z mielczanek
opowiada mi, że dzieci Busiów nie miały łatwo. Podobno spotykały ich
nieprzyjemności z powodu żydowskiego pochodzenia.
Kazimierz wspomina mi,
że od dziecka grantowego policjanta, który wydał mamę, często słyszał przezwisko „ rudy Mosiek”.
„ Mama była
nadopiekuńcza. Próbowała nam pomagać we wszystkim, że myślę chciała nam jakoś
wynagrodzić to co nas nieraz spotykało. Czuliśmy miłość chociaż oboje rodzice
pracowali do późna wieczorem. Kiedy żegnałem się z tatą przed wyjazdem do
Izraela, widziałem jego oczy pełne łez. Nie wiem czy czuł że widzimy się po raz
ostatni. Poczułem się wtedy bardzo kochany. U nas atmosfera była ciepła i pełna
szacunku i miłości”.
Wielu mielczan pamięta Itę Irenę ze sklepu tekstylnego w Rynku, w którym pracowała po wojnie. Podobno była bardzo rzetelna, fachowa jako sprzedawczyni i niezwykle uprzejma dla klientów. Z nadzwyczajną starannością doradzała w zakupach swoim klientom.
" Doskonale ją pamietam, sklep z materiałami na Starówce, w okularkach bezoprawkowych, zsuniętych lekko w dół nosa" - wspomina jedna z mielczanek.
Kolejna mielczanka wspomina jak pomocną i sprawną była sprzedawczynią. Jak szybko reagowała i jak świetnie potrafiła doradzić.
„ Ita i jej wybawca bardzo się kochali, mieli mądre i dobre dzieci. Ita wytrwała w przyjętej wierze, bardzo dbała o chrześcijańskie wychowanie dzieci. Sąsiedzi, także moja rodzina z zadowoleniem przyjęli ją w chrześcijańskiej społeczności. Jednak nasze wyobrażenie o jej decyzji było nieco naiwne. Ze zdumieniem i oburzeniem dowiadywaliśmy się, że spotykały ją także nieprzyjemności z racji jej pochodzenia, że bardzo te nieprzyjemności przeżywała” 14 .
Nie
potrafię myśleć o mojej bohaterce inaczej jak o dziewczynie ze sztetla dwojga
imion. Dla mnie zawsze będzie Itą – Ireną. Ostatnią mielecką Żydówką, jak wciąż
mówi się o niej w Mielcu. Jej żydowskie imię Ita, pochodzi wprost od imienia Judyta, hebrajskiego Jehudit, co oznacza mieszkankę Judei, Żydówkę.
Została brutalnie
pozbawiona rodziny, a jej życie zostało podzielone, na to żydowskie, które
trwało krótko i to późniejsze, chrześcijańskie.
O swoim żydowskim życiu nie opowiadała
dzieciom. Czy było to zbyt bolesne, czy chciała w ten sposób uchronić je przed
niechęcią wobec Żydów? A może jedno i drugie.
Tomasz przed wojną i po wojnie pracownik młyna, po wojnie kończy Technikum Ekonomiczne.
Pracuje w dyrekcji młynów, potem w mleczarni i w Wytwórni Sprzętu
Komunikacyjnego w Mielcu.
Nieżyjący już Aleksander, starszy syn
Busiów był absolwentem Szkoły Głównej Planowania i
Statystyki, pracował w Siedlcach. Kazimierz w 1990 roku wyjedża z
Mielca, od 1991 roku mieszka w Izraelu, w 2008 roku powraca do Polski i tu mieszka do dziś. Córka
Grażyna, pracuje w mieleckim szpitalu, w latach siedemdziesiątych wyjeżdża do Francji, gdzie obecnie nadal przebywa.
Jako małżeństwo Ita – Irena i Tomasz
przeżywają ze sobą prawie całe piękne pięćdziesiąt lat. Najpierw w 1994
roku odchodzi Tomasz, w 2005 – Ita Irena.
Historia ich miłości,
chociaż naznaczona takim ogromnym cierpieniem, strachem i traumą, ale też i
przecież odwagą, jest jedną z najbardziej wzruszających, które dane mi było poznać.
Tomasz, który w 1944
roku w trakcie przysięgi małżeńskiej wypowiadał słowa „ I nie opuszczę cię aż
do śmierci” swoją postawą dał największy dowód miłości jaki można dać drugiemu
człowiekowi.
Odwiedzam ich czasem na mieleckim cmentarzu
przy ulicy Królowej Jadwigi. Palę znicz ale i
kładę na grobie kamyk jak nakazuje żydowska tradycja.
Kamyk dla ostatniej
mieleckiej Żydówki i jej dzielnego męża. Niech odpoczywają w pokoju. Niech ich
dusze będą związane w węzeł życia wiecznego.
Tekst: Izabela Sekulska
Tekst ten powstał z
ogromnej potrzeby ocalenia w pamięci mielczan przedwojennego sztetla i jego
mieszkańców, ale przede wszystkim ku pamięci rodziny Weissmanów i Busiów.
Odkąd zaczęłam się
zajmować tą tematyką, wciąż we wspomnieniach mielczan przewijała się Ostatnia
Mielecka Żydówka jak nazywano Itę. Moją potrzebę stworzenia tego rodzinnego portretu
wzmocnił fakt, że kilka miesięcy temu miałam okazję poznać jej syna,
Kazimierza. Myślę, że Weissamanowie i Busiowie na ten portret i naszą
pamięć bardzo sobie zasłużyli.
Bardzo serdecznie
dziękuję Kazimierzowi za podzielenie się wspomnieniami, chociaż wiem, że nie
było to dla niego łatwe.
Dziękuję również za
pomoc w trakcie pisania tekstu: Stanisławowi Wanatowiczowi, Andrzejowi Krempie,
Jolancie Kruszniewskiej, Scottowi Genzerowi i Waldemarowi Skowronowi.
Spis Judenratu
Siostra Mojżesza Weissmana
Młyn Zuckerbrodtów
Busiowie ze starszym synem Aleksandrem
Kazimierz i Grażyna
Przypisy:
1 Przesłuchanie Ireny Buś Sąd Apelacyjny w Rzeszowie IK S/50, sygn..akt Kps 328/49
2 Mielecka Księga Pamięci, Melitser Yizykor Book https://www.yiddishbookcenter.org/collections/yizkor-books/yzk-nybc313891/klagsbrun-schlomo-melitser-yidin
3 tamże
4 Borger Moshe, AYV, Zespół Świadectwa, pamiętniki i wspomnienia, syg. 1275, Pamiętnik Moshe Borgera
5 Mielecka Księga Pamięci, Melitser Yizykor Book https://www.yiddishbookcenter.org/collections/yizkor-books/yzk-nybc313891/klagsbrun-schlomo-melitser-yidin
6 Gąsiewski Włodek, Sprawiedliwi i nie tylko ziemi mieleckiej i okolic, wydawca: Agencja Wydawnicza „Promocja” Mielec, Mielec 2021
7 Zezanania Izaaka Zuckerbrodta z Oświęcimia, kuzyna właściciela młyna Izaaka i Mojżesza, wspomina, że zatrzymał się u kuzynów właścicieli młyna Yad Vashem - Record Group: O.3 - Testimonies Department of the Yad Vashem ArchivesFile Number: 2168
8 Gąsiewski Włodek, Sprawiedliwi i nie tylko ziemi mieleckiej i okolic, wydawca: Agencja Wydawnicza „Promocja” Mielec, Mielec 2021
9 Przesłuchanie Ireny Buś Sąd Apelacyjny w Rzeszowie IK S/50, sygn..akt Kps 328/49
10 Izabela Sekulska https://maynshtetelemielec.blogspot.com/2021/09/pamiec-mayn-shtetele-mielec.html
11 Krempa Andrzej, Zagłada Żydów Mieleckich, Wydawca : Muzeum Regionalne w Mielcu, Mielec 2013
12 tamże
13 Gąsiewski Włodek, Sprawiedliwi i nie tylko ziemi mieleckiej i okolic, wydawca: Agencja Wydawnicza „Promocja” Mielec, Mielec 2021
14 Gąsiewski Włodek, Sprawiedliwi i nie tylko ziemi mieleckiej i okolic, wydawca: Agencja Wydawnicza „Promocja” Mielec, Mielec 2021
Podczas pisania tekstu korzystałam z:
Spisu Judenratu. APRz Zespół 752, syg 17, Spis Żydów z Mielca
Dziennika Moshe Borgera ze zbiorów YV
Mieleckiej Księgi Pamięci
Książek Andrzeja Krempy i Włodka Gąsiewskiego wymienionych w przypisach,
Zeznań Izaaka Zuckerbrodta z Oświęcimia, kuzyna właściciela młyna Izaaka i Mojżesza, wspomina, że zatrzymał się u kuzynów właścicieli młyna z Yad Vashem - Record Group: O.3 - Testimonies Department of the Yad Vashem ArchivesFile Number: 2168
Wspomnień Kazimierza Busia, syna Tomasza i Ireny, i dokumentów przesłanych mi przez niego
Powojennych zeznań i wspomnień Ity Weissman – Ireny Buś.
Aktów zgonów mieleckich Żydów APRz, Zespół 882, syg. 1
Wspomnień Ity Weissman spisanych i przekazanych mi przez Stanisława Wanatowicza
Zdjęcia pochodzą z archiwum prywatnego Kazimierza Busia oraz z książki Włodka Gąsiewskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz